Zrzuć swoje troski na Pana

 

Kenneth E. Hagin

 

 

 

SPIS TREŚCI

1. Modlitwa powierzenia swych spraw Bogu

2. Grzech martwienia się

3. „Za mało rozsądku, żeby się martwić”

4. Co robić z troskami

5. Nie trzymaj się kurczowo swojego problemu

 

 

Rozdział 1

Modlitwa powierzenia swych spraw Bogu

 

List do Efezjan 6,18 - to skierowany do kościoła fragment Pisma, który jest jednym z moich ulubionych wierszy na temat modlitwy.

 

Efezjan 6,18 W każdej modlitwie i prośbie zanoście o każdym czasie modły w Duchu i tak czuwajcie z całą wytrwałością i błaganiem za wszystkich świętych.

 

W innym przekładzie wiersz ten rozpoczyna się słowami: „W każdego rodzaju modlitwie...". A jeszcze inne tłumaczenie brzmi: „We wszystkich rodzajach modlitwy...". Powinniśmy umieć stosować w życiu wszystkie rodzaje modlitwy, nie tylko jeden. Biblia wskazuje nam na różnice między nimi.

Zapoznajmy się w tej książce z modlitwą polegającą na powierza­niu swoich spraw Bogu, czyli zrzucaniu swoich trosk na Niego. Czytamy o tym w l Liście Piotra 5,7: „Wszelką troskę, swoją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie".

Mój ulubiony przekład tego wiersza pochodzi z The Amplified Bibie: „Zrzucajcie całą swoją troskę - wszelkie wasze obawy, wszy­stkie wasze zmartwienia, wszelkie kłopoty, raz na zawsze - na Nie­go, bo On czule troszczy się o was i ma o was wielkie staranie".

W Liście do Filipian 4,6 Apostoł Paweł przekazuje nam instruk­cje pochodzące od Ducha Świętego, a dotyczące modlitwy: „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu".

 

A teraz przeczytajmy jeszcze fragment z Ewangelii Mateusza.

 

Mateusz 6,25-34

25. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o życie swoje, co będziecie jedli albo co będziecie pili, ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie. Czyż życie wasze nie jest czymś więcej ni/ pokarm, a ciało niż odzienie?

26. Spójrzcie na ptaki niebieskie, że nie sieją ani żną, ani zbie­rają do gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je; czyż wy nie jesteście daleko zacniejsi niż one?

27. A któż z was troszcząc się, może dodać do swego wzrostu jeden łokieć?

28. A co do odzienia, czemu się troszczycie? Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną; nie pracują ani przędą.

29. A powiadam wam: Nawet Salomon w całej chwale swojej nie był tak przyodziany, jak jedna z nich.

30. Jeśli więc Bóg tak przyodziewa trawę polną, która dziś jest, a jutro będzie w piec wrzucona, czyż nie o wiele więcej was, o małowierni?

31. Nie troszczcie się więc i nie mówcie: Co będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: Czym będziemy się przyodziewać?

32. Bo tego wszystkiego poganie szukają; albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie.

33. Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.

34. Nie troszczcie się więc o dzień jutrzejszy, gdyż dzień jutrzej­szy będzie miał własne troski. Dosyć ma dzień swego utrapie­nia.

Poszczególne rodzaje modlitwy mają swoje odrębne zasady. Jeżeli zastosujesz zasady jednego rodzaju modlitwy do innego, to rezultaty będą bardzo niejasne. Dlatego musimy się nauczyć w ja­kich okolicznościach mamy stosować dany rodzaj modlitwy.

Na spotkaniach chrześcijańskich i ewangelizacyjnych, jakie pro­wadzimy po całym kraju, usiłujemy pobudzić ludzi do używania swojej wiary, to jest do tego, by teraz zwrócili się z wiarą do Boga i przez wiarę przyjęli od Niego odpowiedź. Na tym właśnie polega modlitwa wiary. Zatrzymujemy się na ich terenie na krótki czas i za­zwyczaj nie prowadzimy serii wykładów o modlitwie. Mając na celu przyniesienie pomocy jak największej liczbie ludzi, staramy się za­chęcić ich do tego, by uwierzyli Bogu w swoich indywidualnych po­trzebach, a szczególnie w dziedzinie uzdrowienia.

Jednakże te krótkie instrukcje, których udzielamy nie stanowią pełnej nauki odnoszącej się do tematów wiary i modlitwy. A jeśli ludzie przyjmują to jako „ostatnie słowo" w tych sprawach, będą w życiu rozczarowani.

Ponieważ tak bardzo akcentujemy modlitwę wiary (co wynika z charakteru naszej służby), niektórzy mają wiarę w moją wiarę, ale nie wierzą w działanie swojej. Chcą, żebym się za nich modlił modli­twą wiary. Podają mi swoje potrzeby. Oczywiście, Biblia uczy nas, abyśmy modlili się i wstawiali za siebie nawzajem, ale musimy ustalić jaki rodzaj modlitwy należy zastosować w danych okolicznościach.

Pewnego razu po nabożeństwie podeszła do mnie kobieta i po­wiedziała:

- Bracie Hagin, chciałabym, żebyś się za mnie pomodlił.

- O co? - zapytałem. Wyglądała na zdziwioną:

- Czy muszę ci powiedzieć?

- Nie mogę się modlić jeśli mi nie powiesz, bo skąd mam wie­dzieć, o co się modlimy. Nie mogę używać mojej wiary w stosunku do czegoś, czego nie znam. Nie mogę zgodzić się z czymś, o czym nie wiem. Jaka jest twoja prośba?

