DOBRY l ZŁY SROSOB MYŚLENIA

 

Kenneth E. Hagin

 

 

 

SPIS TREŚCI

ROZDZIAŁ l

DOBRY I ZŁY SPOSÓB MYŚLENIA

ROZDZIAŁ II

DOBRY I ZŁY SPOSÓB WIERZENIA

ROZDZIAŁ III

DOBRY I ZŁY SPOSÓB MÓWIENIA

 

OD TŁUMACZA:

Cytaty Biblijne w niniejszej książce zostały zaczerpnięte z Biblii wydanej przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne - Warszawa 1975.

W przypadkach gdy posłużono się innym tłumaczeniem, podane zostały oznaczenia:

B T - Biblia Tysiąclecia - Wydawnictwo Pallottinum Poznań - Warszawa 1980.

JW - Przekład W.O. Jakuba Wujka Wydawnictwo Ojców Franciszkanów Pułaski, Wisconsin, U.S.A.

KJV - King James Wersion (Ze względu na lepsze zrozumienie treści niektóre fragmenty Pisma zostały przetłumaczone z angielskiej wersji, którą posługiwał się autor).

 

 

 

ROZDZIAŁ l

DOBRY I ZŁY SPOSÓB MYŚLENIA

 

Ale co powiada Pismo? Blisko ciebie jest słowo, w ustach twoich i w sercu twoim; to znaczy, słowo wiary, które głosimy. Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwie­rzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu (Rzymian 10,8-10).

 

To, w co wierzymy jest bezpośrednim rezultatem naszego sposobu myślenia. Jeśli myślimy niewłaściwie, wtedy też niewłaściwie wierzymy. Słowo Boże zostało nam dane po to, byśmy swój sposób myślenia dostosowali do Bożego rozumowania.

 

Jeśli to, w co wierzymy jest niesłuszne, wtedy nasze wyznanie - czyli to, co mówimy - będzie równie niepo­prawne. A jedno i drugie zależy od naszego sposobu myślenia.

 

Jezus powiedział w ewangelii według św. Marka 11,23 (KJV) „Zaprawdę powiadam wam: Ktokolwiek by rzekł tej górze: Wznieś się i rzuć się w morze, a nie wątpiłby w sercu swoim, lecz wierzył, że stanie się to, co mówi, spełni mu się cokolwiek rzecze". Zazwyczaj omawiamy szeroko kwestię wiary zupełnie nie biorąc pod uwagę problemu naszego mówienia. Oczywiście, to co mówimy będzie niewłaściwe tak długo, jak długo nie będziemy prawidłowo myśleć. Nasze myśli muszą być zgodne ze Słowem Bożym, bo poziom naszej wiary nigdy nie będzie wykraczał ponad nasze poznanie tego Słowa.

 

Niektórzy ludzie, zmyłem metafizycznymi bądź psy­chologicznymi religiami, uważają, że człowiek jest po prostu istotą obdarzoną ciałem i umysłem. Jednak czło­wiek to coś więcej: on jest także duchową istotą. Zwo­lennicy tych metafizycznych kierunków rozprawiali tak wiele na temat umysłu, że teraz wierni z ruchu Pełnej Ewangelii obawiają się w ogóle mówić o umyśle. A prze­cież Słowo Boże ma wiele do powiedzenia na jego temat.

 

Biblia mówi: „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie" (Przyp. 3,5). A po­nadto: „... nim też unicestwiamy złe zamysły (wyobraże­nia) i wszelką pychę, podnoszącą się przeciw poznaniu Boga, i zmuszamy wszelką myśl do poddania się w posłu­szeństwo Chrystusowi" (II Kor 10,4.5). W Słowie Bożym znaleźć też możemy słowa: „A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe" (Rzym 12,2).

 

Swój umysł możemy odnowić tylko przez rozważanie Słowa Bożego. To Słowo uczy nas, że powinniśmy „mieć umysł Chrystusa" (I Kor 2,16). Jedynym sposobem na to by przyjąć umysł Chrystusa jest studiowanie Jego Słowa połączone z wiarą w nie w naszym sercu i odpo­wiednim działaniem. Pismo Święte poucza nas także by myśleć „tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co spra­wiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały" (Filipian 4,8). Biblia ma rzeczywiście wiele do powiedzenia na temat umysłu.

 

Musimy zdać sobie sprawę, że myśli pojawiające się w naszym umyśle nie zawsze się w nim rodzą, ale mogą pochodzić z dwu różnych źródeł. Niektóre z nich przychodzą z zewnątrz, a wtedy podsuwane nam są przez szatana. Inne znów przychodzą z naszego wnętrza, z ducha - te myśli pochodzą od Boga. Jeśli trwasz w bliskim związku z Panem poprzez modlitwę, rozważanie i studiowanie Jego Słowa, wtedy coraz lepiej uczysz się jak rozróżniać pochodzenie twoich myśli. Oczywiście, wszystkie złe myśli pochodzą od diabła, bo Bóg jest miłością, a miłość nie myśli o tym, co złe, nie słucha tego, co złe i nie patrzy na to, co złe.

 

Nie możesz właściwie rozwijać się duchowo, jeśli nieustannie uczestniczysz w pustych rozmowach i przy­jemnościach oferowanych przez ten świat, nawet jeśli te rzeczy same w sobie nie są grzechem ani ciężarem (Hebr. 12,1). Mam na myśli na przykład taką sytuację, kiedy wierzący twierdzi, że „musi się oderwać od tego wszystkiego na jakiś czas" i robi to co tydzień lub częś­ciej. Słowo mówi, że Pan jest pokojem dla naszego umy­słu, naszą mocą, radością i pociechą. Wielu chrześcijan używa wszelkiego rodzaju usprawiedliwień na regularne korzystanie z przyjemności tego świata, ale w istocie rzeczy sprawa sprowadza się do tego, że oni po prostu chcą to wszystko robić. W sprawach duchowych chodzi o wszystko, albo o nic. Nie można pozwolić by przyjem­ności zajmowały nasz cały wolny czas.

 

Kiedykolwiek naucza się o umyśle w oparciu o Słowo Boże, wtedy zazwyczaj rodzi się wiele nieporozumień. Gdy mowa o wierze - wielu twierdzi, że oni wierzą (i rzeczywiście wierzą w swoich umysłach, ale nie w ser­cach) . Temat myślenia z kolei często budzi negatywne odczucia i skojarzenia. A przecież każdy problem ma zarówno swą negatywną jak i pozytywną stronę. Strona pozytywna jest tą ważniejszą. Nie zaprzeczam istnienia strony negatywnej, lecz nie daję jej pierwszorzędnej pozycji.

 

Gdy wspomina się słowo „wyznawanie", większość ludzi kojarzy je sobie z wyznawaniem grzechów, słabości i upadków. „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości" (I Jana 1,9). Jednak Słowo Boże ma dużo więcej do powiedzenia na temat wyz­nawania rzeczy pozytywnych, niż na temat wyznawania negatywnych. Gdyby wierni to zrozumieli zmieniłoby się wiele w ich sposobie myślenia i w ich życiu. Jak dotychczas temat ten głoszony był im głównie od strony negatywnej. Nic więc dziwnego, że w ich życiu tylko ta strona wynikająca z różnych nakazów i zakazów miała praktyczne zastosowanie.

 

Biblia mówi na przykład: „Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem..." To nie jest wyzna­wanie grzechu, ani słabości, lecz wyznanie Jezusa jako Pana. „I uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu" (Rzym 10,9-10). To nie jest negatywne, lecz pozytywne wyznanie.

 

Chrześcijaństwo nazwane jest Wielkim Wyznaniem. Hebrajczyków 3,1 (BT) mówi nam, abyśmy zwrócili uwagę na Apostoła i Arcykapłana naszego wyznania.

 

W tym miejscu pomocne dla nas byłoby zdefiniowanie terminu wyznanie. Po pierwsze, wyznanie jest stwierdze­niem tego, w co wierzymy. Po drugie, jest poświadcze­niem tego, o czym wiemy. Po trzecie, jest składaniem świadectwa o prawdzie, którą przyjęliśmy. Można więc łatwo zauważyć, że wyznawanie odgrywać winno ogromną rolę w chrześcijaństwie właśnie dlatego, że jest ono potwierdzaniem tego, w co wierzymy, poświadczaniem tego, o czym wiemy i dawaniem świadectwa o prawdzie, którą przyjęliśmy.

 

Jak poucza nas Pismo Święte w Liście do Hebrajczy­ków 4,14 musimy „trzymać się mocno wyznania". To jest konieczne, abyśmy nieustannie wyznawali nasze odku­pienie od panowania szatana i fakt, że on już nie ma prawa władać nad nami posługując się potępieniem i strasząc nas chorobą. Musimy „trzymać się mocno" naszego wyznania, bo ono przyniesie klęskę szatanowi. Jezus pokonał diabła już prawie dwa tysiące lat temu na Golgocie, ale to co On legalnie nam zapewnił musi stać się rzeczywistością w życiu każdego z nas. Odkupienie ma nie tylko aspekt prawny, ale i doświadczalny (wtedy gdy namacalnie realizuje się w naszym życiu). Nigdy nie będziemy w stanie w pełni pojąć Słowa Bożego, dopóki jasno nie uświadomimy sobie różnicy pomiędzy tymi dwoma aspektami odkupienia.

 

Wielu ludzi modli się prosząc: „Boże, zbaw tego człowieka", albo „Uzdrów tę kobietę". W istocie rzeczy jednak, zgodnie z Bożym rozumowaniem, ci ludzie już zostali zbawieni i uzdrowieni. Bóg w Chrystusie pojed­nał ze sobą cały świat. Jezus nie musi umierać powtór­nie, aby kogokolwiek zbawić. On to już raz zrobił. Jezus już więcej nie przelewa swojej Krwi. Z legalnego punktu widzenia, Bóg już wszystkiego przez Niego i w Nim dokonał (II Kor 5,19).

 

Jeśli odkupienie głoszone jest tylko od strony praw­nej, wtedy wierzący nie będą niczego doświadczać w swoim życiu. Jest to problem wielu kościołów różnych denominacji. Zazwyczaj to czego się tam naucza jest zgodne z prawdą, jednak samo tylko głoszenie o praw­nej stronie odkupienia sprzyja bardzo temu, by wierni w krótkim czasie stali się drętwi, martwi i formalni w swym duchowym życiu, ponieważ nie przeżywają w rzeczy­wistości błogosławieństw płynących z ofiary Chrystusa.

 

Z drugiej strony jednak, jeśli naucza się tylko o doświadczeniach i przeżyciach, w rezultacie zaobserwować można wiele symptomów fanatyzmu i niezdrowej krańcowości. Widzimy więc jak ważne jest zachowanie właściwej równowagi pomiędzy tymi dwiema stronami odkupienia po to, byśmy mogli w pełni radować się i przeżywać to, co legalnie zostało nam zapewnione przez Boga.

 

Wierni, którzy słuchają wyłącznie o tym jak w swoim życiu mogą przeżywać dobrodziejstwa wynikające z odku­pienia, mają ogromne skłonności do poszukiwania doświad­czeń w oderwaniu od Słowa Bożego. To co Pan legalnie zdobył dla nas, co nam zapewnił - staje się naszym w sensie doświadczalnym wtedy, gdy my wierzymy Słowu Bożemu w naszych sercach i wyznajemy, że prawdziwie te wszystkie dobrodziejstwa należą do nas.

 

Przykładem takiego błogosławieństwa może być zbawienie, o którym pisze święty Paweł w 10 rozdziale Listu do Rzymian. Doświadczenie zbawienia znane jest nam dzisiaj, lecz nigdzie nie możemy o nim przeczytać w Starym Testamencie. Ówcześni prorocy nigdy nie oglądali tego, o czym prorokowali. Nawet w czterech ewangeliach nie widzimy nikogo, kto przeżywałby takie całkowite odrodzenie, ponieważ to co Jezus przyszedł nam zapewnić nie było jeszcze dla nich dostępne. Ow­szem, Jezus już wtedy przebaczał grzechy, lecz my teraz mamy więcej niż tylko przebaczenie grzechów – zostaliśmy uczynieni nowymi stworzeniami. Wszystko to stało się ludziom dostępne dopiero po tym, jak Jezus umarł, zmart­wychwstał i zasiadł po prawicy Ojca. Nowe Przymierze nie miało mocy prawnej dopóki Jezus, który jest Arcy­kapłanem Nowego Przymierza (Nowego Testamentu) nie objął swojej funkcji.

 

Niektórym wiernym trudno jest zrozumieć pewne sprawy, ponieważ oni zawsze myśleli, że błogosławieństwa Nowego Przymierza zaczęły się już od czasu, gdy Jezus chodził po ziemi; a to nie jest prawdą. Ludzie w tamtym okresie dostępowali odpuszczenia grzechów, lecz my dzi­siaj mamy więcej niż jedynie odpuszczenie grzechów. My bowiem staliśmy się nowymi stworzeniami w Chrystusie Jezusie - jesteśmy na nowo narodzeni.

 

Jeśli na nowo narodzona osoba zgrzeszy, wtedy „jeśli wyzna grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawied­liwy, i odpuści mu grzechy". Taki człowiek nie rodzi się na nowo powtórnie, bo tylko raz możemy się narodzić, ale przebaczenie grzechów możemy otrzymać wiele, wiele razy - dzięki Bogu!

