The Final Quest

Zastępy Piekielne Maszerują

Zastępy Piekielne Maszerują

O Autorze

 

Rick Joyner Jest Amerykaninem, mieszkającym w Charlotte w Północnej Karolinie. Jest uznanym mówcą konferencyjnym w Stanach Zjednoczonych jak i Europie, a także autorem licznych książek - jedna z nich pt. "Były dwa drzewa w ogrodzie..." ukazała się w języku polskim staraniem Instytutu Wydawniczego "Rhema" z Kielc.

 

Szereg jego artykułów publikowanych było w Magazynie Chrześcijan "Absolutnie Fantastyczne", łącznie z wydanym całym numerem z niepublikowanymi dotąd w języku polskim proroctwami i poselstwami proroczymi - informację o tym znajdziesz w innym miejscu tej publikacji.

 

Rick Joyner jest także założycielem i dyrektorem "Morning Star Publications and Ministries" oraz wydawcą kwartalnika "The Morning Star Journal", którego polska edycja ukazuje się od końca 1997 roku (zamówienia należy kierować na adres: Instytut Wydawniczy "Rhema", ul. Piotrkowska 12 p. 812, 25-510 Kielce, e-mail:rhema@complex.com.pl). W tym czasopiśmie można odnaleźć również sporo jego artykułów (oraz tą samą książkę z nowym tytułem "Ostatnia Bitwa").

 

Seria artykułów "Zastępy piekielne maszerują", które w końcu ukazały się jako książka (pod tytułem: "The Final Quest") szybko stała się najpoczytniejszą pozycją w dorobku autora. Niniejsza publikacja zawiera całość tej wizji. Jest to już drugie wydanie tego poselstwa przez nasze Wydawnictwo. Różni się tym, w porównaniu do poprzedniego, że zawiera wszystkie części, uzupełnione o dodatkowe uwagi autora. Jest także poprawione.

 

Poniżej publikujemy kilka opinii osób, które czytały to poselstwo:

 

"Nigdy nie sądziłem, że napomnienie pochodzące z Bożego serca może mieć tak słodki i pełen miłości smak. Potem, gdy już ochłonąłem z oczarowania głębią i wspaniałością tego objawienia, mogłem powiedzieć Panu tylko jedno: "Błagam, zmień moje serce"!

Być może lektura wizji Ricka Joynera wywoła sporo teologicznych pytań i argumentów. Najważniejsze jest jednak to, że każdy, dla którego głód Boga stał się treścią życia, znajdzie w lekturze tej książki Boże serce i drogę do przemiany życia".

 

Marek Kamiński, pastor Kościoła Zielonoświątkowego, zbór 'Betel' w Koszalinie"

 

Jedna z osób z naszego zboru po przeczytaniu wizji "Zastępy piekielne maszerują" powiedziała: "Dobrze, że czytam to na siedząco, bo jej treść powaliłaby mnie z nóg, gdybym stał". Myślę, że to stwierdzenie w pełni oddaje treść wizji, którą otrzymał Rick Joyner. Jej przekaz obnaża, objawia, zachęca, a przede wszystkim przybliża nas do Boga. Po przeczytaniu tej wizji ciśnie się na usta refleksja, która brzmi: Jest to zbyt głębokie i mądre, by człowiek mógł wymyślić to sam. Warto przy okazji wspomnieć o samym autorze. Rick Joyner należy do grupy uznawanych i sprawdzonych autorytetów w dziedzinie posługi proroczej i nauczycielskiej. Miałem ten przywilej zapoznać się z kilkoma publikacji tegoż autora i dwie rzeczy rzucają się od razu w oczy, jeśli chodzi o jego poselstwo po pierwsze: jest ono od początku do końca chrystocentryczne, po drugie: Jest ono wyrazem głębokiej i opartej na miłości społeczności z Bogiem. Dlatego to, co przeczytałem w tej wizji jest dla mnie absolutnie wiarygodne i godne polecenia każdemu człowiekowi, który świadomy jest czasów, w których żyjemy".

 

Bogdan Olechnowicz, pastor Kościoła Zielonoświątkowego, zbór "Hosanna" w Gorzowie WIkp.

 

"Podróżując po Polsce przez ostatnie 19 lat miałam sporo możliwości, by poznawać wewnętrzne problemy wielu zborów jak i wspólnot katolickich. Większość tych problemów wiązała się z grzechami języka takimi jak: oskarżenia, oszczerstwo, którym towarzyszyło zamieszanie i zranienia. Wizja "Zastępy piekielne maszerują" Ricka Joynera bardzo obrazowo odtwarza świat duchowy i pokazuje klarownie, jaka jest sytuacja chrześcijan walczących ze sobą, a nie ze wspólnym wrogiem, jakim jest szatan, oskarżyciel braci. Tak właśnie nazywa go Pismo Święte. Wiele razy chrześcijanie niewinnie wyrażając swoje zdanie i opinie nieświadomie przyczyniają się do tego, że siły demoniczne opanowują albo blokują skuteczność kościołów i wspólnot w walce duchowej z wrogiem. Wrogiem, z całą pewnością nie jest mój brat czy siostra w Jezusie niezależnie, w jakim zgromadzeniu się znajduje. Bardzo dziś potrzebujemy zobaczyć, że za każdą naszą negatywnie wyrażoną opinią albo wypowiedzianą z niewłaściwej postawy serca może stanąć siła demoniczna. W naszych ustach musi znaleźć się miecz, który będzie narzędziem niszczącym szatana, a nie miecz, który godzi w chrześcijan. Wizja Joynera daje jasną odpowiedź jak możemy to czynić skutecznie".

 

Irena Stankiewicz, pastor Wspólnoty Chrześcijańskiej "Wieczernik" w Kielcach

 

 

WSTĘP

 

Na początku 1995 roku otrzymałem od Pana sen, który był pierwszym z serii kilku powiązanych ze sobą doświadczeń proroczych. W skróconej wersji opublikowałem ten sen w biuletynie "Morning Star" i "Morning Star Journal" pod wspólnym tytułem "Zastępy piekielne maszerują". Kiedy w modlitwie pytałem Pana o tę potężną duchową walkę, którą widziałem we śnie otrzymałem od niego serię wizji i doświadczeń proroczych, które odnosiły się do tego snu. Opisałem je znów w skróconej formie w "Morning Star Journal" pod tytułem "Zastępy piekielne maszerują", część II i III. Wszystkie trzy opublikowane przez nas części stały się od razu naszymi bestsellerami. Zostaliśmy zasypani prośbami o opublikowanie wszystkich trzech części w formie książkowej. Postanowiłem tak uczynić uzupełniając teks o te fragmenty, które zostały pominięte w wersji skróconej. Kiedy byłem już gotowy, aby oddać cały tekst do druku, otrzymałem kolejne widzenie, które oczywiście powiązane było z otrzymanymi wcześniej wizjami. To, co otrzymałem tym razem wydawało mi się najbardziej istotne. Widzenie to zawarte jest w części IV i V tej książki. Pierwsze trzy części są również uzupełnione o fragmenty pominięte podczas poprzedniej publikacji.

 

Jak otrzymałem te wizje?

 

Jedno z najczęściej zadawanych mi pytań dotyczy tego, w jaki sposób te wizje otrzymałem. Uważam, że jest to istotne pytanie, i dlatego zamierzam na nie krótko odpowiedzieć. Po pierwsze muszę wyjaśnić, co rozumiem pod pojęciem "wizja" lub "doświadczenie prorocze".

 

"Prorocze doświadczenia" jak zwykłem je określać mogą być różnorodne i jest ich wiele. Składają się na nie te wszystkie sposoby, przez które Pan przemawiał do swojego ludu, a co zapisane jest w Jego Słowie. Ponieważ Pan się nie zmienił i jest taki sam dzisiaj, jaki był i wczoraj, w związku z tym nie zmienił się też sposób, w jaki odnosi się On do swojego ludu. Takie same doświadczenia były też udziałem Kościoła na przestrzeni wieków. Tak jak wyjaśnił to Apostoł Piotr w swoim kazaniu, które zapisane jest w 2 rozdziale Dziejów Apostolskich, sny, wizje i proroctwa są szczególnie charakterystyczne w dniach ostatecznych, jak również w okresach wylania Duch Świętego. Zbliżając się z całą pewnością do końca wieków te sposoby Bożego komunikowania się ze swoim ludem stają się coraz częstsze.

 

Powodem, dla którego znaki te występują coraz częściej jest to, iż będziemy ich potrzebowali do wypełnienia zadań, które są przed nami. Prawdą jest też, iż szatan, który zna Boże Słowo lepiej niż niejeden chrześcijanin, rozumiejąc rolę, jaką odgrywa prorockie objawienie w relacji Boga i jego ludu, wylewa swoje podrobione dary, obdarzając nimi swoje sługi. Jednakże nie byłoby falsyfikatu czy podróbki, gdyby nie istniał oryginał, tak samo jak nie istnieje podrobiony banknot trzydolarowy, bo nie istnieje też prawdziwy.

 

Wkrótce po tym jak zostałem chrześcijaninem w 1972 roku czytając fragment z Dz. Ap.2 rozdziału zrozumiałem, jak ważnym w naszych czasach jest to, byśmy pojęli w jaki sposób Pan chce do nas mówić. Nie pamiętam abym na samym początku modlił się o tego typu doświadczenia, ale to nie zmieniło faktu, że kilka takich doświadczeń otrzymałem, co jeszcze bardziej zmobilizowało mnie, aby więcej na ten temat się dowiadywać. Od tamtego czasu przechodziłem przez okresy, gdzie tego typu prorocze przeżycia były bardzo częste. Potem przychodziły z kolei długie okresy "posuchy" w tej sferze. Kiedy znów powracały, to za każdym razem ich intensywność jak i częstotliwość znacznie wzrastały. W ostatnim okresie są i częste, i intensywne. Przez te wszystkie doświadczenia nauczyłem się bardzo dużo na temat proroczego obdarowania i wszystkiego, co jest z tym związane, a co obszerniej opisuję w książce, która niedługo się ukaże (ukazała się w 1997 roku - przyp. tłumacza).

 

Istnieje wiele poziomów proroczego objawienia. Najbardziej podstawowy poziom dotyczy czegoś, co określam jako "wrażenie" (impresja). Mogą to być prawdziwe objawienia zawierające niezwykłe i konkretne informacje. Muszą być jednak zinterpretowane przez doświadczone osoby. Warto przy tym dodać, że na tym poziomie "objawienia", które otrzymujemy mogą być przemieszane z naszymi własnymi odczuciami, uprzedzeniami jak i teologicznymi poglądami. Dlatego rzeczą niewłaściwą jest, by na tym poziomie prorokowania używać sformułowania" Tak mówi Pan". Na tym samym poziomie możemy również otrzymywać wizje. Są one subtelne i muszą być spostrzegane "oczami nasze-go serca". Wizje te również mogą zawierać szczegółowe i trafne informacje, szczególnie zaś wtedy, kiedy otrzymywane są i interpretowane przez osoby mające doświadczenie w tej dziedzinie. Im bardziej "oczy naszego serca są otwarte" jak modlił się o to Apostoł Paweł w Efezjan 1,18, tym bardziej pożyteczne mogą okazać się te objawienia.

 

Następny poziom objawienia wiąże się z głęboką świadomością obecności Pana, która przynosi namaszczenie Ducha Świętego oświecające w szczególny sposób nasz umysł. Często doświadczam tego pisząc lub przemawiając, i w tym samym czasie przychodzi do mnie przekonanie o wadze i precyzyjności tego, o czym mówię. Wierzę, że może to być zbliżone do doświadczenia apostołów, którzy pisali nowotestamentowe listy. Tego typu doświadczenia wydają się być pewne, ale w dalszym ciągu istnieje na tym poziomie możliwość, że rzeczywiste objawienie zostanie zniekształcone poprzez nasze własne uprzedzenia, teologię itp. Dlatego też uważam, że Paweł w pewnych sprawach - jak sam zaznaczał - wyrażał swoją opinię, ufając, iż czyniąc to, ma na to Boże przyzwolenie. Generalnie rzecz ujmując, w całej tej sferze potrzebujemy więcej prawdziwej pokory niż sztywnego dogmatyzmu.

 

Tzw. "wizje otwarte" pojawiają się na wyższym poziomie niż zwykłe wrażenia lub impresje. Wydaje się, iż objawienia odbierane na tym poziomie są czytelniejsze i bardziej jasne niż te, o których wspomnieliśmy do tej pory. Wizje otwarte są "zewnętrzne" i można je oglądać jak obraz na rzeczywistym ekranie. Ponieważ nie można tymi obrazami sterować, dlatego też wierzę, że jest znacznie mniejsza możliwość zniekształcenia tego objawienia przez nas samych.

 

Następny poziom proroczego doświadczenia jest stanem zachwycenia. W taki stan zachwycenia popadł Piotr, który udał się później do domu Korneliusza zwiastować po raz pierwszy ewangelię poganom. Podobne doświadczenie miał również Paweł, który przebywając w świątyni popadł w stan zachwycenia w trakcie modlitwy. Opisane jest to w 22 rozdziale Dziejów Apostolskich. Stan zachwycenia jest jakby snem w momencie, w którym pozostajemy w pozycji czuwania. Zamiast oglądania "filmu na ekranie" jak ma to miejsce podczas otwartych wizji czujesz się jakbyś występował w filmie, ale w taki dziwny sposób. Stany zachwycenia mogą przebiegać łagodnie tak, że nie traci się kontaktu z otaczającą nas rzeczywistością, a nawet można na nią w tym samym czasie wpływać, aż do stanu, w którym czujemy się jakbyśmy tam naprawdę fizycznie przebywali. Było to jak się wydaje częstym doświadczeniem proroka Ezechiela jak również Apostoła Jana, który najprawdopodobniej w taki sposób otrzymał większość swoich wizji opisanych w Apokalipsie.

 

Wszystkie wizje zawarte w tej książce rozpoczęły się od snu. Część z tego, co tu opisuję, otrzymałem na poziomie silnego odczuwania Bożego namaszczenia, niemniej jednak przeważającą część tego, czym się dzielę otrzymałem w trakcie zachwycenia. Objawienie to przyjąłem na poziomie, który pozwalał mi na świadomy kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością do tego stopnia, że byłem nawet w stanie odbierać dzwoniący telefon. Po tym mogłem powrócić do miejsca, z którego wyszedłem. Pewnego razu intensywność proroczego doświadczenia była tak silna, że musiałem przerwać i opuściłem górę modlitewną, na której najczęściej szukam Pana i udałem się do domu. Po tygodniu, kiedy powróciłem z powrotem, byłem w stanie powrócić w duchu do tego samego miejsca, które zostawiłem tydzień wcześniej. Z doświadczenia wiem, że tego typu doświadczeń nie da się "wywołać”, ale z pewnością zawsze miałem wolność by decyzją własnej woli je powstrzymać.

 

Dwukrotnie duże części prezentowanej tutaj wizji otrzymałem w czasie, który wydawał się dla mnie niezbyt korzystny z tego powodu, iż mając pewne zadania do wykonania, ścigany byłem terminami. Między innymi z tego też powodu dwie edycje naszego magazynu "Morning Star Journal" jak również jedna z moich książek ukazały się z opóźnieniem. Wydaje się, że Pan nie jest związany naszymi planami i ter-minami ich realizacji.

 

W trakcie snów i stanów zachwycenia zauważyłem szczególne wzmożenie daru słowa poznania. Czasami, kiedy modlę się o jakąś osobę lub o Kościół czy czyjąś służbę zaczynam widzieć i wiedzieć rzeczy, co do których nie miałem żadnego naturalnego poznania. W trakcie opisywanych tu przeze mnie doświadczeń proroczych dar słowa poznania manifestował się na poziomie, którego nie doświadczałem w "tej rzeczywistości". Dlatego też w tej wizji patrząc na podział zastępów piekielnych byłem w stanie poznać ich strategię i możliwości. Nie potrafię do końca wyjaśnić głębi tego poznania, wiem tylko, że dotyczyło ono szczegółów. W niektórych przypadkach, kiedy patrzyłem na kogoś lub na coś byłem w stanie znać ich przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Aby zaoszczędzić trochę miejsca w tej książce, poznanie, które stało się moim udziałem ująłem jako zbiór faktów bez próby wyjaśniania, w jaki sposób to otrzymałem.

 

Korzystanie z proroczych objawień

 

Muszę z naciskiem tutaj podkreślić, że żaden rodzaj proroczego objawienia nie jest dawany w celu ustanawiania jakichkolwiek doktryn. Od ustanawiania doktryn jest Pismo Święte. Sfera prorocza ma dwa zasadnicze zadania. Po pierwsze ma ona na celu objawienie strategicznej woli Bożej dotyczącej teraźniejszości lub przyszłości w pewnych kwestiach. Zauważamy to w przypadku Pawła, który we śnie otrzymał polecenie, aby udać się do Macedonii, a później pozostając w stanie zachwycenia był pouczony by natychmiast udać się do Jerozolimy. Tego typu przykłady widzimy również w życiu Agabusa. Jedno z tych proroctw dotyczyło głodu, który miał przyjść na świat, drugie związane było z podróżą Pawła do Jerozolimy. Widać też w Bożym Słowie, choć nie jest to może tak wyraźne, że dawane objawienie pomagało zrozumieć jakąś prawdę ze Słowa Bożego. Widzimy to w sytuacji, w której Piotr otrzymuje objawienie będąc w stanie zachwycenia, które zarówno służyło objawieniu woli Bożej w danej sytuacji, jak również rozjaśniało nauczanie biblijne na temat tego, iż ewangelia była również dla pogan, a czego nie rozumiał jeszcze Kościół. A więc prawda o tym, iż ewangelia miała też być zwiastowana dla pogan była w Słowie, ale przez objawienie Piotra Kościół mógł ją w ogóle dostrzec.

 

Wizje zawarte w "Zastępach ..." zawierają strategiczne objawienia, ale także rzucają światło na pewne biblijne prawdy w taki sposób, jakiego nie widziałem do tej pory. Większość z tych "rozjaśnionych" przez objawienie prawd biblijnych znałem i nauczałem przez długie lata, ale wiem, że nie żyłem nimi w pełni. Wiele razy myślałem o ostrzeżeniach, jakie Paweł kierował do Tymoteusza, by ten przykładał większą uwagę do tego, co sam naucza. Wiele z tych słów, które w trakcie wizji były skierowane do mnie, ja sam osobiście w przeszłości nauczałem. Wiem o tym, że w życiu zaniedbywałem wypełnianie tego, czego sam nauczałem, w związku z tym objawienie to przyjąłem jako formę osobistego napomnienia. Niektórzy zachęcali mnie, aby spisać tę wizję w formie alegorycznej w trzeciej osobie podobnie jak uczynione jest to w "Wędrówce Pielgrzyma", Nie zdecydowałem się na to z kilku powodów. Po pierwsze czuję, że niektórzy uznaliby to za rezultat moich własnych zdolności twórczych, i oczywiście byłoby to złe. Życzyłbym sobie być tak twórczy, ale niestety nie jestem. Poza tym pomyślałem, że jeśli przekażę to w taki sposób, w jaki to otrzymałem (starałem się to uczynić najlepiej jak potrafię) będzie to bardziej precyzyjne i dokładne. Chociaż moja pamięć dotycząca szczegółów jest jedną z moich najsłabszych stron i w pewnych momentach sam kwestionowałem pewne szczegóły z tej wizji, to tym samym myślę, że wszyscy, którzy tę wizję czytają muszą czuć też wolność by postąpić podobnie. Wierzę, że jest to właściwe, jeśli chodzi o tego typu przesłania. Tylko Pismo Święte zasługuje sobie na miano nie-omylnego. Kiedy będziesz czytał tę wizję, módl się by Duch Święty prowadził cię do prawdy oddzielając ziarno od plew.

Rick Joyner

 

 Zastępy piekielne maszerują

 Część I

 

 Armia złego była wielka. Rozciągała się tak daleko, jak sięgał mój wzrok. Była podzielona na dywizje, z których każda niosła inną chorągiew. Na przód wysunięte były dywizje o nazwach: Duma, Własna Sprawiedliwość, Powszechne Poważanie, Egoistyczne Ambicje, Niesprawiedliwy Osąd i Zazdrość. Poza moim polem widzenia było wiele innych diabelskich dywizji, ale te, które stanowiły straż przednią piekielnej armii wyglądały najpotężniej. Jej dowódcą był sam Oskarżyciel Braci.

 

Broń niesiona przez hordy także miała swoje nazwy -miecze nazywały się Zastraszenie; oszczepy - Zdrada, a strzały - Oskarżenie, Plotka, Obmowa i Krytycyzm. Zwiadowcy i mniejsze oddziały demonów o nazwach: Odrzucenie, Zgorzkniałość, Niecierpliwość, Nieprzebaczenie i Pożądanie Fizyczne były wysłane z przodu armii, aby przygotować wszystko przed głównym atakiem.

 

Te mniejsze oddziały były mniej liczne, lecz nie mniej potężne od nadchodzących większych dywizji. Były one mniejsze ze strategicznych powodów. Tak jak Jan Chrzciciel był pojedynczym człowiekiem i został obdarzony nadzwyczajnym namaszczeniem do tego, by chrzcić masy i przygotowywać je na przyjście Pana, tak te małe oddziały demoniczne zostały wyposażone w niezwykłą siłę zła do tego by "chrzcić masy". Pojedynczy demon Zgorzknienia był w stanie zasiać swą truciznę do całych tłumów ludzi, a nawet całych ras lub kultur. Demon Pożądania zasiadał na jednym artyście, filmowcu lub producencie reklam i wysyłał coś, co przypominało pioruny elektrycznego śluzu, który uderzał i otępiał ogromne tłumy. Wszystko to miało przygotować miejsce potężnej hordzie nadchodzących demonów.

 

Głównym celem armii było wywoływanie rozłamów. Została ona wysłana, aby atakować każdy poziom relacji to znaczy: relacje kościołów ze sobą nawzajem, zgromadzeń z ich pastorami, mężów z żonami, dzieci z rodzicami, a nawet dzieci ze sobą nawzajem. Zwiadowcy zostali wysłani, aby zlokalizować wyłomy w kościołach, rodzinach czy poszczególnych osobach, wówczas Odrzucenie, Pożądanie mogły je wykorzystać i stworzyć większy wyłom dla nadciągających dywizji. Najbardziej szokującą częścią wizji był fakt, że jeźdźcy w tym zastępie poruszali się nie na koniach, ale na chrześcijanach! Większość z tych chrześcijan była dobrze ubrana, wzbudzała szacunek i wyglądała na dystyngowanych oraz wykształconych. Ludzie ci znali doskonale chrześcijańskie doktryny i to uspokajało ich sumienia, lecz żyli życiem wypełnionym ciemnością. Im więcej pozwalali ciemności przepełniać ich, tym bardziej demony przejmowały kontrolę nad ich poczynaniami.

 

Wielu z tych wierzących było żywicielami więcej niż jednego demona, choć oczywiście jeden był zawsze przywódcą. Natura przywódcy miała wpływ na rodzaj oddziału, w którym maszerował. Mimo, iż wszystkie oddziały szły razem robiło to wrażenie jakby cała armia była na skraju chaosu. Na przykład: demony nienawiści nienawidziły inne demony tak mocno jak chrześcijan; demony zazdrości zazdrościły sobie nawzajem. Jedynym sposobem, w jaki dowódcy tej hordy powstrzymywali demony przed walką z innymi demonami było kierowanie ich nienawiści, zazdrości itd. na ludzi, których ujeżdżały. Także pośród ludzi często wybuchały walki.

Wiedziałem, że w taki sam sposób skończyły niektóre armie, które nastawały na Izrael w Słowie Bożym, niszcząc same siebie. Kiedy ich zamiary przeciw Izraelowi zostały udaremnione, wybuchały niekontrolowanym gniewem i po prostu zaczynały walczyć ze sobą. Zauważyłem, że demony jeździły na chrześcijanach, ale nie były wewnątrz nich, jak to miało miejsce w przypadku niechrześcijan. Na przykład: gdy chrześcijanin ujeżdżany przez demona zazdrości tylko zaczynał kwestionować tę zazdrość, demon natychmiast stawał się słabszy. Wtedy ten słabnący demon rozpoczynał głośno krzyczeć, a przywódca tej dywizji wysyłał wszystkie demony, by okrążyły owego chrześcijanina i atakowały go, aż rozgoryczenie znowu rozpaliło się w nim. Jeśli to nie działało, demony cytowały Biblię w tak przewrotny sposób, że usprawiedliwiało to jego gorycz, oskarżenia itp.

 

Było oczywistym, że moc demonów wyrastała całkowicie z mocy zwiedzenia chrześcijan, i udawało się im do tego stopnia, że chrześcijanie będąc używanymi przez demony, cały czas myśleli, iż to Bóg się nimi posługuje. Działo się tak dlatego, że chrześcijanie cl nieśli wysoko sztandary samousprawiedliwienia zasłaniając prawdziwe.

Spojrzałem na tyły tej armii i ujrzałem towarzystwo samego Oskarżyciela. Zacząłem wówczas rozumieć jego strategię i byłem zaskoczony jej prostotą. Diabeł wiedział, że dom, który jest podzielony nie może się ostać, a jego armia właśnie próbowała dokonać podziału Kościoła w taki sposób, aby całkowicie odpadł od łaski. Jedynym sposobem, w jaki mogło się to udać było użycie chrześcijan do walki z własnymi braćmi. Dlatego prawie wszystkie przednie oddziały składały się z chrześcijan lub przynajmniej z nominalnych wierzących. Każdy krok, który uczynili wierzący będąc posłuszni Oskarżycielowi, dawał mu większą moc nad nimi. Zwiększało to pewność jego i jego przywódców. Było jasne, że siła tej armii uzależniona jest od zgody chrześcijan na zło.

 

Więźniowie

 

Za tymi pierwszymi dywizjami ciągnęło wielu innych chrześcijan, którzy również byli więźniami tej armii. Wszyscy oni byli poranieni, a pilnowały ich małe demony Strachu. Wydawało się, że było więcej więźniów, niż demonów w tej armii. Zadziwiające było to, że ci więźniowie wciąż mieli swoje miecze i tarcze, ale ich nie używali. Szokujący był fakt, że tak liczna grupa mogła być więziona przez tak niewiele demonów Strachu. Mogły one z łatwością być zniszczone czy odparte, jeżeli więźniowie po prostu użyliby swojej broni.

 

Niebo nad nimi było ciemne od sępów o nazwie Depresja. Lądowały one na ramionach więźnia i wymiotowały na niego. To, co zwymiotowały było potępieniem. Kiedy dosięgło to więźnia, wstawał on i przez chwilę maszerował trochę prościej przed siebie, a potem przewracał się, będąc słabszym niż wcześniej. Ponownie dziwiłem się, dlaczego więźniowie nie zabijają sępów swoimi mieczami. Mogli to z łatwością uczynić.

 

Czasami słabszy z nich potykał się i upadał. Jak tylko znalazł się na ziemi, pozostali więźniowie zaczynali dźgać go swoimi mieczami, szydząc przy tym z niego. Następnie przywoływali sępy, aby pożarły tego, który upadł, jeszcze zanim umarł.

 

Gdy tak to obserwowałem, zdałem sobie sprawę, że więźniowie sądzili, iż wymiociny potępienia były prawdą od Boga. Następnie zrozumiałem, że tak naprawdę byli oni przeświadczeni, że maszerują w armii Boga! Dlatego też nie zabijali małych demonów Strachu ani sępów - sądzili bowiem, że byli to wysłannicy Boga. Ciemność pochodząca z chmury sępów bardzo utrudniała widzenie i dlatego więźniowie naiwnie akceptowali wszystko jako pochodzące od Boga.

 

Jedynym dostarczanym im pożywieniem były wymiociny sępów. Ci, którzy odmawiali jedzenia ich, po prostu słabli i upadali. Ci, którzy jedli, umacniali się, ale mocą pochodzącą od Złego. Więźniowie ci z kolei zaczynali wymiotować na pozostałych. Gdy któryś zaczynał to czynić, demon, który tylko na to czekał, dostawał go do jeżdżenia. W ten sposób awansował on do przednich dywizji.

 

Gorszym nawet od tego, co zwymiotowały sępy, był obrzydliwy szlam, którym demony zanieczyszczały chrześcijan, na których jechały. Tym szlamem była: Pycha, Egoistyczne Ambicje itp. w zależności od nazwy dywizji, do której przynależeli. Jednakże szlam ten sprawiał, że chrześcijanie czuli się o tyle lepiej niż po oskarżeniach, że z łatwością wierzyli, iż demony były wysłannikami Boga i rzeczywiście myśleli, że szlam ten był pomazaniem Ducha Świętego.

 

Następnie doszedł mnie głos Pana mówiący: "To jest początek armii wroga dni ostatecznych. To jest ostatnie zwiedzenie Szatana, a jego końcowa siła zniszczenia jest uwalniana, gdy używa chrześcijan, aby atakowali innych chrześcijan. Przez wieki używał tej armii, ale nigdy nie byt w stanie uwięzić tak wielu dla swych demonicznych celów. Nie bój się, Ja też mam armię. Musicie teraz powstać do walki i walczyć, dlatego, że dłużej nigdzie nie będzie można się ukryć przed tą wojną. Musicie walczyć o moje Królestwo, prawdę i tych, którzy zostali zwiedzeni".