- Bracie Hagin, ciężary życia, troski i zmartwienia są tak wiel­kie, że już nie mam siły ich dźwigać. Chciałabym żebyś się pomodlił, aby Pan uczynił jedną z dwóch rzeczy: albo zabrał ode mnie połowę tych trosk (bo jestem w stanie unieść połowę), albo niech Pan da mi łaskę do dźwigania ich wszystkich.

Moje serce przepełniło się współczuciem dla niej. Robiłem wszy­stko co w mojej mocy, by jej pomóc. Powiedziałem:

- Siostro, nie mogę modlić się o żadną z tych rzeczy, bo one są zupełnie niezgodne z Biblią. Widzisz, w takim przypadku modlitwa wiary nie byłaby skuteczna. Mówiąc ściśle, jest tylko jeden rodzaj modlitwy, który odnosi się do twojej sytuacji i przyniósłby oczekiwa­ne rezultaty: modlitwa powierzenia swoich trosk Bogu. Czyż to nie jest wspaniałe, siostro, że już znamy rozwiązanie?

Jej wyraz twarzy zdradzał, że ona jeszcze nie rozumiała tego, o czym jej mówiłem.

Ciągnąłem dalej:

- Mamy dokładne instrukcje na temat twojej sytuacji. Widzisz, Słowo Boże mówi nam bardzo wyraźnie o tym, co mamy robić z na­szymi zmartwieniami, troskami, niepokojami. W l Liście Piotra 5,7 Duch Święty poucza nas przez apostoła Piotra: „Wszelką troskę swo­ją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie". Nie musisz tego robić codziennie z tą samą sprawą. Zrzuć swoją troskę na Niego

1 zrób to raz i na zawsze, a wtedy będziesz od niej uwolniona.

Spojrzała na mnie i powiedziała:

Zrzuć swoje troski na Pana

- Masz takie twarde serce. Jesteś taki niewrażliwy. Zdobyłem się na jak najwięcej ciepła w moim głosie:

- Droga siostro, nie mam twardego serca. To nie ja napisałem Biblię. Nie ja wymyśliłem te zasady. Tak mówi Słowo Boże, a Bóg ciebie bardzo kocha.

- Tak, ale ty nie wiesz, jakie ja mam zmartwienia!

- Droga siostro - odpowiedziałem - z pewnością nie znam twoich problemów, ale Bóg je zna. On wie wszystko i dlatego właś­nie Jego Słowo mówi: „Wszelką troskę, swoją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie".

- Nie mogę tego zrobić.

- Tak, możesz. Bóg jest dobry i sprawiedliwy, On nigdy nie kazałby ci robić czegoś, czego nie byłabyś w stanie uczynić.

Zdawało mi się, iż każdy cieszyłby się, że znalazł taki werset w Biblii i z radością wykonałby to Słowo. Ale ona odwróciła się i odeszła, mówiąc:

- Nie mogę przestać się martwić.

 

Rozdział 2

Grzech martwienia się

 

Jedynym grzechem, którego pozbycie się było dla mnie ogrom­nym problemem, było martwienie się. (Większość ludzi ciągle trwa w tym grzechu i nie chcą przyznać, że to jest złe).

Nigdy nie miałem kłopotów z kłamaniem. Odkąd narodziłem się na nowo, już więcej nie chciałem kłamać. Nigdy też nie miałem większych problemów ze zwalczeniem innych grzechów. Najtrudniej mi było jednak uporać się z grzechem martwienia się.

Narodziłem się na nowo 22 kwietnia 1933 roku o godzinie 19:40 w domu rodzinnym przy ulicy North College 405 w miejscowości McKinney w stanie Texas.

Nigdy nie miałem normalnego dzieciństwa. Choroba przykuła mnie do łóżka. Zanim to się stało jako mały chłopiec regularnie uczęszczałem na szkółkę niedzielną w naszym baptystycznym kościele, a więc miałem Biblię. Czytałem określoną liczbę rozdziałów tygod­niowo tylko po to, by móc potem powiedzieć, że je czytałem, ale one nic dla mnie nie znaczyły. Myślałem, że jest to normalne, jeśli nie rozumiemy Biblii.

Następnego ranka po moim nowym narodzeniu, jak zwykle, po­prosiłem o przyniesienie mi Biblii. Tym razem czułem się pobłogo­sławiony samym tylko patrzeniem na okładkę z napisem „Biblia Święta". Potem zajrzałem do środka. Już samo przeczytanie spisu treści było dla mnie błogosławieństwem. O, kiedy rodzisz się na nowo wszystko staje się dla ciebie żywe i nowe.

W dzieciństwie uczestniczyłem w wakacyjnych szkołach biblij­nych, gdzie uczyliśmy się śpiewać w kolejności tytuły wszystkich ksiąg Biblii; potrafiliśmy je wytrajkotać jak katarynki, ale nic one dla nas nie znaczyły. Teraz byłem już na nowo narodzony. Przeczy­tałem tytuły ksiąg Starego i Nowego Testamentu i Bogu niech będą dzięki, kiedy zacząłem je wymawiać z ducha, miały one dla mnie tak wielką wymowę. Czułem się bardzo pobłogosławiony samym tylko czytaniem spisu treści.

 

Na krótko przed moim nawróceniem doktor ostrzegał mnie:

- Możesz umrzeć w każdej chwili.