 

W Liście do Hebrajczyków 10,23 (KJV) czytamy: „Trzymajmy się niewzruszenie wyznawania naszej wiary, bo wierny jest Ten, który dał obietnice". Mamy więc już dwa różne fragmenty z Listu do Hebrajczyków nawo­łujące nas do tego, byśmy „trzymali się niewzruszenie wyznawania naszej wiary".

 

To jest absolutnie konieczne, byśmy „trzymali się niewzruszenie" potwierdzania tego, w co wierzymy. Mu­simy „trzymać się niewzruszenie" prawdy, którą przyję­liśmy.

 

List do Rzymian 10,9-10 powiada: „Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg Go wzbudził z martwych, zbawiony bę­dziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwie­niu ..." Wielu ludzi już usłyszało Słowo Boże. To Słowo pozwoliło im zrozumieć, że byli zgubieni, byli grzesznikami, nie mogli zbawić samych siebie, nie mogli samych siebie uczynić sprawiedliwymi, nie mogli się sami odkupić. Ono też pokazało im, że Bóg posłał swojego Syna na ten świat i potępił grzech w ciele. Bóg przez Chrystusa sprawił, że zbawienie jest nam dostępne, bo nie ma innego imienia pod niebem danego człowiekowi, przez które moglibyśmy dostąpić zbawienia, prócz Imienia Jezusa (Dzieje Ap. 4,12).

 

Każdy grzesznik może po prostu powiedzieć do Boga: „Drogi Boże, jestem grzesznikiem. Nie mogę zbawić samego siebie. Wiem, że zgodnie z Twoim Słowem nie mogę siebie samego uczynić sprawiedliwym, ale dziękuję Ci, bo Ty mnie kochasz i zesłałeś Pana Jezusa, by umarł za mnie. Przez Jego sprawiedliwość odkupienie jest mi dostępne. Wierzę, że Jezus umarł za moje grzechy; jak powiada Pismo. Wierzę, że został wzbudzony z mart­wych dla mojego usprawiedliwienia. Wyznaję Go teraz jako Pana i przyjmuję jako swojego Zbawiciela".

 

Powyższa modlitwa uwydatnia sposób myślenia i wierzenia zgodny ze Słowem Bożym. Wyznanie tego spra­wia, że zbawienie staje się rzeczywistością w duchu czło­wieka.

 

Nigdy nie byłem zadowolony ze sposobu, w jaki wierzący głoszący Pełną Ewangelię traktowali ludzi jeszcze nienarodzonych na nowo, których Biblia nazywa grzesz­nikami. W pewnym sensie zawsze pozostawialiśmy ich samych sobie i kazaliśmy, by sami w ciemności szukali Boga. Mówiliśmy: „Módl się, módl i nie ustawaj". Sama modlitwa jednak nikogo nie zbawi. Jeśli ktoś modli się w oderwaniu od Słowa Bożego, to jego modlitwa nic mu nie pomoże. Widziałem bardzo wielu ludzi podchodzących do ołtarza (w odpowiedzi na zaproszenie do przyjęcia zbawienia), którzy bardzo szczerze i poważnie traktowali to co robią, a jednak odchodzili stamtąd wciąż nie naro­dzeni na nowo. To bardzo mnie niepokoiło, więc zapyta­łem: „Panie Jezu, dlaczego tak się dzieje? Mniej więcej tylko połowa z tych, którzy podchodzą do ołtarza napraw­dę zostaje zbawiona. Jestem pewien, że oni są szczerzy, bo przecież inaczej nie przyszliby. Wiem, że przyczyna tego nie leży w Tobie, bo Ty się nigdy nie zmieniasz".

 

Ktoś zaproponował takie wyjaśnienie: „Niektóre z tych osób podchodzących do przodu spełniają niezbędne warunki, a pozostań' nie". Jednak ta odpowiedź była zbyt ogólnikowa. Wymagałaby zbadania sytuacji i okreś­lenia, jakie są te warunki, czy ci ludzie wiedzieli o nich, czy byli o wszystkim właściwie pouczeni?

 

Kiedy czekałem na odpowiedź od Pana, On pokazał mi, że my niewłaściwie obchodziliśmy się z grzesznikami, a także powiedział mi co powinniśmy zmienić. Od tamtego dnia nigdy nie widziałem człowieka, który odpowiedziałby na wezwanie do ołtarza, a potem odszedł stamtąd niezbawiony. Czasem zdarzają się problemy z tymi, którzy już narodzili się na nowo wcześniej, a potem odeszli od Pana, lecz każdy grzesznik, z którym miałem do czynienia nawrócił się. Wielu pastorów mówiło mi kilka lat po tym, jak prowadziłem w ich kościołach spotkania ewange­lizacyjne, że wszyscy, którzy wtedy przyjęli Jezusa, nieprzerwanie trwają w Panu.

 

Wiele zależy od tego, czy stawiamy ludzi na właści­wym gruncie. Jeśli na początku pomożemy grzesznikowi przyjąć właściwy sposób myślenia, wierzenia i wyznania, wtedy będzie mu dużo łatwiej wytrwać w Panu. Lecz jeśli on nie zna podstaw, wtedy diabeł wykorzystuje jego niewiedzę, pokonuje go i okrada z tego, co Bóg już dla niego zrobił. Oczywiście, jeśli nie uczono go Słowa Bożego i tego, że ma trwać niewzruszenie w wyzna­waniu wiary - wtedy diabeł łatwo przekona go, że wcale nie jest zbawiony. Będzie mu wskazywał jego drobne błędy i mówił: „Widzisz, znowu upadłeś, możesz więc równie dobrze dać sobie spokój z tym całym chrześcijaństwem”.

 

To samo sprawdza się w przypadku uzdrowienia. Pamiętaj, że twoje dobre wyznanie oznacza klęskę dla szatana. Gdyby dosłownie z greckiego przetłumaczyć Hebrajczyków 4,14 to werset ten brzmiałby następująco: „Mając więc wielkiego Arcykapłana, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trzymajmy się mocno mówienia tego samego".

 

O czym ten werset nam mówi? Mamy wielkiego Arcy­kapłana, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego. On tam reprezentuje nas przed Ojcem. Jezus mówi: „Umarłem za nich. Wziąłem na siebie ich grzechy; odkupiłem ich; stałem się grzechem za ich grzech, aby oni mogli stać się sprawiedliwością Bożą we Mnie; wziąłem na siebie ich boleści i ich choroby. Wyzwoliłem ich spod władzy ciemności; stworzyłem ich, czyniąc ich nowymi stworzeniami we Mnie" (I Kor 15,3; Ef 1,7; II Kor 5,21; Mat 8,17; Koi 1,13; II Kor 5,17). To właśnie mówi Jezus, a w greckim oryginale czytamy, że mamy „trzymać się mocno mówienia tego samego". Powinniśmy więc wyznawać to samo co Jezus. To co wychodzi z naszych ust, albo nas zniewala, albo czyni wolnymi. Nasze wyznanie zależy od tego, w co wierzymy, a to w co wierzymy, jest rezultatem naszego dobrego, bądź złego sposobu myślenia.

 

Po pierwsze, to jest konieczne, abyśmy wiedzieli, czego Bóg dokonał dla nas w Chrystusie, abyśmy wierzyli w to i wyznawali ustami. To właśnie nasze wyznanie doprowadza do zamanifestowania się tych rzeczy w naszym życiu.

 

Po drugie, powinniśmy wiedzieć, czego Bóg dokonał w nas przez swoje Słowo i przez Ducha Świętego.

 

Po trzecie, ważne jest abyśmy wiedzieli, co Pan Jezus robi dla nas w swojej obecnej służbie po prawicy Boga Ojca w niebie.

 

Po czwarte, musimy wiedzieć, czego dokona Boże Słowo wypowiadane naszymi ustami i czego Bóg może przez nas dokonać.

 

W Liście do Filipian 2,13 czytamy: „Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was chcenie i wykona­nie". Bóg działa w nas i przez nas - nie bez nas. Bóg dał Kościołowi władzę, a także polecenie, aby głosił ewangelię wszelkiemu stworzeniu na całej ziemi.

 

Bóg chce działać przez nas. Duch Święty jest naszym pomocnikiem, ale On nie wykonuje za nas naszej pracy. W tym względzie wielu z nas ciągle jeszcze nie zmieniło swego złego sposobu myślenia. Jeszcze raz podkreślam przy tym wagę właściwego myślenia. „Oby Duch Święty sprawił to, a tamto..." - wołają wierni. Duch Święty nie został posłany, by robić za nas to, do czego my jesteśmy powołani. Jezus powiedział: „Nie zostawię was sierotami. Przyjdę do was. Poślę wam innego Pocieszyciela". Słowo przetłumaczone tu jako Pocieszyciel po grecku brzmi „paraklete" i dosłownie oznacza „ktoś powołany do pomocy przy boku".

 

Bóg nie zesłał Ducha Świętego po to, aby wykonywał za nas to, co należy do nas, ale po to, by pomagał nam w wypełnieniu naszego zadania. Zbyt często chcemy pozostawić wszystko w rękach Ducha Świętego. Gdyby On miał wszystko robić, nie byłoby sensu wysyłać misjo­narzy. Moglibyśmy po prostu wysłać Ducha Świętego do Afryki, Indii, czy Południowej Ameryki i niech by tam sam nawracał grzeszników. Po co mielibyśmy wtedy opłacać szkolenie i przygotowanie misjonarzy do posługi zgubionym. Duch Święty działa przez nas. On działa przez Słowo wypowiadane naszymi ustami.

 

Często modlimy się: „Boże, przekonaj mojego znajo­mego, że żyje w stanie grzechu". On jednak nigdy nie będzie o tym przekonany, dopóki ktoś nie podzieli się z nim Słowem Bożym. Bez Słowa Bożego nikt nie może być o tym przekonany. Święty Paweł napisał w Liście do Rzymian 10,13-14 „Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie. Ale jak mają wzywać tego, w którego nie uwierzyli? A jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli? A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje?" Biblia poucza nas, że zgodnie z Bożym postanowieniem głoszone Słowo ma przy­wieść ludzi do zbawienia.

 

Oczywiście, wierzymy w znaki i cuda, ale ani znaki, ani cuda nikogo nie zbawią. One zaledwie przyciągają uwagę ludzi. Kiedy już zdobędziemy ich zainteresowanie, wtedy powinniśmy powiedzieć im jak mogą zostać zbawieni.

 

W dniu Zielonych Świąt nikogo to nie zbawiło, że sto dwadzieścia osób zaczęło mówić innymi językami. Ani jeden człowiek nie nawrócił się, dopóki Piotr nie zaczął głosić Dobrej Nowiny. Bezsprzecznie, chcemy oglądać znaki i cuda, ale one same nie wystarczą. Żaden grzesznik nie będzie zbawiony, dopóki ktoś mu nie powie co ma zrobić. Ktoś musi mu zwiastować Słowo.

 

Jeżeli nasze myślenie w tym względzie nie będzie właściwe, wtedy i nasza wiara będzie błędna. Potem to wpłynie negatywnie na nasz sposób mówienia, czego konsekwencją będzie nasze wewnętrzne osłabienie i niepowodzenia.

 

Jakże często zdarza się, że wierni tylko przychodzą do kościoła po błogosławieństwa i modlą się: „Panie, przyprowadź ludzi do kościoła. Panie, zbaw ich..." W istocie rzeczy jednak, to my jesteśmy odpowiedzialni za zbawienie innych. Mamy Ducha Świętego posłanego nam na pomoc w przyprowadzaniu ludzi do kościoła, głoszeniu im prawdy o zbawieniu, oraz w wykonywaniu dzieł Bożych. Jeśli tych rzeczy nie robimy, to tracimy tylko czas na długich modlitwach.

 

Kiedyś w Dallas pewna kobieta prosiła mnie o mod­litwę. Przez trzy dni i noce pościła i modliła się, pragnąc odkryć plan Boży dla jej życia. Na moje pytanie do czego doszła, odpowiedziała, że zrozumiała iż Bóg chce, aby ona zdobywała ludzi wokół siebie dla Jezusa, by odwiedzała ich, rozdawała traktaty. Stwierdziłem, że mógłbym oszczędzić jej tych trzech dni i nocy postu i modlitwy, gdyby wcześniej do mnie przyszła, bo przecież my już wiemy ze Słowa Bożego, że mamy tego rodzaju pracę wykonywać; tego właśnie Bóg oczekuje od wszystkich swoich dzieci. Jeśli tego nie rozumiesz, to albo nie jesteś na nowo narodzony, albo odszedłeś od Pana.

 

Spytałem się tej siostry, o co mam się za nią modlić.

- Pomódl się, abym wykonała to, co Bóg mi powie­dział - odpowiedziała.

- Nie, o to się nie będę modlił - odparłem.

 

Ona wiedziała, czego Bóg od niej oczekiwał i teraz już tylko od niej zależało,^ czy to zrobi, czy nie. Jeśli wiesz co powinieneś robić, a nie robisz tego, to ... niech Pan ma nad tobą zmiłowanie! Bóg nie będzie cię zmuszał do wypełniania Jego woli.

 

Pewien wierzący we wschodnim Texasie, któremu się zupełnie nieźle powodziło, nigdy nie oddawał dziesię­cin. Kiedy pewnego dnia zrozumiał, co Biblia mówi o dziesięcinach, wtedy wstał w kościele i poprosił wiernych o modlitwę za niego, aby odtąd zawsze wypełniał tę Bożą zasadę (Przyp. 3,9-10; Mat, 3,10; Hebr. 7,1-8.17). Nie musiał prosić o tę modlitwę, lecz po prostu powinien zacząć od tego dnia oddawać jedną dziesiątą swojego dochodu Bogu. Podobnie ma się rzecz z wieloma innymi sprawami w naszym życiu. Nie musimy o wszystko się modlić; jeżeli wiemy co mamy robić, to zwyczajnie róbmy to. Żeby już być tak zupełnie szczerym to trzeba dodać, że ci, którzy w tego rodzaju przypadkach proszą o mod­litwę, często nie chcą wypełniać woli Bożej, dlatego też usiłują zrzucić odpowiedzialność z siebie na Boga.

