PASTERZE NA MANOWCACH
RICK JOYNER
Mój lud był trzodą zabłąkaną; ich pasterze wiedli
ich na manowce, tak że tułali się po górach,
schodzili z góry na pagórek, zapomnieli o swoim
legowisku.
Jer. 50, 6
Ostrzeżenie z Księgi Jeremiasza i dzisiaj znajduje
swoje uzasadnienie. Lud Boży sprowadzany jest „z
góry na pagórek”, albo z jednego wysokiego miejsca
na inne, ale nie jest doprowadzany do miejsca swego
legowiska- prawdziwego odpocznienia- jedności z
samym Panem. Nie dotyczy to wszystkich pasterzy,
którymi zostaliśmy pobłogosławieni w ostatnich
czasach, niektórzy z nich są rzeczywiście znakomici.
Jednak pomimo tego, na szeroką skalę zaistniało
odchodzenie od podstawowego celu i istoty kościoła
do takiego punktu, w którym duże części ciała
Chrystusa sprowadzane są na manowce.
Często łatwiej jest zmobilizować ludzi wokół jakichś
projektów niż do służby dla Boga, w zalecony przez
Niego sposób. Współczesna reklama wpłynęła na ludzi
tak, że są raczej gotowi do odpowiedzi na nadmiar i
promocję własnej osoby niż do odpowiedzi Duchowi
Świętemu i prawdzie. Wiele z usługujących osób
nauczyło się używać takich technik do pozyskiwania
ludzi do własnych projektów. Oni działają, a ludzie
przychodzą. Jednak po każdym takim doświadczeniu
ludzie odchodzą z jeszcze większym poczuciem pustki,
niż wcześniej. Letniość, w jaką popadło dziś tak
wielu chrześcijan, wynika przede wszystkim z ich
wyczerpania chodzeniem od jednego do drugiego
projektu, albo od jednego wysokiego miejsca do
następnego.
Współczesne wzgórza
„Wzgórza” ze Starego Testamentu były w dawnym
Izraelu siedliskami odstępstwa. Jednak składano na
nich ofiary nie tylko innym bogom, ale także Jahwe,
Bogu Izraela. Najpierw prawie zawsze były miejscami,
na których składano specjalne, osobiste ofiary Panu.
Dlaczego było to wykroczeniem przeciwko Bogu?
Ponieważ była to forma oddawania czci, której On nie
przykazał, a wiedział też, że ona może doprowadzić
ludzi do wymyślenia sobie swojej własnej religii, co
ostatecznie doprowadziłoby ich do uwielbiania innych
bogów. I oczywiście tak się stało.
Kiedy ludzie zaczynają oddawać Bogu cześć na swoje
własne sposoby, zaczną w końcu uwielbiać swojego
własnego boga. On oczywiście będzie pasował do ich
pragnień i uwielbiać go będzie łatwo. Mogą zacząć od
uwielbiania Pana, ale wkrótce będą czcić Boga swoich
wyobrażeń, nawet jeśli cały czas używać będą imienia
Pana.
Dzisiaj podobna przypadkowość istnieje w poglądach
na służenie Panu. Istnieje tendencja do myślenia, że
możemy robić niemal wszystko, co wydaje nam się
słusznym pomysłem, a Bóg to pobłogosławi. Właśnie
dlatego pasterze prowadzą ludzi „z góry na pagórek”,
z jednego wysokiego miejsca na drugie, tylko nie do
samego Pana. I istotnie, wiele osób uzależniło się
od szukania duchowej „góry, wyżyny” na każdym
spotkaniu i jeśli nie otrzymują takich wrażeń,
szybko popadają w znudzenie i zaczynają szukać
nowego miejsca, gdzie mogliby „doświadczyć Boga”. W
tym samym czasie kościół doświadcza prawdziwego
rozkładu moralności i prawości, zanika także
głębokie oddanie się biblijnej prawdzie.
Należy się spodziewać, że razem ze wzrastającym
uzależnieniem od wygody, a także nietrwałości,
zdawkowości stosunków międzyludzkich, zobaczymy
wkrótce kościoły opowiadające się zarówno za
zawieraniem małżeństw jak i udzielaniem rozwodów.