Pomyślałem więc sobie, że skoro jestem ograniczony czasem to zacznę czytać od Nowego Testamentu. Chciałem jak najszybciej do­wiedzieć się wszystkiego, co mnie dotyczy jako chrześcijanina.

Otworzyłem Ewangelię Mateusza i pomodliłem się: „Panie, zanim nawet zacznę czytać, chcę z Tobą zawrzeć przymierze i chcę Ci obie­cać, że nigdy nie będę wątpił w to, co jest napisane w Twoim Słowie i jak tylko coś przeczytam i zrozumiem, to będę to praktykował".

Doszedłem zaledwie do 6 rozdziału Mateusza i 34 wiersza gdzie przeczytałem: „Nie troszczcie sią więc o dzień jutrzejszy, gdyż dzień jutrzejszy będzie miał wlasne troski. Dosyć ma dzień swego utrapie­nia".

Na dole strony znalazłem odnośnik do Listu do Filipian 4,6: „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu".

Drugi odnośnik skierował mnie do l Listu Piotra 5,7: „Wszelką troską swoją złóżcie na Niego, gdyż On ma o was staranie". Komen­tarz przy tych odnośnikach mówił: „Bóg nie chce, abyś się o coko­lwiek martwił czy niepokoił".

Byłem wtedy nastolatkiem, miałem niespełna 16 lat. Ależ ja potrafiłem się martwić! Uczono mnie tego odkąd byłem małym dzieckiem. Moja marna i babcia były chyba mistrzyniami świata w martwieniu się i to od nich tego się nauczyłem.

Na samym początku, gdy choroba przykuła mnie do łóżka mia­łem dwóch lekarzy. Po pewnym czasie pięciu specjalistów zajmowa­ło się moim przypadkiem. Nie mówili mi za wiele o tym co mi dole­gało. Kiedy się jest kaleką nieustannie leżącym w łóżku, wtedy wyo­braźnia podsuwa nam wszelkie możliwe choroby w naszym ciele. No i z całą pewnością myślimy o jutrze, bo przecież jutro może nas już nie być!

Lecz ja dopiero co obiecałem Bogu: „Będę praktykował wszy­stko, co zrozumiem z Twojego Słowa". Biblia aż do tego miejsca w Mat 6,34 była dla mnie światłem, radością i błogosławieństwem. Ale teraz, im bardziej zagłębiałem się w Ewangelię Mateusza, tym bardziej była ona dla mnie niejasna, mało przemawiająca do mnie i zupełnie nie czerpałem z niej radości. Przestałem czytać i zadałem sobie pytanie: „Co jest tutaj nie w porządku?"

 

Ciągle wracał mi na myśl werset z 6 rozdziału Mateusza. „Powie­działeś, że będziesz praktykował wszystko, co przeczytasz i zrozu­miesz".

„Drogi Panie - odpowiedziałem - jeżeli trzeba żyć tak jak jest opisane w 6 rozdziale Mateusza, to ja nigdy nie będę dobrym chrze­ścijaninem, bo ja nie mogę żyć bez martwienia się. To jest tak samo częścią mnie jak moje ręce i nogi".

Czytałem dalej, ale w dalszym ciągu nic do mnie nie docierało. To było 23 kwietnia 1933 roku i dopiero 4 lipca wybrnąłem wreszcie z 6 rozdziału Mateusza.

Nie ma sensu uparte czytanie Biblii, gdy nie jest to żywe, radosne i nic porusza twojego ducha. Musisz wrócić do miejsca, w którym przestałeś chodzić w świetle swojego poznania. Zacznij chodzić w tym świetle, a Biblia znowu będzie przynosiła ci oświecenie. (A ty dobrze wiesz, kiedy przestałeś chodzić w świetle swojego poznania.)

Może mówisz: „Nie, nie wiem".

Przestań kłamać. Najpierw pokutuj za kłamstwa. Ja wiem, że ty wiesz, bo byłem taki sam jak ty. Ja też próbowałem robić różne wy­mówki i uniki, ale Pan mnie nie słuchał. Musiałem więc wrócić zno­wu do 6 rozdziału Mateusza i podporządkować temu słowu swoje życie. Wtedy Biblia ponownie stała się dla mnie źródłem światła.

Nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się 4 lipca 1933 roku. Przez cały dzień biadałem i rozczulałem się nad sobą. Płakałem od rana do wieczora. Byłem pewien, że nie będę w stanie wypełnić tego, o czym mówi 6 rozdział Mateusza. „Panie - narzekałem - jeśli tak musimy żyć, jeśli nie wolno nam martwić się, to najlepiej jak od razu poddam się i zrezygnuję z mojego chrześcijaństwa".

Było mi żal samego siebie. Nie mogłem żyć według biblijnych wskazówek, a oprócz tego byłem umierający. I Boga obarczałem winą za to wszystko. „Panie - mówiłem dalej - nie postąpiłeś ze mną słusznie! Mam dopiero 15 lat i muszę umrzeć (tak powiedział lekarz). Wiesz, że byłem fizycznie upośledzony przez całe moje ży­cie. Urodziłem się przedwcześnie ze zdeformowanym sercem.

Spójrz na tego... (Wymieniłem nazwisko pewnego chłopca, któ­ry poszedł razem ze mną do pierwszej klasy. Mieszkał kilka domów dalej.) On jest zawsze dobrze ubrany. Jest zdrowy i ma pieniądze w kieszeni, i ja dobrze wiem skąd on ma te pieniądze.