 

Liczy się nie tylko to, co ty osobiście wiesz o Panu Jezusie Chrystusie, ale też to co Biblia mówi na temat tego, kim ty jesteś „w Nim". W pewnym kościele zapro­ponowałem grupie wiernych, aby każdy z nich zebrał materiał i przygotował samodzielnie wykład biblijny, z którego mogliby w przyszłości skorzystać, gdyby po­proszono ich kiedyś o podzielenie się czymś w czasie zgromadzenia. Zasugerowałem im, aby w tym celu prze­czytali Nowy Testament, a szczególnie listy, i zwrócili uwagę na wyrażenia typu: „w Chrystusie", „w Nim", „w Którym". Takie zwroty są użyte w Biblii bezpośred­nio bądź pośrednio sto trzydzieści cztery razy. Wszyst­kie one mówią o tym, co dotyczy każdego wierzącego: o tym co do niego należy i jakie jest jego dziedzictwo w Chrystusie.

 

Nieraz przychodzą do mnie chrześcijanie, mówiąc: - Bracie Hagin, przeczytałem w Biblii o wielu rze­czach i obietnicach i wiem, że one odnoszą się do chrześ­cijan. Wiem, że jestem zbawiony i napełniony Duchem Świętym, ale niektóre obietnice wydają mi się bardzo nierealne.

 

Pytam ich wtedy:

- Czy kiedykolwiek postępowałeś i zachowywałeś się tak, jakby one były prawdziwe? Czy powiedziałeś komuś kiedy, że tak właśnie jest, jak mówi dana obiet­nica? Czy wyznałeś kiedykolwiek, że ona jest prawdziwa?

- O, nie, chciałem poczekać i upewnić się, czy ona naprawdę się spełni - oni mi odpowiadają.

- A dlaczego? - pytam - Czy myślisz, że Biblia może kłamać? Biblia mówi, że te obietnice są prawdziwe. Czy Słowo Boże kłamie?

- Oczywiście, że nie, ale chcę, by one najpierw stały się rzeczywistością dla mnie; potem dopiero będę o nich mówił.

 

A przecież napisane jest, że to „wyznanie ustami prowadzi do ..." (Rzym 10,10). Musimy zawsze najpierw z wiarą wyznać, że jest tak, jak mówi obietnica, zanim ona stanie się faktem w materialnym wymiarze. Zgodnie ze Słowem, ona już jest spełniona w rzeczywistości du­chowej.

 

Przypominam sobie pewną kobietę, która przez trzy lata studiowała w Szkole Biblijnej, a potem bardzo aktyw­nie uczestniczyła we wszystkich akcjach i zajęciach swo­jego kościoła. Jej pastor powiedział mi, że była ona kimś szczególnym w tej wielkiej wspólnocie, której prze­wodniczył. Regularnie nauczała w Szkole Niedzielnej, a przy tym angażowała się we wszystko co działo się w kościele. Pewnego razu po moim kazaniu owa siostra podeszła do mnie i powiedziała:

- Bracie Hagin, poszłam za twoją radą i zaczęłam czytać Nowy Testament zwracając szczególną uwagę na wszystkie zwroty typu „w Nim". Nie przestudiowałam jeszcze wszystkich stu trzydziestu czterech, ale bardzo uważnie rozważyłam te dwadzieścia pięć, które dotąd znalazłam. Jestem już od dłuższego czasu na nowo naro­dzoną i napełnioną Duchem Świętym osobą, która z całej siły starała się służyć Panu we wszystkim. Jednak po tych rozważaniach, drogi Bracie, czuję jakbym dopiero teraz została zbawiona. Te fragmenty Pisma są tak realne, że aż zdaje mi się, że dopiero teraz na nowo się narodziłam.

 

Powiedziałem jej, że zbawiona była już dawniej, ale nigdy dotąd nie chodziła w pełnym świetle tego wy­darzenia. Wszystkie fakty i dobrodziejstwa wypływające ze zbawienia dotyczyły jej przez ten cały czas od chwili jej nowego narodzenia. One do niej należały, lecz ona nigdy nie ośmieliła się tego wyznawać, ani się o nie ubiegać. Dlatego też nigdy ich nie doświadczała.

 

Kiedy wyznajesz kim jesteś w Chrystusie, zabiegasz o to i żyjesz tym, wtedy przywłaszczasz sobie to, co legalnie jest twoje. Niestety, wielu ludzi nigdy tego nie zrozumie i pozostaną chrześcijanami - niemowlętami. Oni nigdy nie będą w stanie przeżywać, ani korzystać w pełni ze swojej pozycji w Chrystusie.

 

Mówiliśmy o dobrym i złym sposobie myślenia oraz wyznawania, a także o ich wartości. Wspominaliśmy o wyrażeniach „w Nim", „w Którym", „w Chrystusie". Nie we wszystkich wierszach mówiących o nas „w Nim" tego rodzaju zwroty są bezpośrednio użyte. Przykład znajdujemy w Kolosan 1,13: „Który (mowa o Chrystusie) nas wyrwał z mocy ciemności". Fragment ten prowadzi nas do odkrycia kolejnego faktu dotyczącego nas w Jezu­sie.

 

Jeśli przygotujesz wykład w oparciu o tego rodzaju fragmenty, to możesz zatytułować go: „Fakty biblijne", lub „Rzeczywistość w Nim", albo „Realia odkupienia", czy też „Co mam w Chrystusie".

 

Pamiętam, że gdy po raz pierwszy zjawiłem się w mieście po swoim wyzdrowieniu, spotkałem wtedy swojego kolegę, z którym przyjaźniłem się zanim choroba przykuła mnie do łóżka. Razem wzrastaliśmy i bawiliśmy się. Jak tylko rozpoczęliśmy rozmowę, on od razu zaczął wspominać to, co robiliśmy razem w okresie kiedy ja jeszcze nie byłem chrześcijaninem. On śmiał się opowiadając o tym wszystkim, a ja siedziałem tam jakby z maską na twarzy, jak gdybym nie wiedział o czym on mówi. W końcu on zwrócił na to uwagę:

- Co się z tobą dzieje? Nie pamiętasz tego?

- Nie pamiętam ani jednej z tych rzeczy - odpowie­działem.

- Zachowujesz się jakbyś nie wiedział, o czym mówię. - Znów zaczął śmiać się z jakiegoś naszego wybryku, a potem ponownie spytał:

- Nie pamiętasz?

- Lefty - odpowiedziałem - ten chłopiec, który to z tobą robił, umarł. On nie żyje.

- Wiem, że byłeś bliski śmierci, ale nie umarłeś i widzę przecież, że siedzisz tu teraz przede mną.

 

Powiedziałem to wszystko, aby go poruszyć i zmusić do zastanowienia się. Wytłumaczyłem mu, że nie umarłem na sposób fizyczny, a poza tym nie tylko ten zewnętrzny człowiek dokonywał tych wszystkich kawałów. Wewnętrz­ny człowiek brał także w tym udział. Moje złe postę­powanie było rezultatem duchowej śmierci, która panowała w moim duchu - w moim sercu. Musimy pamiętać o ist­nieniu wewnętrznego człowieka.

 

Przypomniałem Leftiemu, że w II Liście do Koryntian 5,17 Biblia mówi: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem..." Nie mam nowego ciała, choć - dzięki niech będą Bogu - będę je miał pewnego dnia. Niemniej jednak, to ten człowiek wewnątrz mnie stał się nowym stworzeniem, a tamten stary człowiek umarł. Chwała Bogu! Teraz żyje tam nowe stworzenie.

 

Chrześcijanin nie może być po prostu odnowiony jak odnawia się stary budynek. On jest nowym stworze­niem. Odnowiony dom jest tylko przerobiony. Nowe narodzenie to nie jedynie przemiana, czy odnowa, ale powstanie czegoś, co nigdy dotąd nie istniało. Do życia budzi się nowe stworzenie - chwała Bogu!

 

Jesteśmy nie tylko grzesznikami, którym grzechy zostały przebaczone. Nie jesteśmy biednymi, chwiejnymi i ledwie wiążącymi koniec z końcem członkami Kościoła. Jesteśmy nowymi stworzeniami w Chrystusie Jezusie. Nie wiem jak ty, ale ja od czasu jak narodziłem się na nowo w 1933 roku, to właśnie wyznaję i o tym składam świadectwo.

 

W ostatnich latach czytałem nieco o potrzebie no­wego narodzenia ludzi, ale to nie od autorów tych ksią­żek otrzymałem objawienie na ten temat, ponieważ sam już dużo wcześniej poznałem to zagadnienie. Zrozumiałem absolutną konieczność mojego narodzenia się na nowo kiedy leżałem chory w łóżku. Po pierwsze, zanim jeszcze zabrałem się do czytania Biblii obiecałem Bogu, że uwie­rzę i przyjmę wszystko, co On powiedział w swoim Słowie. Po drugie, przyrzekłem, że będę praktykował to Słowo w swoim życiu.

 

Kiedyś w McKinney, w stanie Texas, mój przyjaciel poprosił mnie, abym wyświadczył mu przysługę i poszedł z nim na krótko do domu jego dziewczyny. Właśnie odwiedzała ją przyjaciółka, a on sam zobowiązał się przyprowadzić jeszcze jednego chłopca do towarzystwa. Powiedział do mnie: „Wiem, że jesteś chrześcijaninem, ale poza rozmową niczego tam nie będziemy robić". Poszedłem więc z nim i usiedliśmy na werandzie rozmawiając. Po jakimś czasie oni nastawili płytę i zaczęli tańczyć. Jedna z dziewcząt poprosiła mnie, bym z nią zatańczył, a kiedy odpowiedziałem, że nie tańczę, zaproponowała, że mnie nauczy. Odpowiedziałem jej, że nie chcę i zacytowałem II Koryntian 5,17. Jeszcze płyta nie przestała grać, gdy ona zaczęła płakać. Słuchając Słowa zrozumiała, że jest zgubiona i zapragnęła przyjąć zbawienie.

 

Zbyt często patrzymy na siebie tylko jako na zba­wionych grzeszników, którzy w trudzie i ciężkim znoju brną przez życie. W Liście do Efezjan 1,7-8 czytamy: „W Nim mamy odkupienie przez Krew Jego, odpuszczenie grzechów, według bogactwa łaski Jego, której nam hoj­nie udzielił w postaci wszelkiej mądrości i roztropności". To w Nim jesteśmy odkupieni.

 

W Nim jest nasze odkupienie. A od czego właściwie jesteśmy odkupieni? Wielu powie „od grzechu". To część prawdy, ale to jeszcze nie wszystko. Właściwie ujęcie tego w ten sposób co nieco mija się z prawdą, bo odkupieni jesteśmy od tego, co uczyniło nas grzeszni­kami - od śmierci duchowej.

 

Pismo mówi, a my głosimy, że jesteśmy odkupieni od przekleństwa prawa, bo czytamy w Liście do Galacjan 3,13 (BT) „Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił - stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie". Z Ksiąg Prawa dowiadujemy się, że przekroczenie Bożego Prawa łączyło się z potrójną karą, która obejmowała ubóstwo, chorobę i śmierć duchową.

 

Jezus przyszedł, aby nas wykupić ponieważ byliśmy zaprzedani grzechowi, a duchowa śmierć i diabeł panowały nad nami. Nasze odkupienie w Chrystusie oznacza, że teraz władza szatana została przełamana. To znaczy, że w chwili naszego nowego narodzenia szatan stracił władanie nad naszym życiem, a my staliśmy się nowymi stworzeniami w Chrystusie Jezusie. Oznacza to również, że przyjęliśmy nowego Pana, nowego Mistrza, aby panował nad nami - Jezusa Chrystusa. Dotąd szatan był naszym panem i mistrzem, władał nad nami, lecz odkąd staliśmy się nowymi stworzeniami w Chrystusie Jezusie, jesteśmy narodzeni na nowo i Jezus jest naszym Panem. List do Rzymian 6,14 mówi: „Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską".

 

Jeśli coś lub ktoś panuje nad tobą, to znaczy, że ma nad tobą władzę. Szatan i grzech są tak ściśle ze sobą związani, że powyższy wiersz moglibyśmy prze­czytać w następujący sposób: „Albowiem szatan nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską".

 

Chrystus nas odkupił. On jest naszą Głową. On jest Głową Kościoła. Skoro jest On Głową Kościoła, a my jesteśmy członkami Ciała Chrystusa, w takim razie On jest naszą Głową. A czy szatan może panować nad Ciałem Chrystusa? Oczywiście, że nie! Jesteśmy Chrys­tusowi i tylko Jezusowi jesteśmy poddani. Szatan nie może nad nami panować, bo wtedy panowałby nad Ciałem samego Chrystusa, czyli Kościołem. Choroby i dolegli­wości nie mogą dłużej mieć nad nami władzy. Nasze stare przyzwyczajenia nie mogą panować nad nami. Dla­czego? Ponieważ jesteśmy nowymi stworzeniami w Chrys­tusie Jezusie.