 

Byłem tak napełniony gniewem i wstrętem z powodu armii Złego, że chciałem raczej umrzeć niż żyć w takim świecie. Słowo od Pana było na tyle zachęcające, że od razu zacząłem wołać do chrześcijan, którzy byli więźniami. Krzyczałem, że zostali zwiedzeni, myśląc, że będą mnie słuchać. Kiedy to uczyniłem, cała armia obróciła się, aby na mnie popatrzeć, a ja wciąż nawoływałem. Myślałem, że chrześcijanie przebudzą się i zrozumieją, co się z nimi dzieje, ale zamiast tego wielu z nich zaczęło sięgać po swe strzały, aby do mnie strzelać. Pozostali po prostu wahali się, jak gdyby niewiedzieli, co o mnie sądzić. Zrozumiałem wtedy, że wołałem przedwcześnie i że było to pomyłką.

 

Bitwa się zaczyna

 

Następnie obróciłem się i zobaczyłem stojącą za mną armię Pana. Uformowana była z tysięcy żołnierzy, ale i tak przeciwnik znacznie przewyższał nas liczebnie. Tylko niewielu było ubranych w całą zbroję. Większość była tylko częściowo osłonięta. Duża liczba chrześcijan była poraniona. Ponadto większość z tych, którzy mieli przywdzianą całą zbroję, posiadała bardzo małe tarcze. Wiedziałem, że nie osłonią ich one przed rzezią, która miała nadejść. Większość owych żołnierzy stanowiły kobiety i dzieci.

 

Za armią wlókł się tłum podobny do więźniów podążających za armią Złego, ale o zupełnie innym charakterze. Wydawali się oni być bardzo szczęśliwi, gdyż bawili się i śpiewali pieśni, świętując i przenosząc się z jednego małego obozu do innego. Wszystko to przypominało mi atmosferę w Woodstock.

 

Próbowałem podnieść głos, aby ostrzec ich, że nie jest to czas na zabawy, że bitwa ma się rozpocząć, ale tylko kilku mnie usłyszało. Ci, którzy usłyszeli, pokazali mi "znak pokoju" i powiedzieli, że nie wierzą w wojnę i że Pan nie pozwoli, aby przydarzyło im się cokolwiek złego. Próbowałem wytłumaczyć im, że Pan dał nam zbroję w określonym celu, ale odparli, że osiągnęli już stan pokoju i radości, że już nic im nie grozi. Zacząłem gorąco się modlić, aby Pan przyda ł wiary (tarcz) tym w zbrojach, aby pomógł mi chronić tych, którzy nie byli gotowi do bitwy.

 

Podszedł do mnie posłaniec, wręczył mi trąbę i kazał, abym w nią szybko zadął. Gdy uczyniłem to, ci, którzy mieli na sobie przynajmniej część zbroi, natychmiast zareagowali natężając słuch. Przyniesiono im więcej elementów zbroi, które szybko nałożyli. Zauważyłem, że ci, którzy byli poranieni wcale nie włożyli zbroi na swe rany, ale zanim udało mi się coś powiedzieć, zaczęły spadać na nich strzały nieprzyjaciela. Każdy, kto nie miał na sobie całej zbroi, został ugodzony. Ci, którzy nie przykryli swoich ran, ponownie zostali zranieni w te same miejsca.

 

Ci, którzy byli trafieni strzałą obmowy, natychmiast zaczynali obmawiać tych, którzy nie byli zranieni. Trafieni przez plotkę - zaczynali plotkować i wkrótce powstał duży podział w naszym obozie. W następstwie tego sępy rzuciły się, aby porwać poranionych do obozu więźniów. Poranieni wciąż mieli miecze i mogli z łatwością ich użyć, ale nie robili tego. Tak naprawdę byli zadowoleni z faktu, że są przenoszeni przez sępy, gdyż byli aż tak rozgniewani na pozostałych.

 

Widok tego, co działo się z tyłu naszego obozu przedstawiał się jeszcze gorzej. Panował tam całkowity chaos. Tysiące poranionych i jęczących leżało na ziemi. Wielu z tych, którzy nie byli poranieni po prostu siedziało w osłupieniu nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Poranieni i siedzący w niedowierzaniu byli szybko porywani przez sępy. Niektórzy próbowali pomóc poranionym odganiając od nich sępy, ale poranieni byli tak rozzłoszczeni, że odgrażali się i odpychali tych, którzy próbowali im pomóc.

 

Wielu z tych, którzy nie byli poranieni, po prostu uciekało z pola bitwy tak szybko, jak tylko mogli. To pierwsze spotkanie z wrogiem było tak niszczące, że byłem sam kuszony, aby dołączyć do innych w ucieczce. Potem niektórzy z nich zaczęli na nowo pojawiać się w pełniejszej zbroi i z dużymi tarczami. Uprzednia wesołość gromady zmieniła się w budzące szacunek zdecydowanie. Zaczęli zajmować miejsca tych, którzy upadli, a nawet zaczęli formować nowe szyki, by chronić tyły i boki. Ci właśnie wnieśli ze sobą wielką odwagę i każdy postanowił wytrwać i walczyć aż do śmierci. Natychmiast nadeszły trzy wielkie anioły o imionach: Wiara, Nadzieja i Miłość i stanęły za nami, a tarcze wszystkich zaczęły się powiększać.

 

Droga w górę

 

Mieliśmy miecze o nazwie - Słowo Boże oraz strzały, których nazwy odpowiadały prawdom biblijnym. Chcieliśmy strzelać, ale nie wiedzieliśmy jak to zrobić aby równocześnie nie ugodzić chrześcijan, na których siedziały demony. Następnie przyszło mi do głowy, że jeżeli chrześcijanie będą trafieni przez prawdę, przebudzą się i zwalczą swych oprawców. Wypuściłem kilka strzał. Prawie wszystkie z nich ugodziły chrześcijan. Gdy dosięgały ich strzały prawdy, nie budzili się, nie zostali poranieni, tylko stawali się wściekli, a demony jadące na nich wzmacniały się.

Fakt ten zaszokował każdego tak, że zaczęliśmy myśleć, iż bitwa ta może być niemożliwa do wygrania. Jednak dzięki Wierze, Nadziei i Miłości byliśmy pewni, że przynajmniej jesteśmy w stanie utrzymać się na swych pozycjach. Potem pojawił się kolejny anioł o imieniu Mądrość i skierował nas, abyśmy walczyli z góry, znajdującej się za nami. Góra na całej swojej wysokości posiadała występy. Im wyżej, tym bardziej występ stawał się węższy i trudniej było na nim stać. Każdy kolejny poziom nosił nazwę jakiejś biblijnej prawdy. Niższe poziomy nazwane były zgodnie z podstawowymi prawdami, takimi jak "Zbawienie", "Uświęcenie", "Modlitwa", "Wiara", itp., a wyższe poziomy nosiły nazwy bardziej zaawansowanych prawd biblijnych. Im wyżej się wspinaliśmy, tym większe stawały się nasze tarcze i miecze oraz mniej strzał nieprzyjaciela mogło dosięgnąć naszą pozycję.

 

Tragiczna pomyłka

 

Niektórzy ze stojących na niższych poziomach zaczęli zbierać strzały nieprzyjaciela i wypuszczać je z powrotem. Okazało się to być tragiczną pomyłką. Demony z łatwością uskakiwały przed strzałami, przez co trafiały one chrześcijan. Kiedy chrześcijanin został dosięgnięty przez jedną ze strzał Oskarżenia czy Obmowy, demon Zgorzknienia lub Gniewu podlatywał i usadawiał się na tej strzale. Następnie zaczynał on oddawać mocz i kał swojej trucizny na wierzącego. Gdy wierzący miał dwa lub trzy takie demony, oprócz Dumy czy Własnej Sprawiedliwości, które wcześniej posiadał, zaczynał się sam upodabniać do ohydnych postaci demonów.

 

Wszystko to widzieliśmy z wyższych poziomów, ale ci na niższych poziomach, którzy używali strzał wroga, nie mogli tego zobaczyć. Połowa z nas zdecydowała się wspinać dalej, podczas gdy druga połowa zeszła w dół na niższe poziomy, aby wytłumaczyć przebywającym na nich, co się dzieje. Następnie każdy został ostrzeżony, aby wspinał się bez zatrzymywania, z wyjątkiem kilku, którzy pozostali na każdym z poziomów, aby pomagać innym żołnierzom posuwać się wyżej.

 

Bezpieczeństwo

 

Gdy osiągnęliśmy poziom zwany "Jedność Braci", żadna ze strzał nieprzyjaciela nie mogła nas dosięgnąć. Wielu w naszym obozie zadecydowało, że byli wysoko na tyle, na ile tego potrzebowali. Rozumiałem to, gdyż z każdym kolejnym poziomem grunt pod nogami był coraz bardziej niepewny. Równocześnie jednak, im wyżej podążałem, czułem się o wiele mocniejszy i coraz bardziej wprawiony w używaniu mojej broni, więc wspinałem się dalej.

Wkrótce byłem na tyle wprawiony, że trafiałem demony bez dosięgania chrześcijan. Czułem, że jeżeli będę kontynuował wspinaczkę, to będę mógł dosięgnąć moimi strzałami przywódców zastępu Złego, którzy stali za swoją armią. Było mi przykro, że tak wielu zatrzymało się na niższych poziomach, gdzie byli bezpieczni, ale nie mogli dosięgnąć wroga. Pomimo to, siła i charakter tych, którzy wspinali się dalej, rosły i czyniły ich wielkimi zwycięzcami. Każdy z nich był w stanie niszczyć wielu wrogów.

 

Na każdym z poziomów leżały rozrzucone strzały Prawdy. Wiedziałem, że były one pozostawione przez tych, którzy spadli z tej pozycji. Wszystkie te strzały nosiły nazwy odpowiadające nazwie Prawdy na danym poziomie.

 

Niektórzy niechętnie zbierali te strzały, ale ja wiedziałem, że potrzebujemy wszystkich, jakie tylko mogliśmy mieć, aby zniszczyć ten wielki zastęp poniżej nas. Podniosłem jedną, wypuściłem ją i z taką łatwością trafiłem demona, że inni również zaczęli zbierać strzały i wypuszczać je. Zaczęliśmy dziesiątkować wiele dywizji wroga. Z tego powodu cała armia złego skupiła na nas swoją uwagę. Przez pewien czas wydawało się, że im większe było nasze zwycięstwo, tym bardziej atakował nas wróg. Pomimo, że nasze zadanie wydawało się nie mieć końca, przydawało nam wiele radości.

 

Odkąd wróg nie mógł nas dosięgnąć swoimi strzałami, roje sępów zaczęły fruwać nad nami, aby wymiotować na nas. Inne niosły demony, które fekaliami obrzucały przywódców. Ci stawali się ospali, mniej czujni.

 

Kotwica

 

Nasze miecze powiększały się z każdym kolejnym poziomem. O mało nie zostawiłem mojego za sobą, gdyż nie wydawał mi się już potrzebny na wyższych poziomach. Prawie przypadkowo zdecydowałem go zatrzymać, myśląc, że miecz został mi jednak dany w jakimś konkretnym celu. Ponieważ poziom, na którym stałem, był bardzo wąski i stawałem się ospały, wbiłem go w ziemię i przywiązałem się do niego na czas walki z nieprzyjacielem. Wtedy usłyszałem głos Pana skierowany do mnie: "Wykorzystałeś mądrość, która pozwoli ci wspinać się dalej. Wielu upadło, bo nie użyło odpowiednio swoich mieczy jako kotwicy". Wydawało się, że nikt inny nie usłyszał głosu, ale wielu zobaczyło, co zrobiłem i zrobiło to samo.

 

Zastanawiałem się, dlaczego Pan nie przemówił do mnie zanim podjąłem tę decyzję. Wówczas odczułem, że jednak w jakiś sposób już wcześniej mówił mi o tym. Wtedy zobaczyłem, że całe moje życie było przygotowaniem na tę godzinę. Byłem przygotowany w takim stopniu, w jakim do tej pory słuchałem Pana i byłem Mu posłuszny w życiu. Wiedziałem również, że z jakiegoś powodu, mądrość i zrozumienie, które teraz miałem, nie mogło być mi ani dodane, ani odebrane w tej bitwie. Do głębi stałem się wdzięczny za każdą próbę, jakiej doświadczyłem w moim życiu oraz żałowałem, że w tamtym czasie nie doceniałem ich bardziej.

 

Wkrótce nasze strzały dosięgały demony z prawie doskonałą dokładnością. Wściekłość niczym ogień i siarka, zapanowała w armii nieprzyjaciela. Wiedziałem, że chrześcijanie będący w pułapce tamtej armii, odczuwali teraz siłę tej furii. Niektórzy byli tak wściekli, że zaczęli strzelać do siebie nawzajem.

 

Widząc bezcelowość wypuszczania na nas strzał, wróg wysłał do ataku sępy. Ci, którzy wcześniej nie użyli swych mieczy jako kotwicy, mogli zabić wiele sępów, ale jednocześnie byli spychani z półek skalnych, na których stali. Niektórzy z nich lądowali na niższych poziomach, ale inni spadali na sam dół, skąd byli porywani przez sępy. Każdą wolną chwilę poświęcałem na umacnianie mojego miecza w półce skalnej, na której stałem oraz na sprawdzaniu swojego przywiązania do niego. Za każdym razem, gdy to robiłem, Mądrość stawała przy mnie i wiedziałem, że to było bardzo ważne.

 

Nowa broń

 

Strzały Prawdy rzadko przeszywały sępy na wylot, ale raniły je dostatecznie mocno, aby odeprzeć ich atak. Za każdym razem, gdy zostawały odgonione, niektórzy z nas wdrapywali się na kolejny poziom. Gdy osiągnęliśmy poziom zwany "Galacjan Dwa Dwadzieścia", znaleźliśmy się powyżej poziomu, do którego mogły dolecieć sępy. Na tym poziomie niebo nad nami prawie oślepiało nas swym blaskiem i pięknem. Czułem pokój jak nigdy przedtem.

Poprzednio mój duch walki był naprawdę motywowany w dużym stopniu zarówno przez nienawiść i obrzydzenie dla wroga, jak i przez dobro Królestwa, prawdę czy miłość do więźniów. Ale to właśnie na tym poziomie dogoniłem Wiarę, Nadzieję i Miłość, które dotychczas bytem w stanie widzieć tylko z daleka. Na tym poziomie prawie powaliła mnie ich chwała. W każdym razie czułem, że mógłbym zbliżyć się do nich. Gdy dogoniłem je, obróciły się do mnie i zaczęły naprawiać i nabłyszczać moją zbroję. Wkrótce zmieniła się zupełnie i ukazywała chwałę pochodzącą od Wiary, Nadziei i Miłości. Gdy dotknęły mojego miecza, zaczął on promieniować wspaniałym blaskiem. Wówczas Miłość powiedziała: "Tym, którzy osiągnęli ten poziom, powierzono moce nadchodzącego wieku". Potem, odwracając się do mnie ze stateczną powagą powiedziała: "Ciągle muszę was uczyć, jak się nimi posługiwać".

 

Poziom "Galacjan Dwa Dwadzieścia" był tak szeroki, że nie było już żadnego niebezpieczeństwa upadku. Znajdowała się tam również nieograniczona ilość strzał, z wypisaną na nich nazwą: Nadzieja. Kilka tych strzał wypuściliśmy na sępy poniżej nas. Okazało się, że strzały te z łatwością je zabiły. Około połowa z tych, którzy osiągnęli ten poziom, kontynuowała walkę za pomocą łuków i strzał, podczas gdy pozostali znosili strzały w dół do tych, którzy dalej pozostawali na niższych poziomach.

 

Sępy wciąż nadlatywały falami na niższe poziomy, ale za każdym razem było ich mniej. Z "Galacjan Dwa Dwadzieścia" mogliśmy dosięgnąć każdego wroga, z wyjątkiem samych przywódców, którzy ciągle byli poza naszym zasięgiem. Zdecydowaliśmy się nie używać strzał Prawdy, zanim nie zniszczymy wszystkich sępów, ponieważ stworzona przez nie chmura depresji sprawiała, że prawda była mniej skuteczna. Zajęło nam to dużo czasu, ale nie czuliśmy zmęczenia. Wreszcie wyglądało na to, że niebo ponad górami było prawie całkowicie wolne od sępów.

 

Wiara, Nadzieja i Miłość, które z każdym poziomem wzrastały (tak jak nasza broń) były teraz tak wielkie, że wiedziałem, iż mogą je dojrzeć ludzie będący daleko poza polem bitwy. Ich chwała promieniała nawet na obóz więźniów, wciąż będących pod wielką chmurą sępów. Byłem bardzo zachęcony tym, że oni mogą teraz widzieć tą drogę. Być może teraz chrześcijanie, którzy byli używani przez wrogów oraz więźniowie, którzy byli przez nich trzymani, zrozumieją, że nie my byliśmy ich wrogami, ale że w rzeczywistości byli wykorzystywani przez wroga.

 

Ale to nie było przypadkowe, w każdym bądź razie jeszcze nie. Ci w obozie wroga, którzy zaczęli widzieć światło Prawdy, Nadziei i Miłości zaczęli wołać: „Anioły światła, które zostały posłane do zwiedzenia słabych lub mało bystrych". Zobaczyłem, że ich zwiedzenie i związanie było o wiele większe niż przypuszczałem.

 

Radość i podekscytowanie wciąż wzrastały w każdym z nas. Czułem, że bycie w tej armii, w tej bitwie, jest jedną z największych przygód wszechczasów.

Po zniszczeniu większości sępów atakujących do tej pory naszą górę, zaczęliśmy celować do sępów nad więźniami, które ciągle dosiadały więźniów. Gdy chmura ciemności stopniowo malała, a słońce zaczęło świecić także na nich, więźniowie zaczęli się budzić, jakby z głębokiego snu. Natychmiast poczuli obrzydzenie z powodu stanu w jakim byli, zwłaszcza z powodu wciąż pokrywających ich wymiocin i zaczynali się oczyszczać. Gdy spostrzegli Wiarę, Nadzieję i Miłość, zobaczyli górę, na której byliśmy i zaczęli do niej biec.

 

Zastępy Złego posłały na ich plecy deszcz strzał Oskarżenia i Obmowy, ale oni nie zatrzymali się. Zanim dotarli do góry, ugodziło ich tuzin lub więcej strzał, ale oni wydawali się nawet tego nie zauważać. Ich rany goiły się w czasie, gdy wspinali się na górę. Tak więc wraz ze znikaniem chmury depresji, wszystko wydawało się łatwiejsze.

 

Pułapka

 

Dawni więźniowie bardzo cieszyli się z uwolnienia. Byli tak przepojeni wdzięcznością za każdy zdobyty poziom góry, że zrodziło to w nas większą wdzięczność za biblijne prawdy. Wkrótce w byłych więźniach rozgorzało silne postanowienie, aby zwalczyć wroga. Przywdziali oni zbroje i błagali, aby mogli wrócić i zaatakować przeciwnika. Rozmyślaliśmy nad tym. Jednak podjęliśmy decyzję o pozostaniu na górze, by dalej walczyć. Ponownie głos Pana przemówił do mnie: "Już drugi raz mądrze wybrałeś. Nie możecie wygrać, jeżeli będziecie próbowali zwalczyć wroga na jego własnym terenie. Musicie pozostać na mojej Świętej Górze". Bardzo byłem zaskoczony tym, że podjęliśmy kolejną decyzję o tak wielkiej wadze, tylko dzięki przemyśleniu i po krótkim przedyskutowaniu jej. Postanowiłem, że uczynię co w mojej mocy, by nie podejmować kolejnych decyzji bez modlitwy. Wówczas od razu przystąpiła do mnie Mądrość, wzięła mnie mocno za ramiona, popatrzyła mi prosto w oczy i powiedziała: "Musisz to zrobić"!

 

Kiedy Mądrość mówiła to do mnie, pociągnęła mnie naprzód tak, jakby ratowała mnie przed czymś. Spojrzałem w tył i zobaczyłem, że mimo przebywania na płaskowyżu „Galacjan Dwa Dwadzieścia", dryfowałem do krawędzi i o tym nie wiedziałem. Byłem bliski spadnięcia z góry. Ponownie popatrzyłem w oczy Mądrości, a ona powiedziała z największą powagą: "Uważaj, gdy myślisz, że stoisz, abyś nie upadł. W tym życiu możesz spaść z każdego poziomu".

 

Myślałem o tym chwilę. Po zwycięstwach, które osiągnęliśmy dzięki jedności braterskiej, stałem się uważniejszy. Było o wiele łatwiej upaść z powodu zlekceważenia wroga niż ze względu na nieuwagę.

 

Węże

 

Przez długi czas kontynuowaliśmy zabijanie sępów i strącanie demonów, które ujeżdżały wierzących jak rumaki. Nauczyliśmy się, że strzały specyficznych Prawd będą skuteczniejsze, gdy wystrzelimy je w konkretne demony. Wiedzieliśmy, że będzie to długa bitwa, ale nie ponosiliśmy już więcej ofiar w ludziach.

 

Kontynuowaliśmy wspinaczkę na ostatni z poziomów - "Cierpliwość". Pomimo tego, że demony siedzące na chrześcijanach były zestrzelone, tylko nieliczni podchodzili do góry. Wielu przejęło naturę demonów i nawet bez nich trwało w zamroczeniu. Stopniowo, gdy rozpraszała się ciemność spowodowana przez demony, zobaczyliśmy, że ziemia wokół stóp wierzących porusza się. Spostrzegłem wtedy, że ich nogi były oplecione przez węże nazywające się Wstyd.

 

Wypuściliśmy strzały Prawdy w kierunku węży, ale nie przyniosło to zbyt dużego efektu. Następnie próbowaliśmy strzał Nadziei, ale bez rezultatu. Z "Galacjan Dwa Dwadzieścia" bardzo łatwo było pójść wyżej, gdyż pomagaliśmy sobie nawzajem. Ponieważ okazało się, że niewiele możemy zrobić z tego poziomu, postanowiliśmy spróbować dalszej wspinaczki do momentu, aż znajdziemy coś, co zwalczy węże.

 

Szybko przekraczaliśmy poziomy prawdy. Rozglądaliśmy się tylko za bronią zdolną pokonać węże. Wiara, Nadzieja i Miłość były z nami, ale nie zauważyłem, że zostawiliśmy Mądrość daleko z tyłu. To był błąd. Mądrość, co prawda, mogła dogonić nas na szczycie, ale zostawiając ją za sobą, straciliśmy możliwość szybszej i łatwiejszej walki z wężami.

 

Prawie nie zauważając dotarliśmy na poziom, który otworzył się przed nami niczym ogród. Było to najpiękniejsze miejsce, jakie kiedykolwiek widziałem. Nad wejściem do ogrodu widniał napis: "Bezwarunkowa Miłość Ojca". Było to tak wspaniałe i zapraszające, że aż nie mogliśmy powstrzymać się od wejścia. Gdy tylko to uczyniliśmy, zobaczyliśmy pośrodku ogrodu Drzewo Życia. Wciąż było pilnowane przez anioły o sile napawającej bojaźnią. Wyglądały przyjaźnie i tak, jakby nas oczekiwały, więc odważyliśmy się je minąć i podejść do drzewa. Jeden z nich zawołał: "Ci, którzy zdołają dojść do tego poziomu, którzy znają miłość Ojca, mogą jeść".

 

Nie zdawałem sobie sprawy, jak byłem głodny. Gdy skosztowałem owocu, okazało się, że był lepszy od wszystkiego, czego do tej pory próbowałem, ale też w pewnym sensie jego smak był znajomy Niósł ze sobą wspomnienia słońca, deszczu, pięknych pól, zachodu słońca nad oceanem, a przede wszystkim wspomnienia ludzi, których kochałem. Z każdym kęsem zaczynałem kochać wszystko i wszystkich jeszcze bar-dziej. Wówczas na myśl zaczęli mi przychodzić moi wrogowie, a ja kochałem ich również. Wkrótce to uczucie stało się większe od wszystkiego, czego kiedykolwiek doświadczyłem, nawet wspanialsze niż pokój na "Galacjan Dwa Dwadzieścia".

 

Następnie usłyszałem głos Pana: "To jest teraz twój powszedni chleb. Nigdy nie zostanie ci odebrany. Możesz jeść, ile chcesz i tak często, jak chcesz. Moja miłość nie ma końca."

Popatrzyłem w górę na koronę drzewa, aby zobaczyć, skąd dochodził głos. Ujrzałem, że była pełna śnieżnobiałych orłów. Miały oczy o przenikliwym spojrzeniu, najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek widziałem. Spoglądały na mnie, jakby czekając na instrukcje. Jeden z aniołów powiedział: "Zrobią, co im każesz. One zjadają węże". Powiedziałem: "Lećcie! Pożryjcie wstyd, który związał naszych braci". Rozpostarły skrzydła i zadął wielki wiatr, który uniósł je w powietrzu. Orły napełniły niebo oślepiającą chwałą. Pomimo, że byliśmy tak wysoko, mogłem usłyszeć odgłosy przerażenia dobiegające z obozu wroga na widok nadlatujących orłów.

 

Pojawienie się króla

 

Wówczas Pan Jezus osobiście stanął pośród nas. Osobiście każdego przywitał gratulując osiągnięcia szczytu góry. Potem powiedział: "Muszę teraz podzielić się z wami tym, czym podzieliłem się z waszymi braćmi po wniebowstąpieniu - przesłaniem o Moim Królestwie. Najpotężniejsza armia wroga została zmuszona do odwrotu, ale nie jest zniszczona. Teraz nadszedł czas, abyśmy maszerowali naprzód z Dobrą Nowiną Mojego Królestwa, Orły zostały wypuszczone i polecą z nami. Weźmiemy strzały z każdego poziomu, ale to ja jestem waszym Mieczem i waszym Przywódcą. Teraz jest czas, aby ukazał się Miecz Pana".

 

Wówczas obróciłem się i zobaczyłem, że cała armia Pana stała w ogrodzie. Byli to mężczyźni, kobiety i dzieci ze wszystkich ras i narodów, każdy trzymał chorągwie, które w doskonałej jedności powiewały na wietrze. Wiedziałem, że ziemia nie oglądała dotąd niczego takiego. Wiedziałem, że wróg miał dużo więcej armii i warowni na całej ziemi, ale nikt nie mógł się ostać przed wspaniałą armią Pana. Szepnąłem: "To musi być dzień Pana." Wówczas cały zastęp odpowiedział budzącym bojaźń gromem: "Dzień Pana Zastępów nadszedł".

 

Podsumowanie

 

Kilka miesięcy później siedziałem rozmyślając nad tym snem. Pewne wydarzenia w Kościele niepokojąco przypominały to, co widziałem kiedy zastępy z piekła rozpoczynały swój marsz. Wtedy przypomniał mi się Abraham Lincoln. Jedyny sposób w jaki mógł stać się "wyzwolicielem" i utrzymać Unię - była to wojna domowa. Nie wystarczyło tylko bić się, ale walczyć z postanowieniem, że nie zaakceptuje się żadnego kompromisu, aż do pełnego zwycięstwa. Musiał mieć również łaskę do tego, by walczyć w najkrwawszej wojnie w historii Stanów Zjednoczonych bez "demonizowania" wroga poprzez propagandę. Mógłby czyniąc to przyśpieszyć zwycięstwo, lecz uczyniłoby to późniejsze zjednoczenie Północy z Południem o wiele trudniejszym. Ponieważ tak naprawdę walczył, o to by zachować Unię, nigdy nie uczynił swoimi wrogami mężczyzn i kobiet z Południa lecz raczej zło, które trzymało ich w niewoli.

 

Wielka duchowa wojna czeka Kościół. Wielu zrobi wszystko, by jej uniknąć. Jest to zrozumiałe, a nawet szlachetne. Jednakże kompromis nigdy nie utrzyma trwałego pokoju. Uczyni on jedynie jeszcze trudniejszym konflikt, który po nim z pewnością nastąpi.

 

Pan przygotowuje teraz przywództwo, które będzie gotowe by walczyć w tej wojnie o wolność dla ludzi. O wyzwolenie ich z niewoli do wolności. Tak jak podczas amerykańskiej wojny domowej cały kraj wydawał się zmierzać ku całkowitemu zniszczeniu. To co przychodzi na Kościół będzie podobne. Jednak, tak jak amerykański naród nie tylko przetrwał, ale stał się najpotężniejszym społeczeństwem na obliczu ziemi, tak samo będzie w przypadku Kościoła. Nie Kościół będzie zniszczony, ale instytucje i doktryny, które trzymały ludzi w niewoli.

 

Ale nawet po osiągnięciu tego wszystkiego Kościół nie stanie się doskonały. Nadal będzie trwała walka o prawa kobiet i o to, by Kościół był wolny, od wszelkich form rasizmu i wyzysku. Są to wszystko kwestie, które muszą zostać rozstrzygnięte. Jakkolwiek w środku zbliżającej się wojny Wiara, Nadzieja i Miłość oraz Królestwo Boże, na którym się opierają, zaczną być widoczne jak nigdy dotąd. Rozpocznie to proces przyciągania ludzi do Królestwa. Boży rząd zamanifestuje się.

 

Zawsze pamiętajmy, że z Panem "tysiąc lat jest jak jeden dzień". W ciągu jednego dnia może On uczynić w nas to, o czym myślimy, że zajmie tysiąc lat. Dzieło uwolnienia i wywyższenia Kościoła będzie dziełem, które dokona się dużo szybciej niż myślimy. Ale przecież nie mówimy tutaj o ludzkich możliwościach.

 

 

Święta góra

Część II

 

 Staliśmy w Ogrodzie Boga pod Drzewem Życia. Wyglądało to tak, jak gdyby cała armia zgromadziła się tam. Wielu z tej armii klęczało przed Panem Jezusem. On właśnie dał nam polecenie, abyśmy wrócili do walki przez wzgląd na naszych braci, którzy byli wciąż w niewoli i przez wzgląd na świat, który wciąż kochał. Było to zarazem wspaniałe i straszne polecenie. Wspaniałe, gdyż pochodziło od Niego. Straszne, bo oznaczało, że musieliśmy opuścić Jego potężną obecność i Ogród, który był piękniejszy niż wszystko inne, co do tej pory widziałem. Wydawało się niepojętym opuścić to wszystko i iść do walki.