On i jego pracodawcy robią coś, co jest zabronione. Uprawiają nielegalny hazard za sklepem. On jest nastolatkiem, który sprowadza z większym trudem, bo już od wielu lat praktykujesz zupełnie inny styl życia. Teraz przychodzi mi to o wiele łatwiej, ale na początku był to dla mnie ogromny wysiłek. Mimo wszystko nie poddałem się zmartwieniu.

Podejmując tą ważną decyzję nadal nic nie wiedziałem na temat uzdrowienia przez Boga (jeszcze nie doczytałem się o tym w Biblii, bo nie doszedłem do Marka 11,23.24), nie wiedziałem więc, że mogę zostać uzdrowiony.

Mój stan zdrowia był bez zmian. Wciąż wyglądałem na umierają­cego. Nie tylko byłem przykuty do łóżka, ale trzy do pięciu razy dziennie miewałem bolesne skurcze serca. Moje serce przestawało bić, a ja w tych momentach myślałem, że ono nigdy już nie zacznie pracować. Każdą cząstką swojej istoty walczyłem o przetrwanie. Za każdym razem tak mocno chwytałem się poręczy łóżka, że zupełnie zdarłem z niej lakier aż do surowego drewna. Tak bardzo chciałem dalej żyć.

Kiedyś w samym środku takiego ataku rozluźniłem się. Wszystko powierzyłem Panu, spokojnie oparłem się na poduszce i powiedzia­łem: „W porządku. I tak wiem dokąd idę". I odtąd nigdy już nie miałem problemu z lękiem. Ataki dalej występowały, ale już się nimi nie przejmowałem. Zrzuciłem tę troskę na Pana.

Zacząłem więc nowy styl życia. Nigdy nie czytałem żadnej książ­ki na ten temat. Po prostu dowiedziałem się o tym z Biblii.

»

Rozdział 3

,Za mało rozsądku, żeby się martwić"

 

Kiedy żyjesz przez wiarę - gdy robisz to, co mówi Biblia - wte­dy stajesz się dziwakiem dla otoczenia, nawet dla niektórych wierzą­cych. Myślą, że coś jest z tobą nie w porządku dlatego, że się nie martwisz.

Po tym jak Pan mnie uzdrowił zacząłem modlić się nad chorymi i namaszczać ich olejem. To nie za bardzo podobało się moim współbraciom z kościoła baptystycznego.

Nigdy nie byłem wyświęconym kaznodzieją baptystycznym, cho­ciaż mi to proponowano. Mój pastor powiedział mi, że mogę zostać wyświęcony w naszym lokalnym kościele, ale postawił mi pewien warunek:

- Wyświęcimy cię, Kenneth, ale pod jednym warunkiem: jeśli trochę „spuścisz z tonu" z tym uzdrowieniem. Możesz w dalszym cią­gu głosić sobie trochę o modlitwie i o wierze, ale „spuść nieco z tonu" z tym uzdrowieniem.

- A ja właśnie planowałem jeszcze podnieść ton - odparłem. W tamtym okresie za nikogo nie modliłem się publicznie

o uzdrowienie. Publicznie nauczałem na ten temat, ale modliłem się nad ludźmi tylko indywidualnie. Tuż przed moją rozmową z pasto­rem, właśnie podjąłem decyzję, że zacznę modlić się o uzdrowienie ludzi na ogólnych spotkaniach. Dlatego też powiedziałem pastorowi, że „planowałem jeszcze podnieść ton". Dobrze pamiętam jego reakcję:

- W takim razie możesz zapomnieć o wyświęceniu. Po prostu zapomnij o tym.

Odwrócił się i odszedł. Oczywiście, później kiedy przyjąłem chrzest w Duchu Świętym i zacząłem modlić się innymi językami, całkowicie wykluczono mnie z ich społeczności. Trafiłem do ludzi głoszących Pełną Ewangelię. Byli ochrzczeni Duchem Świętym, mówili innymi językami i wyobrażałem sobie, że pewnie niedługo wyrosną im skrzydła. Po pewnym czasie przekonałem się, że daleko im było do aniołów.

Przejąłem funkcję pastora w pewnym kościele Pełnej Ewangelii, a ponieważ byłem nowy w tych kręgach wierzących nie wiedziałem, że nikt inny nie chciał być pastorem w tym kościele. Był to tak zwa­ny „problemowy" kościół. Jednak Bóg kazał mi go przejąć i myślę, że zrobił tak dlatego, iż wiedział, że nie będę się o niego martwił.

W tych czasach pastorzy z całego naszego okręgu spotykali się regularnie w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca. Przychodząc tam widziałem zawsze grupy pastorów rozmawiających ze sobą. Kie­dy przechodziłem obok nich zaczepiali mnie pytając:

- Jak idzie bój?

- Nie mam żadnego zmartwienia - odpowiadałem i szedłem dalej. Stali tam i mrugali do siebie, mówiąc między sobą: „On ma za mało rozsądku żeby się martwić!"

Jeden z sąsiadujących ze mną pastorów powiedział im:

- Wiem, że on ma wiele zmartwień. Pracuje w najtrudniejszym kościele w całym tym okręgu. Oni tam mają takie a takie problemy (wiedział więcej o problemach mojego kościoła niż ja!).