 

Musimy w to uwierzyć, potem zacząć mówić o tym, aż to stanie się bardzo realne w naszym duchu. Poprzez Krew Baranka i słowa naszego świadectwa stajemy się zwycięzcami w naszym życiu (Obj. 12,11).

 

Łatwo można ustalić duchowy poziom osoby na pod­stawie tego, co ona mówi. Wielu cytuje te piękne frag­menty Pisma, a potem modli się, by one stały się rzeczy­wistością w ich życiu, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jeżeli są na nowo narodzeni to są w Jezusie i Słowo już zostało im dane.

 

Często słyszy się pytanie: „Jeśli to jest tak łatwo osiągalne, to dlaczego ja tego nie posiadam?" Gdybyś miał dziesięć tysięcy dolarów na swoim koncie w banku, a nie wiedziałbyś o tym, to wcale by ci się lepiej nie powodziło niż teraz, mimo że te pieniądze należą do cie­bie. A byłbyś kłamcą, gdybyś powiedział, że ich nie masz. Wiele dóbr duchowych jest twoją własnością, lecz jeśli o tym nie wiesz, nie korzystasz z nich. Musisz je sobie przywłaszczyć, nie z legalnego, lecz z prak­tycznego (doświadczalnego) punktu widzenia.

 

Jednym z moich ulubionych fragmentów ze Starego Testamentu, który już nieraz ogromnie mi pomógł w życiu, są słowa z Księgi Izajasza 41,10: "Nie bój się, bom Ja z tobą, nie lękaj się bom Ja Bogiem twoim. Wzmoc­nię cię, a dam ci pomoc, podeprę cię prawicą sprawiedli­wości swojej". Te słowa skierowane były do Izraela, lecz dotyczą one nas dzisiaj w takim samym stopniu.

 

Często mówimy innym: „Nie bój się. Jeszcze przyj­dą lepsze dni". To są ludzkie wyrazy zachęty i po­ciechy, ale Bóg mówi: „Nie bój się, bo Ja jestem z tobą". Czyż to nie jest wystarczający powód, aby się nie bać?! Bóg oferuje nam swoje zdrowie, swoje wyzwolenie. Czy można się bać wiedząc, że On jest z nami? Nie, jeśli się wie kim jest nasz Bóg.

 

Nawet zanim wstąpiłem w szeregi głoszących Pełną Ewangelię, nigdy nie płakałem i nie błagałem Boga o pomoc. Zamiast tego otwierałem swoją Biblię na frag­mentach takich jak ten, potem padałem przed Nim na kolana i mówiłem: „Drogi Boże, tak się cieszę, że jesteś ze mną i że jesteś moim Bogiem; że zawsze mnie umac­niasz i podtrzymujesz prawicą swojej sprawiedliwości; że nie muszę się bać ani lękać, bo Ty powiedziałeś mi, bym się nie bał". Nawet w najczarniejszej godzinie możesz mieć uśmiech na twarzy trzymając się takich obietnic.

 

Dobrze jest mieć przyjaciół, którzy podpierają nas swoją wiarą, gdy my przechodzimy próby. Oni jednak nie zawsze mogą być z nami, ale Pan jest z nami zawsze. On jest naszą pomocą w każdej sytuacji.

 

Niektórzy, gdy są w potrzebie, zaraz wołają: „O Boże, pomóż mi". Bóg w swym miłosierdziu pomaga nam wtedy i zniża się do naszego poziomu, lecz o wiele lepiej jest, gdy my sięgamy w górę do Jego poziomu po nasze błogosławieństwa. Dopóki my nie wyzwolimy się spod tej ciemnej chmury naszego rozumowania, On wciąż zmuszony jest zniżać się do naszego poziomu. Ta chmura wzmacnia się jeszcze poprzez nasz zły sposób myślenia, wyznawania i wierzenia. Jeśli jednak będziemy nasze myśli, wyznanie i wiarę budowali i karmili Słowem Bożym, wtedy to Słowo wyniesie nas w górę. „Jeśli Bóg jest za nami, któż przeciwko nam?" (Rzym 8,31). To powinno być nasze wyznanie. Bóg prawdzi­wie zawsze jest za nami. On nie jest przeciwko nam; On zawsze jest po naszej stronie.

 

Za każdym razem gdy podróżuję moja mama przypo­mina mi, bym się nieustannie modlił w czasie drogi. Na­pomina mnie:

- Módl się w każdej minucie, aby Pan był z tobą.

- Mamo, - zawsze odpowiadam jej - ja nigdy się o to nie modlę, bo Słowo Boże mówi: „Nigdy cię nie opuszczę, ani nie porzucę... Nie bój się, bo Ja jestem z tobą... Ja idę przed tobą" (Hebr. 13,5; Iz 41,10; Iz 45,2). Chwała Bogu za te Jego obietnice!

 

Powinniśmy wszyscy zacząć rozumować zgodnie z Bożym sposobem myślenia, a jedyną drogą do tego jest rozważanie Jego myśli. Myśl więc o tym, co Bóg mówi do ciebie przez swoje Słowo i wyznawaj, że to jest prawdą.

 

 

 

ROZDZIAŁ ll

DOBRY I ZŁY SPOSÓB WIERZENIA

 

Jeśli pragniesz być zbawiony, ochrzczony Duchem Świętym, uzdrowiony, bądź też masz inne potrzeby, których zaspokojenia spodziewasz się od Boga, to jedyną drogą do ich otrzymania jest wiara w twoim sercu. Nie ma absolutnie żadnej innej drogi.

 

Jezus, ukazawszy się Janowi, przekazał następujące posłanie do kościołów w Azji Mniejszej: „Trzymaj, co masz" (Obj. 3,11). Przyczyną, dla której wypowiedział te właśnie słowa jest fakt, że istnieje wroga siła - o czym Jezus dobrze wiedział - która jest skierowana prze­ciwko wierzącym, usiłująca nas pokonać i okraść z tego co do nas należy.

 

Wiara jest jak miłość. Uzewnętrznia się tylko w uczynkach i słowach. Nie ma wiary bez wyznania. Wiara wzrasta wraz z wyznawaniem jej. Wyznanie ma duże znaczenie dla twojego życia, ponieważ ono cię ukierun­kowuje, a także wyznacza granice i cel, do którego zmie­rzasz. Nie można spodziewać się, że otrzymamy coś od Boga jeśli nie wierzymy właściwie i nie wyznajemy zgodnie z tym. Daleko zajdziesz z Bogiem kiedy to zro­zumiesz.

 

Dziesięciu zwiadowców (IV Mojżeszowa 13) określiło granice swojego życia poprzez swoje wyznanie, bo powiedzieli: „Nie możemy tego zrobić”. A ponieważ wierzyli w to, dlatego właśnie nie mogli zająć Kanaanu. Izraelici przyjęli raport większości zwiadowców, a kiedy powiedzieli: „Nie możemy" - rozpoczęli swą długą wędrówkę po pustyni.

 

Kaleb i Jozue przyszli z innym raportem. Wierzyli, że mogą zdobyć tę ziemię, bo powiedzieli: „Nasz Bóg może wydać ich w nasze ręce". To stwierdzenie wyznaczyło jeden z punktów docelowych w ich życiu.

 

Bóg nie wybrał sobie Kaleba ani Jozuego jako swoich faworytów. Niektórzy myślą, że Bóg lubi jednych bardziej niż innych, co oczywiście nie jest prawdą. Bóg nie ma żadnych ulubieńców ani faworytów, lecz wszystkich nas kocha tą samą miłością i wszystkim nam zapewnił to samo. Bóg nie ukochał Kaleba i Jozuego bardziej niż resztę Izraelitów, bo On pragnął zrobić dla całego ludu izraelskiego to samo, co uczynił dla tych dwu mężów. Wszyscy mogli pójść do Kanaanu, ale wyznaczyli granice w swoim życiu przez niewłaściwą wiarę, której rezultatem było złe wyznanie.

 

Paweł, posługując się przykładem Izraela powiedział, mamy zważać na siebie, byśmy przypadkiem z powodu niewiary nie zamknęli sobie drogi do nieba, bądź do otrzymania innych Bożych obietnic (Hebr. 3,12). Izraelici nie weszli do ziemi obiecanej z powodu niewiary. Ich wiara skierowana była w złą stronę.

 

Greckie słowo przetłumaczone jako „niewiara" ozna­cza także „niedający się przekonać". Naród izraelski nie mógł wejść do odpoczynku, ponieważ nie dali się przekonać by działać zgodnie z Bożą obietnicą, czyli z Bożym Słowem. Bóg powiedział: „Dam wam tę ziemię. Oddam tych olbrzymów w wasze ręce". Ale oni nie dali się przekonać, by postąpić zgodnie z tym, co Bóg powie­dział.

 

Niewiara ma dwa źródła: Niektórzy wątpią ponieważ nie widzą.

 

Ten rodzaj niewiary wynika z braku poznania Słowa Bożego bo jak wiemy wiara rodzi się ze słuchania Słowa Chrys­tusa (Rzym 10,17). Jeśli więc ktoś nie słucha i nie wie co mówi Słowo Boże, wtedy nie może też mieć wiary.

 

Niewiara może więc być spowodowana tym, że się nigdy nie słyszało Słowa. Stąd też tak wielu zbawionych ludzi nie wierzy w uzdrowienie - oni nigdy nie słyszeli co Słowo Boże ma do powiedzenia na ten temat. Można by powiedzieć: „Mogą przecież sami o tym przeczytać w Piśmie". Tak, mogą, ale oni są tacy sami jak ty i ja. Sam byłem przez lata związany z kościołem, gdzie nie wierzono w uzdrowienie. Od dzieciństwa uczono nas, że te rzeczy nie są dla wierzących w obecnym wie­ku. Dlatego też kiedy czytamy w Piśmie o tych spra­wach, nasz duch nie przyjmuje tego, gdyż nasze umysły są na te prawdy zamknięte; dawno bowiem ustaliliśmy sobie swój punkt widzenia na ten temat. Aby móc przy­jąć Boże objawienie trzeba mieć otwarty umysł na Słowo. Lekarstwem na ten rodzaj niewiary jest studiowanie Bożego Słowa w celu zdobycia wiedzy o tym, co należy do nas „w Nim".

 

2) Istnieje jeszcze drugi rodzaj niewiary, a był on charakterystyczny dla narodu izraelskiego. Izraelici wiedzieli, że Bóg da im ziemię, ponieważ On sam im to powiedział, ale nie dali się przekonać, by działać w oparciu o tę obietnicę. Wielu ludzi ma właściwe poznanie Słowa Bożego, a jednak nie dają się przekonać, by dzia­łać zgodnie z tym Słowem. To jest niewiara. Lekar­stwem na ten szczególny typ niewiary jest posłuszeństwo.

 

Czy zauważyłeś kiedykolwiek, że chrześcijanie w większości są szczerzy i gorliwi, mimo to jednak są słabi. Może to nie brzmi prawdziwie, lecz tak właśnie jest. Przyczyną tego jest fakt, że oni nigdy nie ośmielili się wyznawać tego kim są w Chrystusie. Można wiedzieć kim się jest w Nim, a jednak... Izraelici wiedzieli co mówiło Słowo Boże. Bóg powiedział im: „Dam wam tę ziemię". Wszystkie inne przepowiedziane przez Boga wydarzenia spełniły się. Oni postępowali zgodnie z Jego prowadzeniem w innych sprawach, ale w tym przypadku odmówili pójścia za Słowem Pana.

 

Ogromna większość chrześcijan nie postępuje w świetle poznania, które otrzymali. Modlą się: „Boże, spraw to... Boże uczyń tamto..." Bóg niczego nie zrobi dopóki oni nie będą postępować zgodnie z duchową wiedzą, którą posiadają. Lecz kiedy tylko oni zaczną zgodnie z nią postępować, otrzymają to, o co prosili.

 

Kiedy leżałem ciężko chory w łóżku, moja rodzina myślała, że postradałem zmysły bo bez przerwy czytałem Biblię. Sprowadzili nawet mojego lekarza, dr. Robinsona, aby ostrzegł mnie, że jeśli nadal będę tak ciągle czytał Biblię to stracę rozum. Wielu wierzącym wyszłoby to na dobre, gdyby mogli pozbyć się swojego naturalnego rozumowania, a w to miejsce przyjąć duchowy umysł. Zdawałem sobie sprawę skąd czerpałem zdrowie i siły, dlatego nie zaniechałem moich studiów Słowa Bożego. Gdyby chrześcijanie przestali poświęcać czas na polowania, wyprawy na ryby, czy inne rozrywki, a gorliwiej zaprag­nęli poznać duchowe sprawy Boże, wtedy znacznie wzbo­gaciłoby się ich chrześcijańskie życie.

 

Po swoim nowym narodzeniu zrozumiałem, że obowią­zuje mnie teraz Nowy Testament, który zajął miejsce Starego. Dlatego też większość czasu spędzałem na rozważaniach Nowego Testamentu, a zwłaszcza listów. Moje kazania w większości także oparte są o listy, ponie­waż w nich odkrywamy to kim i czym jesteśmy w Chrys­tusie. Pragnę wiernie trzymać się wyznawania tych faktów biblijnych, gdyż tego rodzaju wyznanie prowadzi zawsze do naszego zwycięstwa, a klęski szatana. Wielu pastorów, ewangelistów i świeckich członków kościoła poświęca swój czas czemu innemu niż rozważanie uprzy­wilejowanej pozycji chrześcijanina, co prędzej czy później ujawnia się w braku pozytywnego i zwycięskiego wyzna­nia w ich ustach.