 

Pan kontynuował swoje napomnienie: "Dałem wam duchowe dary i moc oraz wzrastające zrozumienie Mojego Słowa i Mojego Królestwa, ale największą bronią, którą wam dałem, jest Ojcowska miłość. Dopóki będziecie w niej chodzić, nie upadniecie. Owocem z tego drzewa jest Ojcowska Miłość, która została wam we mnie objawiona. Ta miłość, która jest we mnie musi być waszym codziennym chlebem".

 

Pan nie wyglądał uderzająco pięknie, raczej zwyczajnie. Mimo to wdzięk, z jakim chodził czynił z Niego najpiękniejszą osobę, jaką kiedykolwiek widziałem. Było w Nim coś, co przewyższa ludzkie wyobrażenia o dostojeństwie i szlachetności. Łatwo można było zrozumieć, dlaczego On był wszystkim, co Ojciec kocha i ceni. On rzeczywiście jest pełen łaski i prawdy, do takiego stopnia, że wydaje się, że wszystko inne jest nie istotne.

 

Kiedy zjadłem owoc z Drzewa Życia, myśl o wszelkim dobru, jakie w ogóle znałem, wypełniła moją duszę. To samo uczucie (jednak wzmożone) towarzyszyło mi, kiedy mówił Jezus. Wszystko, co wtedy chciałem robić, to stać w tym miejscu i słuchać Go. Przypomniałem sobie jak kiedyś miewałem myśli o tym, że nudne musi być dla aniołów ciągłe wielbienie Go. Teraz wiedziałem, że nie ma nic bardziej wspaniałego i podniosłego, jak to, że możemy nawet w prosty sposób uwielbiać Go. To jest to, po co z całą pewnością zostaliśmy stworzeni i jest z pewnością najlepszą częścią nieba. Nie mogłem sobie wyobrazić jak wspaniałą rzeczą byłoby, gdyby wszystkie niebiańskie chóry zostały połączone. Trudno było mi uwierzyć, że wcześniej w czasie posługi uwielbienia zmagałem się z nudą. Wiedziałem, że było tak tylko dlatego, że w tamtym czasie zupełnie nie doświadczyłem tej rzeczywistości.

 

Bardzo pragnąłem wrócić do tamtych chwil, kiedy pozwalałem, aby w czasie uwielbienia mój umysł błądził lub był zajęty innymi rzeczami. Pragnienie, by wyrazić moją adorację dla Niego stawało się prawie niemożliwe do opanowania. Musiałem Go uwielbiać! Kiedy otworzyłem usta byłem zaskoczony tym spontanicznym uwielbieniem, które wydobyło się ze mnie i z całej armii w tym samym czasie. Prawie zapomniałem, że nie byłem sam. Byliśmy wszyscy w doskonałej jedności. Pełne chwały uwielbienie nie mogło być wyrażone w ludzkim języku.

 

Kiedy tak wielbiliśmy Boga, złota jasność zaczęła emanować od Pana. Dalej wokół złota było srebro, za nim były kolory w takim bogactwie, jakich nie widziałem nigdy wcześniej. Wszystkie one okrywały nas. W chwale doświadczyłem takich emocji, jakich nie doznawałem wcześniej. W jakiś sposób rozumiałem, że chwała ta była tam cały czas, lecz my zaczęliśmy widzieć ją wyraźniej kiedy nasz wzrok skupił się na Nim, tak jak to się stało w czasie uwielbienia. Im intensywniej uwielbialiśmy Go, tym więcej chwały widzieliśmy. Jeśli to było niebo, to było ono o wiele lepsze niż kiedykolwiek marzyłem.

 

Miejsce Jego zamieszkania

 

Nie miałem pojęcia jak długo trwało to uwielbienie. Mogły to być minuty lub miesiące. W tego rodzaju chwale niemożliwym było, aby zmierzyć czas. Na chwilę zamknąłem oczy, ponieważ chwała, którą widziałem moim sercem była równie wielka jak ta, którą widziałem moimi fizycznymi oczami. Kiedy otworzyłem oczy, byłem zdumiony widząc, że w miejscu, w którym wcześniej stał Pan, stał teraz zastęp aniołów. Jeden z nich przystąpił do mnie i powiedział: "Zamknij oczy". Kiedy to uczyniłem zobaczyłem znowu chwałę Pana, lecz tym razem większą. I wtedy wiedziałem już, iż nie będę mógł żyć bez chwały, której teraz doświadczałem.

 

Anioł wyjaśnił: "To co widzisz oczami swojego serca jest bardziej rzeczywiste niż to, co widzisz swoimi naturalnymi oczami". Sam nieraz tak twierdziłem, ale jakże mało tym żyłem! Anioł kontynuował: "Właśnie z tego powodu Pan powiedział swoim pierwszym uczniom, że lepiej jest dla nich, aby On odszedł, gdyż Duch Święty będzie mógł przyjść. Pan mieszka w tobie. Sam nauczałeś tego wiele razy, ale teraz musisz tym żyć, bo jadłeś z Drzewa Życia".

Potem anioł poprowadził mnie do bramy. Protestowałem, nie chciałem odchodzić. Anioł ujął mnie za ramię i spojrzał mi w oczy. Wtedy właśnie rozpoznałem w nim anioła Mądrości: „Nie musisz nigdy opuszczać tego Ogrodu. Ogród ten jest w twoim sercu, ponieważ sam Stwórca jest w tobie. Pragnąłeś najlepszej części - wielbić Go i być w Jego obecności na zawsze i nie będzie ci to nigdy zabrane. Ale musisz wziąć to i zanieść tam, gdzie jest bardziej potrzebne". Wiedziałem, że ma rację.

 

Przyjąłem to, co Mądrość powiedziała i spojrzałem jeszcze raz na owoce Drzewa Życia. Czułem, że coś mnie pcha, aby zagarnąć wszystko, co tylko mogłem zanim odejdę. Znając moje myśli, Mądrość delikatnie szturchnęła mnie: "Nie. Nawet ten owoc, gromadzony w obawie i lęku, zgnije. Ten owoc i to drzewo są w tobie, ponieważ On jest w tobie. Musisz w to uwierzyć".

 

Zamknąłem oczy i próbowałem zobaczyć Pana ponownie, lecz nie mogłem. Kiedy otworzyłem oczy Mądrość wciąż stała wpatrzona we mnie. Z wielką cierpliwością kontynuowała dalej: "Zasmakowałeś rzeczywistości niebios. Nikt nie chce wracać do bitwy, kiedy jej posmakuje. Nikt nie chce opuszczać tej przemożnej obecności Pana. Kiedy apostoł Paweł przyszedł tutaj, przez resztę swego życia walczył z tym, czy powinien zostać na ziemi i pracować dla Pana, czy też wrócić i wejść do Jego dziedzictwa. Jednak dziedzictwo jego było tym większe, im dłużej pozostawał i służył na ziemi. Teraz, kiedy masz serce przepełnione prawdziwym uwielbieniem, zawsze będziesz chciał tu być i będzie to możliwe. Im mocniej twój wzrok będzie utkwiony w Niego, tym większą chwałę zobaczysz, niezależnie od miejsca, w którym będziesz".

 

W końcu słowa Mądrości przekonały mnie. Ponownie zamknąłem oczy, tym razem, by podziękować Panu za to wspaniałe doświadczenie i za życie, które mi dał. Zaraz zobaczyłem ponownie Jego chwałę, a duszę moją wypełniły wszystkie te emocje, które czułem poprzednio w czasie uwielbienia. Słowa Pana skierowane dom nie były tak głośne i wyraźne, że byłem pewien, że je usłyszałem: "Nigdy cię nie porzucę.”

 

„Panie - odpowiedziałem - wybacz mi moją niewiarę. Proszę pomóż mi, abym nigdy Cię nie opuścił".

Kiedy tu byłem tzw. "realny świat" nie był już tak bardzo realny. Prawdę powiedziawszy duchowa rzeczywistość, w której się znalazłem była o wiele bardziej realna i nie mogłem sobie wyobrazić powrotu.

 

Mądrość wiedziała, co się działo w moim wnętrzu - „Śnisz" - powiedziała do mnie. "Ale ten sen jest bardziej realny niż myślisz. Ojciec dał ludziom sny, by im pomóc zobaczyć drzwi do Jego miejsca zamieszkania. On zamieszkuje tylko ludzkie serca, a sny mogą być drzwiami do twego serca, by poprowadzić cię do Niego. To dla tego aniołowie tak często ukazują się ludziom we śnie. We śnie mogą łatwiej dotrzeć prosto do serca pomijając upadły umysł człowieka".

 

Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, że Mądrość wciąż trzyma mnie za ramię. "Jestem podstawowym darem jaki ci został dany dla twojej pracy" - powiedziała. "Pokażę ci drogę i będę cię na niej podtrzymywać, lecz tylko miłość zachowa cię wiernym. Bojaźń Pana jest początkiem mądrości, ale najwyższą mądrością jest kochać Pana".

 

Wtedy Mądrość wypuściła mnie ze swej dłoni i zaczęła podążać w stronę bramy. Poszedłem za nią, miałem jednak mieszane uczucia. Pamiętałem radość walki i wspinaczkę na górę i to mnie przyciągało. Nie miało to jednak porównania z obecnością Pana i uwielbieniem, których doświadczyłem. Opuszczenie tego miejsca będzie dla mnie największą ofiarą, jaką kiedykolwiek złożyłem. W tej chwili przypomniałem sobie to wszystko, co było we mnie. Zadziwiające, że tak szybko mogłem zapomnieć o tym, co widziałem naturalnymi oczami, a pamiętałem o tym, co widziałem sercem.

 

Ruszyłem do przodu i idąc za Mądrością zadałem pytanie: "Modliłem się przez 25 lat o to, by zostać porwanym do trzeciego nieba, jak Paweł. Czy to jest trzecie niebo"?

 

"Jest to jego część - usłyszałem - ale jest jeszcze o wiele więcej".

  

"Czy będę mógł zobaczyć więcej"? - zapytałem. "Zobaczysz dużo więcej. Właśnie prowadzę cię tam, gdzie zobaczysz więcej" - odpowiedziała. Zacząłem myśleć o Księdze Objawienia. "Czy objawienie Jana było częścią trzeciego nieba"? - spytałem. "Część objawienia Jana była z trzeciego nieba, lecz większość była z drugiego. Pierwsze niebo było przed upadkiem człowieka. Drugie niebo jest to duchowa rzeczywistość w czasie królowania zła nad ziemią. Trzecie niebo jest wtedy, kiedy miłość i panowanie Ojca zapanują nad ziemią przez waszego Króla." "Jakie było pierwsze niebo"? - pytałem dalej czując przy tym chłodny dreszcz. "Mądrością jest nie rozpatrywać tego teraz" - odpowiedział mój towarzysz ze wzrastającą powagą. Zdawało się jakby moje pytanie dotknęło go. "Mądrością jest szukać poznania trzeciego nieba tak, jak ty szukasz teraz. Jest o wiele więcej do poznania w trzecim niebie niż możesz ogarnąć przez całe swoje życie. To właśnie trzecie niebo jest tym królestwem, które masz głosić w tym życiu. W odpowiednim czasie, który nadejdzie, zostaniesz pouczony o pierwszym niebie, lecz wiedzieć to teraz, nie byłoby dla ciebie korzystne". Postanowiłem zapamiętać ten chłodny dreszcz, który mnie przeszył, jak i Mądrość kiwającą w tym momencie głową, gdyż było to dla mnie potwierdzeniem moich myśli. Byłem pełen uznania dla tego anioła tak, że aż musiałem mu powiedzieć: "Jesteś wspaniałym towarzyszem, naprawdę będziesz podtrzymywał mnie na właściwej ścieżce". "Rzeczywiście będę" - odpowiedział. Byłem pewien tego, że odczuwam miłość płynącą od tego anioła. Była to miłość szczególna, gdyż nie odczuwałem jej ze strony innych aniołów, którzy okazywali raczej troskę wynikającą z obowiązku niż miłość. Mądrość odpowiedziała na moje myśli, jak gdybym mówił na głos. "Mądrością jest kochać i nie mógłbym być mądrością, gdybym cię nie kochał. Mądrością jest też przyjmować łagodność i surowość Boga. Mądrością jest kochać Go i bać się Go. Jesteś w zwiedzeniu jeśli czynisz inaczej. Jest to następna lekcja, jakiej musisz się nauczyć" - powiedziała z powagą. "Wiem o tym i sam nauczałem o tym wiele razy" - powiedziałem, po raz pierwszy czując się tak, jak gdyby Mądrość mnie nie znała. "Jestem twoim towarzyszem przez długi czas i znam twoje nauczanie" - odpowiedziała Mądrość. "Wkrótce dowiesz się o czym były niektóre z twoich nauczań. Sam wiele razy mówiłeś: "Sprawiedliwym staje się nie przez wiarę w umyśle, lecz przez wiarę w sercu". Przeprosiłem, czując się przy tym zawstydzony, że w ogóle pytam. Anioł przyjął moje przeprosiny łaskawie. Nagle uświadomiłem sobie, że przez prawie całe moje życie zadawałem mnóstwo pytań i rzucając Mądrości wyzwania, działałem często na własną szkodę.

 

 Druga strona miłości

 

 Mądrość mówiła dalej: "Jest czas uwielbiania Pana i czas oddawania Mu czci w bojaźni i z respektem. Jest czas, aby siać i czas, aby żąć. Mądrością jest znać porę każdego z nich. Prawdziwa mądrość zna czas i pory u Boga. Przyprowadziłem cię tutaj, bo jest czas, aby wielbić Pana w chwale Jego miłości. Teraz zabieram cię do innego miejsca, bo jest czas, aby wielbić Go w bojaźni przed Jego sądem. Do czasu kiedy nie poznasz obydwóch stron, istnieje niebezpieczeństwo, że możemy być oddzieleni od siebie". "Czy myślisz, że gdybym został z tyłu, tam w uwielbieniu pełnym chwały, mógłbym cię zgubić" - zapytałem z niedowierzaniem. "Tak. Przychodziłbym do ciebie zawsze, kiedy mógł-bym, lecz nasze drogi rzadko by się przecinały. Trudno jest opuścić miejsce tak pełne chwały i pokoju, ale nie jest to pełne objawienie Króla. On jest jednocześnie Lwem Judy i Barankiem. Dla dzieci duchowych On jest Barankiem. Dla dojrzewających jest Lwem. Dla w pełni dojrzałych jest zarówno Lwem, jak i Barankiem. Wiedziałeś to w swoim umyśle i nauczałeś tego, lecz teraz będziesz wiedział to w swoim sercu, bo doświadczysz Sędziowskiego Tronu Chrystusa".

 

Powrót do walki

 

Przed opuszczeniem Ogrodu poprosiłem Mądrość, abym mógł usiąść na chwilę i rozważyć wszystko, czego doświadczyłem. "Tak, powinieneś to zrobić -odpowiedziała - lecz mam lepsze miejsce dla ciebie". Poszedłem za Mądrością poza bramy Ogrodu i zaczęliśmy zstępować z góry. Ku mojemu zdziwieniu bitwa wciąż trwała, lecz nie tak intensywnie jak wtedy, kiedy wchodziłem na górę. Na niższych poziomach wciąż latały strzały oskarżenia i oszczerstwa, lecz większość sił wroga, które jeszcze pozostały, skoncentrowała się na zaciętej obronie przed wielkimi białymi orłami. Widać było, że orły z łatwością wygrywały. Wkrótce dotarliśmy prawie do podnóża góry. Tuż ponad poziomami: "Zbawienia" i "Uświęcenia" był poziom "Dziękczynienia i Uwielbienia". Zapamiętałem te poziomy bardzo dobrze, gdyż jednego z największych ataków wroga doświadczyłem wtedy, gdy próbowałem je osiągnąć. Kiedy tam dotarliśmy reszta wspinaczki była o wiele łatwiejsza, bo gdy nawet strzały przedzierały się, to uzdrowienie było o wiele szybsze. Kiedy wrogowie dostrzegli mnie na tym poziomie (nie mogli widzieć Mądrości), zaczął spadać na mnie deszcz strzał. Bez trudu odparłem je moją tarczą i wróg przestał strzelać. Ich strzały kończyły się i nie mogli sobie pozwolić na ich marnowanie. Żołnierze, którzy wciąż walczyli na niższych poziomach, patrzyli na mnie ze zdziwieniem i szacunkiem, które sprawiały, że czułem się niezbyt wygodnie. Wtedy to po raz pierwszy zauważyłem, że z mojej tarczy i zbroi emanuje chwała Pana. Powiedziałem im, aby dalej wspinali się na górę i nie zatrzymywali się w drodze, to również zobaczą Pana. Gdy tylko zgodzili się od razu ujrzeli Mądrość. Zaczęli wtedy padać na kolana i oddawać jej chwałę, lecz ona powstrzymała ich i posłała w dalszą drogę.

 

Wierni

 

Czułem przepełniającą mnie miłość do tych żołnierzy. Większość z nich stanowiły kobiety i dzieci. Ich zbroja była w nieładzie, a oni, choć pokryci krwią, nie wycofali się z walki. Wciąż byli pogodni i zachęceni. Powiedziałem im, że zasługują na więcej szacunku niż ja, gdyż znieśli większe trudy walki i utrzymali swoje pozycje. Sprawiali wrażenie, że mi nie wierzą, mimo to docenili moje słowa, chociaż i tak byłem przekonany, że jest to prawda. Każdy poziom góry musiał być zajęty przez żołnierzy, aby sępy nie splugawiły ich swoimi wymiocinami i ekskrementami do tego stopnia, by niemożliwym było ustać na nich. Większość poziomów zajęta była przez żołnierzy, którzy byli członkami różnych ruchów i denominacji podkreślających prawdę poziomu, którego bronili. Czułem się zażenowany swoją postawą względem niektórych z nich. O wielu sądziłem, że nie uczestniczą już w tej walce, lub złożyli broń, a oni wciąż wiernie walczyli, stawiając opór atakującym wojskom wroga. Prawdopodobnie fakt, że bronili tych pozycji umożliwiał innym wspinaczkę - tak, jak mnie. Z wielu poziomów widać było znaczną część góry i pola bitwy. Niektóre jednak były tak odizolowane, że walczący na nich żołnierze widzieli tylko swoje pozycje i zdawali się nie wiedzieć o reszcie toczącej się walki. Często byli tak zranieni przez strzały oszczerstwa i oskarżenia, że trudno im było przyjąć zachętę od tych, którzy przychodzili z wyższych poziomów i zachęcali ich do wchodzenia wyżej. Kiedy jednak ktoś przychodził z góry odzwierciedlając chwałę Pana, słuchali z wielką radością i wkrótce sami z odwagą i determinacją zaczynali wspinać się wyżej. Kiedy obserwowałem to wszystko, Mądrość nie mówiła wiele, jednak sprawiała wrażenie bardzo zainteresowanej moimi reakcjami.

 

Odkrycie rzeczywistości

 

Obserwowałem żołnierzy którzy byli już na szczycie, a teraz licznie zaczynali schodzić na wszystkie poziomy, by zastąpić tych, którzy stali na swoich stanowiskach. Kiedy to uczynili, każdy poziom zaczął świecić niesioną przez nich chwałą. Wkrótce cała góra świeciła chwałą, oślepiając pozostałe na niej jeszcze sępy i demony. Chwały tej było tak dużo, że na całej górze zapanowała atmosfera Ogrodu. Zacząłem dziękować Panu i wielbić Go. Natychmiast znalazłem się ponownie w Jego obecności. Trudno było zapanować nad emocjami i chwałą, która wypełniała do głębi moją osobę. Doświadczenie to, stało się tak intensywne, że musiałem przestać wielbić Pana. Mądrość stała obok mnie. Kładąc rękę na moim ramieniu powiedziała; "Wchodzisz w Jego bramy z dziękczynieniem, w Jego przedsionki z uwielbieniem". "Jakże jest to rzeczywiste! Czułem się, jakbym tam był znowu!" - wykrzyknąłem. "Byłeś tam" - odpowiedziała Mądrość. "To nie stało się bardziej rzeczywiste, niż ty. Tak jak Pan powiedział do złoczyńcy na krzyżu: "Dzisiaj będziesz ze Mną w raju". Możesz tam wejść w każdym czasie. Pan, Jego raj i ta góra, wszystko to mieszka w tobie, ponieważ On jest w tobie. To, co wcześniej było przedsmakiem, teraz jest dla ciebie rzeczywistością, ponieważ wszedłeś na górę. Powodem, dla którego mnie widzisz, a inni widzieć nie mogą nie jest to, że wszedłem w twoją rzeczywistość, ale to, że to ty wszedłeś w rzeczywistość, w której ja mieszkam. Jest to rzeczywistość, którą znali prorocy i która dawała im wielką odwagę, nawet wtedy, kiedy stawali sami przeciwko całym armiom. Oni widzieli niebiańskie zastępy działające na ich korzyść, choć ziemskie były przeciwko nim".

 

Śmiertelna pułapka

 

Spojrzałem ponownie w dół na rzeź i wycofujące się powoli armie demonów. Za moimi plecami coraz więcej otoczonych chwałą żołnierzy zajmowało swoje pozycje na górze. Wiedziałem, że teraz było ich już wystarczająco dużo, by zaatakować i zniszczyć pozostałe jeszcze hordy wroga. "Jeszcze nie" - powiedziała Mądrość. "Spójrz tam". Spojrzałem w kierunku, który pokazywała, ale musiałem osłonić moje oczy przed chwałą, która emanowała z mojej własnej zbroi, aby cokolwiek zobaczyć. Dostrzegłem coś, jakby poruszenie w dolinie. Nie mogłem rozpoznać co widzę, gdyż chwała, która świeciła z mojej zbroi utrudniała mi patrzenie w ciemność. Poprosiłem Mądrość, aby dała mi coś, czym mógłbym przykryć moją zbroję tak, abym mógł cokolwiek zobaczyć. Dała mi zgrzebny płaszcz, abym go włożył. "Co to jest"? - zapytałem czując się trochę urażony jego szarzyzną. "Pokora" - powiedziała Mądrość. "Nie będziesz w stanie dobrze widzieć bez niej". Niechętnie założyłem go na siebie, ale natychmiast zobaczyłem wiele rzeczy, których wcześniej nie mogłem zobaczyć. Spojrzałem w stronę doliny na to poruszenie, które wcześniej ledwie dostrzegałem. Ku memu zdziwieniu był tam cały oddział wroga czekający, aby zasadzić się na każdego, kto by tamtędy przechodził. "Co to za armia"?- zapytałem. "Jak udało im się uciec z bitwy bez szwanku"? "To jest pycha" - wyjaśniła Mądrość. "Jest to wróg, którego najtrudniej zobaczyć po przebywaniu w chwale. Ci, którzy odmawiają założenia tego płaszcza, ucierpią bardzo z ręki tego wroga". Kiedy spojrzałem na górę, zobaczyłem otoczonych chwała żołnierzy przechodzących na drugą stronę równiny, by zaatakować resztę hordy wroga, który szykował się do zniszczenia ich od tyłu. Żaden z żołnierzy nie był przyodziany płaszczem pokory. Nie widzieli tym samym czającego się na nich od tyłu wroga. Zacząłem biec by ich powstrzymać, lecz Mądrość zatrzymała mnie. "Nie możesz ich zatrzymać" - powie-działa. "Tylko żołnierze ubrani w ten płaszcz rozpoznają twój autorytet. Chodź ze mną. Jest jeszcze coś, co musisz zobaczyć zanim będziesz mógł pomóc w do-wodzeniu wielką bitwą, która ma nadejść".

 

Fundament chwały

 

Mądrość sprowadziła mnie z góry do najniższego poziomu, zwanego "Zbawienie". "Ty myślisz, że to jest najniższy poziom, ale to jest podstawa całej góry. W każdej podróży pierwszy krok jest najważniejszy i zazwyczaj najtrudniejszy. Bez "Zbawienia" nie byłoby góry". Byłem przerażony rzezią, jaka miała miejsce na tym poziomie. Każdy żołnierz był bardzo ciężko ranny, jednak żaden nie umarł. Wielu z nich ledwo trzymało się krawędzi góry. Wielu zdawało się już odpadać, jednak nikt jeszcze nie spadł. Wszędzie znajdowali się aniołowie posługujący żołnierzom z taką wielką radością, że aż zapytałem: "Dlaczego oni są tacy szczęśliwi"? "Ci aniołowie dostrzegli w nich odwagę, jakiej wymagało to, aby utrzymać się na krawędzi. Nie mogli pójść dalej, ale też nie poddali się. Wkrótce będą uzdrowieni i gdy zobaczą chwałę na wyższej części góry, zaczną się wspinać. Będą to najwięksi wojownicy nadchodzącej bitwy". "Ale czy nie byłoby lepiej, gdyby wspinali się na górę razem z nami"? - protestowałem widząc ich obecny stan. "Byłoby lepiej dla nich, ale nie dla ciebie. Dlatego, że zostali tutaj, ułatwili tobie wspinaczkę, gdyż zatrzymali na sobie większą część sił wroga. Bardzo niewielu z tych, którzy są na wyższych poziomach, schodzi z pomocą do innych, by przyprowadzić ich na górę. Ci jednak robią to. Nawet tacy, którzy sami ledwo się trzymają, wyciągają ręce do innych, by ich wciągnąć na swój poziom. W rzeczywistości większość potężnych wojowników przeprowadzona została do góry właśnie przez tych wiernych. Nie są oni wcale mniejszymi bohaterami niż ci, którzy doszli do szczytu. Przynieśli wielką radość niebiosom przez to, że ciągle prowadzą innych do "Zbawienia". Z tego właśnie powodu wszyscy aniołowie z nieba pragną im usługiwać, lecz tylko nieliczni spośród nich, najbardziej szanowani, dostępują tego". Znowu poczułem się bardzo zawstydzony moją postawą względem tych wielkich świętych. Wielu z nas lekceważyło ich, kiedy wspinaliśmy się na wyższe poziomy. Popełniali oni wiele błędów w czasie walki, ale też najbardziej ujawnili pasterskie serce. Pan pozostawi dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, a pójdzie za jedną, która się zgubiła. Oni pozostawali w miejscu, z którego wciąż mogli wychodzić do tych, którzy są zgubieni i zapłacili za to wielką cenę. Bardzo chciałem im pomóc, lecz nie wiedziałem jak zacząć. Wtedy Mądrość powiedziała: "To dobrze, że chcesz im pomóc, lecz najbardziej pomożesz wtedy, gdy pójdziesz robić to, do czego zostałeś wezwany. Oni wszyscy zostaną uzdrowieni i szybko zaczną wspinać się na górę. Znowu połączą się z tobą w walce. Oni są tymi nieustraszonymi, którzy nigdy nie uciekną przed wrogiem".

 

Moc pychy

 

Zastanawiałem się, co mnie nauczyło więcej: schodzenie z góry, czy wchodzenie na nią? Nagle moją uwagę przyciągnął hałas dochodzący z pola bitwy. Do tego momentu już tysiące potężnych wojowników przekroczyło równinę, aby zaatakować pozostałą część zastępów. Wróg uciekał we wszystkie strony. Pozostawał jednak jeden oddział - "Pycha". Był on całkowicie niewidoczny i kroczył wprost na tyły maszerującej armii wojowników, szykując się do wypuszczenia gradu strzał. Wtedy też zauważyłem, że ci potężni wojownicy nie mieli zbroi na swoich plecach i byli całkowicie wystawieni na to, co miało ich za chwilę uderzyć. Mądrość powiedziała: "Pomyślałeś o tym, że nie mają zbroi na plecach, co oznacza, że kiedy uciekasz przed wrogiem, jesteś podatny na jego atak. Mimo to wcześniej nigdy nie wiedziałeś, jak można być wystawionym na atak, kiedy się idzie w pysze”. Mogłem tylko skinąć głową z uznaniem. Za późno było, by zrobić cokolwiek. Nie do zniesienia było również patrzenie na to. Mądrość jednak powiedziała, że muszę to zobaczyć. Wiedziałem, że Królestwo Boże najbardziej cierpi właśnie z powodu pychy. Wcześniej czułem smutek z tego powodu, lecz nigdy w takim stopniu jak teraz. Ku memu zdziwieniu, kiedy strzały pychy godziły w wojowników, oni nawet tego nie zauważali. Wróg wciąż jednak strzelał. Wojownicy krwawili i szybko słabli, lecz nie przyznawali się do tego. Wkrótce byli już zbyt słabi, by utrzymać swe tarcze i miecze. Porzucali je więc, twierdząc, że ich już nie potrzebują. Następnie zdejmowali swoje zbroje mówiąc, że także są już im nie potrzebne. Pojawił się następny oddział, posuwający się bardzo szybko zwany "Silne zwiedzenie". Wypuścił on deszcz strzał wprost do celu. Potem obserwowałem tylko jak zaledwie kilka demonów zwiedzenia, które były bardzo małe i wyglądały raczej na słabiutkie prowadziło tę niegdyś wielką armię pełnych chwały wojowników. Wszyscy oni zabrani zostali do różnych obozów o nazwach odpowiadających różnym doktrynom demonów. Byłem zdumiony tym, że ta wielka niegdyś armia sprawiedliwych została tak doszczętnie pokonana i wciąż jeszcze nie wiedziała, co ją rozbiło. "Jak mogli ci, którzy byli tak silni, którzy przeszli tak długą drogę do szczytu i widzieli Pana, być tak podatni na atak". "Pycha jest wrogiem, którego najtrudniej zobaczyć i który wślizguje się od tyłu" - zauważyła Mądrość. "W pewien sposób ci, którzy dotarli do największych wysokości są najbardziej narażeni na to, że upadną. Zawsze musisz pamiętać o tym, że w tym życiu możesz upaść w każdym czasie i z każdego poziomu - kiedy stoisz uważaj na to, abyś nie upadł. Wtedy, kiedy myślisz, że jesteś najmniej zagrożony upadkiem, to w rzeczywistości jesteś na niego narażony najbardziej. Większość ludzi upada zaraz po wielkim zwycięstwie". "Jak możemy ustrzec się przed tego rodzaju atakiem"? - zapytałem. "Trzymaj się blisko mnie, pytaj Pana zanim podejmiesz ważne decyzje i miej na sobie ten płaszcz, a wtedy wróg nigdy nie będzie w stanie zaślepić cię tak, jak to zrobił z tamtymi”. Spojrzałem na mój płaszcz. Wyglądał tak szaro i bez znaczenia. Czułem, że przypominam w nim bardziej bezdomnego niż wojownika. Mądrość odpowiedziała na to, jak gdybym mówił na głos: "Pan jest bliższy bezdomnym niż książętom. Prawdziwej siły masz zawsze tyle, na ile chodzisz w łasce Boga, a On daje łaskę pokornym. Żadna broń wroga nie jest w stanie przebić tego płaszcza, ponieważ nic nie jest w stanie pokonać Jego łaski. Dopóki będziesz nosił ten płaszcz, będziesz bezpieczny przed tego rodzaju atakiem". Zacząłem się rozglądać, by zobaczyć jak wielu wojowników było wciąż jeszcze na górze. Zaskoczyło mnie to, że pozostało ich tak niewielu. Potem jednak zauważyłem, że wszyscy oni mieli ten sam płaszcz pokory. "Jak to się stało"? - spytałem. "Kiedy zobaczyli bitwę, której ty byłeś świadkiem, wszyscy przyszli do mnie po pomoc i dałam każdemu z nich ten płaszcz" - odpowiedziała Mądrość. A ja myślałem, że byłaś ze mną przez cały ten czas"! "Jestem z każdym, kto idzie za mną, aby pełnić wolę Ojca" - odpowiedziała Mądrość. "Ty jesteś Panem"! - zapłakałem. "Tak" - odpowiedziała. "Powiedziałem ci, że nigdy cię nie porzucę, ani nie opuszczę. Jestem z każdym moim wojownikiem tak, jak jestem z tobą. Będę przy tobie we wszystkim, kiedy będziesz wypełniał moją wolę i kiedy będziesz potrzebował mądrości". Po tych słowach Pan zniknął.