Już dziś trudno udać się na spotkanie pastorów, żeby
nie usłyszeć narzekania, że „od tych ludzi” to tak
trudno oczekiwać długotrwałego zaangażowania. Ale
czy większa część winy za taki stan rzeczy nie leży
po stronie pasterzy? Pasterze szybko i łatwo
wyrażają zgodę na opuszczanie własnych stad dla
lepszej pozycji w większym, lub bardziej znaczącym
kościele. Może to być tak niszczące dla
zgromadzenia, jak mogłoby być dla rodziny, gdyby
ojciec przyszedł pewnego dnia do domu i oświadczył,
że zamierza ich zostawić, bo ma stać się ojcem
rodziny większej, lepszej.
Prowadzenie, nadzorowanie i opieka nad ludźmi
należącymi do Boga to najbardziej odpowiedzialne
zajęcie na ziemi. Służba pastorska zasługuje na
więcej szacunku, czci i poparcia niż możemy go
okazać podczas Miesiąca Uznania dla Pastorów-
chociaż wtedy powinniśmy oczywiście to wszystko
okazywać. Bycie pastorem może być najtrudniejszą,
najniewdzięczniejszą pracą na ziemi. Jednak
współczesna forma tej służby jest tak wadliwa, że
nie tylko prowadzi na manowce owce Pana, ale niszczy
także samych pasterzy. Zmiany jednak nadchodzą.
Nowy most
Jednego z moich przyjaciół, który ma namaszczenie
prorocze, Boba Jonesa, odwiedził ostatnio jeden z
największych aniołów, jakich widział. Anioł
powiedział, że ma na imię „Wiatr Zmian” i że do
kościoła przychodzą potężne zmiany. Powiedział, że
dotychczas poznaliśmy większość z wiatrów
niepomyślności, ale wiatr zmian, który nadejdzie,
„napełni nasze żagle” tak, że kościół znowu posunie
się do przodu.
Bob otrzymał też wizję załamującego się mostu w
Północnej Karolinie. To wydarzenie miało miejsce
kilka dni później. Most załamał się, kiedy ludzie
przechodzili po nim nad autostradą Charlotte i około
stu osób odniosło obrażenia. Kiedy Pan objawia coś
takiego przez proroctwo, przekazuje nam przez to
jakieś posłanie.
Ponieważ samochody są środkami, „pojazdami” do
przeprowadzania, „przewożenia” ludzi, w snach i
wizjach często reprezentują służby. Mówi się, że
zawody formuły NASCAR przyciągają najwięcej kibiców
w Ameryce, ale jeszcze więcej kibiców ma w Ameryce
kościół, do którego co tydzień miliony osób
przychodzą oglądać kilku ludzi „usługujących”.
Słudzy ci, tak jak samochody formuły NASCAR zużywają
mnóstwo energii, nie posuwając się wcale do przodu.
Nie udają się do jakiegoś konkretnego miejsca, tylko
jeżdżą dookoła współzawodnicząc z sobą, starając się
pozostać na czele, zderzając się z sobą i rozbijając
się o bandy. Współczesne formy służby tak właśnie
działają wśród ludzi, co zgodne jest z powiedzeniem:
„żeby wygrać wyścig szczurów najpierw sam musisz
stać się szczurem”.
Zawsze wydawało mi się, że byłoby niesamowicie
prowadzić samochód wyścigowy, ale nie widziałem
sensu w siedzeniu godzinami w palącym słońcu i
obserwowaniu jak robią to inni. Kiedy jednak
poszedłem na wyścigi, zdziwiłem się jak bardzo
ekscytujące było samo patrzenie! Byłem
podekscytowany jeszcze przez kilka godzin po
wyścigu, a przecież nawet nie wiedziałem, kto
wygrał! Zdumiewa mnie także to, jak zajmujący są
niektórzy usługujący. Można zostać zahipnotyzowanym
patrząc na nich, ale co oni naprawdę mówią? Dokąd
nas prowadzą? Jakie projekty oni realizują?
Jeśli nasze kościoły i służby budujemy tak, żeby
były atrakcyjne dla ludzi, to ich fundamenty są
chwiejne. Jeśli budujemy w ten sposób, wystarczy
kilka spotkań „na wyżynach”, żeby w takim kościele
zostało wiele osób. Największym wrogiem takich
kościołów nie jest grzech, ani diabeł, ale nuda.