 

Znałem kaznodzieję, który o niczym innym nie nau­czał oprócz proroctwa, a co gorsze zawsze rozwlekał się nad wszystkim co negatywne i błędne. Wierni z jego kościoła w końcu mieli tego dość i poszukali sobie innego zgromadzenia. Umierając, kaznodzieja ten przechodził okropne męki fizyczne. O proroctwie można nauczać w taki sposób, że jest to błogosławieństwem dla wiernych, ale można też uczynić z tego przekleństwo, jak to było w jego przypadku.

 

Podobnie przedstawia się sprawa z demonami. Jeśli ktoś podkreśla w swym nauczaniu fakt, że mamy nad nimi władzę, to przynosi to błogosławieństwo jemu i słuchającym. Lecz jeśli nie głosi się całej prawdy, wtedy można śmiertelnie przestraszyć wiernych mówiąc o demonach. Chwała Bogu, że chrześcijanie nie muszą drżeć przed nimi, ani się ich bać.

 

Jeśli żyjemy w świetle listów z Nowego Testamentu, to będziemy nieustannie kroczyć w zwycięstwie. Paweł wymienił wiele przeciwności, z którymi możemy się spot­kać w życiu, a potem podsumował to mówiąc, „Ale w tym wszystkim jesteśmy więcej niż zwycięzcami" (Rzym 8,37 KJV).

 

Zastanawiające jest to, że kiedy nauczam o umyśle, zaraz niektórzy słuchacze zaczynają się niepokoić, myśląc że ten temat poruszany jest tylko przez sektę zwaną Christian Science. Trzeba jednak pamiętać, że Biblia ma wiele do powiedzenia na temat umysłu. W Księdze Izajasza 26,3 czytamy: „Temu, którego umysł jest stały zachowujesz pokój..." Słowo uczy nas o tym, że „mamy umysł Chrystusowy" (I Kor 2,16 JW). W Liście do Fili­pian 4,8 znajdujemy słowa: „Wreszcie, bracia, myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały".

 

To o czym myślimy ma niesłychane znaczenie. Nie­właściwe myśli często są powodem tego, że wierni chorują, mimo że wielu się za nich modli i nakłada ręce. Nie mogą przyjąć uzdrowienia ponieważ ich myśli stają na przeszkodzie. Nieraz już widziałem jak ludzie, na których nakładałem ręce i modliłem się momentalnie wracali do zdrowia. Niektórzy z nich składali świadectwa dwa lub trzy dni po tej modlitwie, opowiadając o tym jak ból zupełnie ich opuścił. Ja jednak słuchając ich wyznania od razu mogłem powiedzieć, że ich choroba wróci. Oni wciąż nie przestali myśleć, wierzyć i mówić negatywnie, tym samym ściągając na siebie ponownie te same niedoma­gania. To w listach Nowego Testamentu powinniśmy odkryć, co należy do nas jako chrześcijan, kim jesteśmy, jak Bóg patrzy na nas i co On o nas myśli.

 

O wiele łatwiej jest myśleć tak, jak myśli reszta ludzi, niż tak jak myśli Bóg. Niezwykle trudno jest porzucić ludzki sposób rozumowania i trzymać się tylko tego, co mówi Bóg. Musimy rozważać i napełnić nasze myśli Słowem Bożym, a przy tym wierzyć w nie w naszych sercach. Wszyscy lekarze, którzy zajmowali się moim przypadkiem i moi przyjaciele mówili, że nie mam żadnych szans, by przeżyć swoją chorobę. Zamiast ich słuchać postanowiłem wierzyć w to, co Bóg powiedział o tym, co On już dla mnie zrobił. Oczywiście, o wiele łatwiej było­by słuchać moich przyjaciół, lekarzy i tego, co mówiły mi moje zmysły o mojej nieuleczalnej chorobie. Wybrałem jednak Słowo Boże i do dzisiaj jestem zupełnie zdrowy.

 

Przyczyna tego, że wiara wielu chrześcijan jest tak słaba i nie przynosi owoców, leży w tym, że oni nigdy nie ośmielili się uwierzyć i wyznawać tego, co Bóg mówi o nich w swoim Słowie. Czy to dlatego, że oni nigdy nie czytali o tym, kim są zgodnie z Nowym Testamentem? A może dlatego, że wierzący za bardzo zapatrzyli się w przeszłość i nigdy nie uświadomili sobie w pełni faktu, że mamy teraz Nowy Testament i jesteśmy nowymi stworzeniami w Chrystusie, który nas kocha i pragnie dla nas tego co najlepsze? Czy też umysł ludzki jest za bardzo zaabsorbowany drobnymi sprawami tego świata, które w konsekwencji nie przynoszą i tak żadnego pożytku?

 

Codzienne wyznawanie z wiarą tego, kim Bóg Ojciec jest dla ciebie, co Jezus robi teraz dla ciebie po prawicy Ojca, oraz czego Duch Święty dokonuje w tobie - ugrun­tuje solidnie twoje życie wiary. Dorośniesz do poziomu gdzie nie będziesz obawiał się żadnych okoliczności, sytuacji ani żadnego rodzaju chorób. Będziesz patrzył na życie bez lęku - jako zwycięzca. Po jakimś czasie odkryjesz, że Rzymian 8,37 spełnia się w twoim życiu, „Ale w tym wszystkim jesteśmy więcej niż zwycięzcami" (KJV). Nigdy nie staniesz się zwycięzcą dopóki nie wyznasz najpierw, że nim jesteś.

 

Niewłaściwe wyznanie to oczywiście wyznanie klęski, niepowodzenia, przewagi szatana. Pewni ludzie bez przerwy rozprawiają o swoich zmaganiach z szatanem, wywyższając go tym samym. Za każdym razem gdy ktoś mówi o tym, jak diabeł go zniewala, jak dręczy go cho­robą i jak przeszkadza mu w różnych dziedzinach życia - jest to wyznanie klęski i niepowodzenia.

 

Kiedy mówisz o dobrych rzeczach i o tym czego Bóg dokonuje, wtedy twoje wyznanie wywyższa Pana. Zacznijmy więc pracować nad właściwym, pozytywnym wyznaniem. Choć niektórzy nie będą rozumieli twojego życia w wierze, ty mimo wszystko powinieneś w nim trwać.

 

Jeszcze przez jakiś czas po naszym ślubie moje postępowanie często było niezrozumiałe dla mojej żony. Pamiętam jak kiedyś zachorowała, więc pomodliłem się za nią. Nie mogła pójść na wieczorne nabożeństwo śro­dowe, więc kiedy wróciłem z kościoła zapytała mnie:

- Czy modliłeś się za mnie z wiernymi?

- Nie - odpowiedziałem.

- Jak to, czy nawet nie powiedziałeś im, że jestem chora?

- Nie. Przecież już modułem się z tobą za ciebie i oboje wyznaliśmy, że Bóg nas wysłuchał, po cóż więc miałbym im mówić, żeby i oni się modlili?

 

Gdybyśmy wcześniej oboje nie zgodzili się ze sobą na podstawie Słowa, że nas wysłuchał, to byłoby co innego. To właśnie takie chwiejne i niezdecydowane postawy są zazwyczaj powodem naszych klęsk. Jeśli w ten sposób wyznajemy swoją niewiarę to tylko w kółko o to samo się modlimy, ale nigdy do niczego nie dochodzi­my. Nie zbudujesz domu jeżeli jednego dnia kładziesz fundament, a następnego burzysz go, powtarzając ten zupełnie ich opuścił. Ja jednak słuchając ich wyznania od razu mogłem powiedzieć, że ich choroba wróci. Oni wciąż nie przestali myśleć, wierzyć i mówić negatywnie, tym samym ściągając na siebie ponownie te same niedoma­gania. To w listach Nowego Testamentu powinniśmy odkryć, co należy do nas jako chrześcijan, kim jesteśmy, jak Bóg patrzy na nas i co On o nas myśli.

 

O wiele łatwiej jest myśleć tak, jak myśli reszta ludzi, niż tak jak myśli Bóg. Niezwykle trudno jest porzucić ludzki sposób rozumowania i trzymać się tylko tego, co mówi Bóg. Musimy rozważać i napełnić nasze myśli Słowem Bożym, a przy tym wierzyć w nie w naszych sercach. Wszyscy lekarze, którzy zajmowali się moim przypadkiem i moi przyjaciele mówili, że nie mam żadnych szans, by przeżyć swoją chorobę. Zamiast ich słuchać postanowiłem wierzyć w to, co Bóg powiedział o tym, co On już dla mnie zrobił. Oczywiście, o wiele łatwiej było­by słuchać moich przyjaciół, lekarzy i tego, co mówiły mi moje zmysły o mojej nieuleczalnej chorobie. Wybrałem jednak Słowo Boże i do dzisiaj jestem zupełnie zdrowy.

 

Przyczyna tego, że wiara wielu chrześcijan jest tak słaba i nie przynosi owoców, leży w tym, że oni nigdy nie ośmielili się uwierzyć i wyznawać tego, co Bóg mówi o nich w swoim Słowie. Czy to dlatego, że oni nigdy nie czytali o tym, kim są zgodnie z Nowym Testamentem? A może dlatego, że wierzący za bardzo zapatrzyli się w przeszłość i nigdy nie uświadomili sobie w pełni faktu, że mamy teraz Nowy Testament i jesteśmy nowymi stworzeniami w Chrystusie, który nas kocha i pragnie dla nas tego co najlepsze? Czy też umysł ludzki jest za bardzo zaabsorbowany drobnymi sprawami tego świata, które w konsekwencji nie przynoszą i tak żadnego pożytku?

 

Codzienne wyznawanie z wiarą tego, kim Bóg Ojciec jest dla ciebie, co Jezus robi teraz dla ciebie po prawicy Ojca, oraz czego Duch Święty dokonuje w tobie - ugrun­tuje solidnie twoje życie wiary. Dorośniesz do poziomu gdzie nie będziesz obawiał się żadnych okoliczności, sytuacji ani żadnego rodzaju chorób. Będziesz patrzył na życie bez lęku - jako zwycięzca. Po jakimś czasie odkryjesz, że Rzymian 8,37 spełnia się w twoim życiu, „Ale w tym wszystkim jesteśmy więcej niż zwycięzcami" (KJV). Nigdy nie staniesz się zwycięzcą dopóki nie wyznasz najpierw, że nim jesteś.

 

Niewłaściwe wyznanie to oczywiście wyznanie klęski, niepowodzenia, przewagi szatana. Pewni ludzie bez przerwy rozprawiają o swoich zmaganiach z szatanem, wywyższając go tym samym. Za każdym razem gdy ktoś mówi o tym, jak diabeł go zniewala, jak dręczy go cho­robą i jak przeszkadza mu w różnych dziedzinach życia - jest to wyznanie klęski i niepowodzenia.

 

Kiedy mówisz o dobrych rzeczach i o tym czego Bóg dokonuje, wtedy twoje wyznanie wywyższa Pana. Zacznijmy więc pracować nad właściwym, pozytywnym wyznaniem. Choć niektórzy nie będą rozumieli twojego życia w wierze, ty mimo wszystko powinieneś w nim trwać.

 

Jeszcze przez jakiś czas po naszym ślubie moje postępowanie często było niezrozumiałe dla mojej żony. Pamiętam jak kiedyś zachorowała, więc pomodliłem się za nią. Nie mogła pójść na wieczorne nabożeństwo śro­dowe, więc kiedy wróciłem z kościoła zapytała mnie:

- Czy modliłeś się za mnie z wiernymi?

- Nie - odpowiedziałem.

- Jak to, czy nawet nie powiedziałeś im, że jestem chora?

- Nie. Przecież już modułem się z tobą za ciebie i oboje wyznaliśmy, że Bóg nas wysłuchał, po cóż więc miałbym im mówić, żeby i oni się modlili?

 

Gdybyśmy wcześniej oboje nie zgodzili się ze sobą na podstawie Słowa, że nas wysłuchał, to byłoby co innego. To właśnie takie chwiejne i niezdecydowane postawy są zazwyczaj powodem naszych klęsk. Jeśli w ten sposób wyznajemy swoją niewiarę to tylko w kółko o to samo się modlimy, ale nigdy do niczego nie dochodzi­my. Nie zbudujesz domu jeżeli jednego dnia kładziesz fundament, a następnego burzysz go, powtarzając ten proces dzień po dniu. Jednakże wielu z nas robi do­kładnie to samo w sensie duchowym.

 

Moja żona i ja modliliśmy się wspólnie w domu i ogłosiliśmy, że Bóg nas wysłuchał, a przy tym podzię­kowaliśmy Mu za to. Gdybyśmy potem poszli do kościoła powiedzieli: „Pomódlmy się wszyscy za moją żonę, bo jest chora. Oboje wyznaliśmy wcześniej, że Bóg nas wysłuchał, ale teraz rozmyśliliśmy się i stwierdziliśmy, że tego nie zrobił. Czy pomodlicie się jeszcze raz za nią?" Gdybyśmy tak powiedzieli, to byłoby to złe wyz­nanie. Jako wierzący powinniśmy zawsze trzymać się wytrwale naszego dobrego wyznania.

 

Kiedy raz wyznaję, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy, to później nigdy już się za tą samą rzecz nie modlę. Nie obchodzi mnie zupełnie to, co widzę, czuję, ani to co mówią mi moje zmysły. Trzymam się dobrego wyzna­nia z całych sił i za nic w świecie się nie wycofuję.