Kiedy w niedzielę rano stawałem za pulpitem, żeby wygłosić ka­zanie zawsze miałem pokusę, by poddać się ciału. Miałem ochotę zacząć od rady starszych, wziąć każdego z nich po kolei, obedrzeć ze skóry, posolić i powiesić na ścianie kościoła (oczywiście, wszystko to chciałem uczynić przez swoje kazanie). To samo chciałem zro­bić z przełożonym szkółki niedzielnej i ze współpracującymi z nim nauczycielami.

Za każdym razem gdy przychodziła taka pokusa, otwierałem 13 rozdział l listu do Koryntian i głosiłem o miłości; albo czytałem 21 i 22 rozdział Objawienia i nauczałem o niebie.

W pierwszym roku mojego pastorowania w tym kościele spędzi­łem większość czasu nauczając o miłości i o niebie. To jest zdumie­wające, co takie kazania mogą dokonać. Kiedy wierzący zaczynają miłować się nawzajem i świadomie zmierzać do nieba to zaraz inne sprawy zostają uporządkowane.

W obliczu wszystkich problemów w tym kościele powiedziałem do Pana: „Panie, wiem, że trzeba coś powiedzieć, ale nie wiem co. I wiem, że coś trzeba zrobić, ale nie wiem co. Jestem zupełnym nowicjuszem jeśli chodzi o prowadzenie kościoła. Będę starał się

robić wszystko jak najlepiej. Będę zwiastował Słowo. Będę wszy­stkich traktował na równi. Będę odwiedzał chorych. Ale całą resztę, Panie, zrzucam na Ciebie, bo to jest moją troską, a Ty kazałeś nam zrzucać wszelkie nasze troski na Ciebie".

To, co się stało, gdy złożyłem całą troskę na Pana, było zdumie­wające. Mieliśmy nieustanne przebudzenie! Mam na myśli każdego tygodnia! Co niedzielę ludzie rodzili sią na nowo, przyjmowali chrzest w Duchu Świętym i zostawali uzdrowieni. Bóg tak bardzo nam błogosławił, że kiedy stamtąd odjeżdżałem 40 pastorów zgłosi­ło swoją kandydaturę do przejęcia tego kościoła. (Kiedy ja go przej­mowałem nikt nie chciał tam być.)

Nie uczyniłem tam wcale jakiś niezwykłych rzeczy, które spowo­dowały tak niesamowite zmiany; po prostu zrzuciłem moją troskę na Niego. To jednak wcale nie oznacza, że nie wykonywałem sumien­nie tego, co należało do moich obowiązków. Oczywiście, rozważa­łem Słowo, przygotowywałem się do spotkań, wypełniałem wszelkie pastorskie powinności. A troski, zmartwienia, niepokoje - to wszy­stko zrzucałem na Pana. Nie dźwigałem tego.

Nasza plebania stała tuż obok kościoła i czasami niektórzy wierni zatrzymywali się tam, by przynieść nam różne nowiny, które często mogły być powodem do zmartwień. Odpowiadałem im:

- Nie będę się o to martwił. Powiem wam szczerze: gdyby bu­dynek kościelny spłonął w nocy, a ja spałbym w tym czasie, to nawet mnie nie budźcie. I tak byłoby po fakcie. Po prostu wybudujemy nowy budynek. Gdyby nawet członkowie rady starszych pobili się ze sobą na pięści przed kościołem, nie przychodźcie na plebanię i nie przeszkadzajcie mi. Niech się pobiją. Jak skończą to rozprawię się z nimi w modlitwie i doprowadzę do porządku i pokuty. Ale nie będę się martwił. Nie mam zamiaru nie jeść i nie spać z powodu wa­szej cielesności. (Oczywiście, nieraz pościłem, ale tylko wtedy gdy byłem do tego pobudzony przez Pana.) Wszystkie te sprawy złoży­łem na Pana.

Jeśli nie zrzucisz swoich trosk i zmartwień na Pana, to przyjdzie taki czas, że^żadne twoje modlitwy ani modlitwy całego kościoła za­noszone za ciebie, ani też wstawiennictwo wielkich mężów bożych nic ci nie pomoże. Po wszystkich ich modlitwach ty będziesz dalej w tym samym stanie w jakim byłeś, o ile będziesz nadal martwił się i dźwigał swe troski. Musisz złożyć je na Pana.

 

Rozdział 4

Co robić z troskami

 

Łatwo jest dojść dlaczego modlitwy niektórych ludzi nie przyno­szą żadnych efektów. Chcą, żeby się modlić za nich modlitwą wiary i zdobyć dla nich zwycięstwo - ale dalej też chcą się trzymać swoich trosk.

Czy zwróciłeś uwagę na 6 wiersz w 4 rozdziale Filipian? Przeczy­tajmy go jeszcze raz, bo zawiera on pewną instrukcję. Czemu nie miałbyś przyjąć Bożej instrukcji dotyczącej modlitwy, przecież Bóg wie co mówi, prawda?

List do Filipian 4,6 Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaga­niach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu.

Zwróć uwagę na to, że to pouczenie odnosi się do modlitwy. Co jest pierwszą rzeczą, którą Pan nakazał nam uczynić? Kazał nam po­rzucić nasze troski i zmartwienia. To jest pierwszy krok. To było też pierwszą rzeczą, na którą Pan zwrócił mi uwagę w moim życiu po nowym narodzeniu. Bardzo słabo znałem wtedy Biblię, ale Duch Boży już był we mnie i On prowadził mnie według swojego Słowa.

W takim razie Ty też uczyń najpierw ten krok, a potem módl się.