 

Pozycja w Królestwie

 

Pozostałem, stojąc pośrodku wielkiego oddziału aniołów, który posługiwał rannym na poziomie "Zbawienia". Kiedy zacząłem przechodzić pośród tych aniołów, przyklękali, okazując mi wielki szacunek. W końcu zapytałem jednego z nich, dlaczego to robią, przecież nawet najmniejszy z nich był potężniejszy ode mnie". "Z powodu płaszcza" - odpowiedział. "To jest oznaka najwyższej pozycji w Królestwie". "Przecież to jest zwykły płaszcz" - zaprotestowałem. "Nie"! - powiedział anioł. Odziany jesteś w Bożą łaskę, płaszcz. Nie ma większej mocy ponad nią.

 

 "Ale przecież są tysiące tych, którzy noszą takie same płaszcze. W jaki sposób może to oznaczać pozycję"?

 

Wy jesteście potężnymi zwycięzcami, synami i córkami Króla. On nosił ten sam płaszcz, kiedy chodził po ziemi. Tak długo, jak długo jesteś w niego ubrany, nie ma takiej mocy w niebie i na ziemi, która mogłaby się tobie oprzeć. Każdy w niebie i w piekle rozpoznaje ten płaszcz. My jesteśmy jego sługami, ale On mieszka was i wy jesteście odziani w jego łaskę”.

 

W jakiś sposób wiedziałem, że gdybym nie nosił tego płaszcza i gdyby moja zbroja połyskująca chwałą była wyeksponowana, wtedy oświadczenie anioła i ich zachowanie względem mnie, mogłoby naprawdę karmić moją pychę. Nie mogłem czuć się pyszny i arogancki w tak zgrzebnym płaszczu. Mimo to moje zaufanie do płaszcza zaczęło rosnąć we mnie bardzo szybko.

 

 

Powrót orłów

Część III

 

 Na horyzoncie zobaczyłem zbliżającą się, wielką, białą chmurę. Chmura ta wypełniła atmosferę nadzieją, tak jak rozpraszające ciemność wschodzące słońce. Gdy się zbliżyła rozpoznałem w niej wielkie, białe orły, które przyleciały z Drzewa Życia. Zaczęły lądować na górze, zajmując pozycje na każdym poziomie u boku wojowników. Ostrożnie i z respektem podszedłem do orła, który wylądował blisko mnie, ponieważ jego obecność była dla mnie ekscytująca. Kiedy spojrzał na mnie swoimi przenikliwymi oczami, wiedziałem, że nic nie mogę przed nim ukryć. Jego wzrok był tak stanowczy i srogi, aż poczułem przeszywający mnie dreszcz. Zanim zdążyłem zapytać, już mi odpowiedział. "Chcesz wiedzieć kim jesteśmy. Jesteśmy ukrytymi prorokami, którzy zachowani byli na tę godzinę. Jesteśmy oczami tych, którym dana była potężna Boża bron. Widzieliśmy wszystko, co czyni Pan i co planuje wróg przeciwko wam. Przebiegliśmy wzrokiem całą ziemię i wiemy wszystko, co potrzeba wiedzieć w czasie walki". "Czy nie widziałeś tej walki, która miała miejsce"? - zapytałem poirytowany. "Czy nie mogłeś pomóc tym wojownikom, którzy właśnie zostali zabrani do niewoli"! "Tak. Widzieliśmy to wszystko i moglibyśmy im pomóc, gdyby tylko tego chcieli. Ale nasza pomoc jedynie by ich zatrzymała. Możemy walczyć tylko w tych bitwach, do których Ojciec nas posyła i możemy po-móc jedynie tym, którzy w nas wierzą. Tylko ci, którzy przyjmują nas jako proroków, mogą przyjąć nagrodę proroka lub korzyści z naszej posługi. Ci, którzy znaleźli się w zasadzce nie mieli na sobie takiego płaszcza, jaki ty masz. Ci zaś, którzy nie mają na sobie tego płaszcza nie mogą zrozumieć, kim jesteśmy. Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem. Dotyczy to także tych, którzy są wciąż zranieni i wielu innych, których ty jeszcze nie znasz".

 

Serce orla

 

Rozmawiając z orłem bardzo szybko zacząłem myśleć jak orzeł. Po tej krótkiej dyskusji mogłem wejrzeć w serce orła i znać go tak, jak on zna mnie. Orzeł zauważył to. "Masz trochę z naszych darów, chociaż nie są one dobrze rozwinięte. Nie używałeś ich za dużo. Jestem tu, aby obudzić te dary i nauczyć was, jak ich używać. W ten sposób nasze porozumiewanie będzie pewne. Musi ono być pewne, inaczej będziemy cierpieć wiele niepotrzebnych strat, nie wspominając utraconych wspaniałych możliwości odniesienia zwycięstwa". "Skąd teraz przybyłeś"? - zapytałem. "Zjadamy węże" - odpowiedział orzeł - "Wróg jest naszym chlebem. Naszym pokarmem jest czynienie woli Ojca. Jego wolą zaś jest zniszczyć dzieła szatana. Każdy zjedzony przez nas wąż przyczynia się do wzrostu naszej wizji. Każda zdobyta przez nas twierdza wroga, umacnia nas, abyśmy mogli szybować wyżej i pozostawać dłużej w powietrzu. Przybywamy właśnie z uczty, gdzie pożeraliśmy węże wstydu, które zniewoliły wielu twoich braci i sióstr. Wkrótce i oni tu dotrą. Nadchodzą z orłami, którzy pozostali przy nich, aby im pomóc odnaleźć drogę i ochronić ich przed kontratakami wroga". Orły były bardzo pewne siebie, lecz nie wyniosłe. Wiedziały kim są i do czego zostały powołane. Znały też nas i znały przyszłość. Ich pewność uspokajała mnie, a tym bardziej rannych, leżących wokół nas. Byli oni zbyt słabi, aby mówić i właściwie tylko siedzieli, przysłuchując się mojej rozmowie z orłem. Patrzyli na niego, jak patrzą zgubione dzieci na swoich rodziców, którzy właśnie je odnaleźli.

 

Wiatr Ducha

 

Kiedy orzeł spojrzał na nich, jego wyraz twarzy również się zmienił. W miejsce surowości i zdecydowania, (które okazywał, kiedy patrzył na mnie) wobec zranionych przejawiał łagodność i współczucie. Orzeł rozpostarł swoje skrzydła i zaczął delikatnie wachlować, tworzą chłodny, odświeżający powiew, który przepływał nad zranionymi. Był on całkiem inny od tych powiewów, których doświadczyłem w swoim życiu. Z każdym oddechem czułem jak nabieram sił i jasności umysłu. Wkrótce ranni powstali i zaczęli wielbić Boga z takim oddaniem, że łzy popłynęły mi z oczu. Znowu czułem ogromny wstyd z powodu tego, że lekceważyłem tych, którzy pozostali na tym poziomie. Dla nas, którzy wchodziliśmy do góry wydawali się słabi i nierozumni, jednak oni przecierpieli więcej niż my i pozostali wierni. Bóg ich podtrzymywał, a oni kochali Go wielką miłością. Spojrzałem na górę. Wszystkie orły trzepotały delikatnie skrzydłami. Każdy czuł się odświeżony przez ten powiew i wszyscy zaczęli wielbić Boga. Na początku uwielbienie płynące z różnych poziomów nie było harmonijne, lecz po pewnym czasie na każdym poziomie wszyscy śpiewali w doskonałej jedności. Nigdy nie słyszałem na ziemi czegoś tak pięknego. Nie chciałem, aby, kiedykolwiek to się skończyło. Usłyszałem w tym to samo uwielbienie, jakie znałem z Ogrodu, lecz teraz brzmiało ono o wiele pełniej. Wiedziałem, że brzmi ono o wiele piękniej teraz, ponieważ wielbimy Boga w obliczu naszych wrogów pośród ciemności i zła, które nas otaczały na górze. Nie wiem jak długo trwało to uwielbienie. W pewnym momencie orły przestały machać skrzydłami i uwielbienie się skończyło. "Dlaczego przestaliście"? - zapytałem stojącego obok mnie orła, z którym rozmawiałem. "Dlatego, że teraz są już zdrowi" - odpowiedział wskazując na rannych, którzy teraz stali w doskonałej kondycji. "Prawdziwe uwielbienie może uzdrowić każdą ranę" - dodał. "Proszę zróbcie to jeszcze raz" - błagałem. "Będziemy to robić wiele razy, lecz nie do nas należy decydować, kiedy. Powiew, który czułeś, to był powiew Ducha Świętego. On nas prowadzi, a nie my Jego. On uzdrowił zranionych i wprowadził jedność, która potrzebna jest w walce. Prawdziwe uwielbienie wylewa cenny olejek na głowę Jezusa, potem zaś spływa na całe ciało, czyniąc nas jednym z Nim i z sobą nawzajem. Nikt z tych, którzy stają się jedno z Nim nie pozostaje zraniony lub nieczysty. Jego krew jest życiem i spływa na nas, kiedy łączymy się z Nim. Jeśli jesteśmy z Nim złączeni, to złączeni też jesteśmy z resztą ciała, a przez to Jego krew przepływa przez wszystkich. Czyż nie w ten sposób leczysz rany na swoim ciele, że zamykasz je, aby krew mogła nadal dopływać do zranionych członków i przynosić odbudowanie? Kiedy część Jego ciała jest zraniona musisz złączyć się w jedności z tą częścią do czasu, aż będzie całkowicie uzdrowiona. Wszyscy jesteśmy jedno z Nim "Wciąż jeszcze trwałem w uwielbieniu, tak więc to małe nauczanie zdawało się dla mnie najpotężniejsze, jakie kiedykolwiek słyszałem, pomimo tego, że słyszałem je i sam głosiłem wiele razy. Kiedy Duch Święty się porusza, każde słowo wydaje się przepełnione chwałą, niezależnie od tego, jak jest proste. Wypełniło mnie ono taką miłością, że chciałem ściskać każdego dokoła, nawet starego surowego orła. Nagle przypomniałem sobie potężnych wojowników, którzy dopiero co zostali wzięci do niewoli. Orzeł od-czuł to, ale nie powiedział ani słowa. Po prostu obserwował mnie intensywnie. W końcu zapytałem: "Czy możemy odzyskać tych, którzy się właśnie zgubili"?

 

Serce Króla

 

"Tak. Dobrze, że to odczuwasz" - odezwał się w końcu. "Nie jesteśmy całością i nasze uwielbienie nie jest pełne, dopóki całe ciało nie będzie odbudowane. Dopóki nie zgromadzimy się wszyscy razem, nawet w najbardziej przepełnionym chwałą uwielbieniu i w prawdziwej obecności Króla. To tak, jak byś kochał wszystkie swoje dzieci, lecz był zmartwiony z powodu tego jednego, które jest chore i zranione. On także kocha wszystkie swoje dzieci, lecz teraz najwięcej uwagi skupia na tych, które są ranne, lub w ucisku. Właśnie przez wzgląd na Niego nie wolno nam wycofać się, aż wszyscy nie będziemy odbudowani. Dopóki ktokolwiek jest ranny, On również jest ranny".

 

Wiara, która porusza góry

 

Siedząc obok orła głęboko zastanawiałem się nad tym, co mi powiedział. W końcu zapytałem: "Wiem, że Mądrość mówi do mnie przez ciebie, gdyż słyszę Jej głos, kiedy mówisz. Byłem tak pewny siebie przedostatnią bitwą, że z powodu tej zarozumiałości, omal nie zostałem wzięty do niewoli tak, jak tamci wojownicy. Z łatwością mógłbym być pojmany z nimi, gdyby Mądrość mnie nie powstrzymała. Walczyłem bardziej z powodu nienawiści do wroga niż z chęci uwolnienia braci, choć i to był jeden z moich motywów. Teraz, odkąd po raz pierwszy przyszedłem do góry i walczyłem w tej wielkiej bitwie, zacząłem myśleć, że większość dobrych rzeczy, które robiłem, robiłem z niewłaściwych pobudek, natomiast w wielu złych rzeczach, które uczyniłem, moje motywacje były właściwe. Im więcej się uczę, tym bardziej czuję się niepewny. "Musiałeś spędzić długi czas z Mądrością" - odpowiedział orzeł. "Była ze mną na długo przed tym, zanim ją rozpoznałem i obawiam się, że przez większość czasu byłem na nią zamknięty. W pewnym sensie wiem, że czegoś ważnego wciąż mi jeszcze brakuje. Czegoś, co muszę mieć, zanim pójdę znowu do walki. Nie wiem jednak, co to jest". Spojrzenie orła stało się jeszcze bardziej wnikliwe. Zwrócił się do mnie. "Znasz także głos Mądrości, kiedy mówi do ciebie w twoim sercu. Szybko uczysz się, bo masz na sobie płaszcz. To co teraz odczuwasz, to jest prawdziwa wiara". "Wiara"! - wybuchnąłem. "Ja tu mówię o poważnych wątpliwościach"! "Jesteś mądry, kiedy wątpisz w siebie. Prawdziwa wiara, to poleganie na Bogu, nie na sobie i swojej wierze. Jesteś blisko tego rodzaju wiary, która może poruszyć tę górę i musisz ją ruszyć. Jednak masz rację. Ciągle brakuje ci czegoś bardzo ważnego. Wciąż jeszcze potrzebujesz wielkiego objawienia Króla. Choć wspiąłeś się na szczyt góry i po drodze przyjmowałeś pewne prawdy, chociaż nawet stałeś w Ogrodzie Boga, zasmakowałeś Jego bezwarunkowej miłości i oglądałeś wiele razy Jego Syna, wciąż rozumiesz tylko część nauki Boga i do tego powierzchownie". Wiedziałem; że jest to prawda i pocieszające było to usłyszeć. "Źle osądzałem ludzi w wielu sytuacjach. Mądrość nieraz ocaliła mi życie, lecz Jej głos we mnie jest wciąż bardzo cichy, a krzyk moich myśli i uczuć wciąż jest za głośny. O wiele wyraźniej słyszę Mądrość, gdy mówi przez ciebie, niż kiedy mówi w moim sercu, dlatego też wiem, że muszę się trzymać blisko ciebie". "Jesteśmy tutaj, bo nas potrzebujecie" - odpowiedział orzeł. "Jesteśmy tutaj również dlatego, że my potrzebujemy was. Ty otrzymałeś dary, których ja nie mam, a ja otrzymałem dary, których ty nie masz. Doświadczyłeś rzeczy, których ja nie doświadczyłem, ja zaś doświadczyłem rzeczy, których ty jeszcze nie znasz. Orły dane wam zostały aż do końca, a wy zostaliście dani nam. Ja będę blisko ciebie przez pewien czas, a potem musisz przyjąć inne orły. Każdy orzeł jest inny. Wszystkim nam powierzone zostały sekrety Pana, a nie każdemu z osobna".

 

Drzwi prawdy

 

Po tych słowach orzeł poderwał się ze skały, na której siedział i poszybował aż do krawędzi poziomu, na którym staliśmy. "Chodź tutaj" - powiedział. Kiedy pod-szedłem do niego, zobaczyłem schody prowadzące w dół do samej podstawy góry, a także małe drzwi. "Dlaczego ich wcześniej nie widziałem"? - spytałem. "Kiedy po raz pierwszy przyszedłeś do tej góry, nie zatrzymałeś się na tym poziomie na tyle długo, by się rozejrzeć" - odpowiedział. "Skąd o tym wiesz? Czy byłeś tu wtedy, kiedy po raz pierwszy przyszedłem do tej góry"? "Wiedziałbym o tym nawet wtedy, gdy bym tu nie był, ponieważ wszyscy, którzy omijają te drzwi, robią to z tego samego powodu. W rzeczywistości jednak byłem tutaj" - odpowiedział. "Byłem jednym z tych żołnierzy, których tak szybko mijałeś idąc pod górę". Wtedy to właśnie rozpoznałem w tym orle człowieka, którego spotkałem po moim nawróceniu. Człowieka, z którym zamieniłem właściwie kilka zdań. Orzeł kontynuował: "Bardzo wtedy chciałem iść za tobą. Byłem na tym poziomie już tak długo, że potrzebowałem zmiany. Nie mogłem jednak tak po prostu zostawić wszystkich tych zgubionych dusz, które wciąż próbo-wałem tu doprowadzić. Kiedy w końcu oddałem siebie Panu, by pełnić Jego wolę, niezależnie od tego czy będę miał iść, czy zostać, Mądrość przystąpiła do mnie i pokazała mi te drzwi. Powiedziała mi, że jest to krótsza droga do szczytu. W ten właśnie sposób dotarłem do szczytu przed tobą i zostałem zmieniony w orła". Następnie przypomniałem sobie, że na kilku poziomach widziałem już takie drzwi. Pamiętam też, jak byłem zdziwiony, kiedy zerknąłem do środka. Nie odważyłem się wejść głębiej w żadne z nich, ponieważ byłem skoncentrowany na bitwie i próbowałem dostać się na górę. "Czy mogłem wejść w jedne z nich i iść prosto na szczyt"? - spytałem. "Nie jest to takie proste" - odpowiedział orzeł nieco poirytowany. "Za każdymi drzwiami są różne drogi, z których tylko jedna prowadzi do szczytu". Oczywiście znając moje następne pytanie mówił dalej. "Inne prowadzą do następnych poziomów góry. Ojciec tak je zaplanował, aby każdy wybrał tę drogę, która doprowadzi go do poziomu potrzebnej mu dojrzałości". "Niesamowite jak On to zrobił"? - pomyślałem, lecz orzeł usłyszał moje myśli. "To było bardzo proste - kontynuował orzeł, jak gdybym myślał na głos - dojrzałość duchowa jest zawsze uwarunkowana chęcią poświęcenia swoich własnych pragnień dla dobra Królestwa i przez miłość do innych. Drzwi, które wymagają od nas największej ofiary zawsze poprowadzą nas do najwyższego poziomu". Starałem się zapamiętać wszystko, co mówił. Wiedziałem, że muszę wejść przez te drzwi, które znajdowały się przede mną i że najlepiej będzie uczyć się tego wszystkiego od kogoś, kto był przede mną i oczywiście wybrał właściwą drogę do szczytu. "Nie poszedłem prosto na szczyt. Nie spotkałem też nikogo, kto by tak uczynił" - powiedział orzeł. "Ale doszedłem tam o wiele szybciej niż większość, ponieważ nauczyłem się dużo o poświęcaniu samego siebie wtedy, kiedy walczyłem tutaj, na poziomie "Zbawienia". Pokazałem ci te drzwi, ponieważ masz na sobie płaszcz i tak czy inaczej byś je znalazł, jednak jest mało czasu i jestem tu, aby pomóc ci dojrzeć szybko. Na każdym poziomie są drzwi i każde prowadzą do skarbów, które przewyższają twoje zrozumienie. Nie mogą być one osiągnięte fizycznie, ale każdy skarb, który będziesz trzymał w ręce, będziesz mógł nieść w swoim sercu. Twoje serce jest skarbnicą Boga. Do czasu, kiedy ponownie osiągniesz szczyt, twoje serce zawierać będzie skarby cenniejsze niż wszystkie skarby na świecie. Nie będą ci one nigdy odebrane, są twoje na wieki, ponieważ ty należysz do Boga. Ruszaj. Sztormowe chmury już się gromadzą i wielka bitwa jest blisko". "Czy pójdziesz ze mną"? - prosiłem. "Nie" - odpowiedział. "Moje miejsce jest teraz tutaj. Mam dużo do zrobienia, muszę pomóc tym, którzy są zranieni. Ale zobaczymy się tutaj znowu. Spotkasz wielu moich braci i sióstr orłów zanim powrócisz. Oni będą w stanie pomóc ci lepiej niż ja, tam, gdzie ich spotkasz".

 

Skarby nieba

 

Pokochałem orła tak bardzo, że trudno mi było znieść to, że muszę go opuścić. Cieszyłem się na myśl, że znowu go zobaczę. Teraz jednak drzwi przyciągały mnie jak magnes. Otworzyłem je i wszedłem. Chwała, którą zobaczyłem była tak uderzająca, że natychmiast padłem na kolana. Złoto, srebro i cenne kamienie, które tu ujrzałem były daleko piękniejsze od tego wszystkiego, co kiedykolwiek widziałem na ziemi. Można je było porównać tylko z chwałą związaną z Drzewem Życia. Sala, w której byłem, zdawała się nie mieć końca. Podłoga pokryta była srebrem, filary złotem, sufit zaś wysadzany czystymi diamentami, połyskującymi wszelkimi kolorami, jakie znałem, a nawet takimi, których nigdy nie widziałem. Wszędzie byli niezliczeni aniołowie, odziani w różne stroje, odmienne od wszelkich ludzkich wzorów. Kiedy przechodziłem przez salę, aniołowie oddawali mi pokłon. Jeden z nich podszedł do mnie i przywitał mnie po imieniu. Wyjaśnił mi, że mogę iść wszędzie i oglądać wszystko, co chcę, W tym pomieszczeniu nie było nic ukrytego dla tych, którzy przeszli przez te drzwi. Zaniemówiłem na widok otaczającego mnie piękna. W końcu stwierdziłem, że jest tu nawet piękniej niż w Ogrodzie, w którym byłem. Ku memu zdziwieniu anioł odpowiedział: "To jest Ogród! To jest jeden z pokojów w domu Twojego Ojca. My jesteśmy twoimi sługami". Kiedy spacerowałem, wielki oddział szedł za mną. Odwróciłem się i spytałem ich przywódcę, dlaczego idą za mną. "Z powodu płaszcza, - odpowiedział. Jesteśmy tutaj, aby służyć ci teraz w bitwie, która jest przed tobą". Nie wiedziałem, co mam z nimi robić, więc po prostu szedłem dalej. Przyciągnięty zostałem do wielkiego, niebieskiego kamienia, który wyglądał jakby zawierał w sobie słońce i chmury. Kiedy go dotknąłem, wypełniło mnie to samo odczucie, jakie miałem wtedy, kiedy zjadłem owoc z Drzewa Życia. Poczułem wzrastającą we mnie energię, wielką jasność umysłu i miłość do wszystkiego i wszystkich. Zacząłem przyjmować chwałę Pana. Im dłużej dotykałem kamienia, tym bardziej chwała wzrastała. Nie chciałem zdejmować moich rąk z kamienia, jednak chwała stała się tak intensywna, że musiałem się odwrócić. Wtedy mój wzrok padł na przepiękny zielony kamień. "A co ten kamień ma w sobie"? - spytałem anioła stojącego obok. "Wszystkie te kamienie to skarby zbawienia. Dotykasz teraz niebiańskiej rzeczywistości, a ten kamień to "odbudowanie życia"" - powiedział. Kiedy dotknąłem zielonego kamienia, zacząłem widzieć ziemię w pełnym bogactwie kolorów. Barw przybywało im dłużej trzymałem ręce na kamieniu. Rosła też moja miłość do wszystkiego, co widziałem. Zacząłem także dostrzegać harmonię pomiędzy wszystkimi żyjącymi istotami w takim stopniu, w jakim nigdy wcześniej tego nie doświadczałem. Zobaczyłem chwałę Pana w Jego stworzeniu. Narastało to, aż do momentu, kiedy się ponownie odwróciłem. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że zupełnie nie mam poczucia czasu i nie wiem jak długo tam jestem. Wiedziałem jednak, że moje zrozumienie Boga i Jego wszechobecności znacznie wzrosło przez dotknięcie tych dwóch kamieni, a było ich tam dużo, dużo więcej. W tym jednym pokoju było więcej niż można było ogarnąć przez całe swoje życie. "Ile jest jeszcze takich pokoi jak ten"? - spytałem anioła. "Na każdym poziomie tej góry znajdują się takie pokoje jak ten". "Jak można doświadczyć wszystkiego, co jest w tym jednym pokoju, a tym bardziej we wszystkich"? - spytałem. "Zawsze musisz to robić. Skarbów zawartych w podstawowych prawdach o Jezusie jest tyle, że starczyłoby na wiele więcej niż jedno życie. Nikt z ludzi nie może poznać o nich wszystkiego w swoim całym życiu, ale Ty musisz wziąć to, co ci jest teraz potrzebne i iść dalej w stronę swojego przeznaczenia". Zacząłem myśleć o wiszącej nad głową bitwie i o wojownikach wziętych do niewoli. Nie była to miła myśl, w tak chwalebnym miejscu, lecz wiedziałem, że będę zawsze musiał wracać do tego pokoju i że teraz mam niewiele czasu na to, aby odnaleźć drogę na szczyt, a potem ponownie wrócić do walki. Zwróciłem się do anioła: "Musisz pomóc mi znaleźć drzwi prowadzące do szczytu". Anioł spojrzał na mnie zmieszany. "My jesteśmy twoimi sługami, ale ty musisz nas prowadzić. Cała góra jest dla nas tajemnicą. Wszyscy pragniemy zgłębić tę tajemnicę, ale jak tylko opuścimy ten pokój, będziemy uczyć się więcej niż ty". "Czy wiecie gdzie są wszystkie drzwi"? - spytałem. "Tak. Ale nie wiemy, gdzie one prowadzą. Są takie, które wyglądają bardzo zachęcająco, niektóre są zwyczajne, a niektóre wręcz odpychające. Jedne są nawet straszne". "W tym miejscu są drzwi, które są odpychające"? - spytałem z niedowierzaniem. "Są drzwi, które są straszne? Jak to możliwe"? "Nie wiemy, ale mogę ci je pokazać". "Pokaż, proszę" - powiedziałem. Przechodziliśmy obok skarbów nie do opisania, z których wszystkie tak mnie pociągały, że z trudem opierałem się chęci, aby je dotknąć. Było tam także wiele drzwi. Na każdych wpisana była prawda biblijna. Kiedy anioł nazwał je "zachęcającymi" czułem jakby słowo to nie oddawało w pełni ich charakteru. Bardzo chciałem wejść w każde z nich, lecz moja ciekawość odnośnie "strasznych drzwi" pchała mnie do przodu. W końcu zobaczyłem je. "Straszne" to było mało powiedziane. Ogarnął mnie taki strach, że aż mi dech zaparło.