 

Gdy nieuleczalna choroba przykuła mnie do łóżka, nikt się wtedy nade mną nie modlił o uzdrowienie. Po prostu czytałem Biblię, uwierzyłem, że jej treść jest prawdą i działałem na jej podstawie, w rezultacie czego zostałem uzdrowiony w 1934 roku. W 1939 roku, na trzy miesiące przed piątą rocznicą mojego uzdrowienia, byłem na zgromadzeniu Pełnej Ewangelii. Działo się to w okresie kiedy często podróżowałem i głosiłem Słowo w wielu różnych miejscach. Podczas trwającego nabożeń­stwa zacząłem nagle odczuwać ostre bóle wokół mojego serca. Moje serce - na przemian - silnie drżało, to znów w ogóle przestawało bić. Zdawało mi się też, że zupełnie tracę oddech. Kaznodzieja prowadzący nabożeń­stwo już od dwudziestu minut modlił się za chorych i nakładał na nich ręce.

 

Diabeł podpowiedział mi:

- Wiesz, nigdy właściwie nie modlono się nad tobą o uzdrowienie. Podejdź do przodu i niech on się teraz za ciebie pomodli.

Bez zastanowienia wstałem, żeby podejść do ołtarza i poprosić o modlitwę. Nagle uświadomiłem sobie co robię i powiedziałem:

- O co ci chodzi, diable!? Po cóż miałbym prosić o modlitwę? Przecież Bóg uzdrowił mnie pięć lat temu i ciągle jestem uzdrowiony.

 

Musisz zrozumieć, że ja przez te wszystkie lata wyznawałem, że Bóg mnie uzdrowił, a przy tym cieszyłem się dobrym zdrowiem i czułem się doskonale. Niespodzie­wanie szatan zaatakował mnie jakimiś symptomami i usi­łował przekonać mnie, że wcale nie zostałem uzdrowiony. Po pierwsze trzeba zauważyć, że on nie miał nade mną żadnej władzy. Jedyne co mógł zrobić to starać się, bym uwierzył tym symptomom bardziej niż Słowu Bożemu. Ja jednakże trwałem przy swoim. Twierdziłem nadal, że Bóg mnie wysłuchał i nie przyjmowałem niczego, co by temu zaprzeczało. Nie pozwoliłem nawet, by wątpiąca myśl zagościła w mym umyśle. Wszelkie objawy choroby opuściły mnie.

 

Gdybym poszedł prosić o modlitwę, zamiast coś zyskać, straciłbym to co miałem przez kilka lat. Przyz­nałbym wtedy swoim postępowaniem i słowami, że to co przez tyle lat wyznawałem nie było prawdą. W chwili, w której bym to zrobił, otworzyłbym drzwi diabłu dając mu zwycięstwo nad sobą. Złe wyznanie przynosi nam klęskę.

 

Powinniśmy mówić: „W Imieniu Jezusa ogłaszam, że moja modlitwa została wysłuchana". Może następnego dnia to się jeszcze nie zmaterializuje, ale mamy przecież postępować w wierze i trzymać się mocno naszego wyzna­nia. Diabeł podpowiada nam czasem, że mamy pójść do jakiejś szczególnej osoby i prosić o modlitwę. Nie­którzy twierdzą, że diabeł nie namawia nas do takich rzeczy, on jednak robi to. On stara się nas zwieść na taką pozycję, gdzie tracimy. Czasem on nawet sam godzi się na pewną stratę, aby móc cię wywieść na miejs­ce, gdzie zdobędzie nad tobą długotrwałą przewagę.

 

Przypominają mi się tu moje dziecięce lata, gdy często grywałem z dziadkiem w warcaby. Wiele razy z zadowoleniem uśmiechałem się myśląc, że wygrywam, gdy zaraz okazywało się, że dziadek podstępem wyprowadził mnie na taką pozycję, gdzie zbijał niemal wszystkie moje pionki. Tę samą zasadę lubi wykorzystywać diabeł. On nie ma nic przeciwko temu, by pozwolić ci na chwilową przewagę, ale zaraz potem jednym skokiem zbija wszystkie twoje pionki.

 

Trzymaj się niezachwianie Słowa Bożego. Rób to co powiedział Jezus - trzymaj się mocno wyznania i sta­czaj dobry bój wiary. Nie pozwól diabłu wyprowadzić się z twojej mocnej pozycji.

 

Nieraz trwam przy swoim wyznaniu przez wiele dni, tygodni, a nawet miesięcy zanim oglądam manifestację tego, co wyznaję ustami. Mówię diabłu, że będę wyz­nawał tak samo aż do śmierci, że się nie poddam, nie wywieszę białej flagi. Nie ustępuję ani na krok. Mogę to robić ponieważ wiem, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy i już mam to, o co prosiłem, nawet jeśli tego od razu nie widzę.

 

Bardzo niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że nasze złe wyznanie bardzo nas ogranicza, wręcz zniewala, a tylko dobre wyznanie czyni nas wolnymi. To nie tylko nasze myśli, ale także nasze słowa mogą nas albo obda­rzyć mocą, albo słabością. Nasze słowa są niczym monety w Królestwie Bożym. Nasze słowa łapią nas w pułapkę i trzymają w niewoli, lub obdarzają wolnością. Te słowa mają też wielki wpływ na życie innych. To co wychodzi z naszych ust kształtuje naszego wewnętrznego człowieka. Często nieświadomie wyznajemy to, w co wierzymy. „Al­bowiem z obfitości serca mówią usta" (Mat 12,34). Jeśli mówimy o chorobach, to dlatego, że wierzymy w choroby. Jeżeli mówimy o słabościach i niepowodzeniach to dlatego, że wierzymy w słabości i niepowodzenia. To zdumiewa­jące, że ludzie mają tak wielką wiarę w złe rzeczy.

 

Przypominam sobie jedną z książek Donalda Gee, w której pisze on o „duchu bojaźni" w oparciu o II List do Tymoteusza 1,7: „Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i powściągliwości".

 

Wszystko wskazywało na to, że mężczyźni w rodzinie tego autora mieli tendencje do umierania w młodym wieku - około trzydziestu ośmiu do czterdziestu lat. Każdy z nich umierał na tę samą chorobę płuc. W końcu i Donald Gee zaczął obawiać się tej choroby i za każdym razem, gdy łapał grypę, myślał o tej chorobie.

 

Pewnego razu wybrał się do lekarza, który odczuł ten jego wielki strach. Doktor powiedział mu, że ten strach otwiera drzwi dla tej konkretnej choroby płuc w jego organizmie, ponieważ jego lęk powoduje, że ciało staje się podatne i nieodporne na tę chorobę.

 

W wieku trzydziestu dwóch lat Donald Gee został ochrzczony w Duchu Świętym i Bóg objawił mu fragment Pisma o tym, że „On nie dał nam ducha bojaźni". Odtąd Donald zaczął przeciwstawiać się pokusom diabła i trzy­mać się Słowa Bożego. W tym czasie gdy piszę tę książ­kę Donald Gee ma już siedemdziesiąt osiem lat. Gdyby nie uwolnił się od tego lęku, byłby przez niego zupełnie opanowany, co doprowadziłoby w końcu jego organizm do przyjęcia tej choroby.

 

Książka dr John'a G. Lake'a to kolejna pozycja, która świetnie wpływa na umocnienie naszej wiary. Przed wieloma laty, zanim jeszcze rozwinął się współczesny ruch Pełnej Ewangelii, Lakę był misjonarzem w Afryce. Nie miał zupełnie żadnego wsparcia finansowego dla swojej służby, lecz Bóg w niesamowity sposób zaspokajał jego potrzeby. Na obszarze gdzie pracował, wybuchła groźna epidemia, przyprawiając o śmierć setki ludzi. On sam pomagał opiekować się chorymi i grzebał zmarłych. W końcu liczba ofiar epidemii była tak ogromna, że Wielka Brytania wysłała tam statek z załogą lekarską, środkami medycznymi i innym potrzebnym zaopatrzeniem. Lekarze po przybyciu zaprosili Lake'a na pokład statku. Wiedzie­li, że on od dłuższego już czasu przebywał na obszarze, gdzie panowała epidemia i zastanawiali się, dlaczego nie zaraził się chorobą. Pytali go, co robił, by zapobiec zarażeniu się.

 

Lakę odpowiedział: „Szanowni panowie, wierzę że prawo życia w Chrystusie Jezusie wyzwoliło mnie spod prawa grzechu i śmierci. Tak długo jak będę cho­dził w świetle prawa życia, żadna choroba, ani żadna zaraźliwa bakteria nie może uczepić się mojego ciała".

 

Lekarze namawiali go, by zażył leki zapobiegające zarażeniu się, lecz Lakę zaproponował: „Może panowie będziecie zainteresowani w przeprowadzeniu eksperymen­tu. Zauważyliście już na pewno, że ofiary zarazy umiera­ją w konwulsjach z krwawą pianą na ustach. Jeśli wło­życie tę pianę pod mikroskop to zauważycie w niej miliony żywych zarazków. One żyją jeszcze przez dość długi czas. A kiedy ja wezmę garść takiej piany, włóżcie moją rękę pod mikroskop, a zobaczycie, że wszystkie zarazki, które dotykają mojego ciała, natychmiast giną".

 

Lekarze zgodzili się. „Spróbujemy" - powiedzieli. Eksperyment potwierdził słowa Lake'a. Zarazki umierały w momencie, gdy dotykały ciała misjonarza.

 

Słowa dr. Lake'a były wyznaniem wiary. Wiara buduje się na Słowie Bożym. Często potrzebujemy po­budzenia i umocnienia naszej wiary, a wiele jest dobrych książek opartych na Słowie Bożym, które mogą nam w tym pomóc. Lecz zawsze pamiętaj: „Nie ma nic niemożli­wego dla ciebie jeśli myślisz, wierzysz i wyznajesz właś­ciwie. (Patrz: Marek 9,23; Łukasz 1,37).

 

 

 

ROZDZIlll

DOBRY I ZŁY SPOSÓB MÓWIENIA

 

Mając wiać wielkiego arcykapłana, który prze­szedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trzymajmy się mocno wyznania. (Hebrajczyków 4,14).

 

Każdy wierzący będzie miał życie pełne sukcesów i zwycięstw jeśli tylko jego myślenie, wiara i wyznanie są właściwe. Tak łatwo jest powiedzieć: „Wierzę w to. Tak, to jest w moim sercu". Jednakże nasze słowa chwilę potem zaprzeczają często temu wyznaniu, które dopiero co złożyliśmy. Wszystko co wychodzi z naszych ust powinno być przesiąknięte wiarą.

 

To zdumiewające, że chrześcijanie mają tak wielką wiarę w złe rzeczy. Gdyby tę samą wiarę pokładali w tym co dobre, mogliby zdobywać szczyty. Wcale nie potrzebowaliby więcej wiary gdyż ta, którą mają teraz jest wystarczająca.

 

Ludzie nieustannie mówią o swoich niedostatkach, tym samym wbudowując w siebie poczucie braku, które po jakimś czasie zaczyna kontrolować ich życie. A przecież Jezus jest naszym Panem, więc jeśli będziemy trwać w wyznawaniu Jego jako Pana, wtedy On zajmie przodującą pozycję w naszym życiu i wyniesie nas na wyżyny zwycięstwa. Nigdy nie dojdziemy wyżej niż sięga wyznanie naszych ust. To wyznanie, które wyrasta z wiary w naszym sercu ma moc pokonać szatana w każdym starciu. Jeżeli jednak ktoś tylko wyznaje, ale nie wierzy sercem w to co mówi, wtedy nawet pozytywne wyznanie niczego nie zmieni. A jeśli ktoś mówi o możliwościach i zdolnościach szatana do przeszkadzania mu w osiągnięciu sukcesów, wtedy to wyznanie daje szatanowi ogromną przewagę nad tym człowiekiem.

 

W Liście do Kolosan 2,15 czytamy: „Rozbroił nad­ziemskie władze i zwierzchności i wystawił je na pokaz, odniósłszy w nim triumf nad nimi". Jeżeli Chrystus pokonał diabła za nas, to dlaczego diabeł robi tyle rzeczy przeciwko nam? Dlaczego on ma nad ludźmi przewagę? Dlatego, że ludzie mu na to pozwalają. Wielu wierzących twierdzi, że to Bóg jest sprawcą wszystkiego, co dzieje się w ich życiu. Bóg jednak bardzo często nie ma nic wspólnego z tym, co się u nich dzieje. Oni myślą, że tylko od Boga zależy rozwiązanie ich problemów, podczas gdy oni sami odpowiedzialni są za to, by coś zrobić.

 

Jezus wykonał wielki plan odkupienia poprzez swoją śmierć, zmartwychwstanie i pokonanie za nas wroga, a resztę oddał w nasze ręce. Od nas więc zależy teraz to czy „posiądziemy ziemię" (IV Moj 13,30).

 

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię, a gdy już dokończył całego dzieła twórczego, wszystko prze­kazał Adamowi. Powiedział do niego: „Daję ci panowa­nie nad dziełami rąk moich" (I Moj 1,28). Adam mógł z tym robić, co tylko chciał. Mógł oddać wszystko w ręce szatana, gdyby tak sobie życzył - i to właśnie zrobił. Przez wieki ten akt był dla ludzkości okryty tajemnicą. Ludzie mawiali: „Bóg wiedział co się stanie", albo „Dlaczego Bóg pozwolił na to szatanowi?"