Dowiedziono, że nuda jest jedyną rzeczą, której
ludzie nie mogą znieść przez długi czas. Dla wielu
ludzi służba nie jest niczym więcej, niż szaleńczym
wyzwaniem znajdowania coraz to nowych rzeczy, które
utrzymałyby ludzi w podnieceniu i ruchu.
Czy w ten sposób zostało zamierzone życie kościoła
Nowego Testamentu? Absolutnie nie! Wiatr zmian
nadchodzi. Jeśli jesteś pastorem albo liderem
schwytanym w ten szaleńczy cykl służby, który musi
poruszać się coraz szybciej, ale cały czas tylko
kręci się w kółko, nie zdoła cię zatrzymać tylko
brak benzyny. Zatrzymasz się w miejscu, w którym
twój mechanizm nie będzie mógł już dłużej pracować.
Towarzystwa ubezpieczeniowe zaczynają zaliczać
pastorów do grupy wysokiego ryzyka, podając, że
trzydziestoletni pastor ma serce
sześćdziesięciolatka. Musisz wycofać się z tego
wyścigu i przenieść się na drogi wyższe od tych.
Musisz przestać ścigać służbę, a zacząć ścigać Pana.
Może brzmi to zbyt prosto, ale to jest jedyna droga
wyjścia. Apostoł napisał w II Kor. 11, 2- 3:
Zabiegam bowiem o was z gorliwością Bożą; albowiem
zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed
Chrystusem dziewicę czystą,
Obawiam się jednak, ażeby, jak wąż chytrością swoją
zwiódł Ewę, tak i myśli wasze nie zostały skażone i
nie zostały odwiedzione od prostoty i czystości w
oddaniu się Chrystusowi.
Pierwszą wymienioną cechą węża była jego
przebiegłość i jest to wciąż głębokie objawienie
natury diabła. Przebiegłość, chytrość to próba życia
przy nagiętych aż do granic zasadach. Duża liczba
współczesnych usługujących wiele więcej zbudowała
dzięki przebiegłości, niż dzięki namaszczeniu Ducha
Świętego. Na krótką chwilę może wydawać się to
sukcesem, ale jest to jak przekleństwo nad wężem,
ostatecznie doprowadzi do żywienia się prochem. Czas
już powrócić do Drzewa Życia, samego Pana Jezusa.
Fałszywi pasterze
Ostrzeżeń przed fałszywymi pasterzami jest w Piśmie
Świętym więcej niż przed fałszywymi prorokami i
fałszywymi nauczycielami razem. Nie przypominam tego
w celu zaatakowania, ale ochronienia pastorów. To,
co pojawiło się w naszych czasach w przebraniu
służby pasterskiej jest fałszywe. Współczesny model
służby pastorskiej nie jest ani biblijny, ani
efektywny. Jeśli będziemy go naśladować i my
staniemy się fałszywi.
Zmiana nie jest tylko możliwością. Prawdziwa
struktura tej służby w jej obecnej formie polega na
angażowaniu wielu osób, które prawdziwie, z czystych
intencji oddają się jej i zmienianiu ich.
Przeczytajcie 34 rozdział Ks. Ezechiela, jakby był
napisany specjalnie na teraz. Jednak według
obietnic, także w tym rozdziale zawartych, Pan
powoła pasterzy według Swojego serca. Pasterzy
takich jak król Dawid, którzy będą prowadzili ludzi
w mądrości i czci i będą dodawać im odwagi.
Most prowadzący nad autostradą Charlotte załamał
się, ponieważ „ belki zestresowane” nie mogły
utrzymać ciężaru przechodzących po nim ludzi.
Głównym powodem tak szybkiego wypalania się
usługujących jest tendencja do nakładania na siebie
ludzkiego jarzma, zamiast jarzma Pana. Nigdy nie
będziemy w stanie ani unieść ciężarów innych ludzi,
ani sprostać ich oczekiwaniom, ponieważ nie
otrzymaliśmy do tego ani łaski, ani autorytetu. To
nie jest nasze zadanie i musimy przestać starać się
mu sprostać. Naszym celem jest tylko zapoznawanie
ludzi z Tym, który jest ich Źródłem.