Druga część tego wiersza jest dosyć łatwa do wykonania: „...we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu". Jednakże ta druga czynność nie przyniesie oczekiwanych rezultatów jeśli nie wypełnimy pierwszego warunku, którym jest: „Nie troszczcie się o nic".

Czy rozumiesz to? Pierwszą rzeczą, którą Pan nam każe uczynić, jest nie martwienie się. Uczyń ten pierwszy krok.

Kiedy głoszę wierzącym Słowo Boże na ten właśnie temat, nie­którzy oskarżają mnie o to, że mam nieczułe serce. Ja jednak nau­czam ich tego, gdyż chcę im pomóc.

Prowadziłem kiedyś spotkanie w Południowym Texasie i znany mi kaznodzieja Pełnej Ewangelii zadzwonił do tamtejszego pastora, prosząc o rozmowę ze mną. Przeżywał bardzo poważne problemy. Powiedziałem do pastora:

- Zaproś go, żeby przyjechał tutaj. Porozmawiam z nim.

Przyjechał więc do tego miasta i opowiedział mi o swoich kłopo­tach. Jeden z nich dotyczył jakiejś sprawy sądowej wytoczonej prze­ciwko niemu; same opłaty adwokata miały go wiele kosztować. Poza tym mnóstwo innych problemów zwaliło mu się na głowę. Miał tak zszarpane nerwy, że nie jadł już od kilku dni. Jego żołądek nie był w stanie zatrzymać nawet wody. W nocy nie mógł spać. Zamartwiał się na śmierć w obliczu tych wszystkich przeciwności jakie go spotkały.

Prosił mnie o modlitwę wiary, aby wszystkie te problemy zostały pomyślnie rozwiązane. Zdawałem sobie sprawę z tego, że najpierw trzeba było zrobić coś z jego martwieniem się, jeśli ta modlitwa mia­ła przynieść oczekiwane rezultaty. Zacząłem więc rozmawiać z nim o tej kwestii. Przypomniałem mu te fragmenty z Pisma, które już cytowaliśmy w tej książce, zachęcając go, żeby zrzucił swoje tro­ski, obawy i zmartwienia na Pana zanim będziemy modlić się modlitwą wiary odnośnie rozwiązania tych spraw. W odpowiedzi rzekł: „Dla­czego Pan mnie nie wysłuchuje? Modlę się i modlę, i modlę. Robię wszystko co wiem, że należałoby zrobić, ale nie znajduję żadnej ulgi".

Działo się tak dlatego, że on cały czas zamartwiał się i troszczył.

Zacząłem mówić mu o tym czego Biblia uczy na ten temat. A ten na nowo narodzony, napełniony Duchem, modlący się językami, wierzący w uzdrowienie i cuda, kaznodzieja Pełnej Ewangelii, odpo­wiedział mi:

- Cóż, nie każdy ma tyle wiary co ty.

- Ależ, drogi bracie - odparłem - to nie jest kwestia wiary. Tu chodzi o posłuszeństwo Bogu. Twoja Biblia nakazuje ci to samo, co i mnie. Ja nie mówię ci, żebyś zrobił coś, czego ja nie praktykuję. Nie chciałbym umniejszać twoich problemów, ale pozwól, że opo­wiem ci o problemach, które ja przeżywałem...

Tu opowiedziałem mu co sam przeżywałem, a to było gorsze niż wszystkie jego kłopoty. Zmiękł.

- No i co zrobiłeś? - zapytał. (Uświadomił sobie, że ja byłem w dziesięciokrotnie gorszym położeniu niż on.)

- Nigdy nie opuściłem żadnego posiłku. Nie straciłem ani chwili snu. Powiem ci co zrobiłem ... - I tu zacytowałem mu I List Piotra 5,7

z The Amplified Bibie (cytowany na początku książki.) - Kiedy kła­dłem się spać wieczorem czytałem sobie te wiersze przed Panem. Mówiłem do Niego f^Widzisz, to Ty, Panie, powiedziałeś mi tutaj, żebym się nie bał ani o nic nie martwił. W takim razie ja nie będę tego robił. Zrobię tak jak mi kazałeś. Powiedziałeś, żebym we wszy­stkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzył prośby swoje Tobie. Przynoszę więc ten problem do Ciebie i oddaję go To­bie. Dziękuję Ci za odpowiedź. Teraz ta sprawa jest w Twoich ra­kach, wie_c idę. spać spokojnie. Ty działaj nad tym, podczas gdy ja śpią".

- Czy to znaczy, że to ci przyszło tak łatwo jak teraz mi o tym opowiadasz, - zapytał kaznodzieja.

- Nie - odparłem. - - Wcale nie powiedziałem, że to było łatwe. Z początku czasami budziłem się w nocy i czułem jakby ogrom tego problemu uderzał we mnie. Nie mogłem wtedy już za­snąć, więc wstawałem z łóżka, klękałem, otwierałem Biblię i czyta­łem te same słowa sobie i Panu. Mówiłem: „No widzisz, Panie, co mówi Twoje Słowo. Nie wezmę tego problemu z powrotem na sie­bie. Diabeł próbuje mi go wcisnąć. On znowu przynosi mi obraz tej sprawy, ale to już jest Twój problem. Ty dalej pracuj nad tym. Ja wracam do łóżka i idę spać". Przez parę dni musiałem jeszcze trochę bojować, ale złożyłem wszystko w Jego ręce, byłem w odpocznieniu, a On wszystko rozwiązał.