 

Te twierdzenia i pytania są konsekwencją nieznajo­mości Biblii. Słowo Boże mówi bowiem wyraźnie, że Bóg stworzył niebo i ziemię, a potem „przekazał czło­wiekowi panowanie nad dziełami swoich rąk". On dał nam panowanie nad wszystkimi rzeczami i to nie On był odtąd odpowiedzialny za to, co działo się na ziemi. Czło­wiek przejął tę odpowiedzialność od Boga.

 

Gdybym podarował komuś samochód, a on potem przemycałby w nim alkohol, to ja nie miałbym z tym nic wspólnego. Ta osoba byłaby za wszystko odpowie­dzialna, bo ten samochód do mnie już nie należał, a jego nowy właściciel mógł go używać zgodnie ze swoim upodobaniem.

 

Czy zwróciłeś kiedyś uwagę na to, jak poszczególni autorzy Nowego Testamentu odmiennie przemawiali do kościołów, a mimo to każdy z nich pisał o tym, że my jako wierzący mamy coś do zrobienia jeśli chodzi o diabła. Chrześcijanie muszą trzymać się listów, gdyż te pisane są właśnie do nas, do Kościoła. Święty Piotr powiedział: „Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć". Słyszałem wierzących jak mówili: „Diabeł mi ciągle nie daje spokoju"; „Módl się za mnie żeby mnie diabeł nie pokonał"; „Boże, zrób coś z tym diabłem"; „Ojcze, nie pozwól, by on mnie przezwyciężył"; „Jezu, zgrom diabła".

 

Tego rodzaju modlitwy nikomu nie pomogą i niczego nie zmienią. Piotr powiedział: „Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochło­nąć", ale on nie skończył na tym swego listu. W następ­nym wierszu mówi nam, co w związku z tym powinniśmy zrobić: „Przeciwstawcie mu się mocni w wierze" (1P 5,8). To ty, mocny w wierze, powinieneś mu się prze­ciwstawić. Powiedz diabłu:

 

- Słowo Boże mówi, że Jezus cię pokonał. Jesteś już pokonanym wrogiem, diable. Nowy Testament mówi, że ty nie masz nade mną żadnej władzy, bo Bóg zawarł ze mną nowe przymierze poprzez Krew Chrystusa. „O ileż lepszego przymierza stał się Jezus poręczycielem!" (Hebr. 7,22). Zgodnie z tym nowym przymierzem ty nie masz nade mną żadnej władzy, ale ja mam władzę nad tobą. Szatanie, zostaw mnie w spokoju, bo ty już jesteś pokonany.

 

To właśnie jest dobrym wyznaniem, które zawsze zapewni nam zwycięstwo nad diabłem. Kiedy pozwalamy sobie na negatywne wyznanie, wtedy dajemy szatanowi przewagę nad sobą. Święty Jakub napisał do wierzą­cych: „Przeto poddajcie się Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was" (Jakub 4,7). Pisząc do wie­rzących Jakub nie powiedział, że mamy modlić się do Boga, by przeciwstawił się diabłu i sprawił, że ucieknie od nas. Nie napisał też, by dzwonić do pastora z proś­bą o modlitwę, aby szatan nas zostawił w spokoju. Jeśli ty sam nie sprzeciwisz się diabłu, on nie ucieknie od ciebie. Ja sam mogę mu się przeciwstawić i sprawić, by ode mnie uciekł, ale nie mogę tego zrobić za ciebie. Mogę modlić się za ludzi z wiarą, ale jeśli oni nie prze­staną źle wyznawać, moja modlitwa na nic się nie zda. Ich wyznanie zniweczy efekt mojej modlitwy.

 

Niektórzy są na tyle nieuświadomieni, by myśleć, że ja mogę modlić się za nich z wiarą, a bez względu na to czy oni sami wierzą, czy nie, moja modlitwa będzie wysłuchana. Takie rozumowanie jest absolutnie sprzeczne ze Słowem Bożym.

 

Wielu twierdzi, że wierzą w Nowy Testament, jednak w rzeczywistości nie jest to prawdą, bo oni nawet go nie znają. Pytają: „Jeśli uzdrawiasz chorych tak jak Jezus, to dlaczego wszystkich nie uzdrowisz?" Ten kto twierdzi, że Jezus uzdrawiał wszystkich chorych jest w błędzie, bo Słowo Boże wyraźnie wskazuje, że nie wszyscy byli uzdrowieni. Niewiara ludzi nie pozwala­ła Chrystusowi na dokonanie wielu dzieł. W ewangelii Świętego Marka 6,5-6 czytamy: „I nie mógł tam dokonać żadnego cudu, tylko niektórych chorych uzdrowił wkła­dając na nich ręce. I dziwił się ich niedowiarstwu. I obchodził okoliczne osiedla i nauczał".

 

Jezus nie mógł dokonać tam żadnego cudu. On, sam Jezus, nie mógł? Dlaczego? Biblia mówi, że to z powodu ich niedowiarstwa.

 

Nieraz czytamy w Piśmie Świętym o sytuacjach, gdzie wszyscy chorzy zostali uzdrowieni. Od czasu do czasu ja także miewam nabożeństwa, na których wszys­cy chorzy zostają uzdrowieni. Czasem zdarza się, że tylko kilku zostaje uzdrowionych. Wiara, bądź niewiara, są czynnikami decydującymi, co łatwo można zaobserwo­wać na przykładzie służby Jezusa. Czytamy w ewangelii Świętego Mateusza 13,58: „i nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary". Widzimy więc, że skoro nie­wiara uniemożliwiała Jezusowi czynienie cudów podczas Jego posługi na ziemi, to teraz gdy On działa przez nas (czyli swoje Ciało) mocą Ducha Świętego, niewiara w dalszym ciągu jest czynnikiem hamującym Jego pos­ługę.

 

Święty Paweł napisał do kościoła w Efezie 4,27 (BT): Ani nie dawajcie miejsca diabłu". Znaczy to, że nie możemy pozwolić diabłu na to, by zdobył sobie w nas miejsce. A on nie może tego zrobić bez naszego przyzwolenia.

 

Chrystus powstawszy z martwych mając wszelką władzę na niebie i na ziemi, przekazał tę władzę na ziemi Kościołowi - każdemu wierzącemu. Od nas tylko, a nie od Boga, zależy to czy będziemy używać tego, co Bóg nam dał. To ja i ty, jako wierzący, powinniśmy wierzyć i postępować w oparciu o naszą wiarę. Sprze­ciwiaj się diabłu i zachowuj dobre wyznanie, abyś miał nieustanne panowanie nad nim.

 

Jeśli czyjeś wyznanie nie zgadza się ze Słowem Bożym, wtedy wywyższa ono szatana, a serce tego czło­wieka napełnia się duchem lęku i słabości. Lecz z dru­giej strony, jeżeli ktoś śmiało wyznaje Słowo Boże, Bożą opiekę i ochronę Ojca Niebieskiego, gdy oświadcza, że to co Bóg powiedział w swoim Słowie jest prawdą, że Nowe Przymierze ma dziś wielką moc, że mamy wielkiego Arcykapłana, który przeszedł przez niebiosa i nieustan­nie działa - wtedy taki człowiek może zawsze we wszyst­kim zwyciężać pokonując diabła zgodnie z nakazem Chrys­tusa.

 

Kiedy oświadczamy: t(Ten, który jest w nas więk­szy jest aniżeli ten, który jest na świecie" (I Jan 4,4), „Większy jest Ten, który jest w nas od wszelkiej siły, która działa wokół nas" - wtedy wznosimy się do po­zycji, gdzie wpływ szatana nie może nas dosięgnąć, a on sam nie będzie w stanie nas pokonać. Nasze wyzna­nie jest polem bitwy, decydującym o naszym zwycięst­wie bądź klęsce.

 

Gdy wyznajemy wątpliwości i obawy, zaprzeczamy tym samym Bożej łasce i Jego mocy. Jako wierzący nie powinniśmy mieć nic wspólnego z wątpliwościami i oba­wami, bo one są narkotykami podsuwanymi nam przez diabła. Nowy Testament powiada: „Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, lecz mocy i miłości, i powściągliwości" (II Tym 1,7). On dał nam ducha mocy, miłości i trzeźwego myślenia (BT). Chwała Bogu!

 

Należymy do Bożej rodziny. Jesteśmy dziećmi Boga. Wiara, miłość i moc należą do nas. Zamiast wyznawać wątpliwości i obawy, wyznawajmy wiarę, miłość i moc. Wyznawajmy to, co mówi Słowo, a wtedy nasza wiara będzie się umacniała i wzrastała.

 

Gdy rozprawiamy o naszych słabościach, czy choro­bach, wtedy otwarcie wyznajemy, że Słowo Boże nie mówi prawdy i Bóg tego Słowa nie wypełnił. A co właś­ciwie Bóg mówi o chorobach? On mówi: n Jego sińce was1 (i f 2,24). On także powiada: „On nie­moce nasze wziął na siebie i choroby nasze poniósł" (Mat 8,17).

 

T.L. Osborn w jednej ze swych książek o uzdrawia­niu chorych i wypędzaniu demonów napisał: „Twoje wyznanie choroby jest jak podpisanie zaświadczenia odbio­ru przesyłki poleconej. Diabeł ma poświadczenie tego, że tę chorobę przyjąłeś".

 

Zamiast wyznawać, że On wziął na siebie twoje sła­bości i choroby, byś ty nie musiał ich dźwigać, ty wyz­najesz, że wciąż sam te choroby nosisz.

 

Bóg zawsze wprowadzał mnie bardzo pomału w nowe odkrycia duchowe. W Boże sprawy nie można wgłębić się inaczej, jak tylko za pośrednictwem naszego wewnętrz­nego człowieka (czyli serca, ducha); trzeba niemal na uboczu pozostawić nasz umysł.

 

Urodziłem się z dwiema poważnymi organicznymi wadami serca. Lekarze powiedzieli mi, że każde z tych uszkodzeń z osobna było wystarczające, by doprowadzić mnie do wczesnej śmierci. Moje ciało było praktycznie całkowicie sparaliżowane, a krew miała blado pomarańczowy kolor. Białe krwinki „zjadały" czerwone, aż wreszcie medycyna w żaden sposób nie mogła tego procesu zatrzymać. Kiedy wypijałem szklankę wody, wtedy - jak wykazywały badania - woda nie przechodziła prosto do żołądka jak powinna, ale rozlewała się po całej lewej stronie mojej klatki piersiowej. Dopiero po jakimś czasie spływała do żołądka. Spytałem mojego lekarza o przyczynę tego niedomagania.

 

- Twoja klatka piersiowa, synu - odpowiedział - jest nierozwinięta i zdeformowana. W normalnej klatce piersiowej pewne kanały są zawsze zamknięte, a inne otwarte; w twojej wszystkie są otwarte. Żadna operacja ani leki nie są w stanie zlikwidować tego zdeformowania, może jedynie Bóg.

 

W takiej sytuacji nie było dla mnie szans na wyzdrowienie za wyjątkiem miłosierdzia Bożego. Zacząłem czytać starą metodystyczną Biblię mojej babci. Nazywałem tę Biblię metodystyczną ponieważ babcia została zbawiona niemal sto lat temu na wielkim nabożeństwie ewangelizacyj­nym organizowanym przez metodystów w Tennessee. Odkryłem, że Słowo Boże ma coś do powiedzenia na temat mojej choroby i mojego niedomagania. Słowo to mówi: „Jego sińce uleczyły was". Ja jednak wciąż leżałem w łóżku ze zniekształconym sercem i atakami serca dwa lub trzy razy dziennie.

 

Dolna część mojego ciała była zupełnie sparaliżowana. Przez piętnaście i pół miesiąca byłem całkowicie przykuty do łóżka i pod kontrolą najlepszych lekarzy w Ameryce (niektórzy z nich byli pracownikami Kliniki Mayo).

 

Nie myśl ani przez chwilę, że się nie modliłem. Często modliłem się w nocy, a wiele razy nawet przez całą noc. Spędzałem na modlitwie długie godziny. Nie, nie chcę tu umniejszać wagi modlitwy, lecz tylko podkreś­lić, że modlitwa to jeszcze nie wszystko. Potrzebna jest także wiara.

 

Nasz problem polega na tym, że wiele się modlimy, ale nie wierzymy (nie działamy w wierze), a taka modlitwa nie przynosi żadnych rezultatów. Nigdzie w Biblii nie jest napisane, że Jezus albo ktoś inny powiedział, że sama modlitwa może wszystko zmienić. Jezus powiedział natomiast: „Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam" (Mk 11,24). A także: „I wszystko, o cokolwiek byście prosili w modlitwie z wiarą, otrzymacie" (Mat 21,22).

 

Chrześcijanie mawiają: „Ja naprawdę wierzę, że modlitwa ma wielką moc". To jeszcze nic nie znaczy. Jeśli pojedziesz do Tybetu to spotkasz się tam z religią starszą niż chrześcijaństwo. Kapłani modlą się tam na zmianę, a wierni modlą się nieustannie. Kiedy jeden kapłan modli się przez określoną ilość godzin, wtedy na jego miejsce przychodzi inny, a po jakimś czasie znowu inny; i tak bez końca zanoszą modły do swojego boga.

 

Oczywiście, oni nie modlą się do prawdziwego Boga. Kapłan modli się: „Przebacz nam nasze grzechy, to co uczyniliśmy, to czego nie zrobiliśmy, a powinniśmy byli zrobić". Wstawia się w ten sposób za ludźmi swojej religii. Gdybyś zapytał tego kapłana czy wierzy w mod­litwę, on powiedziałby ci, że nie ma religii na świecie, która bardziej wierzy w modlitwę niż on. Jednak jego religia nie wyzwala ludzi z niewoli, ona niczego nie zmie­nia.