Przygotowanie na antychrysta
Kiedy prowadzimy ludzi od jednego do drugiego
projektu, zamiast do samego Pana, prowadzimy ich do
czegoś, co jest Jego substytutem. Czy ludzie są
„prowadzeni do Jezusa”, a jakimś sposobem,
wszystkim, co otrzymują jesteśmy my sami? Kiedy przy
okazji nabożeństw próbujemy stać się dla ludzi
źródłem ich oczekiwań, stawiamy tym samym siebie w
miejscu antychrysta, który nie przyszedł tylko po
to, żeby atakować Chrystusa, ale zastąpić Go na Jego
miejscu. Można to zinterpretować także jako
substytut dla namaszczenia, tego, co Chrystus uważał
za „namaszczone”. To może brzmieć dramatycznie, ale
przez takie działania przygotowujemy ludzi dla
antychrysta.
Jak wytłumaczył apostoł Jan, antychrystów jest
wielu. Nikt z nas nie został powołany do zastąpienia
ludziom Ducha Świętego. Musimy postanowić, że nie
będziemy się starać być dla ludzi źródłem, ani też
nie pozwolimy im wynieść siebie do tej pozycji. W
przeciwnym razie pozwolimy, żeby cokolwiek innego
przejęło miejsce Jezusa w życiu kościoła.
Kiedy ludzie przyszli, żeby obwołać Jezusa królem,
On uciekł w góry. Gdyby wtedy im się to udało, to
znaczyłoby, że właśnie ludzie ustanawiają zasady. To
był jeden z najbardziej zarozumiałych aktów; ludzie
myśleli, że mogą uczynić Boga królem. On się królem
urodził! Jeśli na jakieś stanowiska jesteśmy
wynoszeni przez ludzi, to oni przejmują kontrolę.
Kiedy ludzie próbują niewłaściwie nas wywyższyć,
musimy nauczyć się robić to samo, co Jezus - musimy
uciec! Musimy uciec od wszystkiego, co nie daje
uznania Jezusa, stosownie do tego, co On sam
sprawił, że każdy pokłoni się tylko przed Nim.
Zorganizowana przestępczość w kościele.
Wykorzystywanie organizacji to jeden z
najważniejszych sposobów zastępowania namaszczenia
Ducha Świętego. Pan na pewno nie jest przeciwko
zorganizowaniu, ale sprzeciwia się mu w momencie,
gdy wykorzystujemy je, zamiast ufać Jemu i pozwalać
Jemu dokonywać Swojego dzieła. Kiedy odpowiadamy
Bogu na powołanie do wykonania czegoś, przejmując
równocześnie plany wykonania, często zbaczamy z
drogi.
Król Saul był namaszczony przez Boga. Upadł, kiedy
pod wpływem okoliczności zaczął podejmować pochopne
działania. O królu Dawidzie, z drugiej strony, Pismo
najczęściej wspomina, że „radził się Pana”. Jak mówi
Księga Przysłów 16, 18: Pycha chodzi przed upadkiem,
a wyniosłość ducha przed ruiną. Czy może być coś
bardziej aroganckiego niż przypisanie sobie we
wszystkich poglądach Bożej opinii? Cóż bardziej
zarozumiałego niż podejmowanie decyzji dotyczących
Bożych dzieci, bez zapytania Boga o ich słuszność?
Badania wykazały, że statystyczny amerykański pastor
nie modli się nawet pięciu minut dziennie!
Pan wiele razy mówił mi, że jeśli nie będę modlił
się przynajmniej dwóch godzin dziennie, nie zdołam
pozostać na właściwej drodze. Powtarzał mi to
wielokrotnie, ponieważ wielokrotnie tego nie
robiłem. To trudne, ale właśnie takimi zaniedbaniami
spowodowane są napięcia i krytyczne sytuacje,
których tak często doświadczamy. Te dwie godziny
dziennie, a raczej ten czas, kiedy mamy się modlić,
zawsze będzie najlepiej spożytkowaną częścią dnia.
On obiecał, że jeśli będziemy Go szukać, znajdziemy
Go. Kiedy znajdziemy Jego, weźmiemy Jego jarzmo.
Kiedy będziemy z Nim w jednym jarzmie, praca stanie
się łatwa i będziemy mogli osiągnąć znacznie więcej,
znacznie mniejszym wysiłkiem. Pan zaoferował nam coś
cenniejszego niż wszystkie skarby na ziemi:
Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście
spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie.
Weźcie na siebie Moje jarzmo i uczcie się ode Mnie,
że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie
ukojenie dla dusz waszych.
Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię Moje
lekkie.