 

Laska i prawda

 

Odwróciłem się od drzwi i szybko wycofałem. W pobliżu był piękny, czerwony kamień, do którego niemalże przylgnąłem. Kiedy położyłem na nim ręce, natychmiast znalazłem się w Ogrodzie Getsemane i zobaczyłem Pana w czasie modlitwy. Widok ten był jeszcze straszniejszy od drzwi, które widziałem wcześniej. Przerażony oderwałem ręce od kamienia i wyczerpany upadłem na podłogę. Bardzo chciałem wrócić do niebieskiego lub zielonego kamienia, musiałem jednak na nowo zebrać swoje siły i odzyskać orientację. Aniołowie szybko otoczyli mnie usługując mi. Otrzymałem napój, który mnie ożywił. Wkrótce czułem się wystarczająco dobrze, aby powstać i wrócić do innych kamieni. Mimo to powracająca wciąż wizja Pana pogrążonego w modlitwie zmusiła mnie do tego, abym się zatrzymał. "Co to było"? - zapytałem. "Kiedy dotykasz kamieni jesteśmy w stanie zobaczyć część tego, co ty widzisz i odczuwać w części to, co ty czujesz" - powiedział anioł. "Wiemy, że wszystkie te kamienie są wielkimi skarbami i że objawienia, które w sobie mają są bezcenne. Przez moment oglądaliśmy Pana w agonii, przed Jego ukrzyżowaniem i przez chwilę czuliśmy to, co On czuł tej straszliwej nocy. Trudno jest nam zrozumieć, jak nasz Bóg mógł tak cierpieć. Jego cierpienie sprawia, że jeszcze bardziej doceniamy to, jakim zaszczytem jest służyć wam, dla których On umarł". Słowa anioła były jak świetliste pioruny trafiające w moją duszę. Walczyłem w wielkiej bitwie. Wspinałem się na szczyt góry. Cała ta rzeczywistość duchowa stała mi się tak znajoma, że prawie już nie zauważałem aniołów i prawie na równi mogłem rozmawiać z wielkimi orłami. Mimo to, wciąż nie mogłem dzielić choćby przez moment cierpień mojego Króla bez chęci ucieczki do przyjemniejszych doświadczeń. "Nie powinienem być tutaj" - prawie wykrzyknąłem. "Ja sam bardziej niż ktokolwiek inny zasługuję na to, by być więźniem złego"! "Panie" - powiedział nieśmiało anioł - "Wszyscy rozumiemy to, że nikt z nas nie jest tutaj dlatego, że na to zasługuje. Jesteś tutaj, bo zostałeś wybrany przed założeniem świata. Nie wiemy, jaki jest twój cel, ale wiemy, że jest on wielki dla każdego, kto jest na tej górze". "Dziękuję ci. Jesteś bardzo pomocny. Będąc tutaj moje emocje zostały bardzo rozbudzone i zanosiło się na to, że przyćmią mój umysł. Masz rację. Nikt nie jest tutaj, bo na to zasługuje. Naprawdę im wyżej się wspinamy, tym bardziej czujemy się nie godni, aby tam być i tym więcej łaski potrzebujemy, by tam zostać. Jakim sposobem ja się tam w ogóle dostałem po raz pierwszy"? "Łaska" - odpowiedział anioł." Jeżeli chcesz mi pomóc - powiedziałem - to proszę cię, powtarzaj mi to słowo za każdym razem, kiedy zobaczysz mnie w zagubieniu lub depresji. To słowo zaczynam rozumieć bardziej niż wszystkie inne. Teraz muszę wrócić do czerwonego kamienia. Wiem, że jest to największy skarb w tym pomieszczeniu i nie mogę wyjść stąd, dopóki nie poniosę tego skarbu w moim sercu".

 

Rzeczywistość laski

 

Czas, który spędziłem przy czerwonym kamieniu był najbardziej bolesnym doświadczeniem, jakie kiedykolwiek przeżywałem. Wiele razy po prostu nie mogłem wytrzymać i musiałem wycofać ręce. Kilkakrotnie wracałem do niebieskiego lub zielonego kamienia, by odnowić moją duszę przed ponownym podejściem. Niesamowicie trudne było powracanie do niebieskiego kamienia, ale za każdym razem moja miłość i uznanie wobec Pana wzrastało przez to bardziej, niż przez cokolwiek innego, czego doświadczyłem lub kiedykolwiek się uczyłem. W końcu, kiedy obecność Ojca oddzieliła mnie od Jezusa na krzyżu, nie mogłem już tego znieść. Zrezygnowałem. Widziałem, że aniołowie, którzy byli ze mną, w pełni zgodzili się z tym. Nie było już we mnie tak mocnej woli, aby ponownie wrócić do kamienia. Nie czułem nawet potrzeby, aby wracać do niebieskiego kamienia. Zwyczajnie położyłem się na podłodze i szlochałem nad tym, co Pan przeszedł. Płakałem dlatego, że wiedziałem, iż opuściłem Go tak, jak Jego uczniowie. Zawiodłem Go tak, jak oni, kiedy najbardziej ich potrzebował. Po tej chwili, która zdawała się trwać kilka dni, otworzyłem oczy i zobaczyłem innego orła stojącego obok mnie. Przed nim znajdowały się trzy kamienie: niebieski, zielony i czerwony. "Zjedz je" - powiedział. Kiedy zjadłem, cała moja istota została odnowiona i zarówno wielka radość, jak i trzeźwość przepłynęły przez moją duszę. Kiedy powstałem, zauważyłem, że te same trzy kamienie znajdują się w rękojeści mojego miecza, a także na obu moich ramionach." Teraz są one twoje na zawsze" - powiedział orzeł." l nie mogą ci być zabrane i nie możesz ich stracić". "Ale nie skończyłem jeszcze przy tym ostatnim" - powiedziałem. "Chrystus sam dokończy tą próbę" - odpowiedział. "Spisałeś się dobrze, ale teraz musisz iść dalej". "Gdzie"? - spytałem. "Sam musisz zdecydować. Ale biorąc pod uwagę, że masz mało czasu, proponuję ci, abyś jak najszybciej próbował dostać się na górę". Po tych słowach orzeł oddalił się. Wtedy przypomniałem sobie o drzwiach. Zacząłem iść w kierunku tych, które tak mnie wcześniej przyciągały. Kiedy doszedłem do pierwszych, nie było już we mnie tego uczucia, co poprzednio. Przy następnych było to samo. "Coś się zmieniło" - powiedziałem na głos. "Ty się zmieniłeś" - odpowiedział cały zastęp aniołów zgodnym chórem. Obejrzałem się i spojrzałem na nich. Zdziwiony byłem zmianą jaką w nich zobaczyłem. Nie wyglądali już tak niewinnie jak wcześniej. Teraz sprawiali wrażenie mądrzejszych i bardziej dostojnych niż wszystkie inne anioły, które wcześniej widziałem. Wiedziałem, że w nich odzwierciedlona jest ta zmiana, która zaszła we mnie, nie chciałem już jednak myśleć o sobie. "Proszę cię o radę" - powiedziałem do dowódcy. "Słuchaj swojego serca - odparł. - Tam teraz mieszkają te wielkie prawdy". "Nigdy nie byłem w stanie zaufać swojemu własnemu sercu - powiedziałem. - Jest skłonne do oszustwa, zwodzenia i własnych ambicji, przez ten hałas trudno nawet usłyszeć Pana kiedy mówi do mnie". "Mając czerwony kamień w swoim sercu nie sądzę, abyś w ogóle miał jeszcze ten problem" - rzekł dowódca z nieukrywaną pewnością. Przylgnąłem do ściany myśląc o tym, że orzeł zostawił mnie w chwili kiedy go najbardziej potrzebuję. Przeszedł tę drogę wcześniej i wiedział, które drzwi wybrać. Wiedziałem jednak, że powinienem wybrać sam. Kiedy tak rozmyślałem, zauważyłem, że "straszne drzwi" są jedynymi, które przychodzą mi do głowy. Z ciekawości zdecydowałem wrócić tam i zajrzeć do środka. Poprzednim razem wycofałem się od nich tak szybko, że nie zauważyłem nawet, jaką prawdę reprezentują. Kiedy podszedłem do nich, poczułem lęk przepływający w moim wnętrzu, lecz nie było to tak straszne jak przedtem. W przeciwieństwie do innych, wokół tych drzwi było bardzo ciemno i musiałem podejść naprawdę bardzo blisko, aby móc przeczytać zapisaną na nich prawdę. Lekko zdziwiony przeczytałem: SĘDZIOWSKI TRON CHRYSTUSA. "Dlaczego ta prawda jest taka straszna"? - spytałem na głos wiedząc, że aniołowie mi nie odpowiedzą. Patrząc na nie wiedziałem, że właśnie tymi drzwiami mam iść dalej. "Jest wiele powodów, dla których te drzwi są takie straszne" - odpowiedział znajomy mi głos orła. "Bardzo się cieszę, że wróciłeś" - odpowiedziałem. "Czy dokonałem złego wyboru"? "Nie! Dobrze wybrałeś. Te drzwi doprowadzą cię do szczytu góry szybciej niż jakiekolwiek inne. Są straszne, ponieważ największy lęk w stworzeniu ma swoje źródło za tymi drzwiami. Największa mądrość, jaką człowiek może posiąść w tym lub nadchodzącym życiu, znajduje się za tymi drzwiami, lecz niewielu przez nie przejdzie". "Ale dlaczego te drzwi są takie ciemne"? - spytałem. "Światło wokół tamtych drzwi odzwierciedla uwagę jaką poświęca dzisiaj Kościół prawdom znajdującym się za nimi. Prawda znajdująca się za tymi drzwiami jest jedną z najbardziej lekceważonych w tym czasie, ale jest też jedną z najważniejszych. Zrozumiesz to, kiedy tam wejdziesz. Największy autorytet, jaki człowiek może otrzymać będzie powierzony tylko tym, którzy wejdą tymi drzwiami. Kiedy ujrzysz Chrystusa siedzącego na tronie, też będziesz przygotowany by usiąść obok Niego" - odparł. "Te drzwi nie byłyby tak ciemne, gdybyśmy poświęcali więcej uwagi tej prawdzie"? - spytałem. "Dokładnie tak. Gdyby człowiek znał chwałę, która objawia się za tymi drzwiami, byłyby one najwspanialsze ze wszystkich - wyjaśnił orzeł. Jednakże wciąż są to najtrudniejsze do przejścia drzwi. Dostałem polecenie, aby wrócić i zachęcić cię, bo będziesz tego wkrótce potrzebował. Ujrzysz największą chwałę, ale także największą grozę. Wiedz jednak, że ponieważ wybrałeś trudną drogę teraz, potem będzie ci łatwiej. Ponieważ jesteś chętny aby poznać tę trudną prawdę teraz, nie będziesz cierpiał później. Wielu uwielbia poznawać Jego łagodność, lecz niewielu pragnie poznawać Jego surowość. Dopóki nie znasz obu, zawsze jesteś w niebezpieczeństwie tego, że będziesz zwiedziony i odpadniesz od Jego łaski". "Wiem, że nigdy bym tu nie przyszedł, gdybym nie spędził czasu przy czerwonym kamieniu. Jak mógłbym wciąż obierać łatwą drogę, kiedy jest to tak sprzeczne z naturą Pana"? "Teraz jednak wybrałeś dobrze, więc szybko idź dalej. Następna wielka bitwa ma się rozpocząć i będziesz potrzebny na froncie" - powiedział anioł. Kiedy patrzyłem na niego i jego wielką rozwagę bijącą z oczu, moje zaufanie wzrastało. W końcu przekroczyłem próg drzwi.

 

Biały tron

Część IV

 