 

Kolejnym przykładem mogą być muzułmanie. Do­słownie miliony ich o określonych porach każdego dnia odwracają się twarzą w stronę Mekki, upadają na ziemię i modlą się do Mohammeda. Tak, oni także wierzą w moc modlitwy.

 

Jeszcze raz pragnę podkreślić, że nie twierdzę, iż nie powinniśmy się modlić! Chcę tylko powiedzieć, że sama modlitwa to za mało. Jeżeli wierzysz w to, co mówi Słowo Boże, to musisz także działać na jego pod­stawie. Módl się, a potem zacznij postępować tak, jak­byś został wysłuchany w chwili, gdy się modliłeś. Do tego trzeba czegoś więcej niż tylko modlitwy.

 

Dr. Charles S. Price, kongregacjonalista i pastor olbrzymiego kościoła w Lodi w Kalifornii, pojechał do San Jose, by zebrać krytyczny materiał przeciwko na­bożeństwom ewangelizacyjnym prowadzonym tam przez siostrę McPherson. Niektórzy z członków jego kościoła twierdzili, że zostali tam uzdrowieni. Pewien stary Szwed z jego kościoła, który był kaleką i bez przerwy zażywał tabakę, pojechał na jedno z tych nabożeństw i jego także Bóg tam uzdrowił.

 

Dr. Price pracował w swym różanym ogrodzie, gdy usłyszał, że ktoś idzie po chodniku i śpiewa. Zobaczył, że był to ten stary Szwed, dozorca jego kościoła, który szedł zupełnie normalnie, jakby nigdy nie był kaleką. Stary człowiek odezwał się:

- Alleluja, doktorze Price, Pan mnie uzdrowił!

- Czyżby? Istotnie, wyglądasz całkiem nieźle opowiedział Dr. Price.

- Powiem nawet więcej, doktorze, Bóg także napeł­nił mnie Duchem Świętym i zacząłem modlić się innymi językami. Zostałem przy tym wyzwolony z nałogu zaży­wania tabaki.

 

Dr. Price powiedział do siebie samego: „Biedny starzec, ma nie zupełnie dobrze w głowie. Zwyczajnie go oszukali". Jednakże, coraz więcej osób jeździło na te nabożeństwa, wracając z zaskakującymi wieściami, więc doktor nie mógł się już dłużej opierać. Postanowił, że sam tam pojedzie, zobaczy wszystko na własne oczy i zawróci swoich wiernych z powrotem na właściwe tory.

 

Na wieczorne nabożeństwo na nadchodzącą niedzielę zaplanował kazanie pod tytułem „Rozwiane złudzenia Bożego uzdrowienia". Jego artykuł pod tym samym ty­tułem miał się także ukazać w ich gazecie. Na początku tygodnia dr. Price pojechał do San Jose, gdzie zamie­rzał pozostać na kilku nabożeństwach. Pierwsze spot­kanie, na które przybył, wydało mu się całkiem dobre i pomyślał: „Nie ma w tym nic złego".

 

Następnego wieczoru na nabożeństwie zobaczył go jakiś znajomy kaznodzieja prezbiterian i zaprosił go, by podszedł z nim do podium. Niechętnie zgodził się. W opinii dr. Prica'a kazanie, które wygłosiła Aimie McPherson tego dnia było najlepszym, jakie do tej pory usłyszał w życiu. Po zakończonym kazaniu siostra McPherson poprosiła o powstanie wszystkich tych, którzy pragnęliby się na nowo narodzić. Dr. Price wstał. Jego znajomy zaczął ciągnąć go za kraj płaszcza mówiąc mu, by usiadł, bo najwidoczniej źle zrozumiał ewangelistkę. Ona mówiła do tych, którzy jeszcze nie byli zbawieni. Dr. Price odpowiedział, że on zawsze o tym głosił, ale nigdy sam dotąd nie przyjął zbawienia. Tego wieczoru przyjął Jezusa jako swojego Zbawiciela i Pana, a także został napełniony Duchem Świętym. Zamiast występować przeciwko Bożemu uzdrowieniu odtąd zaczął je rozgła­szać.

 

W jednej ze swych książek dr. Price opowiedział inne zdarzenie, tym razem o swej znajomej, która leżała w szpitalu chora na raka. Gdy pewnego dnia był u niej w odwiedzinach, grupa lekarzy i pielęgniarek przy­szła, by dokonać nad nią różnych badań. Wycofał się wtedy z pokoju, by im nie przeszkadzać. Po wyjściu z pokoju jeden z lekarzy skierował się do dr. Price'a mówiąc, iż cieszy się z jego odwiedzin u chorej, a przy tym poprosił, by się za nią pomodlił, gdyż to podziała na pacjentkę kojąco i pocieszająco.

 

Ku zdumieniu lekarza dr. Price odpowiedział: „Na­wet nie będę próbował jej pocieszać. Przyszedłem tutaj, by wygnać z niej tę nieczystą chorobę w Imieniu Jezusa i wierzę, że Bóg ją uzdrowi". Potem zrobił dokładnie to, co powiedział i dwadzieścia lat później ta kobieta wciąż jeszcze cieszyła się dobrym zdrowiem. Wielu wie­rzących myśli, że modlitwa ma tylko podziałać uspokaja­jąco na chorego. Stąd też oni nic więcej nie otrzymują, prócz uspokajających efektów.

 

Kiedy prowadziłem nabożeństwa w Graham, w Texasie, pewna kobieta opowiedziała mi o tym, jak leżała w szpitalu czekając na operację, która miała usunąć jej guza. Lekarze twierdzili, że zwlekała zbyt długo z podjęciem decyzji o poddaniu się operacji. Podczas jej pobytu w szpitalu jakaś pielęgniarka z kościoła Pełnej Ewangelii powiedziała jej, że Bóg ją uzdrowi. Ta pie­lęgniarka i jej pastor modlili się za chorą i Bóg rzeczy­wiście uzdrowił ją. Lekarze nie mogli znaleźć śladu po nowotworze.

 

Po wyjściu ze szpitala ta kobieta zaczęła uczęsz­czać do kościoła Pełnej Ewangelii. Przedtem należała do kościoła gdzie uczono, że uzdrowienie, mówienie inny­mi językami, cuda i tym podobne skończyły się w czasach apostołów. Jej teściowa i wszyscy krewni nadal byli członkami tego kościoła i uważali, że ona zeszła z właś­ciwej drogi opuszczając go. Jej własna matka powiedzia­ła, że jej uzdrowienie było tylko przypadkiem, bo Bóg nie dokonuje cudów w tych czasach. Przy tym dodała: „Jestem członkiem mojego kościoła od czterdziestu lat i nigdy jeszcze żadna moja modlitwa nie została wysłu­chana, wiem więc że i twoja nie została wysłuchana".

 

Kobieta zapytała się matki: „To po co ty właściwie się modlisz?" Tak samo jest z wieloma ludźmi; modlą się tylko po to, żeby się modlić.

 

Niewątpliwie, mój przypadek był zupełnie bezna­dziejny i żaden człowiek nie mógł mi pomóc. Bóg jeden wie, jak wiele godzin spędziłem na modlitwie, jednak wcale mi się nie polepszyło. Zrozumiałem, że gdzieś coś było nie w porządku i zdawałem sobie sprawę, że to nie mogło być ze strony Boga. Wiedziałem, że to ja muszę coś zmienić, bo Bóg nigdy się nie zmienia. (Jakub 1,17; Mai 3,6).

 

Zapytałem: „Panie, co jest nie w porządku? Wiem, że gdzieś popełniam błąd, bo moje modlitwy pozostają bez echa. Nie otrzymuję tego, o co proszę". Bóg wska­zał mi odpowiedź przez swojego Ducha w Jego Słowie. Jezus powiedział do swoich uczniów, że On (mówiąc o Duchu Świętym) przypomni im to, czego się uczyli. On weźmie z Mojego (z Jezusa) i oznajmi to uczniom. Tak właśnie się stało ze mną: Duch mi to oznajmił (Jan 16,13-14).

 

Musiałem uwierzyć, że byłem uzdrowiony. Mój umysł, oczywiście, buntował się przeciwko tego rodzaju rozumowaniu, wręcz krzyczał. Tak, umysł może robić tyle samo hałasu co nogi i ręce. Powinniśmy więc uci­szać się od czasu do czasu i słuchać głosu Ducha Świę­tego. Mój umysł nie przestawał mi mówić: „Zwariowa­łeś. Zwariowałeś ".

 

Mimo wszystko powiedziałem: „Nie zwariowałem, lecz teraz już wszystko dokładnie rozumiem. Nie zosta­łem jeszcze uzdrowiony ponieważ ciągle wyznaję, że mam wadę serca. Ciągle wyznaję, że jestem sparaliżowany. Kiedy dotykam serca czuję, że bije w złym rytmie. Cią­gle wyznaję, że jestem chory. Lecz Jego Słowo mówi, że jestem uzdrowiony. Słowo Boga mówi, że On już coś zrobił z naszymi chorobami i dolegliwościami. Ciągle trzymam się tej choroby, i jak długo będę to robił, wciąż ją będę miał. Muszę się od niej wyzwolić. Muszę za­cząć wyznawać, że to co Bóg mówi jest prawdą, a nie to co ja myślę, czy czuję. Dotąd wierzyłem w to, co mówiły mi zmysły, zamiast w to co Bóg mówi (nasze zmysły to: wzrok, słuch, węch, dotyk i smak). Powi­nienem odtąd przyjmować tylko świadectwo Bożego Słowa, które mówi, że jestem uzdrowiony".

 

Zacząłem to powtarzać wiele razy szatanowi. Nie myśl, że wszystko obejdzie się bez walki. Niech ci się nie zdaje, że jest to droga usłana różami. O, nie! Bóg nigdy nam czegoś takiego nie obiecał. „Staczaj dobry bój wiary... Przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was... Trzymaj to, co masz... Mocni w wierze, przeciw­stawcie się mu..." Te wszystkie zwroty wskazują na jakiegoś rodzaju wysiłek z naszej strony. „Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi wła­dzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciem­ności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich" (I Tym 6,12; Jak 4,7; Obj. 3,11; I P 5,9; Efez 6,12).

 

Toczenie boju to wytężony wysiłek. Nie ma tu mowy o fizycznym wysiłku, bo nie walczymy z człowie­kiem, ale jest to bój toczony w rzeczywistości duchowej. Jest to duchowa walka. Wszystkie te fragmenty sugeru­ją, że w świecie ducha musimy walczyć, tam się zmagamy, przeciwstawiamy i stawiamy opór. Wiem o tym, bo sam tego doświadczyłem.

 

Trzymaj się mocno twojego wyznania. Trzymaj się wytrwale; nie bez przekonania, ale ze wszystkich sił. Ja trzymałem się mocno swojego. Powiedziałem: Nie, diable, Biblia mówi, że jestem uzdrowiony". I ty bę­dziesz musiał podobnie przeciwstawić się szatanowi, jeśli chcesz zwyciężyć. Przestałem trzymać się wyznania swoich zmysłów, a uchwyciłem się tego, co mówiło mi Słowo Boże. To właśnie doprowadziło mnie do zwycię­stwa; to także zapewni zwycięstwo tobie.

 

Musimy przyzwyczaić się do działania na podstawie Słowa Bożego. Słowo cię uzdrowi jeśli będziesz je prak­tykował. Pismo mówi: „Posłał swe Słowo, aby ich ule­czyć" (Psalm 107,20).

 

W Księdze Przysłów 4,20-22 czytamy: „Synu, zwróć uwagę na moje słowa, nakłoń ucha do moich mów! Nie spuszczaj ich z oczu, zachowaj je w głębi serca, bo życiem dla tych, którzy je znajdują i lekarstwem dla całego ich ciała".

 

Przypuśćmy, że poszedłeś do lekarza, który przepisał ci receptę. Wykupiłeś lekarstwa w aptece, a potem odłożyłeś je na półkę. Nie zażyłeś ich jednak, lecz tylko patrzyłeś na nie. Oczywiście, że te lekarstwa nic ci nie pomogły i nie mogłeś się spodziewać, że to zrobią. Powinieneś był działać na podstawie słowa lekarza i zażyć je. I to jeszcze nie wszystko, ale aby te leki przyniosły oczekiwany skutek, powinieneś zażyć je zgodnie ze wskazówkami lekarza. Nie możesz zachowywać się jak ten człowiek, który wykupił lekarstwo dla swojego dziecka, a kiedy przeczytał na butelce Wstrząsnąć przed użyciem", podniósł swoje dziecko wstrząsnął nim. Musisz dokładnie wypełnić wszystkie wskazówki. Słowo Boże uzdrowi cię, jeśli je będziesz właściwie stosował. „Bo moje słowa są lekarstwem dla całego ich ciała".

 

Powinniśmy tak przesiąknąć Słowem Bożym, żeby ono nieustannie było w naszych myślach. Kiedy inni ciągle mówią o wszystkim innym, my winniśmy zawsze mówić o tym, co mówi Słowo. A Słowo Boże powiada: „On zaspokoi wszystkie nasze potrzeby" (Fil 4,19). Sło­wo mówi też: „On mnie uzdrowił" (I P 2,24). Twoje dobre wyznanie stanie się rzeczywistością i otrzymasz od Boga czegokolwiek potrzebujesz. Dziś postępować w oparciu o Jego Słowo!