Wtedy ku mojemu zdziwieniu ten kaznodzieja Pełnej Ewangelii, który przecież powinien wiedzieć jak działa Słowo Boże, zapytał:

- Czy to też będzie działało w moim przypadku?

- Oczywiście, że tak! - odpowiedziałem.

- W porządku - rzekł - zrobię to. Postąpię tak samo.

- Dobrze - ucieszyłem się. - Teraz mogę zgodzić się z tobą w modlitwie. Wracaj do domu i postępuj według tego Słowa.

Po pewnym czasie opowiedział mi:

- O, ależ miałem walkę! Nie mogłem spać. Trzy razy wstawa­łem w nocy z łóżka i czytałem te wiersze, które mi wskazałeś. Przed­tem zawsze wiedziałem, że one były w Biblii, ale nigdy ich nie prak­tykowałem. Mówiłem też do Pana: „Panie, to jest Twoje, ja to wszystko składam na Ciebie". W końcu zasypiałem. Następnej nocy było mi już trochę łatwiej. Trzeciej nocy poszło mi już bardzo szybko, i od następnej nocy spałem już zupełnie normalnie, wszystko jadłem, a mój żołądek funkcjonował jak zwykle. Po dziesięciu dniach skon­taktowano się ze mną w związku z tą sprawą sądową. Powiedziano mi: „Sprawa została uchylona. Wszystko się wyjaśniło i jest w po­rządku". Pomyślałem sobie wtedy: „Drogi Boże! Ta sprawa sądowa niemal nie doprowadziła mnie do grobu, ale jak tylko złożyłem ją w Twoje ręce, Ty ją rozwiązałeś w ciągu kilku dni. Alleluja!"

Teraz ty powiedz głośno: „On dźwiga nasze ciężary".

Uczyń z tego osobiste wyznanie: „On dźwiga moje ciężary. On wie wszystko o mnie. On nosi cały ciężar. Ja składam to na Niego. Alleluja!"

Kilka lat temu budowaliśmy cztery budynki na raz w naszym Ośrodku Szkoleniowym „RHEMA" w Tulsa. To wymagało ogrom­nej gotówki. Przeżywaliśmy poważne kłopoty finansowe. Mieliśmy wszelkie powody ku temu, żeby się martwić. Może niektórzy nawet to robili, ale ja przeciwstawiłem się tej pokusie.

Kiedyś odwiedził nas znajomy kaznodzieja ze swoją żoną. Gdy objeżdżaliśmy cały ośrodek pokazując mu nowo rozpoczęte budyn­ki, on powiedział:

- O, bracie, ależ ty musisz dźwigać wielki ciążar!

- Nie - odpowiedziałem - nie dźwigam żadnego ciężaru. Nie mam żadnej troski, ciężaru ani zmartwienia. Alleluja!

Nie powiedziałem mu ani słowa o finansowych tarapatach, jakie akurat przeżywaliśmy; nawet o tym nie wspomniałem. Dlaczego? Dlatego, że już wszystkie te sprawy powierzyłem Panu. Pan miał to teraz w swoich rękach i On się tym zajmował.

Powiedziałem za to temu bratu:

- Mówiąc szczerze, wcale bym się nie przejął, gdyby trzeba było zamknąć tę budowę. Ja i tak od samego początku nie chciałem tego robić. Nie chciałem żadnej szkoły. Dobrze mi było kiedy pod­różowałem głosząc Słowo na nabożeństwach i seminariach. To był dla mnie wspaniały czas, ale Pan to wszystko zakłócił. Ja sam z sie­bie nigdy nie chciałem budować żadnego ośrodka szkoleniowego. Wcale mi na tym nie zależało, ale Pan kazał mi to zrobić. Powiem ci dokładnie co odpowiedziałem na to Panu. Ja zawsze z Nim bardzo szczerze rozmawiam; nie używam żadnych religijnych zwrotów, bo przecież On nas tak dobrze zna. Powiedziałem więc Jemu zupełnie wprost to, co myślę: „Panie, ja wcale nie chciałem budować tej szko­ły. To nie był mój pomysł. Od początku tego nie chciałem i dalej mi

na tym nie zależy, ale Ty kazałeś mi to wykonać. Zrobiliśmy wszy­stko tak jak mi powiedziałeś, a teraz wszystko składam na Ciebie. Wcale bym się nie przejmował ani nie czułbym się zawstydzony gdy­byśmy tę budowę zamknęli. Zupełnie nie byłbym tym poruszony. Nie wstydziłbym się to zrobić. Oddałem tę sprawę Tobie, jeśli to się nie powiedzie, to wiesz co zrobię? Po całych Stanach będę tłuma­czył, że to Ty nie dałeś rady skończyć tego projektu. Widzisz więc, że to jest Twoja sprawa. Ja nie będę się tym zamartwiał. Nie mam zamiaru nie jeść i nie spać z tego powodu, że nie ma finansów na dokończenie budowy".

Na koniec rozmawiając z tym kaznodzieją dodałem jeszcze:

- Sypiam dobrze każdej nocy i jem normalnie przez cały czas realizacji tej budowy. Bóg pracuje nad całą tą sprawą i jak widać budowa jest już dość zaawansowana.

 

Rozdział 5

Nie trzymaj się kurczowo swojego problemu

 

W swoim życiu nieraz będziesz przeżywał różne trudności. Kry­zysowe sytuacje i problemy spotykają każdego z nas. Życie nie jest „usłane różami". Ostateczny rezultat wszystkiego co przeżywamy zależy od tego czy znamy Słowo, czy znamy Ducha Bożego i czy umiemy właściwie się modlić.