 Po raz ostatni rozejrzałem się po wielkim pokoju znajdującym się wewnątrz góry. Tam właśnie były trzymane skarby prawd o Zbawieniu, które swą chwałą zapierały dech w piersiach. Wydawało się, jakby pokój ten w swojej przestrzeni i pięknie nie miał końca. Nie mogłem sobie wyobrazić, że pokoje, które zawierały inne prawdy wiary, mogły być bardziej wspaniałe. To pomogło mi uświadomić sobie, dlaczego tak wielu chrześcijan nie chce nigdy opuścić tego miejsca, zadowalając się podziwianiem podstawowych prawd o wierze. Wiedziałem, że mógłbym tam zostać na wieczność i nigdy się nie znudzić. Nagle orzeł stojący obok mnie prawie wykrzyknął: "Musisz iść dalej"! Gdy odwróciłem się i spojrzałem na niego, złagodził ton swojego głosu, lecz kontynuował: "Nie ma większego pokoju i bezpieczeństwa nad to, gdy się mieszka w Bożym Zbawieniu. Zostałeś tu przyprowadzony, abyś o tym wiedział, bo tam, gdzie idziesz, będziesz tego potrzebował. Nie możesz jednak zostać tu dłużej". Stwierdzenie anioła o pokoju i bezpieczeństwie spowodowało, że zacząłem rozmyślać o odważnych wojownikach, którzy walczyli, poczynając od pierwszego poziomu góry Zbawienia. Walczył i oni tak dobrze i wyzwolili tak wielu, ale jednocześnie zostali niebezpiecznie zranieni. Nie wyglądało na to, że odnaleźli tutaj pokój i bezpieczeństwo. Wtedy orzeł przerwał znowu moje myśli, jak gdyby ich słuchał. "Bóg ma inną definicję pokoju i bezpieczeństwa niż my mamy. Być rannym w walce jest wielkim honorem. To poprzez rany Pana jesteśmy uzdrowieni i to przez te właśnie rany otrzymujemy autorytet do uzdrawiania. W tym miejscu, w którym rani nas przeciwnik, gdy jesteśmy uzdrowieni, otrzymujemy moc do uzdrawiania innych. Uzdrowienie było podstawową składową służby naszego Pana i jest również podstawowym elementem naszej służby. Jest to jeden z powodów, dla których Pan pozwala, by złe rzeczy wydarzały się Jego ludziom, W ten sposób otrzymują oni współczucie dla innych, poprzez które działa moc uzdrowienia. Wszelkie pobicie jakiego doznał jakikolwiek wielki apostoł stało się w rezultacie zbawieniem dla innych. Rezultatem wszelkiej rany, którą otrzymuje wojownik będzie zbawienie lub uzdrowienie dla innych". Słowa anioła były bardzo zachęcające. Stojąc tutaj w chwale bogactwa zbawienia prawda ta jeszcze bardziej stała się klarowna i jednocześnie przeszywająca na wskroś. Pragnąłem wykrzyczeć to z wierzchołka góry tak, by wszyscy, którzy nadal walczą, byli zachęceni. Ale anioł kontynuował: Jest jeszcze jeden powód, dla którego Pan pozwala, byśmy byli ranieni. Nie ma odwagi, dopóki nie ma prawdziwego niebezpieczeństwa. Pan powiedział do Jozuego, że pójdzie z nim walczyć o ziemię Obiecaną, lecz ciągle powtarzał i napominał go, aby był mężny i mocny. Miał przecież walczyć, a to wiązało się z niebezpieczeństwem. W ten sposób Pan próbuje tych, którzy godni są Obietnic. Spojrzałem na anioła i po raz pierwszy zauważyłem blizny pomiędzy jego zniszczonymi piórami. Jednakże blizny nie były brzydkie, ale otoczone złotem przypominającym raczej ciało i pióra niż jakikolwiek metal. Wtedy zauważyłem też, że to właśnie ze złota pochodzi chwała, którą emanował orzeł, co czyniło jego obecność czymś niezwykłym. "Dlaczego wcześniej tego nie widziałem"? - zapytałem. "Zanim nie ujrzysz i nie docenisz głębokości bogactw skarbów zbawienia, nie możesz ujrzeć chwały, która jest wynikiem cierpienia dla ewangelii. Jeżeli raz to ujrzałeś, jesteś gotowy na próby, które uwolnią najwyższe poziomy duchowej władzy do twojego życia. Te blizny to chwała, która będzie trwać wiecznie. To dlatego nawet rany, które wycierpiał nasz Pan są teraz z Nim w niebie. Wciąż możesz oglądać Jego rany i rany, które z powodu Jego Imienia otrzymali wszyscy Jego wybrani. To są medale honoru tutaj w niebie. Wszyscy ci, którzy noszą je, kochają Boga i Jego Prawdę bardziej, niż swoje własne życie. Są to ci, którzy podążali za Barankiem gdziekolwiek On szedł, będąc gotowymi na cierpienie z powodu prawdy sprawiedliwości i zbawienia innych ludzi. Prawdziwi przywódcy Jego ludu, którzy noszą prawdziwy duchowy autorytet, musieli najpierw udowodnić w ten sposób swoje oddanie". Spojrzałem na przywódcę zastępu aniołów, który podążał za mną. Nigdy wcześniej nie widziałem głębokich emocji u aniołów, lecz tamte słowa bezsprzecznie poruszyły go, tak jak i resztę. Pomyślałem, że zaraz się rozpłaczą. Wtedy przywódca przemówił: "Byliśmy świadkami wielu cudów od czasu stworzenia. Lecz cierpienie ludzi z własnej woli dla Pana i dla ich braci jest największym cudem ze wszystkich. My również musimy walczyć i również cierpimy, ale mieszkamy w takim świetle i chwale, że przychodzi nam to bardzo łatwo. Gdy mężczyźni i kobiety, którzy mieszkają w miejscu ciemności i zła, mając tak niewielką zachętę, nie będąc w stanie ujrzeć chwały lecz tylko mając na nią nadzieję, wybierają by cierpieć z jej powodu, sprawia to, że nawet najwięksi aniołowie skłaniają swe kolana i chętnie służą tym bohaterom. Na początku nie rozumieliśmy, dlaczego Ojciec postanowił, by ludzie musieli chodzić poprzez wiarę, nie oglądając rzeczywistości i chwały niebiańskiego wymiaru i znosząc tyle przeciwności. Teraz jednak rozumiemy, że przez te cierpienia w pełni udowodnili oni że są godni, by otrzymać wielki autorytet jako członkowie Jego domu. To chodzenie w wierze jest największym cudem w niebie. Ci, którzy zdają ten test są godni by usiąść z Barankiem na Jego tronie, jako że On uczynił ich godnymi a oni udowodnili swą miłość". Wtedy orzeł wtrącił: "Odwaga jest demonstracją wiary. Pan nigdy nie obiecał, że będzie łatwo, lecz zapewnił nas, iż będzie warto. Odwaga tych, którzy walczyli od poziomu zbawienia poruszyła anioły niebieskie i spowodowała, że zaczęli oni doceniać to, co Bóg uczynił w upadłych ludziach. Odnieśli rany w strasznych walkach, widząc jedynie ciemność i pozorną klęskę prawdy tak samo jak nasz Pan na krzyżu. Mimo tego nie zrezygnowali". Znowu zacząłem żałować, iż nie pozostałem na poziomie Zbawienia by walczyć z innymi dzielnymi duszami. Znów jednak, rozumiejąc moje myśli, orzeł przerwał je mówiąc: "Wspinając się po górze również udowadniałeś wiarę i mądrość, która też powoduje uwolnienie autorytetu. Twoja wiara uwolniła wiele dusz tak, iż mogły przyjść do góry Zbawienia. Ty również otrzymałeś pewne rany, lecz twój autorytet w Królestwie pochodzi bardziej z dzieł wiary niż z cierpienia. Ponieważ byłeś wierny w kilku rzeczach otrzymasz wielki zaszczyt powrotu do cierpienia. Ale pamiętaj, że wszyscy współpracujemy dla tych samych celów, niezależnie od tego czy budujemy czy cierpimy. Wiele więcej dusz wypełni te pokoje dla wielkiej radości nieba, jeśli zdecydujesz się pójść wyżej. Zostałeś teraz wezwany, by się wspinać i budować, lecz później otrzymasz zaszczyt cierpienia, jeśli w tym okażesz się także wierny". Odwróciłem się i spojrzałem na ciemne i odpychające drzwi, na których napisane było: Sędziowski Tron Chrystusa. Tak jak ciepło i pokój wypełniały moją duszę za każdym razem, kiedy patrzyłem na piękne skarby zbawienia, lęk i poczucie braku bezpieczeństwa ogarnęły moją duszę, kiedy spojrzałem na te drzwi. Wszystko we mnie chciało zostać w tym pokoju i nic nie chciało przekroczyć tych drzwi. Znowu orzeł odpowiedział na moje myśli: "Zanim przekroczysz te drzwi do jakiejkolwiek z wielkich prawd, będziesz miał podobne odczucia. Czułeś się tak nawet wtedy, kiedy wkraczałeś do tego pokoju ze skarbami Zbawienia. Te obawy są rezultatem upadku. Są one owocem z Drzew Poznania Dobra i Zła. Poznanie z tego Drzewa sprawiło, że czujemy się zagrożeni i skupieni na sobie. Poznanie Dobra i Zła sprawia, że prawdziwe poznanie Boga napawa lękiem, kiedy w istocie każda sprawa z góry prowadzi do większego pokoju i bezpieczeństwa. Nawet sądy Boga powinny być pożądane, ponieważ wszystkie Jego drogi są doskonałe. Do tego czasu doświadczyłem już wystarczająco dużo, aby wiedzieć, że to, co często wydaje się właściwe, bardzo często jest ścieżką najmniej przynoszącą owoce, a czasami drogą prowadzącą do tragedii. Do tej pory w moim życiu ścieżka, która wydawała się najbardziej ryzykowna, prowadziła mnie do największej nagrody. Nawet wtedy, za każdym razem zdawało się, że coraz więcej ryzykuję. Za każdym też razem coraz trudniej było podjąć decyzję o pójściu dalej. "Potrzeba więcej wiary, aby chodzić w wyższej sferze ducha" - stwierdził orzeł sprawiając wrażenie trochę poirytowanego. "Pan dał nam mapę do Swojego Królestwa mówiąc: "Kiedy chcesz zachować swoje życie, stracisz je, ale jeżeli stracisz swoje życie z Mego powodu, znajdziesz je." Te słowa mogą utrzymać cię na ścieżce wiodącej do szczytu i poprowadzą cię do zwycięstwa w wielkiej bitwie, która jest przed tobą. Pomogą ci też stanąć przed Sędziowskim Tronem Chrystusa - dodał patrząc w stronę drzwi. Wiedziałem, że muszę iść. Wiedziałem, że muszę zapamiętać ten wspaniały pokój i skarby Zbawienia, lecz także wiedziałem, że nie powinienem na nie spoglądać ponownie. Musiałem iść. Odwróciłem się i całą siłą na jaką mogłem się zebrać otworzyłem drzwi do Sędziowskiego Tronu Chrystusa i wszedłem. Zastęp aniołów, który był mi przydzielony zajął pozycje wokoło drzwi, lecz aniołowie nie weszli ze mną. "Co się stało? Nie wchodzicie"? - domagałem się usilnie odpowiedzi pragnąc bezpieczeństwa płynącego z ich towarzystwa. "Tam, gdzie teraz idziesz, musisz Iść sam. Będziemy czekać na ciebie po drugiej stronie". Bez odpowiedzi odwróciłem się i ruszyłem zanim mógłbym zmienić swoje zdanie. To była najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek uczyniłem. Ale wiedziałem, że była to właściwa decyzja. Kiedy wchodziłem w tę ciemność słyszałem ostatnie słowa orła: "Po tym doświadczeniu nie będziesz pokładał swojej ufności w nic, nawet w siebie - lecz będziesz ufał tylko Panu". Znalazłem się w najbardziej przerażającej ciemności, jakiej w ogóle doświadczyłem. Wzrósł we mnie okropny lęk. Wkrótce zacząłem się zastanawiać, czy nie wstąpiłem do piekła. Pomyślałem o tym, aby się wycofać, ale kiedy obejrzałem się nie mogłem nic zobaczyć. Drzwi były zamknięte i nie mogłem nawet zlokalizować, gdzie się znajdowały. Wówczas zacząłem podejrzewać, że wszystko co powiedziały do mnie orły, a także aniołowie było podstępem, by wepchnąć mnie do tego piekła. Byłem jednak zwiedziony! Wołałem do Pana by przebaczył mi i pomógł. Nagle ujrzałem Go na krzyżu. Było to podobne do wydarzenia, kiedy kładłem rękę na czerwonym kamieniu. Ciemność ponownie przeszyła moją duszę. Odczułem ciężar grzechu świata. W tamtej sali jakkolwiek straszna była ciemność, mogłem oglądać światło. Postanowiłem iść dalej, koncentrując swoje myśli na Nim. Kiedy to uczyniłem z każdym krokiem pokój zaczął wzrastać w moim sercu i mój marsz stał się dużo łatwiejszy niż kilka minut wcześniej. Wkrótce, mimo iż szedłem dalej w ciemnościach przestałem już odczuwać chłód i poczułem się wygodniej. Zacząłem dostrzegać mgliste światło, którego natężenie stopniowo wzrastało. Było tak wspaniałe, że poczułem, iż wkraczam do nieba. Chwała wzrastała z każdym krokiem. Zastanawiałem się, jak coś tak wspaniałego może mieć wejście tak ciemne i odrażające. Teraz radowałem się każdym krokiem. Wkrótce ścieżka przerodziła się w salę tak ogromną, że sama ziemia nie byłaby w stanie jej objąć. Piękno jej nie mogło nawet być wyobrażone przez ludzkich architektów. Nigdy nie doświadczyłem niczego podobnego do tego, co wypełniło moją duszę w tym pokoju. Radość i piękno zakryło całkowicie pamięć o ciemności, której doświadczałem parę chwil wcześniej. Zrozumiałem także, iż za każdym bólem albo ciemnością, którego doświadczam przychodzi daleko większe objawienie chwały i pokoju. Na samym końcu ujrzałem Źródło chwały, które emanowało na wszystko inne w pokoju. Wiedziałem, że był to Pan i trochę się bałem, kiedy zacząłem iść w Jego stronę. Ta obawa jednak to był święty strach, który tak naprawdę spowodował większą radość i pokój we mnie. Wiedziałem, że Sędziowski Tron Chrystusa był źródłem dużo większego bezpieczeństwa, niż kiedykolwiek mogłem doświadczyć. Nie myślałem nawet o tym, jak duża była między nami odległość. Wszystko było tak wspaniałe, że czułem, iż mógłbym iść tak bez końca, ciesząc się każdym krokiem. W ziemskich wymiarach, które jakoś tu nie pasowały zajęłoby mi wiele dni, aby dojść do tronu. Mój wzrok był utkwiony w chwale Pana. Długo szedłem zanim zobaczyłem, iż przechodzę obok tłumu ludzi stojących w szeregach po mojej lewej stronie (tak samo wielu było ich po prawej stronie, lecz byli tak daleko, że nie zauważyłem ich do czasu, kiedy nie dotarłem do tronu). Kiedy na nich spojrzałem musiałem się zatrzymać. Widok ich był oślepiający, byli bardziej dostojni niż wszyscy jakich do tej pory widziałem. Ich wyraz twarzy był ujmujący. Nigdy wcześniej taki pokój i pewność nie zdobiły ludzkiej twarzy. Każdy z nich był piękny w stopniu nie do opisania. Kiedy zwróciłem się do tych będących blisko mnie, skłonili się w pozdrowieniu jak gdyby mnie znali. "Jak to jest, że wy mnie znacie"? - spytałem zdziwiony moją własną śmiałością. "Ty jesteś jednym ze świętych, którzy walczą w ostatniej bitwie" - odpowiedział człowiek stojący obok. "Każdy tutaj zna ciebie i tych, którzy walczą na ziemi. My jesteśmy świętymi, którzy służyli Panu przed tobą. Jesteśmy wielkim obłokiem świadków, którym dane było prawo, by oglądać ostateczną bitwę. Znamy was wszystkich, widzimy wszystko co robicie". Wtedy zauważyłem kogoś, kogo znałem na ziemi. Był on wiernym wierzącym, ale nie myślałem, że robił coś znaczącego. Był tak nieatrakcyjny fizycznie, że z tego powodu stał się nieśmiały. Tu miał te same rysy, a w jakiś sposób był bardziej przystojny niż inni, których znałem na ziemi. Przystąpił do mnie z pewnością i godnością, jakiej nigdy wcześniej w nim nie widziałem, ani w nikim innym. "Niebo jest czymś znacznie piękniejszym niż to, o czym mogliśmy marzyć będąc na ziemi". - rozpoczął. "Ten pokój jest tylko przedsionkiem rzeczywistości chwały, która daleko przekracza nasze możliwości pojmowania. Prawdą jest również to, że druga śmierć jest straszniejsza niż sądziliśmy. Ani niebo, ani piekło nie są takie, jakie myśleliśmy, że są. Gdybym wiedział na ziemi to, co wiem tutaj, nie żyłbym w sposób, w jaki żyłem. Bóg obdarzył cię wielką łaską, jeśli przyszedłeś tutaj zanim umarłeś" - powiedział patrząc na moje ubranie. Spojrzałem na siebie. Wciąż miałem na sobie stary płaszcz pokory, a pod nim zbroję. Czułem się brudny i nieokrzesany stojąc przed tymi, którzy byli tak dostojni i piękni. Pomyślałem, że będę w poważnych tarapatach, jeżeli pokażę się tak przed Panem. Podobnie jak orzeł, mój znajomy, który rozumiał moje myśli odpowiedział na nie: "Ci, którzy przyszli tutaj mając na sobie ten płaszcz, nie muszą się bać niczego. Ten płaszcz jest oznaką najwyższej rangi, zaszczytem, dlatego też wszyscy kłaniają się tobie, kiedy przechodzisz". "Nie widzę nic zaszczytnego we mnie" - odpowiedziałem, trochę zdezorientowany. "Nie jest to niewłaściwe" - kontynuował. "Tutaj okazujemy sobie wzajemnie należny szacunek. Nawet aniołowie nam tu służą, ale tylko nasz Bóg i Jego Chrystus są uwielbieni. Jest duża różnica pomiędzy oddawaniem sobie należnego szacunku w miłości, a uwielbieniem. Jeśli zrozumielibyśmy to będąc na ziemi pomogłoby nam to właściwie traktować innych. Ale tutaj, w chwale, możemy w pełni dostrzec i rozumieć jeden drugiego szanując siebie nawzajem". Wciąż byłem zawstydzony. Musiałem się powstrzymać, aby nie kłaniać się tym wspaniałym, a jednocześnie, w tym samym czasie chciałem schować się z powodu mojego wyglądu. Potem zacząłem rozpaczać, że moje myśli były tak samo głupie tutaj, jak na ziemi i że każdy je tutaj zna! Ponownie mój znajomy odezwał się: "Mamy teraz niezniszczalne ciała, a ty nie. Jesteśmy w stanie rozumieć o wiele więcej niż najlepszy ziemski umysł może zgłębić. Jesteśmy już wolni od myśli zaprzątniętych grzechem. Całą wieczność spędzać będziemy na pomnażaniu zdolności rozumienia. Na ziemi nie możesz zrozumieć tego, co tutaj rozumieją najmniejsi, a my do nich należymy". "Jak możecie być najmniejsi"? - zapytałem z niedowierzaniem. "Jest tutaj arystokracja. Nagrodą za nasze ziemskie życie jest pozycja, jaką mamy tutaj. Ten wielki tłum, to są ci, których Pan nazwał "głupimi pannami". Znaleźliśmy Pana i ufaliśmy w moc Jego Krzyża dla uwolnienia nas od potępienia, ale tak naprawdę nie żyliśmy dla Niego, lecz dla siebie. Nie trzymaliśmy naszych lamp wypełnionych oliwą Ducha Świętego. Mamy życie wieczne, lecz zmarnowaliśmy nasze życie na ziemi". Byłem naprawdę zdziwiony tym, co usłyszałem, lecz wiedziałem, że nikt tutaj nie może kłamać. "Głupie panny" zgrzytały zębami w ciemności - protestowałem. "My także. Smutek, jakiego doświadczyliśmy, kiedy okazało się, jak bardzo zmarnowaliśmy nasze życie, przewyższał wszelki możliwy smutek na ziemi, Ta ciemność i ten smutek mogą być zrozumiane tylko przez tych, którzy tego doświadczyli. Oczywiście ciemność ta jest spotęgowana, kiedy objawiona jest w obliczu chwały Tego, którego my zawiedliśmy. Stoisz teraz pośród najniższych rangą w niebie. Nie ma większego głupca nad tego, który zna wspaniałe zbawienie Boże, a potem idzie i żyje po swojemu. Przyjść tutaj i zostawić tę szaleńczą rzeczywistość jest cierpieniem przekraczającym wszystko, czego dusza ziemska może doświadczyć. My jesteśmy tymi, którzy przecierpieli tę ciemność zewnętrzną z powodu tych największych głupstw". Byłem wciąż nieufny. "Przecież ty jesteś bardziej pełen chwały, radosny i pełen pokoju niż to mogłem sobie wyobrazić, nawet względem tych w niebie. Nie czuję w tobie żadnego wyrzutu sumienia, a wciąż wiem, że nie możesz kłamać. Nie ma to dla mnie sensu". Patrząc mi prosto w oczy kontynuował: "Także nas Pan kocha miłością większą niż możesz sobie wyobrazić. Przed Jego Sędziowskim Tronem posmakowałem największej ciemności w duszy i żalu, jakich tylko można doświadczyć. Chociaż tutaj nie mierzymy czasu tak, jak wy to robicie, zdawało mi się, że trwało to tak długo, jak całe moje życie. Wszystkie moje grzechy, wybryki, których nie odpokutowałem, przesunęły się przed wszystkimi, którzy są tutaj. Żalu tego nie zrozumiesz, dopóki nie doświadczysz tego sam. Ja to czułem. Byłem w największej ciemności piekła nawet wtedy, kiedy stałem przed Panem. On trwał niewzruszony dopóki całe moje życie nie zostało wyświetlone przede mną. Kiedy wyraziłem skruchę, powiedziałem "przepraszam" i poprosiłem o Miłosierdzie Jego Krzyża. On otarł łzy z moich oczu i odsunął ciemność. Spojrzał na mnie z miłością, przewyższającą wszystko. Dał mi ten płaszcz i nie odczuwałem już dłużej ciemności czy goryczy, których zaznałem stojąc przed Nim, ale je pamiętam. Tylko tutaj możesz pamiętać takie rzeczy bez ciągłego uczucia bólu. Chwila na najniższym poziomie nieba jest o wiele lepsza niż tysiące lat życia na ziemi. Teraz moja rozpacz nad głupstwami, które uczyniłem została przemieniona w radość. Wiem, że będę się radował na zawsze, nawet będąc na najniższym poziomie w niebie". Znowu zacząłem myśleć o skarbach Zbawienia. W pewnym sensie wiedziałem, że wszystko to, co ten człowiek mówił zostało w nich objawione. Za każdym krokiem pod górę, lub wewnątrz niej, Jego drogi stawały się bardziej budzące strach, a jednocześnie bardziej wspaniałe od tych, które znałem wcześniej. Patrząc na mnie uważnie mój znajomy powiedział: "Nie jesteś tu po to, aby zrozumieć, lecz po to, aby doświadczyć. Następny rangą poziom jest wielokrotnie wspanialszy niż ten tutaj. Każdy następny poziom jest bardziej niesamowity od poprzedniego. Jest tak dlatego, że każdy następny poziom jest bliżej tronu, skąd cała chwała pochodzi. Mimo tego nie czuję już smutku z powodu moich błędów. Tak naprawdę na nic nie zasługuję. Jestem tutaj tylko przez łaskę i jestem wdzięczny za to, co mam. Naprawdę On jest godzien, aby Go kochać. Mógłbym teraz robić wiele cudownych, godnych podziwu rzeczy w różnych sferach nieba, ale wolę zostać tutaj i oglądać Jego chwałę nawet jeżeli stoję na końcu". Potem spoglądając w dal dodał: "Wszyscy w niebie są teraz w tej sali, by oglądać, jak Jego wielkie tajemnice są odsłaniane i obserwować tych z was, którzy walczyć, będą w ostatniej bitwie". "Czy możesz Go widzieć stąd?" - spytałem. "Ja widzę Jego chwałę w oddali, ale Jego nie mogę zobaczyć". "Widzę znacznie lepiej od ciebie" - odpowiedział. "Tak, widzę Go i wszystko co robi, nawet stąd. Mogę Go słyszeć. Mogę też oglądać ziemię. On dał nam tę moc. Jesteśmy wielkim obłokiem świadków, którzy was oglądają". Powrócił do szeregu, a ja idąc dalej próbowałem zrozumieć to wszystko, co do mnie powiedział. Gdy spojrzałem na ten wielki zastęp, o którym wspomniał, że byli "głupimi pannami", które przespały swoje ziemskie życie, wiedziałem, że gdyby ktoś z nich pojawił się teraz na ziemi byłby wielbiony jak Bóg, a wciąż byli najmniejszymi z tych, którzy tu byli! Zacząłem się zastanawiać nad wszystkimi chwilami w moim życiu, które zmarnowałem. Byłem tym tak przygnębiony, że przestałem o tym myśleć. Następne fragmenty z mojego życia zaczęły przebiegać przed moimi oczami. Zacząłem odczuwać okropny żal z powodu pewnego grzechu! Byłem także jednym z największych głupców. Może trzymałem więcej oliwy w swojej lampie, lecz teraz wiedziałem, jak nierozumny byłem porównując siebie do innych w tym, co robię i co jest ode mnie wymagane. Ja też byłem jednym z tych głupich świętych! W momencie kiedy myślałem, że upadnę pod ciężarem tego straszliwego odkrycia, podszedł do mnie człowiek. Rozpoznałem w nim tego, którego ceniłem jako jednego z mężów Bożych. W jakiś sposób jego dotyk ożywił mnie. Przywitał mnie ciepło. Kiedyś chciałem zostać jego uczniem. Spotkałem go kiedyś osobiście, ale nie przypadliśmy sobie do gustu. Jak wielu innych tak i ja, próbowałem zbliżyć się do niego na tyle, aby móc się od niego uczyć. To go irytowało do tego stopnia, że w końcu poprosił mnie, abym odszedł. Przez lata czułem się winny odnośnie tej sytuacji. Pomimo, że wyrzuciłem to ze swojego umysłu, wciąż nosiłem ciężar tego niepowodzenia. Kiedy go zobaczyłem, wszystko wyszło na wierzch i niezdrowe uczucie powróciło do mnie. Teraz wyglądał on dostojniej, co sprawiało, że czułem się jeszcze bardziej zawstydzony moim ubogim wyglądem. Chciałem się ukryć, lecz nie było sposobu, abym mógł go uniknąć. Ku memu zdziwieniu jego ciepły stosunek do mnie był tak szczery, że w ogóle nie byłem skrępowany. Czułem się tak, jakby nie było między nami żadnej bariery. W istocie wypływająca z niego miłość niemalże całkowicie usunęła moją nieśmiałość. "Gorliwie czekałem na to spotkanie" - powiedział. "Czekałeś na mnie? - spytałem. "Dlaczego?" Jesteś jednym z wielu, na których czekam. Aż do mojego sądu nie rozumiałem, że byłeś jednym z tych, którym miałem pomóc, nawet uczyć, a ja cię odrzuciłem". "Proszę pana" - zaprotestowałem. "Byłoby to dla mnie wielkim zaszczytem, gdybym mógł być pańskim uczniem. Jestem bardzo wdzięczny za ten czas, który spędziliśmy razem, jednak byłem tak arogancki, że zasłużyłem sobie na odrzucenie. Wiem, że moja buntowniczość i pycha zawsze powstrzymywały mnie przed tym, abym miał prawdziwego duchowego ojca. To nie była pana wina, lecz moja. "Prawdą jest, że byłeś pyszny, lecz nie dla tego byłem na ciebie zły. Było to spowodowane brakiem bezpieczeństwa, stąd chciałem kontrolować każdego, kto był obok mnie. Przyjąłem postawę wrogą wobec ciebie, ponieważ nie chciałem byś zadawał mi pytania i bałem się, że nie przyjmiesz tego co mówię. Zaczynałem czuć, że jeżeli nie będę cię kontrolował pewnego dnia prze-szkodzisz mi i mojej posłudze. Ceniłem moją posługę bardziej niż ludzi, których On mi powierzył". "Otrzymałem łaskę" - kontynuował - "By być duchowym ojcem, lecz upadłem w tym. Wszystkie dzieci wąs buncie. Są skoncentrowane na sobie i myślą, że świat krąży wokół nich. Potrzebują rodziców. Prawie każde dziecko w swoim czasie buntuje się przeciwko rodzicom, ale to nie zmienia faktu, iż należą do rodziny. Miałem prowadzić Boże dzieci do dojrzałości. W większości przypadków zawaliłem. Wielu z nich doświadczyło wielkich zranień i zawodów, których przy mojej pomocy mogli uniknąć. Wielu z nich jest obecnie więźniami złego. Zbudowałem ogromną organizację i miałem znaczny wpływ w Kościele, lecz największy dar, jaki Bóg mi powierzył to byli ci, których posłał do mnie na uczniostwo, a z których wielu odrzuciłem. Gdybym nie był takim egoistą skoncentrowanym na swojej własnej racji, byłbym tutaj królem. Powołany byłem do jednego z największych tronów. Wszystko, czego dokonałeś i dokonasz byłoby również na moim koncie w niebie. Zamiast tego większość rzeczy, którym poświęciłem moją uwagę miała niewielkie znaczenie w prawdziwej wieczności". "Rzeczy, których dokonałeś były zdumiewające" -odpowiedziałem. "To, co wygląda dobrze na ziemi, wygląda całkiem inaczej tutaj. To, co uczyni cię królem na ziemi, często będzie kamieniem potknięcia na drodze do tego, abyś stał się królem tutaj. To, co uczyni cię królem tutaj, jest poniżane i niedoceniane na ziemi. Upadłem podczas największych testów, którym zostałem poddany. Miałem wielkie możliwości i zawiodłem. Czy przebaczysz mi"? "Oczywiście" - opowiedziałem trochę zaniepokojony. "Lecz ja także potrzebuję twojego przebaczenia. Wciąż myślę, że to moja nachalność i buntowniczość sprawiły ci te trudności. Prawdę powiedziawszy, sam również nie pozwalam innym zbliżyć się do mnie za bardzo i to z tych samych powodów, o których mówisz". "Prawda, że nie byłeś doskonały, i że rozeznałem właściwie niektóre twoje problemy. Nie jest to jednak powód do odrzucenia. Pan nie odrzucił świata, kiedy zobaczył jego wady. Nie odrzucił mnie, kiedy zobaczył mój grzech. Oddał swoje życie za mnie. Zawsze ten największy musi oddać swoje życie za najmniejszego. Ja byłem bardziej dojrzały. Miałem więcej autorytetu niż ty, ale stałem się jak jedna z kóz w przypowieści. Odrzuciłem Pana przez to, że odrzuciłem innych, których On posłał do mnie". Kiedy mówił, jego słowa dotykały mnie bardzo głęboko. Ja także byłem winien tego wszystkiego od czego się nawracał. Przesunęło mi się przed oczami wielu młodych mężczyzn i kobiet, których wcześniej usunąłem sprzed swoich oczu uważając, że nie są wystarczająco ważni w moim obecnym czasie. Z wielką desperacją chciałem zawrócić ich i zgromadzić! Ten smutek, który teraz poczułem był nawet gorszy od tego, który czułem odnośnie zmarnowanego czasu. Zmarnowałem ludzi! Teraz wielu było rannych, znaleźli się w niewoli wroga pojmani w czasie bitwy na górze. Cała ta bitwa była dla ludzi, a jednak ludzie byli uważani za najmniej ważnych. Walczymy bardziej za prawdy niż za ludzi, którym zostały dane. Walczymy bardziej o posługi, przechodząc obok ludzi". "A wielu ludzi myśli o mnie jako o przywódcy duchowym! Naprawdę jestem najmniejszym ze świętych" -myślałem głośno. "Rozumiem jak się czujesz" - wtrącił inny mężczyzna. Był to człowiek, który uważany był za największego lidera chrześcijańskiego wszechczasów. "Paweł apostoł powiedział pod koniec swego życia, że był najmniejszym ze świętych. Potem, tuż przed śmiercią nazwał siebie nawet "największym z grzeszników". Gdyby nie nauczył się tego na ziemi, byłby w niebezpieczeństwie, bo stałby się najmniejszym ze świętych w niebie. Ponieważ nauczył się tego na ziemi, teraz jest jednym z najbliższych Panu i będzie na wieki zajmował jedną z najwyższych pozycji. Spotkanie tego człowieka w towarzystwie "głupich świętych" było dla mnie największą niespodzianką, jaką miałem do tej pory. "Nie mogę uwierzyć, że ty jesteś jednym z tych głupich, którzy przespali swoje życie na ziemi. Dlatego jesteś tutaj"? "Jestem tu, gdyż popełniłem jeden z najpoważniejszych błędów, jakie można popełnić będąc tym, któremu powierzono dobrą nowinę o Zbawicielu. Paweł przeszedł od traktowania siebie jako najmniejszego z apostołów do uważania siebie jednym z największych grzeszników. Ja przyjąłem odwrotną drogę. Wiedziałem, że jestem jednym z największych grzesznika, który znalazł łaskę, by później stać się największym apostołem. Stało się tak z powodu mojej pychy, braku poczucia bezpieczeństwa. Tak jak nasz przyjaciel tutaj, podobnie i ja zacząłem atakować wszystkich tych, którzy nie myśleli tak, jak ja. Tych, którzy poszli za mną odarłem z ich własnego powołania, nawet z ich własnej osobowości, naciskając, aby stali się tacy, jak ja. Nikt wokół mnie nie mógł być sobą. Nikt nie ośmielał się pytać, gdyż zmiażdżyłbym go na proch. Myślałem, że przez umniejszanie innych sam stanę się większy. Myślałem, że mam być Duchem Świętym dla każdego. Z zewnątrz moja posługa wyglądała jak sprawnie działająca maszyna, w której każdy trwał w jedności. Był w niej doskonały porządek. Był to jednak porządek obozu koncentracyjnego. Przyjąłem dzieci, które są własnością Pana i uczyniłem je automatami według, mojego wyobrażenia, a nie Jego. Na koniec nie służyłem już nawet Bogu, tylko idolowi, którego dla siebie zbudowałem. U schyłku mego życia stałem się właściwie wrogiem prawdziwej Ewangelii, przynajmniej w praktyce, nawet jeżeli moje książki i nauczania zdawały się nienagannie biblijne". "Jeżeli prawdą jest, że stałeś się wrogiem Ewangelii, to jakim sposobem wciąż tutaj jesteś"? - zapytałem. "Przez łaskę Boga. Naprawdę wierzyłem w Krzyż mojego zbawienia, nawet jeżeli innych trzymałem z dala od Niego, prowadząc ich raczej do siebie. Pan pozostaje nam wierny, nawet jeśli my wierni nie jesteśmy. Także przez łaskę Pan zabrał mnie wcześniej z ziemi, tak by ci, którzy byli pode mną, mogli znaleźć Go i poznać". Nic nie mogło mnie bardziej zaskoczyć niż to, kiedy pomyślałem, że może to być prawdą. Historia dała nam zupełnie inny obraz. Czytając co się dzieje w moim sercu kontynuował: "Bóg ma inaczej zapisaną historię niż ci na ziemi. Z tych książek otrzymałeś przelotne spojrzenie i nie wiesz, jak ono jest inne. Ziemska historia przemija, ale książki, które są tutaj zostaną na wieki. Jeżeli potrafisz radować się niebem pamiętając o twoim życiu, jesteś naprawdę błogosławiony. Ludzie widzą przez ciemne okulary, więc ich historia będzie zawsze zaciemniona, a czasami zupełnie mylna". "Niewielu, nawet bardzo niewielu chrześcijan ma dar rozeznania" - ciągnął dalej - "Bez tego daru niemożliwe jest właściwe rozeznanie prawdy obecnej lub przeszłej. Do czasu, kiedy nie znalazłeś się tutaj i nie zostałeś obnażony sądzisz innych przez pryzmat zniekształconych uprzedzeń i poglądów, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Dlatego właśnie zostaliśmy obrzezani, aby nie sądzić przed czasem. Dopóki nie znajdziemy się tutaj, po prostu nie jesteśmy w stanie zobaczyć do końca tego, co jest w sercach innych, czy spełniają dobre, czy złe uczynki. Bywały dobre motywacje w nawet najgorszych ludziach i złe motywacje w najlepszych z nich. Tylko tutaj człowiek może być osądzony zarówno z uczynków, jak i motywów". "Czy teraz, kiedy wrócę na ziemię będę w stanie ocenić historię właściwie"? "Jesteś tutaj, ponieważ modliłeś się do Pana, aby sądził cię surowo, by skorygować twą bezlitosność po to, byś mógł lepiej Jemu służyć. To była jedna z najmądrzejszych próśb, jakie miałeś. Mądrzy osądzają samych siebie, aby nie byli sądzeni. Bardziej rozumni proszą Pana o sąd, ponieważ zdają sobie sprawę, że nie mogą osądzić dobrze samych siebie. Znalazłeś się tutaj i opuścisz to miejsce z mądrością i rozeznaniem, lecz na ziemi zawsze będziesz patrzeć przez ciemne okulary, przynajmniej do pewnego stopnia. Twoje doświadczenia tutaj pomogą ci znać ludzi lepiej, lecz w pełni możesz znać ich tylko wtedy, kiedy w pełni jesteś tutaj. Gdy opuścisz to miejsce, będziesz raczej pod wrażeniem jak mało znasz ludzi, a nie jak dobrze ich znasz. Odnosi się to także do historii ludzi. Otrzymałem przyzwolenie, aby rozmawiać z tobą, gdyż w pewnym sensie prowadziłem cię w uczniowstwie po przez moje książki. Ta prawda, którą poznasz o mnie bardzo ci pomoże" - podsumował wielki reformator. Przystąpiła do mnie kobieta, której nie znałem. Jej piękno i wdzięk zapierały dech, ale nie była ona w żaden sposób uwodzicielska czy zmysłowa. Była dokładną definicją godności i szlachetności. "Byłam jego żoną na ziemi" - zaczęła. "Większość z tego, co wiesz o nim pochodzi właściwie ode mnie. Dlatego to, co ci chcę powiedzieć nie jest o mnie, lecz o nas. Możesz zreformować Kościół bez zreformowania swojej duszy. Możesz nadawać kierunek historii nie czyniąc jednak woli Ojca i nie wywyższając Jego Syna. Jeżeli oddasz się tworzeniu ludzkiej historii możesz to robić, ale będzie to dzieło, które przeminie i zniknie jak smuga dymu". "Przecież praca twojego męża i twoja wpłynęły na każde następne pokolenie i to pozytywnie. Trudno sobie wyobrazić jak ciemny byłby świat bez tego, co zrobiliście" - zaprotestowałem. "To prawda. Możesz jednak zyskać cały świat a na duszy swej ponieść szkodę. Jeżeli zachowujesz duszę w czystości, oddziaływujesz na ten świat, odzwierciedlając wiecznie trwałe Boże cele. Mój mąż stracił swoją duszę dla mnie. Odzyskał ją dopiero pod koniec swojego życia, ponieważ ja zostałam zabrana z ziemi, aby mógł to uczynić. Większość z tego, co robił, robił bardziej dla mnie niż dla Pana. Wywierałam nacisk na niego, a nawet przekazywałam jemu większość wiedzy, którą wykorzystywał w nauczaniu. Użyłam go jako narzędzie w celu zaspokojenia potrzeb mojego ego - ponieważ jako kobieta w tamtym czasie, nie mogłam być uważana za duchowego przywódcę. Przejęłam kontrolę nad jego życiem. Wkrótce doprowadziłam do tego, że robił wszystko, aby udowodnić swoją tożsamość przede mną". "Musiałeś ją bardzo kochać" - powiedziałem patrząc na niego. "Nie. Nie kochałem jej wcale, ani ona też mnie nie kochała. Po zaledwie kilku latach małżeństwa praktycznie nawet się nie lubiliśmy. Jednak potrzebowaliśmy siebie nawzajem, więc znaleźliśmy sposób, by razem pracować. Im większe odnosiliśmy sukcesy, tym bardziej stawaliśmy się nieszczęśliwi i tym więcej kłamstw stosowaliśmy by ogłupić tych, którzy szli za nami. Byliśmy nieszczęśliwi i puści pod koniec naszego życia. Im większy wpływ osiągasz przez promowanie samego siebie, tym więcej starań musisz dołożyć, aby swój autorytet utrzymać i tym ciemniejsze i okrutniejsze staje się twoje życie. Królowie bali