Mat. 11, 28 – 30
Jedno słowo mądrości lub poznania od Niego, może
uczynić więcej, niż wiele dni naszej ciężkiej pracy.
Tylko Pan może zbudować Swój dom. On chce nam
pozwolić z Sobą pracować, ale kiedy usiłujemy zrobić
coś samemu, bądź z pomocą ludzkich organizacji,
nazywa nasze działania „zorganizowaną
przestępczością”.
Skręcić w odpowiednim kierunku
Jeśli zostałeś złapany w ten szaleńczy cykl służby,
gdzie skręcanie w lewo jest jedynym sposobem na
utrzymanie się w wyścigu, będziesz musiał nauczyć
się skręcać w odwrotnym, niż wszyscy pozostali
kierunku. Jeśli mamy powrócić do Boga, zmiana
sposobu naszego myślenia musi być zupełna. Jednak
przy szybkości, z jaką porusza się większość służb
nagły zwrot spowoduje zawirowania albo wypadek.
Nawrócenie ze stosowania niewłaściwych metod
pełnienia służby to nie to samo, co nawrócenie z
moralnego grzechu. Ze względu na dobro ludzi
radykalna zmiana kierunku rzadko jest rozwiązaniem.
Na początek zwolnij swój pojazd, albo służbę.
Następnie poczekaj na właściwy zjazd, który Pan ci
pokaże. Nie wystarczy tylko to, że widzisz, co jest
nie w porządku. Potrzebujemy jasnej wizji tego,
gdzie musimy dotrzeć. Pan nigdy nie zmienia naszego
ukierunkowania, informując nas tylko, w czym
zbłądziliśmy, ale jasno wskazuje też właściwą drogę.
Musimy powrócić do naszej pierwszej miłości, tylko
wtedy, kiedy to naprawdę zrobimy, zdołamy
przyprowadzić ludzi do ich pierwszej miłości. Jeśli
zechcielibyśmy więcej czasu spędzić na służeniu Bogu
niż na służeniu ludziom, nasze usługiwanie ludziom
pomnożyłoby się i stałoby się efektywniejsze. Jeśli
postanowimy skoncentrować się bardziej na tym, żeby
na spotkaniach była Boża obecność, niż na tym, żeby
zachęcać ludzi do przyjścia, to, chociaż na początku
najprawdopodobniej stracimy kilka osób, a może nawet
wiele, nie będzie to tak tragiczna strata, jaką
byłaby utrata obecności Pana. Jeśli powrócimy do
naszej pierwszej miłości, ostatecznie będziemy mieli
tylu ludzi, że nie będziemy wiedzieli, co z nimi
zrobić. Jeśli zdecydujemy się bardziej szukać
pochwały od Boga niż od ludzi, nasza harówka znów
szybko zmieni się w zadowolenie z życia.
Droga łaski
W samej formie współczesnej służby muszą zostać
przeprowadzone praktyczne, ale bardzo głębokie
zmiany. Służba pastorska nigdy nie miała być służbą
dominującą, nadrzędną w stosunku do innych, a taką
się stała. Tylko raz wspomniana w całym Nowym
Testamencie, nie zdefiniowana, wymieniona jest jako
jedna składowa w grupie służb. Służba Nowego
Testamentu ma być grupą służb (służbą grupową) i
żadna służba nie może właściwie funkcjonować bez
właściwego powiązania z resztą całej grupy. Służba,
która spróbuje funkcjonować oddzielnie, szybko
wypadnie ze swojej orbity i będzie pełniona
niewłaściwie. Istota i cel służby nowotestamentowej
są jasno wyłożone w Liście do Efezjan 4, 11- 16:
I On ustanowił jednych apostołami, drugich
prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami
i nauczycielami,
Aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do
budowania ciała Chrystusowego,
Aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania
Syna Bożego, do męskiej dojrzałości, i dorośniemy do
wymiarów pełni Chrystusowej,
Abyśmy już nie byli dziećmi kołysanymi przez fale i
unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie
i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu,
Lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali
pod każdym względem w Niego, który jest Głową, w
Chrystusa,
Z którego całe ciało spojone i związane przez
wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według
zgodnego z przeznaczeniem działania każdego
poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo
w miłości.