Niektórzy z was trzymacie się swoich trosk i zmartwień. Ciągle się obawiacie. Jesteście w wielkim napięciu.

Wolą Bożą dla ciebie jest to, abyś wszelką swoją troskę złożył na Niego. Nie, nie powiedziałem, że to będzie łatwe; zwłaszcza jeśli przez wiele lat wyrabiałeś w sobie nawyk martwienia się. Niech twoim nawykiem teraz w Chrystusie będzie wiara. Złóż nawyk martwie­nia się w Jego ręce.

Powiedz do Pana w modlitwie: „Panie, składam to w twoje ręce. Powierzam to Tobie. Będę odtąd odrzucał pokusę martwienia się i zbytniego troszczenia. Ty powiedziałeś, żebym to wszystko zrzucił na Ciebie, bo Ty mnie kochasz; Ty czule troszczysz się o mnie i masz o mnie wielkie staranie. Dziękuję Ci za to.

Moje sprawy są teraz w Twoich rękach, Panie. Od tej chwili to jest Twoje. Polegam na Tobie. Dziękuję Ci, Mistrzu".

Tak, z pewnością kiedy położysz się spać diabeł znowu podsunie ci obraz twojego problemu. Co wtedy zrobisz? Zacznij się z niego śmiać!

Powiedz: „Tak, diable, ty znowu podsuwasz mi obraz tej sprawy, ale ja się o nią nie martwię. Już złożyłem to na Pana. Teraz kiedy będę spał, On będzie pracował nad tą sprawą, cha, cha". Potem idź spać. To właśnie oznacza być wykonawcą Słowa, a nie tylko słucha­czem (Jak 1,22).

Niektórzy z was są na krawędzi oglądania manifestacji swojego uzdrowienia, ale to jeszcze się nie stało - a powodem jest fakt, że wciąż trzymacie się tej choroby. Wypuść ją. WYPUŚĆ! Przestań się jej trzymać. Zostaw ją i po prostu oprzyj się na Jezusie. Odpocznij w Nim. On jest przy tobie. Powiedz to głośno: „Jezus jest tutaj".

Rozważany przez nas fragment Pisma mówi: „On czule troszczy się o was". Widzisz, On ciebie lubi. Tak, naprawdę. Nawet ciebie. On lubi cię. On cię kocha. „On czule troszczy się o ciebie i ma

0 ciebie wielkie staranie".

On czuwa. On cię widzi. Po prostu odpręż się i rzuć się w Jego ramiona. Chwała Bogu, On cię złapie.

Zwyczajnie rozluźnij się i odpoczywaj w Nim, a przekonasz się, że wszystkie symptomy znikną.

Proroctwo

Widzisz, Słowo Boże nie działa tylko dla jednej osoby, ono nie jest napisane tylko dla korzyści jednego; ale Słowo Boże należy do WSZYSTKICH. Przyjmij to Słowo jako specjalne poselstwo z dobrego, miłującego, ofiarnego serca; od twojego własnego Ojca.

Zastosuj je do swojego życia. Postępuj w oparciu o to Słowo z prostotą małego dziecka, a będziesz za każdym razem oglądał Boże rezultaty.

 

 

 

...rrooiem u więKszosci ludzi polega na tym, że oni, owszem, przynoszą swoje troski do Pana, opowiadają Mu o nich - ale potem kiedy powstają od modlitwy biorą te ciężary z powrotem na siebie!

Wyobraź sobie swoją troskę jako 50-kilogramowy worek. Wie­rzący składają go przed Panem w modlitwie, a potem wstają i znowu wkładają go sobie na plecy. NIE! Zostaw swój ciężar! Zostaw go tam! „Zrzucajcie całą swoją troskę ... RAZ NA ZAWSZE NA NIEGO" - uczy nas Słowo Boże...

O AUTORZE

Słowa Pana Jezusa z Ewangelii Marka 11,23-24 wyrażają prawdę, która w znaczący sposób charakteryzu­je życie i służbę Kennetha Hagina: „... Ktokolwiek by rzekł tej górze: wznieś się i rzuć się w morze, a nie wątpiłby w sercu swoim, lecz wierzył, że stanie się to, co mówi, spełni mu się. Dlatego powiadam wam: wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wie­rzcie, że otrzymacie, a spełni się wam".

Brat Hagin po raz pierwszy uwie­rzył tym niezwykłym stwierdzeniom, które padły z ust Jezusa, kiedy leżał przykuty do łóżka sparaliżowany z po­wodu wrodzonego zniekształcenia ser­ca i nieuleczalnej choroby krwi. Według opinii lekarzy jego stan zdrowia nie pozwalał mu nawet na dożycie jego 17-tych urodzin.

Jednakże po 16-miesięcznym okresie nieustannego leżenia w łóżku i intensywnego rozważania Słowa Bożego, brat Hagin uwierzył w treść tej wypowiedzi Pana Jezusa. Działając w prostej wierze w oparciu o te właś­nie słowa Zbawiciela - wstał z łóżka doznając całkowitego uzdrowienia.

Pan polecił mu później: „Idź i nauczaj mój lud wiary". Kenneth Hagin wypełnia ten nakaz już od ponad 50 lat kładąc szczególny nacisk na moc i autorytet Słowa Bożego.

JCennetfi Jfagin Mnistńes