się nas, a my baliśmy się wszystkich - od króla po chłopa. Nie mogliśmy nikomu ufać, ponieważ żyliśmy w takim kłamstwie, że nie mogliśmy ufać sobie nawzajem. Głosiliśmy miłość i zaufanie ponieważ, chcieliśmy, aby każdy nas kochał i nam ufał. W ukryciu jednak obawialiśmy się każdego i pogardzaliśmy każdym. Jeśli głosisz największe prawdy i nimi nie żyjesz, jesteś jedynie największym hipokrytą". Ich słowa uderzyły mnie tak, jakbym dostał młotkiem. Zobaczyłem, że moje życie zmierza w tym samym kierunku. Jak wiele robiłem, by promować siebie bardziej niż Chrystusa? Zacząłem widzieć, jak wiele robiłem tylko po to, by udowodnić swoje racje przed innymi, szczególnie tymi, którzy mnie nie lubili, lub co do których czułem, że w pewnym sensie rywalizują ze mną. Zacząłem dostrzegać, jak wiele rzeczy w moim własnym życiu zbudowanych było na fundamencie moich projekcji i wyobrażeń, które przekłamywały to, kim byłem naprawdę. Tu jednak nie mogłem się ukryć, ten wielki obłok świadków znał mnie takim, jakim byłem pod zasłoną moich zaprojektowanych motywów. Spojrzałem znowu na tę parę. Byli teraz tacy niewinni i prawdziwie szlachetni, że niemożliwe było poddawać w wątpliwość ich motywy. Otwarcie eksponowali swoje najgorsze grzechy przez wzgląd na mnie i byli szczerze zadowoleni, że mogą to robić. "Mogłem mieć złe wyobrażenie o was, waszej historii i waszych książkach, a jednak teraz cenię was nawet bardziej. Modlę się, abym wyniósł z tego miejsca tę czystość i wolność, jaką wy teraz macie. Jestem zmęczony ciągłym próbowaniem dorastania do moich wyobrażeń o sobie. O, jak tęsknię za tą wolnością"! Rozpaczałem desperacko pragnąc zapamiętać każdy szczegół z tego spotkania. Potem wielki reformator dał mi ostatnie napomnienie: "Nie próbuj uczyć innych tego, czego sam nie robisz. Reformacja nie jest po prostu doktryną. Prawdziwa reformacja pochodzi tylko z jedności ze Zbawicielem. Kiedy jesteś związany z Chrystusem w jednym jarzmie, niosąc ciężary, które ci daje, On będzie z tobą i będzie niósł je za ciebie. Możesz czynić Jego dzieło tylko wtedy, kiedy robisz je z Nim, nie zaś dla Niego. Tylko Duch może spłodzić to, co jest z Ducha. Jeżeli jesteś w jednym jarzmie z Nim nie będziesz robił niczego przez wzgląd na politykę lub historię. Cokolwiek robisz z powodu nacisku politycznego lub oko-liczności, to zaprowadzi cię do kresu twojej prawdziwej posługi. Rzeczy czynione po to, aby wpłynąć na historię w najlepszym przypadku przekreślą twoje dokonania. Jeżeli nie żyjesz tym, co głosisz do innych, zamykasz sobie drogę do wyższego Bożego powołania, tak jak my to zrobiliśmy". "Najwyższym powołaniem, do którego Pan nas wzywanie jest zdobywanie innych. Powiem ci, co utrzyma cię na ścieżce życia - kochaj Zbawiciela i szukaj Jego chwały. Wszystko cokolwiek robisz, aby wywyższyć samego siebie, pewnego dnia doprowadzi cię do strasznego upokorzenia. Wszystko, co robisz z prawdziwej miłości do Zbawiciela by wychwalać Jego Imię, będzie poszerzać granice Jego Królestwa i ostatecznie doprowadzi cię do wyższego miejsca. Żyj dla tego, co jest zapisywane tutaj i nie troszcz się o to, co jest, zapisywane na ziemi". Kiedy odeszli, znów poczułem się przytłoczony moim grzechem. Wspomnienie o chwilach, gdy wykorzystywałem ludzi do moich własnych celów albo, gdy wykorzystywałem pełne chwały imię Jezusa, aby wypełniać swoje ambicje lub poczuć się lepiej, zaczęło spływać na mnie. Teraz, kiedy stałem twarzą w twarz z chwałą i mocą Tego, którego tak bardzo wykorzystywałem, było ono dla mnie bardziej obrzydliwe, niż bytem w stanie znieść Nigdy wcześniej nie znałem większej rozpaczy. Zdawało mi się, że minęła wieczność, odkąd widziałem prze-pływających obok mnie ludzi i wydarzenia, gdy poczułem, że jakaś kobieta podnosi mnie znowu na nogi. Byłem porażony jej czystością, szczególnie teraz, gdy czułem się tak zły i brudny. Miałem ogromne pragnienie, aby uwielbić ją z powodu jej czystości. "Zwróć się do Syna" - powiedziała stanowczo. "Twe pragnienie uwielbienia mnie lub kogokolwiek innego, jest tylko próbą odwrócenia twej uwagi od siebie i usprawiedliwienia siebie przez uwielbienie tego, czym nie jesteś. Jestem czysta, ponieważ zwróciłam się do Niego. Potrzebujesz zobaczyć stan swojej duszy, ale nie wolno ci na tym poprzestać, nie możesz też oddać się martwym uczynkom. Zwróć się do Niego". Powiedziała to tak delikatnie z miłością i troską, że w żaden sposób nie czułem się zraniony, czy obrażony. Gdy zobaczyła, że zrozumiałem, mówiła dalej: "Czystość, którą zobaczyłeś we mnie, była pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł mój mąż, gdy byliśmy młodzi. Moje motywacje były wtedy stosunkowo czyste. Ale zanieczyściłam jego miłość i moją czystość pozwalając mu wielbić mnie w niewłaściwy sposób. Nigdy nie staniesz się czysty uwielbiając tych, którzy są bardziej czyści od ciebie. Musisz przejść ponad tym, aby znaleźć Tego, który sprawił, że stali się czyści i w którym nie ma grzechu. Im bardziej ludzie wielbią nas i im więcej przejmujemy tej chwały, tym dalej schodzimy ze ścieżki życia. Potem żyjemy dla chwały ludzkiej, starając się zdobyć władzę nad tymi, którzy nam jej nie oddają. To stało się naszą śmiercią, a także tych, którzy zajmują tutaj najniższe miejsca, choć zostaliśmy powołani do najwyższych". Chcąc jeszcze przedłużyć rozmowę, zapytałem o pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. "Czy jest tobie i twojemu mężowi trudno być tutaj razem?" "Wcale nie. Wszystkie relacje, które miałeś na ziemi, trwają nadal tutaj i wszystkie są oczyszczone przez sąd. Im więcej ci przebaczono, tym bardziej kochasz. Oczywiście, Pan przebaczył nam więcej niż ktokolwiek inny i tutaj wszyscy kochamy Go bardziej niż kogokolwiek. Gdy przebaczamy sobie nawzajem, wzrasta nasza wzajemna miłość. Teraz nasza relacja trwa nadal i jest znacznie głębsza i bogatsza, gdyż dołączyliśmy do dziedziców zbawienia. Tak głęboko jak głęboko są rany, może wpływać miłość, gdy zostaniemy uzdrowieni. Możliwe, że doświadczyliśmy tego na ziemi, ale nie nauczyliśmy się przebaczać w danym nam czasie. Gdybyśmy nauczyli się przebaczać, rywalizacja, która po-jawiła się w naszym życiu i nawyk schodzenia na niewłaściwą drogę, nie mogłyby w nas się zakorzenić. Jeśli naprawdę kochasz, z łatwością będziesz przebaczać. Im trudniej jest ci przebaczyć, tym dalej jesteś od prawdziwej miłości. Przebaczenie jest niezbędne, jeśli chcesz utrzymać się na ścieżce życia. Bez niego wiele rzeczy może wytrącić cię z przeznaczonego dla ciebie kierunku". W tym samym czasie uświadomiłem sobie, że nie pamiętam, abym kiedyś wcześniej spotkał bardziej atrakcyjną osobę niż ta kobieta, która doprowadziła mnie do konfrontacji z moją nieprawością. Ale nie chodziło o to, że ona mnie pociągała, po prostu nie chciałem od niej odchodzić. Zamierzała już odejść, lecz odgadując moje myśli zawróciła dzieląc się ze mną jeszcze jedną wnikliwą uwagą: "Czysta prawda wypowiedziana w czystej miłości, zawsze będzie pociągać. Będziesz pamiętać ból, który tutaj czujesz i to będzie pomocne do końca twojego życia. Ból jest dobry, pokazuje ci, gdzie jest problem. Nie często możemy odczuwać ból, który naświetla nasz problem, lecz Jego prawda zawsze wskaże nam drogę do wolności i prawdziwego życia. Gdy sobie to uświadomisz, będziesz radował się nawet w twoich próbach, które są dane po to, by pomóc ci trwać na ścieżce życia". "Także to, że jestem dla ciebie atrakcyjna nie jest niczym dziwnym. Jest pewne przyciąganie, które powstaje między kobietą a mężczyzną dane od samego początku, które jest zawsze czyste w swojej prawdziwej formie. Gdy czysta prawda łączy się z czystą miłością, mężczyzna może być taki, jaki miał być od chwili stworzenia, bez konieczności dominacji, wypływającej z poczucia bezpieczeństwa. Kobieta może być taka, jaka miała być od chwili stworzenia, ponieważ jej miłość zastąpił strach. Miłość nigdy nie będzie manipulować, nie będzie też kontrolować z braku poczucia bezpieczeństwa, ponieważ miłość wyklucza strach. Miejsce, w którym relacja może być najbardziej zanieczyszczona, jest równocześnie miejscem, gdzie może być najbardziej spełniona. Prawdziwa miłość jest przedsmakiem nieba. Jest to tak ekscytujące, że nawet najcudowniejsza relacja na ziemi jest w porównaniu z tym tylko przelotnym błyskiem. Twoje słabe i pozbawione chwały ciało nie jest w stanie znieść tego, czego doświadczamy tutaj w uwielbieniu. Dopiero wtedy relacje mogą się stać tym, czym powinny być. Prawdziwa miłość nie szuka swego, lecz pragnie najniższego miejsca w posłudze. Jeżeli ja i mój mąż zachowalibyśmy to w naszym małżeństwie, siedzieli-byśmy teraz tuż obok Króla, a ta wielka sala byłaby wypełniona większą liczbą dusz". Po tych słowach zniknęła wśród rzędów pełnych chwały. Spojrzałem w stronę tronu, a bijąca z niego chwała była tak wielka, że zatrzymałem się w osłupieniu. Ktoś inny, stojący blisko mnie wyjaśniał: "Po każdym spotkaniu z twoich oczu zostaje usunięta zasłona, tak, że widzisz Go o wiele wyraźniej. Zmienia cię nie tylko to, że widzisz Jego chwałę, ale również to, że spotykasz ludzi, którzy pomagają ci usunąć rożne zasłony, zniekształcające wizję Boga". Zrozumiałem daleko więcej niż mogłoby mi dać wieloletnie studiowanie na ziemi. Miałem uczucie, że wszystkie lata moich studiów i poszukiwań na ziemi posuwały mnie do przodu w iście ślimaczym tempie. Nawet gdybym mógł żyć o wiele dłużej, nie byłbym w stanie zrozumieć tyle, co oni, chociaż ledwie, co tutaj się dostali. "Jak więc ci wszyscy, którym nie została dana łaska doświadczenia tego będą mogli mieć jakąkolwiek nadzieję"? - zapytałem. Usłyszałem nowy głos: "To czego doświadczasz tutaj zostało ci dane na ziemi. Każda relacja, każde spotkanie z inną osobą może nauczyć cię tego, czego uczysz się tutaj, jeśli tylko zachowasz szatę pokory na sobie i nauczysz się mieć swój wzrok zwrócony na Jego chwałę. To doświadczenie zostaje ci dane ponieważ spiszesz tę wizję, a ci którzy ją przeczytają - zrozumieją. Wielu z nich będzie w stanie ponieść chwałę i moc, które muszą unieść w czasie ostatecznej bitwy". Wtem jakiś inny człowiek wyłonił się spośród rzędów. Pochodził z naszych czasów, a ja zupełnie nie miałem pojęcia, że umarł. Nigdy nie spotkałem go na ziemi, ale prowadził w wspaniałą posługę, którą bardzo szanowałem. Przez ludzi, których wyszkolił, tysiące zostało zbawionych i dzięki nim powstało, wiele wspaniałych kościołów. Zapytał, czy mógłby mnie objąć przez chwilę. Zgodziłem się, choć czułem się niezręcznie. Gdy mnie przytulił poczułem wielką miłość bijącą od niego tak, że przestałem go zauważać, aż do momentu, kiedy wstał. Gdy mnie puścił powiedziałem, że jego uścisk uzdrowił mnie z czegoś. Jego radość z tego powodu była olbrzymia. Potem zaczął mi opowiadać, dlaczego zajmował najniższą rangę w niebie: "Pod koniec życia stałem się tak arogancki, że mogłem wyobrazić sobie, aby Pan mógł zrobić coś znaczącego bez mojego udziału. Zacząłem ranić tych, którzy byli namaszczeni i krzywdzić proroków Pana. Byłem samolubnie dumny, gdy Pan używał jednego z moich uczniów i stałem się zazdrosny, gdy Pan poruszał się przez kogoś spoza mojej posługi. Szukałem czegokolwiek, co było nieprawidłowe, aby ich atakować. Nie wiedziałem, że za każdym razem kiedy to robię obniża się moja pozycja tutaj". "Nie miałem nigdy pojęcia, że robiłeś coś takiego" - powiedziałem zaskoczony. "Namawiałem moich podwładnych, aby przeprowadzali śledztwa i robili za mnie brudną robotę. Kazał im przeszukiwać ziemię, by znaleźć jakiś błąd lub grzech innych, aby potem to ujawnić. Stałem się kamieniem potknięcia, który produkował jemu podobnych, sialiśmy strach i podział w Kościele, a wszystko w imię chronienia prawdy. W swoim własnym wymiarze sprawiedliwości zmierzałem do samozniszczenia i własnego potępienia. W swoim wielkim miłosierdziu Pan pozwolił, abym został dotknięty chorobą, która doprowadziła mnie do powolnej i upokarzającej śmierci. Zanim umarłem zrozumiałem wszystko i nawróciłem się. Jestem wdzięczny, że w ogóle mogę być tutaj. Mogę być ostatni, ale to i tak dużo więcej niż zasługuje. Nie mogę opuścić tego pomieszczenia, aż nie przeproszę wszystkich, których tak bardzo skrzywdziłem”. "Mnie nigdy nie skrzywdziłeś" - powiedziałem. "Ależ zrobiłem to" - odparł. "Wiele ataków, których doświadczyłeś pochodziło od tych, których podburzałem i zachęcałem do napaści na innych. Choć, być może, nie ja bezpośrednio ich dokonałem, Pan złożył na mnie odpowiedzialność za tych, którzy to uczynił". Zacząłem przypominać sobie, że robiłem dokładnie tę samą rzecz, choć na mniejszą skalę. Przypomniałem sobie, jak pozwalałem byłym członkom Kościoła, którzy byli rozczarowani i źli, rozsiewać tę truciznę wokół tego Kościoła nie powstrzymując ich. Widziałem, że pozwalając im na to, zachęcam ich, aby dalej tak czynili. Pamiętam, że myślałem, iż można to usprawiedliwić ze względu na błędy tego Kościoła. Potem przypomniałem sobie, że nawet powtarzałem wiele z tych historii, usprawiedliwiając się, że robię to, aby wiedzieć o co i jak się modlić. Wkrótce fala wspomnień o innych tego typu wypadkach zalała moje serce. Znowu zło i ciemność w duszy zaczęły mnie przygniatać. "Ja tobie byłem kamieniem potknięcia"! - jęknąłem. Wiedziałem, że zasługuję na śmierć, na najgorszą część piekła. Nigdy wcześniej nie widziałem tak wielkiego okrucieństwa i braku litości, jakie teraz dostrzegałem w moim sercu. "Zawsze pocieszamy się myślą, że właśnie robimy Bogu przysługę, atakując Jego własne dzieci" - usłyszałem pełen zrozumienia głos mężczyzny. "Dobrze, że widzisz to tutaj, ponieważ możesz wrócić. Proszę, ostrzeż moich uczniów o czekającym ich losie, jeśli się nie nawrócą. Wielu z nich jest powołanych, aby być królami tutaj, ale jeśli się nie nawrócą spotkają się z najgorszym osądem ze wszystkich. Moja upokarzająca choroba była łaską Boga. Gdy stałem przed Tronem Pana, prosiłem, aby zesłał taką łaskę moim uczniom. Ja nie mogę przedostać się do nich, ale Pan dał mi ten czas z tobą. Proszę, przebacz tym, którzy cię atakowali i uwolnij ich. Oni naprawdę nie rozumieją, że czynią dzieło Oskarżyciela. Dziękuję, że przebaczyłeś mi, ale proszę im także przebacz. W twojej mocy leży zatrzymanie tych grzechów lub przykrycie ich miłością. Błagam, abyś kochał twoich nieprzyjaciół". Prawie nie słyszałem co mówił, byłem tak bardzo przy-gnębiony moim grzechem. Ten człowiek był pełen chwały, był czysty i najwyraźniej posiadał moc, której nie znamy na ziemi. Wciąż błagał mnie z większą pokorą niż kiedykolwiek widziałem. Czułem tak wielką miłość wypływającą z niego, że nie mogłem nawet sobie wyobrazić, że mógłbym mu odmówić. Jednak nawet bez jego miłości, czułem się o wiele bardziej winny od tych, którzy mnie atakowali. "Z pewnością zasługuję na więcej ponad to, co oni mi zrobili" - odparłem. "To prawda, ale nie o to tutaj chodzi" - odpowiedział. "Każdy na ziemi zasługuje na drugą śmierć, ale nasz Zbawiciel przyniósł nam łaskę i prawdę. Jeżeli mamy wykonywać Jego dzieła, wszystko musimy robić w łasce i prawdzie. Prawda bez Łaski jest tym, co przynosi nasz nieprzyjaciel, gdy przychodzi jako "anioł światła". "Jeśli mogę być zwolniony od tego, będę w stanie im pomóc" - rzekłem. "Ale czy nie widzisz, że jestem dużo gorszy niż oni w ogóle mogą być"? "Wiem, że to co przeszło przez twoją pamięć było złe"- dopowiedział z głęboką miłością i łaską. Wiedziałem, że teraz troszczy się tak samo o mój stan, jak i o stan swoich uczniów. "To jest niebo"! - wykrzyknąłem. "To naprawdę jest światło i prawda. Jak mogliśmy, żyjąc w tak wielkiej ciemności, stać się tak pyszni, myśląc, że wiele wiemy już o Bogu. Panie"! - zawołałem w kierunku tronu. "Pozwól mi zanieść to na ziemię" .Natychmiast całe zastępy piekielne zamarły. Wiedziałem, że stoję w centrum ich uwagi. Czułem się tak nic nieznaczący wśród nich, pełnych chwały, ale gdy uświadomiłem sobie, że wszyscy patrzą na mnie, poczułem zalewającą mnie falę lęku. Miałem wrażenie, że nie będzie większego sądu niż ten, który mam przed sobą. Czułem się jak największy wróg chwały i prawdy. Niemożliwe było, abym kiedykolwiek mógł w całym swoim zepsuciu ponieść rzeczywistość tego pełnego chwały miejsca i Jego obecności. Byłem pewien, że nawet szatan nigdy nie odpadł tak daleko od łaski, jak ja. "To jest piekło" - pomyślałem. Nie ma większego bólu niż być tak złym jak ja i wiedzieć, że taki rodzaj chwały istnieje. Bycie usuniętym z tego miejsca, było największą torturą, jaką mogłem sobie wyobrazić. "Nic dziwnego, że demony są tak wściekłe i oszalałe" -wyszeptałem. Gdy poczułem, że zaraz zostanę odesłany do najgłębszych obszarów piekła zawołałem - "Jezu"! Szybko ogarnął mnie pokój. Wiedziałem, że znów muszę ruszać w stronę chwały i w jakiś sposób miałem pewność, że właśnie to mam zrobić. Posuwałem się, aż do chwili, gdy ujrzałem mężczyznę, którego uważałem za jednego z największych pisarzy czasów. Uważałem, że głębia prawdy w jego pracach była najprawdopodobniej największa, z jaką spotkałem się podczas moich studiów. "Zawsze chciałem pana spotkać" - wydusiłem z trudem. "Ja również" - odpowiedział z wielką szczerością. "Mam wrażenie, że znam pana i czytając pańskie prace czułem, że w jakiś sposób pan również mnie zna. Myślę, że zawdzięczam panu więcej niż komukolwiek, kto nie był wymieniony w Biblii" - kontynuowałem. "Jesteś bardzo łaskawy" - odparł. "Żałuję tylko, że nie służyłem ci lepiej. Byłem płytką osobą i moje pisarstwo było również płytkie. Bardziej było napełnione mądrością tego świata niż Bożą prawdą". "Odkąd tu jestem i nauczyłem się tego wszystkiego wiem, że musi to być prawda, jednak wciąż myślę, że pańskie książki są jednymi z najlepszych na ziemi" - odrzekłem. "Masz rację" - powiedział słynny pisarz. "To jest takie smutne. Każdy z nas tutaj, nawet ci najbliżej Króla, przeżyliby swoje życie inaczej, gdyby mogli żyć ponownie, myślę, że sam przeżyłbym je zupełnie inaczej. Byłem poważany przez królów, lecz zawiodłem Króla królów. Używałem darów i zrozumienia, które otrzymałem, aby przyciągnąć ludzi bardziej do siebie i mojej mądrości niż do Niego. Poza tym znałem Go tylko ze słyszenia i sprawiałem, że inni poznawali Go w taki właśnie sposób. Zmusiłem ich, aby polegali na mnie i mnie podobnym. Zwracałem ich bardziej ku rozumowemu rozważaniu, niż ku Duchowi Świętemu, którego prawie nie znałem. Nie wskazywałem na Jezusa, ale na siebie i takich jak ja, którzy udawali, że Go znają. Gdy ujrzałem Go tutaj, pragnąłem zniszczyć wszystko, co napisałem w drobny mak, tak jak Mojżesz uczynił ze złotym cielcem. Mój umysł stał się moim bożkiem i chciałem, aby każdy oddawał mu hołd wraz ze mną. Twój szacunek dla mojej osoby wcale mnie nie cieszy. Gdybym spędził tak dużo czasu szukając Go, ile spędziłem szukając wiedzy o Nim, by tą wiedzą zrobić na innych wrażenie, wtedy wielu z tych, którzy są obecnie na najniższych poziomach siedziałoby na tronach dla nich przygotowanych, a także wielu innych wypełniłoby to miejsce". Przez to, że spędziłem tu już trochę czasu wiem, że twoja ocena jest prawidłowa, ale czy nie jesteś trochę za surowy dla siebie" - spytałem. "Twoje prace karmiły mnie duchowo przez wiele lat i z tego, co wiem wielu innych także". "Nie jestem zbyt surowy. Wszystko, co powiedziałem jest prawdą i potwierdziło się, kiedy stałem przed tronem. Dużo tworzyłem, ale dano mi więcej talentów niż większości na tej sali i zakopałem je we własnej pysze i ambicjach. Podobnie Adam, który mógł poprowadzić całą rasę ludzką do najbardziej chwalebnej przyszłości, a przez swój upadek doprowadził biliony dusz do tragedii. Z autorytetem wiąże się odpowiedzialność. Im więcej otrzymujesz autorytetu, tym większy jest w tobie potencjał do czynienia zarówno dobra, jak i zła. Ci, którzy będą panować z Nim na wieki, będą znać odpowiedzialność "najlepszego gatunku". Nikt nie stoi sam, każdy ludzki upadek lub zwycięstwo oddziałuje na następne pokolenia daleko bardziej niż to rozumiemy. Tysiące ludzi, których ja dobrze poprowadziłbym, mogłoby przyczynić się do tego, aby tutaj były miliony ludzi więcej. Każdy, kto rozumie prawdziwą istotę autorytetu, nie będzie go nigdy szukał, lecz jedynie go przyjmie, jeśli wie, że jest złączony jednym jarzmem z Panem, jedynym, który może ponieść ten autorytet bez potknięcia. Nigdy nie szukaj dla siebie wpływów, lecz szukaj Pana i bądź gotów przyjąć Jego jarzmo. Mój wpływ nie sycił twojego serca, lecz raczej twoją pychę zdobywania wiedzy". "Skąd mam wiedzieć, że nie postępuję tak samo”? - zapytałem myśląc o moim pisarstwie. "Ucz się tak, aby znaleźć aprobatę w oczach Boga, nie człowieka" - odparł odchodząc w stronę rzędów. Nim zniknął, uśmiechając się delikatnie dał mi ostatnią radę: "Nie naśladuj mnie". W tej rzeszy ludzi zobaczyłem wiele kobiet i żyjących w moim czasie i tych, których znałem z historii. Zatrzymywałem się jeszcze wiele razy, aby porozmawiać z nimi. Wciąż byłem zaszokowany, że tak wielu, których spodziewałem się widzieć na najwyższych pozycjach, znajdowało się na najniższych poziomach nieba. Wielu spotkała ta sama historia - popadli w śmiertelny grzech pychy po wielkich zwycięstwach lub zazdrości, gdy inny człowiek był tak samo namaszczony jak oni. Inni popadli w pożądliwość, zniechęcenie, lub zgorzknienie przy końcu swojego życia i musieli być zabrani nim przekroczyli linię prowadzącą do potępienia. Wszyscy dali mi to samo ostrzeżenie: im wyższy jest autorytet duchowy, w którym chodzisz, tym bardziej możesz upaść, jeśli odstąpisz od miłości i pokory. Gdy podążałem w stronę Sędziowskiego Tronu, mijałem tych, którzy zajmowali wyższą pozycję w Królestwie. Po tym jak wiele zasłon zostało zerwanych ze mnie na skutek spotkań z tymi, którzy potknęli się na tych samych co ja problemach, zacząłem spotykać tych, którzy odnieśli zwycięstwo. Spotkałem pary, które wiernie do końca służyły Panu. Ich chwała była nie do opisania, a ich zwycięstwo zachęciło mnie by pozostać na ścieżce życia i służyć Panu wiernie. Ci, którzy potknęli się, potknęli się o rozmaite rzeczy. Ci, którzy zwyciężyli, wszyscy dokonali tego w ten sam sposób - nigdy nie odeszli od całkowitego oddania się największemu przykazaniu - miłości Boga. Dzięki temu ich służba była wykonywana dla Pana, nie zaś człowieka. To byli ci, którzy wielbili Baranka i szli za Nim dokądkolwiek On szedł. Gdy wciąż nie byłem nawet w połowie drogi do tronu, to co było niesamowitą chwałą w pierwszych rzędach, teraz w porównaniu z chwałą, którą mijałem, wydawało się ciemnością. Największe piękno świata nie dorównywało niczemu w niebie. Powiedziano mi też, że pokój ten jest jedynie przedsionkiem tej niesamowitej rzeczywistości! Mój marsz do tronu mógł trwać dni, miesiące, a nawet lata. Niemożliwe było w tym miejscu, aby zmierzyć czas. Ku memu niezadowoleniu wszyscy okazywali mi wielki szacunek, nie ze względu na to, kim byłem lub, co zrobiłem, lecz zwyczajnie, dlatego, że byłem wojownikiem w bitwie ostatnich dni. W pewien sposób przez tę bitwę chwała Boga objawiona zostanie w taki sposób, że stanie się świadectwem dla każdej mocy i autorytetu, stworzonych i tych, co powstaną, na wieczność. Podczas tej bitwy chwała krzyża zostanie objawiona, a Boża mądrość będzie poznana w wyjątkowy sposób. Być w tej bitwie, oznaczało otrzymać jeden z największych zaszczytów danych ludzkiej rasie. Gdy dotarłem do Sędziowskiego Tronu Chrystusa, zauważyłem, że ci na najwyższych poziomach zajmowali trony będące częścią Jego tronu. Nawet najmniejszy z tych był wspanialszy niż najwspanialszy tron na ziemi. Niektórzy z nich byli władcami miast na ziemi i wkrótce mieli zająć swoje miejsce, inni byli władcami spraw niebieskich, a inni spraw tworów fizycznych, takich jak system gwiezdny, czy galaktyki. Jednak widać było, że ci, którym powierzono autorytet nad miastami, otoczeni byli większym szacunkiem niż ci, którym dano autorytet nad galaktykami. Wartość jednego dziecka była znacznie większa niż wartość galaktyki gwiezdnej, ponieważ Duch Święty zamieszkał w ludziach i Pan wybrał ludzi jako miejsce swojego wiecznego zamieszkania. W obecności Jego chwały cała ziemia wydawała się tak nieznacząca, jak pyłek kurzu, a jednocześnie otoczona szacunkiem w taki sposób, że uwaga całych zastępów niebios skupiona była na niej. Teraz stojąc, czułem się jeszcze mniejszy niż pył. Mimo to spoczywał na mnie Duch Święty w tak wspaniały sposób, jak nigdy dotąd. Tylko dzięki Jego mocy mogłem stać. Tutaj dopiero zrozumiałem Jego posługę jako pocieszyciela. On prowadził mnie przez całą podróż pomimo tego, że ledwie Go zauważałem. Pan był zarówno bardziej delikatny jak i bardziej straszny niż to sobie mogłem wyobrazić. W Nim zobaczyłem Mądrość, która towarzyszyła mi w drodze na górę i czułem poufałość podobną do tej, jaką czułem wśród wielu moich przyjaciół na ziemi. Rozpoznałem Go jako Tego, którego słyszałem często mówiącego przez innych. Poznałem także Tego, którego często odrzucałem, gdy przychodził do mnie przez innych. Widziałem zarówno Baranka, jak i Lwa, Pasterza, jak i Oblubieńca, ale przede wszystkim widziałem Sędziego. Nawet w Jego niezwykłej obecności, Pocieszyciel był tak blisko mnie i w tak wspaniały sposób, że czułem się wygodnie. Oczywiste było, że Pan w żaden sposób nie chciał, abym czuł się niewygodnie. Chciał jedynie, abym poznał prawdę. Ludzkie słowa nie są w stanie dostatecznie oddać tego, jak wspaniałe i jednocześnie przynoszące ulgę było stać przed Panem. Przeszedłem już ten etap, kiedy zastanawiałem się czy osąd będzie dobry, czy zły. Teraz wiedziałem, że będzie on właściwy i mogłem zaufać mojemu Sędziemu. W pewnym momencie Pan spojrzał na otaczające Go trony. Wiele z nich było już zajętych, jednak wciąż wiele miejsc było wolnych. Potem powiedział: "Te trony są dla zwycięzców, którzy służyli mi wiernie we wszystkich pokoleniach. Mój Ojciec i Ja przygotowaliśmy je przed założeniem świata. Czy jesteś godzien usiąść na jednym z nich"? Przypomniałem sobie, że kiedyś jeden z moich przyjaciół powiedział: "Kiedy wszechmogący Bóg zadaje ci pytanie, nie znaczy to, że szuka informacji". Spojrzałem na trony. Spojrzałem na tych, którzy na nich zasiedli. Zobaczyłem wśród nich bohaterów wiary, ale ogólnie większość z nich nie była mi znana na ziemi. O wielu z nich wiedziałem, że byli misjonarzami, którzy spędzili swe życie z dala od świata, nigdy nie dbali o to, by pamiętano o nich na ziemi, zawsze zależało im tylko na Nim. Byłem trochę zaskoczony widząc takich, którym się powodziło dobrze na ziemi lub tych, którzy byli władcami i okazali się wierni w tym, co zostało im powierzone. Wyglądało jednak na to, że wiernie modlące się kobiety i matki zajmowały więcej tronów niż inne grupy. W żaden sposób nie mogłem odpowiedzieć "tak" napytanie Pana o to, czy uważam się za godnego usiąść tam, pośród nich. Nie byłem godzien usiąść w towarzystwie żadnej z tych osób. Otrzymałem szansę, aby biec w wyścigu po większą nagrodę w niebie lub na ziemi i zawiodłem. Byłem w desperacji, jednak wciąż pozostawała jedna nadzieja. Chociaż większość mojego życia była niepowodzeniem, to jednak wiedziałem, że znalazłem się tutaj zanim moje życie na ziemi skończyło się. Kiedy wyznałem, że nie jestem godzien On zapytał: "Ale czy chcesz jedno z tych miejsc"? "Z całego mojego serca" - odpowiedziałem. Pan spojrzał na rzędy tronów i powiedział: "Te puste miejsca mogły zostać zapełnione każdym pokoleniem. Zaprosiłem tu każdego, kto wzywa mojego imienia. Wciąż są one wolne. Teraz nadeszła ostatnia bitwa i ci, którzy byli ostatnimi staną się pierwszymi. Te miejsca zostaną zapełnione przed końcem bitwy. Tych, którzy tu zasiądą rozpoznasz po dwóch rzeczach: będą nosić płaszcz pokory i będą podobni do mnie. Ty masz już ten płaszcz. Jeśli zdołasz go zatrzymać i nie stracisz w trakcie bitwy, kiedy tu przyjdziesz, będziesz też podobny do mnie. Wtedy będziesz też godzien usiąść na tym tronie, bo ja uczynię cię godnym. Zostały mi dane wszelka władza i autorytet i tylko ja mogę nimi władać. Tylko wtedy, kiedy w pełni będziesz trwać we Mnie, zwyciężysz i powierzony ci będzie autorytet. Teraz odwróć się i spójrz na mój dom". Odwróciłem się i spojrzałem w kierunku, z którego przyszedłem. Stąd mogłem widzieć całą salę. Tego pełnego chwały widoku nie da się porównać z niczym na ziemi. Miliony ludzi wypełniały rzędy. Każdy z osobna na najniższych poziomach był wspanialszy niż cała armia i wiedziałem, że miał też więcej mocy Widok ten był tak niesamowity, że trudno mi było ogarnąć wzrokiem tę pełną chwały panoramę. Mimo to wiedziałem, że tylko zaledwie część tej przestrzeni była wypełniona rzędami i wciąż pozostawało dużo miejsca. Odwróciłem się i spojrzałem na Pana. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem łzy w Jego oczach. Otarł łzy ze wszystkich oczu, tylko nie ze swoich. Gdy łza spłynęła po policzku złapał ją w dłoń i wyciągnął w moją stronę. "To jest Mój kielich. Czy wypijesz go ze Mną"? Nie mogłem odmówić. Kiedy Pan mówił dalej poczułem Jego ogromną miłość. Pomimo tego, że byłem tak brudny On wciąż mnie kochał. Chciał, abym był blisko Niego, choć na to nie zasługiwałem. Zwrócił się do mnie: "Kocham ich wszystkich miłością, której teraz nie możesz zrozumieć. Kocham także tych, którzy mieli tu być, ale nie przyszli. Pozostawiłem dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, by pójść za tą jedną, która się zgubiła. Moi pasterze nie zostawią jednej, aby pójść za dziewięćdziesięcioma dziewięcioma, która wciąż jest zgubiona. Przyszedłem ocalić zgubione. Czy podzielisz zemną moje serce, aby pójść ratować zgubionych? Czy pomożesz zapełnić to miejsce? Czy pomożesz zapełnić te trony i inne miejsca w tej sali? Czy podejmiesz te starania, aby przynieść radość niebiosom, Mnie i mojemu Ojcu? Ten sąd jest dla mojego własnego domu, a mój własny dom nie jest pełen. Bitwa nie zakończy się dopóki wszystkie miejsca nie zostaną zapełnione. Dopiero wtedy nadejdzie czas, aby odkupić ziemię i usunąć zło z mojego stworzenia. Jeśli wypijesz mój kielich, będziesz kochał zgubionych tak bardzo, jak Ja". Potem wziął kielich tak prosty, że byłem zdziwiony, że coś takiego może znajdować się w pokoju tak pełnym chwały. Umieścił w nim swoją łzę, a potem podał mi kielich. Nigdy nie próbowałem niczego równie gorzkiego. Wiedziałem, że w żaden sposób nie mogę wypić wszystkiego, czy nawet większości, ale byłem zdeterminowany wypić tyle, ile mogłem. Pan cierpliwie czekał, aż wybuchnąłem tak wielkim płaczem, że czułem się jakby niezmierzone rzeki łez wypływały ze mnie. Płakałem za zaginionych, lecz bardziej jeszcze płakałem za Pana. Spojrzałem na Niego czując, że już nie zniosę tego bólu. Wtem zaczął wypełniać mnie pokój zmieszany z Jego miłością. Nigdy nie czułem czegoś tak wspaniałego. To była żywa woda, która mogła tryskać na wieki. Potem poczułem się tak jakby te wody, przepływające we mnie, zapłonęły ogniem. Miałem wrażenie, że ten ogień pochłonie mnie, jeśli nie zacznę ogłaszać majestatu Jego chwały. Nigdy nie czułem tak wielkiego pragnienia, by głosić, by Go uwielbić i czerpać każdy oddech na chwałę Jego Ewangelii. "Panie"! - wykrzyknąłem, zapominając o wszystkich wokół. "Teraz wiem, że ten tron sądu jest także tronem łaski i teraz proszę Cię o łaskę służenia Tobie. Ponad wszystko Panie proszę Cię o łaskę, by dokończyć moje zadanie. Proszę Cię o łaskę kochania Ciebie, abym był uwolniony od kłamliwych wizji i egoizmu, które niszczą moje życie. Wołam do Ciebie o Zbawienie od samego mnie i zła mojego serca. Wołam, aby ta miłość, którą teraz czuję, wciąż przepływała w moim sercu. Proszę, abyś dał mi Twoje serce, Twoją miłość. Proszę Cię o łaskę Ducha Świętego, aby przekonał mnie o moim grzechu. Proszę Cię o łaskę Ducha Świętego, abym świadczył o tym, jaki naprawdę jesteś. Proszę Cię o łaskę, abym świadczył o tym, co przygotowałeś dla tych, którzy przyjdą do Ciebie. Proszę o łaskę nade mną, abym głosił prawdę o tym sądzie. Proszę o łaskę, abym mógł dzielić się z tymi, którzy zostali powołani, aby zająć te puste trony, aby dać im słowo życia, które utrzyma ich na ścieżce życia, udzieli im wiary, aby czynili to, do czego zostali powołani. Panie, błagam Cię o tę łaskę". Pan powstał. Potem wszyscy, którzy siedzieli na tronach oraz wszyscy, których mogłem ogarnąć wzrokiem także powstali. Jego oczy płonęły ogniem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. "Wołałeś do mnie o łaskę. Tej prośbie nigdy nie odmawiam. Wrócisz, a Duch Święty będzie z tobą. Tutaj zasmakowałeś zarówno mojej dobroci, jak i surowości. Musisz o nich pamiętać jeżeli chcesz utrzymać się na ścieżce życia. Prawdziwa miłość Boga zawiera Jego osąd. Musisz znać zarówno dobroć, jak i surowość, w przeciwnym razie popadniesz w zwiedzenie. Przez łaskę otrzymaną tutaj możesz znać obie. Łaską moją było to, że mogłeś przeprowadzić rozmowy z braćmi tutaj. Zapamiętaj je". Po tych słowach skierował swój miecz na moje serce, potem na usta, a potem ręce. Gdy to uczynił z Jego miecza wyszedł ogień i rozpalił mnie w wielkim bólu. "To także jest łaska" - powiedział. "Jesteś jednym z tych, których przygotowałem na tę godzinę. Głoś i pisz o wszystkim, co tu zobaczyłeś. Opowiedz moim braciom o tym, co usłyszałeś ode Mnie. Idź i zwołaj moich kapitanów na ostatnią bitwę. Idź, stań w obronie biednych, zgnębionych, wdów i sierot. Takie jest posłanie moich kapitanów i tam ich znajdziesz. Moje dzieci są więcej warte niż gwiazdy na niebie. Karm moje owce, opiekuj się tymi najmniejszymi. Zanieś im słowo Boga, aby mogli żyć. Idź do walki. Idź i nie cofaj się. Idź szybko, Ja przyjdę szybko. Bądź mi posłuszny i przyspiesz dzień mojego przyjścia. "Po Jego słowach oddział aniołów przystąpił do mnie, by eskortować mnie w drodze do tronu. Ich dowódca idący obok zwrócił się do mnie: "Teraz, kiedy powstał, nie usiądzie aż bitwa się nie skończy. Siedział do momentu, kiedy nie nadejdzie czas, aby Jego wrogowie zostali położeni u Jego stóp. Ten czas nadszedł. Zastępy aniołów, które stały gotowe od tej nocy kiedy skonał, teraz zostały uwolnione na ziemię. Hordy piekieł też ruszyły. Jest to czas, na który czekało całe stworzenie. Wielka tajemnica Boga się dokona. Będziemy teraz walczyć aż do końca. Będziemy walczyć razem z tobą i twoimi braćmi".