To najbardziej treściwy i zwięzły tekst Nowego
Testamentu na temat praktycznej służby. Wyróżnić
można dwanaście czynników, jakie powinniśmy odnaleźć
w każdym przykładzie prawdziwej służby. Są to:
1. Apostołowie, prorocy, ewangeliści, pasterze i
nauczyciele zostali ustanowieni w kościele po to,
żeby do dzieła usługiwania przygotować ludzi, a nie
po to, żeby robili wszystko sami.
2. Wszyscy zostali ustanowieni do budowania ciała
Chrystusa, a nie do gromadzenia ludzi. Czy są oni
„żywymi kamieniami”, które Bóg powierzył naszej
opiece i budują się w świątynię dla Niego, czy są
tylko stosem kamieni?
3. Budowa musi trwać dopóki „dojdziemy wszyscy”, a
nie tylko niektórzy. Zostaliśmy powołani, aby
osiągnąć:
1) Jedność wiary
2) Poznanie Syna Bożego
3) Dojrzałość
4) Wymiary pełni Chrystusowej
Czy wiesz o jakimś kościele na ziemi, który
osiągnąłby choć jedną z tych rzeczy? Oczywiście ani
nie zostało to osiągnięte, ani nie wykonuje swojego
zadania.
4. Kościół nie ma pozostawać dziećmi kołysanymi na
falach. Te „fale” to mogą być fale Ducha Świętego,
ale nie każdy kościół ani nie każdy wierzący ma
przyjmować każdą z nich. Jeśli próbujemy to robić
będziemy stale biegać tam i z powrotem, niczego
istotnego nie dokonując. Dojrzałość rozpoznaje
poruszenia Ducha Świętego, ale wie też, że nie
wszystkich potrzebuje doświadczać.
5. Kościół, który jest poprawnie zbudowany, nie da
się unieść każdemu nowemu wiatrowi doktryn, ani
oszustwu czy podstępowi ludzi ciągle żerujących na
kościołach, żeby przedłużyć zasięg własnych wpływów.
6. Prawdę będziemy mówić w miłości. Zanim nadejdzie
koniec, chrześcijanie mają być rozpoznawani przez
wzajemną miłość.
7. Wzrośniemy w Chrystusa pod każdym względem. To
znaczy, że każdą służbę, którą Pan Jezus pełnił
chodząc po ziemi, będzie mógł kontynuować przez nas.
8. Całe ciało będzie spojone. Każdy człowiek w ciele
będzie znał swoje w nim miejsce i każdy będzie w nim
funkcjonował.
9. Ciało będzie spojone i związane przez siłę
„stawów- połączeń”. Staw nie jest częścią, ale
miejscem, gdzie dwie części łączą się ze sobą.
10. Stawy muszą być spojone i mocne na tyle, żeby
utrzymać całe ciało razem. Po za tym, nie ma w ciele
stawu, który mógłby być połączony z jakimś innym
stawem, co próbują uczynić niektórzy pastorzy.
Musimy wspomagać połączenia ludzi między sobą, nie
tylko z kościołem. Jeśli ludzie nie umacniają
wzajemnych stosunków, kościół jest wątły.
11. Stawy kształtowane są przez „właściwe każdemu
członkowi działanie”. Nikt nie chciałby być
przyłączony do członka, który jest w stanie zaniku,
albo jest sparaliżowany. Jeśli w przygotowywaniu
świętych działamy w prawdziwej jedności, będziemy
wiedzieli jak przygotować wszystkich ludzi do ich
zadań.
12. Ciało buduje siebie samo w miłości. To jest
pierwsze i najwyższe przykazanie. Jeśli ponad
wszystko inne nie kochamy Boga i tych, którzy do
Niego należą, wszystko to, co robimy, robimy na
próżno. Miłość jest cementem, spoiwem, które
utrzymuje świątynię w całości, bez niej każdy
kościół czeka ostateczny rozpad.
Świadectwo i ostrzeżenie
W ciele naszego kościoła w Charlotte już od sześciu
lat kładziemy nacisk na powyższy tekst z Listu do
Efezjan. Setki osób służą w grupach
ewangelizacyjnych, uzdrowieńczych, grupach służby
proroczej, jako liderzy grup domowych, w służbie
wstawienniczej, jako pastorzy, nauczyciele, stróże,
nadzorujący itd. Jestem za to wdzięczny, ale to
wciąż reprezentuje tylko małą część całego kościoła.
Po upływie więcej niż pięciu lat prawie nieustannego
uwydatniania tej kwestii, wypełniliśmy tylko, jak mi
się wydaje, około 15- 20 procent zadania. Dlaczego?
To nie jest prosta do rozwiązania sytuacja.
Przygotowanie uczniów zajęło Panu ponad trzy lata
szkolenia ich dzień po dniu. Kim my jesteśmy, żeby
wyobrażać sobie, że moglibyśmy zrobić to szybciej?
Niektórzy przychodzą bardziej przygotowani i
szybciej mogą wejść w swoje powołanie, bo jakaś
praca została wykonana już wcześniej. Jednak, żeby
wypełnić wszystko, co napisane jest w Efezjan
Cztery, potrzeba będzie w kościele prawdziwej
rewolucji. Myślę, że większość naszych grup
przywódczych potrzebowała co najmniej pięciu lat na
samo rozpoczęcie pracy przygotowywania innych, choć
przecież bardzo długo była to dla nas najważniejsza
kwestia. Wydaje mi się, że najwyżej pięć procent
znanych mi usługujących myśli o przygotowywaniu
innych jako o części swojego zadania. Rozumieją
służbę jako przyjęcie i wypełnianie czegoś na oczach
innych ludzi.
Wypełnienie zalecenia Efezjan Cztery będzie wymagało
jednego z największych posunięć w historii kościoła.
Reformacja będzie znacznie głębsza ni to, co dziś
określamy mianem „Reformacji”. A jednak to
oczywiste, że musi się to stać i że się to stanie.
Inaczej ciało Chrystusa nie mogłoby wypełnić swojego
posłannictwa. Przez to, co mówię chcę podkreślić, że
będzie to wymagało długoterminowego zobowiązania i
planu działania. To coś znacznie więcej niż nowa
metoda; to będzie wymagało od nas radykalnej zmiany
w sposobie pojmowania, w samej mentalności służby
pastorów.
Za czwartym rozdziałem Listu do Efezjan, możemy
powiedzieć, że jeśli pastor nie przygotowuje innych
pastorów i nie pozwala im robić tego, co robią, nie
jest prawdziwie nowotestamentowym pastorem. Dopóki
ewangelista, albo prorok, albo nauczyciel nie
przygotowuje innych i nie pozwala im wykonywać ich
pracy, nie jest prawdziwym nowotestamentowym sługą.
Skoro tego nie robimy, nie przedstawiamy sobą
prawdziwej służby Nowego Testamentu, o której
mówiliśmy w tym rozdziale.
Prawdziwa wielkość
Vince Lombardi, który w latach sześćdziesiątych
trenował drużynę Green Bay Packers, był trenerem,
który wygrywał. Utworzył jeden wspaniały zespół,
który jako pierwszy w historii trzy razy z rzędu
zdobył mistrzostwo. Jednak ani jeden jego asystent
nie trafił nigdy do czołówki najlepszych trenerów
ligi. Natomiast Bill Walsch z Czterdziestek
Dziewiątek z San Francisco nie tylko budował sam
mistrzowskie drużyny, ale jego asystenci osiągnęli
nawet większe sukcesy, bo aż ośmiu z nich dostało
się do czołówki najlepszych trenerów ligi NFL w tym
samym czasie. Stworzyli więcej mistrzowskich
zespołów przez dziesięć lat, niż pozostali trenerzy
razem wzięci. Prawdziwa wielkość to nie tyle
odnoszenie sukcesów samemu, co przygotowanie innych,
którzy też odniosą zwycięstwa. Czy nie na tym Pan
Jezus spędził całe życie na ziemi? Jeśli mamy być
tacy jak On, powinniśmy robić to samo.
Brak poświęcenia do przygotowywania innych jest
głównym powodem tego, że tak wiele kościołów odpada
od łaski, albo po odejściu swoich założycieli traci
duchowy poziom. Dzięki temu łatwo powiedzieć, kim są
ci, którzy wydają trwałe owoce. Pan obiecał, że ci,
którzy w niego uwierzą będą dokonywać tego samego,
co On, a nawet i większych rzeczy, ponieważ On
odchodzi do Ojca. Jeśli jesteśmy podobni do Niego w
służbie i jeśli w Nim trwamy, to ci, których
przygotujemy, będą czynić nie tylko takie dzieła jak
my, ale dokonają nawet większych rzeczy. To marka
prawdziwej wielkości. |