 

 

Zwycięzcy 

Część V

 

 Oddalając się coraz bardziej od Sędziowskiego Tronu, zacząłem zastanawiać się nad tym, czego doświadczyłem. Było to zarówno straszne jak i wspaniałe. Zachęciło mnie to i stopiło moje serce do tego stopnia, że poczułem się tak bezpiecznie jak nigdy dotąd. Na początku nie było mi łatwo, będąc tak bardzo obnażonym w obecności tak wielu i niezdolnym ukryć najmniejszej myśli, lecz kiedy odprężyłem się i zaakceptowałem to, wiedząc, że jest to oczyszczeniem dla mojej duszy, stało się to dla mnie głębokim uwolnieniem. Nie posiadanie niczego do ukrycia jest jak zrzucenie najcięższego brzemienia i jarzma. Poczułem, że mogę oddychać jak nigdy dotąd. Im bardziej stawałem się spokojny, tym bardziej mój umysł wydawał się zwiększać swoje możliwości. Wówczas rozpoznałem, iż myślę w taki sposób jakiego nie mogłyby wyrazić żadne ludzkie słowa. Pomyślałem o komentarzach apostoła Pawła dotyczących jego wizyty w trzecim niebie, gdzie słyszał on słowa, których nie można wyrazić. Istnieje duchowa rzeczywistość wielce przewyższająca jakąkolwiek formę ludzkiej możliwości wyrażania. Jest bardziej głęboka i pełna znaczenia, niż ludzkie słowa są to w stanie określić. W jakiś sposób jest to czysta komunikacja serca i umysłu razem wziętych, tak czysta, że nie ma możliwości jakiegokolwiek nieporozumienia. Patrząc na kogokolwiek w tamtym pomieszczeniu, zacząłem rozumieć jego myśli tak, jaki on był w stanie rozumieć moje. Kiedy patrzyłem na Pana, zacząłem rozumieć Go w taki sam sposób. Nadal używaliśmy słów, ale znaczenie każdego z nich miało taką głębię, że nie wyraziłby jej żaden słownik. Mój umysł został uwolniony tak, że jego zdolność pomnożyła się wiele razy. Było to najbardziej niesamowitym przeżyciem, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Było również oczywistym, że Pan cieszył się tak samo jak ja, iż mógł się zemną komunikować w taki sposób. Nigdy wcześniej tak głęboko nie rozumiałem znaczenia tego, że jest On - Słowem Bożym. Jezus jest komunikacją między Bogiem a Jego stworzeniem. Jego słowa są duchem i życiem, a ich znaczenie i moc daleko przewyższają dzisiejsze ludzkie definicje. Ludzkie słowa są bardzo powierzchowną formą duchowej komunikacji. On uczynił nas zdolnymi do komunikowania się na poziomie przewyższającym ludzkie słowa, lecz z powodu upadku oraz zburzenia wieży Babel utraciliśmy tę zdolność. Nie możemy być takimi, jakimi zostaliśmy stworzeni, dopóki jej nie odzyskamy, a osiągnąć to możemy jedynie wtedy, gdy jesteśmy uwolnieni w Jego obecności. Zacząłem rozumieć, że gdy Adam zgrzeszył przeciwko Bogu i zaczął się ukrywać, nastąpił początek najokropniejszego zniekształcenia tego, kim człowiek został stworzony, jak również poważnego zredukowania jego intelektualnych i duchowych zdolności. Odnowienie tego może przyjść tylko poprzez nasze wyjście z "ukrycia" i otworzenie się na Boga i na siebie nawzajem, stając się prawdziwie "przezroczystymi". To właśnie podczas oglądania chwały Pana z "odkrytą twarzą" jesteśmy przemieniani na Jego obraz. Zasłony tworzą się wtedy, gdy się ukrywamy. Po upadku Bóg zapytał Adama o to, gdzie jest. Było to pierwsze pytanie skierowane do człowieka i jest ono ciągle pierwszym zapytaniem, na które i my musimy dziś odpowiedzieć, jeśli mamy całkowicie do Niego należeć. Oczywiście, Pan wiedział, gdzie znajdował się Adam. Pytanie, które zostało zadane Adamowi, stało się początkiem Bożej walki o człowieka. Historia odkupienia jest Bożym szukaniem człowieka, a nie ludzkim szukaniem Boga. Jeśli w pełni odpowiemy na pytanie, gdzie jesteśmy w naszej osobistej relacji z Bogiem, będziemy całkowicie przywróceni dla Niego. Odpowiedź możemy znaleźć tylko poprzez przebywanie w Jego obecności. Myśli te stały się esencją całego przeżycia jakiego doświadczyłem przy Sędziowskim Tronie. Pan wie-dział już wszystko o mnie. Całe to doświadczenie było dla mojego dobra, abym dowiedział się w jakim jestem położeniu i abym mógł być wyprowadzony z ukrycia i przeniesiony z ciemności do światłości. Zacząłem również rozumieć, jak bardzo Pan pragnął być jedno ze swymi ludźmi. Podczas całego sądu, nie starał się pokazać mi niczego jako dobre czy złe, lecz raczej chciał, abym widział wszystko tak jak On. Pan szukał mnie bardziej, niż ja szukałem Jego. Jego sądy uwolniły mnie tak, jak Jego sąd nad światem uwolnił świat. Gdy nadejdzie Boży dzień sądu, przyniesie on ostateczne uwolnienie Adama z jego miejsca ukrycia. Będzie to całkowite wyzwolenie stworzenia, które z jego powodu było w niewoli. Ciemność na świecie zwiększała się przez dążenie do ukrywania się po upadku. "Chodzenie w światłości" jest czymś więcej niż tylko poznaniem i przestrzeganiem pewnych prawd - to bycie w prawdzie i bycie wolnym od pragnienia ukrywania się. "Chodzenie w światłości" to koniec z ukrywaniem się przed Bogiem czy kimkolwiek innym. Nagość Adama i Ewy przed upadkiem była tak fizyczna jak i duchowa. Gdy nasze zbawienie będzie całkowite, znowu poznamy ten rodzaj wolności. Będąc całkowicie otwartymi, prawdziwie otworzymy nasze własne serca i umysły na dziedziny, o których istnieniu nawet nie wiemy. Dziś szatan próbuje sfałszować tę wolność poprzez ruch New Agę. Kiedy tak zastanawiałem się nad tym, czego się nauczyłem, nagle Pan pojawił się u mego boku ponownie w postaci Mądrości. Tym razem jednak ukazał się w dużo większej chwale niż kiedykolwiek wcześniej, nawet wtedy, gdy siedział na Tronie Sędziowskim. Byłem równocześnie oniemiały i rozradowany. "Panie, czy właśnie taki ze mną powrócisz"? - spytałem. "Zawsze będę z tobą taki jak teraz. Jednak chcę być dla ciebie kimś więcej niż tym, jakim Mnie teraz widzisz. Ujrzałeś tu Moją łagodność i Moją surowość, ale wciąż nie znasz Mnie w pełni jako Sprawiedliwego Sędziego". Zaskoczyło mnie to, ponieważ właśnie spędziłem cały mój czas przed Jego sędziowskim tronem i czułem, że wszystko, czego się tutaj uczyłem dotyczyło Jego sądu. Przerwał na chwilę, abym mógł nad tym pomyśleć i zaczął mówić dalej: "Jest rodzaj wolności, która przychodzi kiedy przyjmujesz jakąś określoną prawdę, lecz ten, którego uwalniam jest prawdziwie wolnym. Wolność Mojej obecności jest wspanialsza niż tylko poznanie prawdy Doświadczyłeś wyzwolenia w Mojej obecności, lecz musisz jeszcze zrozumieć dużo więcej o Moim sądzie. Kiedy osądzam, nie chcę potępiać ani usprawiedliwiać, lecz przynoszę sprawiedliwość. Sprawiedliwość można znaleźć jedynie w jedności ze Mną. Jest to sprawiedliwy sąd, który prowadzi ludzi do jedności ze Mną". Mój Kościół jest okryty wstydem, bo nie posiada sędziów, a nie posiada sędziów, ponieważ nie zna Mnie jako Sędziego. Teraz wzbudzę dla Moich ludzi sędziów, którzy znają mój sąd. Będą oni właściwie rozstrzygać sprawy ludzi, przyprowadzając ich do harmonii ze Mną". "Kiedy ukazałem się Jozuemu jako Wódz Zastępów, oznajmiłem, że nie jestem ani po jego stronie, ani po stronie jego wrogów. Nigdy nie przychodzę, żeby brać czyjąś stronę. Kiedy przychodzę to tylko po to, aby zwyciężyć. Objawiłem się jako Wódz Zastępów, zanim Izrael mógł wejść do swej Ziemi Obiecanej. Kościół ma wkrótce wejść do swej Ziemi Obiecanej, a Ja znowu objawię się jako Wódz Zastępów. Gdy tak się stanie, usunę wszystkich, którzy zmuszali moich ludzi do brania strony przeciwko moim braciom. Moja sprawiedliwość nie staje po niczyjej stronie w ludzkich konfliktach nawet tylko prowadzonych przez moich ludzi. Wszystko, czego dokonywałem poprzez Izrael, robiłem również dla jego wrogów, nie przeciwko nim. Tylko z powodu waszej ziemskiej, tymczasowej perspektywy nie widzicie mojej sprawiedliwości. Musicie ją widzieć, aby chodzić w Moim autorytecie, gdyż prawość i sprawiedliwość są podstawą Mojego Tronu". "Wszczepiłem sprawiedliwość w moich wybranych, lecz tak jak Izrael na pustyni, nawet najwięksi święci ery Kościoła chodzili moimi drogami tylko przez krótki okres czasu lub tylko małą częścią ich umysłów i serc. Nie jestem za nimi ani przeciwko ich wrogom, ale przychodzę użyć Moich ludzi do zbawienia ich wrogów. Kocham wszystkich ludzi i pragnę, aby wszyscy byli zbawieni". Nie mogłem się powstrzymać, aby nie myśleć o wielkiej bitwie, jaką toczyliśmy na górze. Zraniliśmy wielu naszych braci, walcząc przeciwko złu, które ich kontrolowało. Wielu z nich wciąż było w obozie przeciwnika. Niektórzy byli przez niego używani, inni byli jego więźniami. Zacząłem się zastanawiać, czy następna bitwa będzie znów przeciwko naszym własnym braciom. Pan obserwował mnie, gdy tak rozmyślałem i zaczął mówić dalej: "Aż do czasu, gdy ostatnia bitwa zostanie zakończona, będą wśród naszych braci tacy, których używać będzie przeciwnik, ale nie dlatego ci o tym mówię. Mówię o tym, aby pomóc ci zrozumieć, kiedy wróg wchodzi do twojego własnego serca lub umysłu i jak ciebie używa! Nawet teraz nie widzisz wszystkiego tak jak Ja". "Jest to bardzo powszechne zjawisko wśród Moich ludzi. W tej chwili nawet najwięksi przywódcy rzadko bywają w harmonii ze Mną. Wielu dokonuje dobrych uczynków, lecz niewielu czyni to, do czego ich powołałem. Jest to rezultatem podziałów między wami. Nie przychodzę, aby stawać po stronie którejkolwiek z grup, ale wzywam, abyście przechodzili na Moją stronę. Jesteście pod wrażeniem, kiedy daję wam „słowo wiedzy" o czyjejś fizycznej chorobie lub inną wiedzę na nieznane dla was tematy. Ta wiedza przychodzi, gdy choć w małym stopniu dotykacie mojego umysłu. Ja wiem wszystko. Gdybyście mieli Mój umysł w pełni, moglibyście wiedzieć wszystko o każdym kogo spotkacie, w taki sam sposób, jak zacząłeś tego doświadczać tutaj. Widziałbyś wszystkich ludzi tak, jak Ja ich widzę. Lecz nawet wtedy zostałoby jeszcze więcej do tego, by trwać we Mnie. Musisz posiadać moje serce, aby wiedzieć jak dobrze używać tej wiedzy. Dopiero wtedy będziesz mógł chodzić w Moim osądzie". "Mogę powierzyć ci Moją ponad naturalną wiedzę tylko w takim stopniu, w jakim znasz moje serce. Dary Ducha Świętego, które uwolniłem w Moim Kościele są tylko małymi symbolami mocy nadchodzącego wieku. Powołałem was, abyście byli posłańcami tego wieku, dlatego musicie znać jego moce. Powinniście szczerze pragnąć darów, gdyż są one częścią Mnie i dałem je wam po to, byście mogli być jak ja. Dobrze robicie szukając Mojego umysłu, Moich dróg i Mojej woli, ale musicie również szczerze pragnąć poznania Mojego serca. Kiedy poznacie Moje serce, oczy waszego serca otworzą się. Wtedy będziecie widzieć tak, jak Ja widzę i będziecie robić to, co Ja robię". "Zamierzam powierzyć dużo więcej mocy nadchodzącego wieku Mojemu Kościołowi. Jednakże na tych, którym powierza się wielką moc, często przychodzi wielkie zwiedzenie. Jeżeli nie zrozumiesz tego, co chcę ci teraz pokazać, ty również popadniesz w to zwiedzenie". "Prosiłeś o Moją łaskę i będziesz ją miał. Pierwszym etapem łaski, który utrzyma cię na ścieżce życia będzie znajomość stanu twojego obecnego zwiedzenia. Zwiedzenie - jest to wszystko, czego nie rozumiesz tak jak Ja. Kiedy znasz swój prawdziwy stan, żyjesz w pokorze, a Ja daję łaskę pokornym. Dlatego powiedziałem: "Któż jest tak ślepy jak mój sługa...". Do Faryzeuszy zaś powiedziałem: "Przychodzę na ten świat, by sądzić... by dać ślepym wzrok, a tych którzy widzą uczynić ślepymi". Gdybyście byli ślepi, nie bylibyście winni, ale skoro uważacie, że widzicie, jesteście winni. Dlatego kiedy powołałem Mojego sługę Pawła, światłość oślepiła go i uczyniła niewidomym. Moje światło jedynie objawiło jego prawdziwy stan. Tak jak on, musisz oślepnąć dla rzeczy naturalnych, abyś mógł widzieć przez Mojego Ducha". Wtedy poczułem pobudzenie, by spojrzeć na ludzi zasiadających na tronach, które mijaliśmy. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, o którym wiedziałem, że był to apostoł Paweł. Kiedy znowu spojrzałem na Pana, skinął abym porozmawiał z nim. "Tak bardzo pragnąłem tego spotkania" - powiedziałem, czując się niezręcznie, choć byłem bardzo podekscytowany. - "Wiem, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo twoje listy prowadziły Kościół, i że prawdopodobnie nadal dokonują więcej niż my wszyscy razem wzięci. Ciągle jesteś jednym z najsilniejszych świateł na ziemi". "Dziękuję" - powiedział z wdzięcznością - "Lecz nie rozumiesz, jak bardzo my oczekiwaliśmy spotkania z tobą. Jesteś żołnierzem ostatniej bitwy; jesteście tymi, na których wszyscy czekamy. Widzieliśmy te dni tylko niewyraźnie, przez naszą ograniczoną proroczą wizję, ale wy zostaliście wybrani, aby w nich żyć. Jesteś żołnierzem przygotowującym się do ostatecznej bitwy. Wszyscy tutaj oczekują spotkania z wami". Nadal czując się niezręcznie kontynuowałem: "Ależ nie jestem w stanie wyrazić mojego podziwu dla ciebie i dla wszystkich, którzy pomogli ustawić nasz kurs poprzez swoje życie i pisma. Wiem również, że będzie-my mieli całą wieczność, by wymieniać się wyrazami wdzięczności, więc proszę dopóki tu jestem, pozwól mi zapytać: "Co powiedziałbyś mojemu pokoleniu, ludziom, którzy będą pomagać nam w walce?". "Mogę ci powiedzieć tylko to, co już powiedziałem przez moje listy. Zrozumiesz je lepiej, wiedząc, że upadłem we wszystkim do czego zostałem powołany" - Paweł mówił to patrząc mi śmiało w oczy. "Ale przecież jesteś tu na jednym z największych tronów. Ciągle zbierasz więcej owoców wiecznego życia, niż którykolwiek z nas śmiałby marzyć" - zaprotestowałem. "Dzięki łasce Bożej udało mi się ukończyć swój bieg, lecz mimo to nie chodziłem we wszystkim do czego zostałem powołany. Nie osiągnąłem najwyższych celów, do których mogłem dojść, jak każdy z nas. Wiem, że niektórzy uważają za bluźnierstwo nie uznawanie mnie za najwspanialszy przykład chrześcijańskiej służby. A jednak byłem uczciwy pisząc pod koniec mojego życia, że jestem największym z grzeszników. Nie chciałem przez to powiedzieć, że byłem największym grzesznikiem kiedyś, ale że byłem nim właśnie wtedy, gdy pisałem ten list. Zostało mi dane abym zrozumiał wiele rzeczy, a ja chodziłem w tak niewielu". "Jak to możliwe? Myślałem, że po prostu byłeś pokorny"?- zapytałem "Prawdziwa pokora to zgoda z prawdą. Nie obawiaj się, moje listy są prawdziwe, były napisane pod natchnieniem Ducha Świętego. Jednakże otrzymałem tak wiele i nie użyłem wszystkiego, co mi było dane. Upadłem jak każdy tutaj oprócz Jednego. Ale musisz zobaczyć to, zwłaszcza u mnie, gdyż wielu ciągle zniekształca moje nauczanie z powodu skrzywionego spojrzenia na mnie". "Widziałeś zmianę jaka zachodziła we mnie w moich listach. Zacząłem, czując, że nie jestem gorszy od najznakomitszych apostołów, później przyznałem, że byłem najmniejszym z apostołów, potem najmniejszym ze świętych aż w końcu zdałem sobie sprawę, że byłem największym z grzeszników. To nie tylko pokora, mówiłem szczerą prawdę. Powierzono mi w zaufaniu dużo więcej niż użyłem. Tutaj jest tylko jeden, który w pełni wierzył, był całkowicie posłuszny i do końca wykonał wszystko co miał wykonać, ale ty możesz zrobić dużo więcej niż ja. Odpowiedziałem niepewnie: "Wiem, że mówisz prawdę, ale czy jesteś przekonany, że jest to najważniejsze przesłanie jakie chcesz nam powiedzieć przed ostatnią bitwą"? "Jestem pewien, że tak." - odpowiedział z przekonaniem - "Jestem bardzo wdzięczny łasce Pana, że tak używał moich listów. Jestem jednak zatroskany tym, jak wielu z was źle ich używa. Są one prawdą Ducha Świętego i jest to Pismo Święte. Pan dał mi wielkie kamienie, które wchodzą w strukturę Jego wiecznego Kościoła, lecz nie stanowią one fundamentu. Kamienie na fundament zostały położone tylko przez Jezusa. Moje życie i służba nie są przykładem tego, do czego jesteście powołani! Sam Jezus nim jest. Jeśli tego, co napisałem używa się jako fundamentu, nie udźwignie on ciężaru tego, co musi być zbudowane. To o czym napisałem, musi być zbudowane na jedynym fundamencie, który może przetrwać to co będziecie musieli znieść. Samo jednak nie stanowi fundamentu. Musicie widzieć moje nauczanie przez pryzmat tego, co mówił Pan, a nie próbować zrozumieć Go z mojej perspektywy. Jego Słowa są fundamentem. Ja tylko budowałem na nich, rozwijając Jego Słowa a nie moje własne". "Musicie też wiedzieć o tym, że nie chodziłem we wszystkim co było dla mnie dostępne. Jest o wiele więcej dla każdego wierzącego niż to, czego ja doświadczałem. Każdy prawdziwy wierzący ma w sobie Ducha Świętego. Moc Tego, który wszystko stworzył, żyje w nim. Najmniejszy ze świętych ma w sobie moc, by poruszać góry, zatrzymać armie lub wzbudzić z martwych. Jeśli masz dokonać wszystkiego, do czego jesteś dziś powołany, nie możesz widzieć mojej służby jako ostateczność, lecz jako punkt wyjścia. Niech twoim celem nie będzie chęć bycia takim jak ja, ale takim jak Jezus. Możesz być jak On i możesz robić wszystko to, co On czynił a nawet więcej, gdyż On zostawił swoje najlepsze wino na sam koniec". Wiedziałem, że w taki sposób można mówić tylko prawdę. Wiedziałem, że Paweł miał rację mówiąc, jak źle wielu używało jego nauczania jako fundamentu, zamiast budować na fundamencie ewangelii. Ale ciągle nie mogłem się pogodzić z faktem, że Paweł nie dokończa wypełnił swoje powołanie. Spojrzałem na tron Pawła i na chwałę jego osoby. Nigdy nie marzyłem o tym, że nawet największy święty będzie miał tak wiele. Paweł był dokładnie tak szczery i zdecydowany, jak to sobie wcześniej wyobrażałem. Uderzyło mnie to, jak w oczywisty sposób dalej okazywał swoją troskę o wszystkie kościoły. Idealizowałem jego osobę i właśnie to było przewinieniem, z którego chciał mnie uwolnić. Mimo to był jeszcze wspanialszy, niż ten Paweł, którego szanowałem. Wiedząc, o czym myślę położył swoje dłonie na moich ramionach i spojrzał mi jeszcze bardziej zdecydowanie prosto w oczy." Jestem twoim bratem, kocham cię tak jak wszyscy inni tutaj cię kochają. Lecz musisz zrozumieć, że nasz bieg już się skończył. Nie możemy nic dodać ani zabrać z tego, co zasialiśmy na ziemi, ale wy możecie. Nie jesteśmy waszą nadzieją, ale wy jesteście nasza. Nawet podczas naszej rozmowy, mogę jedynie potwierdzać to, co już napisałem, ale ty ciągle masz wiele do napisania. Uwielbiaj tylko Boga i we wszystkim wzrastaj w Niego. Nie patrz nigdy na człowieka, ale na Niego. Już wkrótce na ziemi będzie wielu, którzy będą czynić większe rzeczy ode mnie. Pierwsi będą ostatnimi a ostatni pierwszymi. Nie mamy nic przeciwko temu. Jest to radością naszych serc, gdyż jesteśmy jedno z wami. Nasze pokolenie było użyte, aby poło-żyć i zacząć budować na fundamencie. Ale każde piętro powinno być wyższe. Nie będziemy budynkiem, którym mamy być, o ile nie pójdziecie wyżej". Kiedy zastanawiałem się nad tym dokładnie mi się przyglądał. Wtedy zaczął mówić dalej: "Są jeszcze dwie rzeczy, które osiągnęliśmy w naszych czasach, a które szybko zostały stracone przez Kościół i nigdy dotąd nie zostały odzyskane. Musicie je odzyskać". "Co to za rzeczy"? - zapytałem czując, że to co zamierzał powiedzieć, było czymś więcej niż tylko dodatkiem do jego wcześniejszych wypowiedzi. "Musicie odzyskać prawdziwe poselstwo i służbę" - powiedział z naciskiem. Spojrzałem na Pana, a On skinął na potwierdzenie i dodał: "Dobrze, że to właśnie Paweł mówi ci o tym. Do tej pory to on był najbardziej wierny w obydwu tych sprawach". "Proszę wytłumacz mi to" - nalegałem na Pawła. "Dobrze - odpowiedział - Poza nielicznymi miejscami w świecie objętymi prześladowaniem, trudno jest w dzisiejszym nauczaniu odnaleźć prawdziwe poselstwo i służbę. Dlatego Kościół jest dzisiaj niczym więcej jak widmem tego, czym był w naszych czasach, mimo, iż byliśmy daleko od tego, do czego zostaliśmy powołani. Gdy służyliśmy bycie w służbie było największą ofiarą jaką można było uczynić. To odzwierciedlało przesłanie o największej ofierze, jaka została uczyniona no krzyżu. Krzyż jest mocą Boga i jest centrum wszystkiego, czym mamy żyć. Macie tak mało mocy, by przemieniać umysły i serca uczniów, bo nie głosicie krzyża i nie żyjecie nim. Dlatego trudno nam dziś odróżnić uczniów od pogan. Nie jest to ewangelia zbawienia jaką nam powierzono. Musicie wrócić do krzyża". Mówiąc te słowa ścisnął moje ramiona jak ojciec i wrócił na swoje miejsce. Czułem się jakbym otrzymał niesamowite błogosławieństwo a zarazem poważną naganę. Gdy odchodziłem zacząłem myśleć o poziomie Zbawienia na górze oraz o Skarbach Zbawienia, które widziałem wewnątrz góry. Zacząłem widzieć, że większość moich decyzji, włącznie z tą o wejściu przez drzwi, które przyprowadziły mnie tutaj, była oparta głównie na ciekawości co będzie dalej, a nie na pragnieniu wypełniania woli Pana. We wszystkim co robiłem, dalej żyłem dla siebie a nie dla Niego. Nawet w mym pragnieniu zrozumienia Bożych sądów tutaj, byłem motywowany pragnieniem mojego dalszego zwycięstwa bez ponoszenia szkód. Wciąż chodziłem bardziej skoncentrowany na sobie niż na Chrystusie. Wiedziałem, że ta krótka rozmowa z Pawłem będzie miała konsekwencje, których zrozumienie zajmie wiele czasu. W pewien sposób czułem, że otrzymałem błogosławieństwo od całego wiecznego Kościoła. Wielki obłok świadków rzeczywiście nas zachęcał. Patrzyli na nas jak dumni rodzice, którzy chcą dla swych dzieci lepszych rzeczy niż sami znali. Ich największą radością byłoby zobaczyć jak Kościół dni ostatnich staje się tym wszystkim, czego oni nie zdołali osiągnąć. Wiedziałem również, że byłem wciąż bardzo daleko od tego, co dla nas przygotowano. "Kościół dni ostatnich nie będzie większy niż ich pokolenie, nawet jeśli będziecie czynić większe dzieła" - przerwał mi Pan - " Wszystko co jest czynione, czynione jest przez moją łaskę. Jednakże udostępnię więcej mojej łaski i więcej mojej mocy Kościołowi dni ostatnich dlatego, że musi dokonać więcej, niż jakikolwiek Kościół wcześniej dokonał. Wierzący dni ostatnich będą chodzić w całej mocy, którą zamanifestowałem i więcej, gdyż będą ostatecznymi reprezentantami wszystkich, którzy byli przed nimi. Kościół dni ostatnich objawi moją naturę i moje drogi, tak jak nigdy wcześniej nie było to objawione przez ludzi. To dlatego, że daję wam więcej łaski, a komu więcej dano, od tego więcej będzie wymagane". Słowa te sprawiły, że jeszcze bardziej zastanawiałem się nad Pawłem: " Jak moglibyśmy stać się tak oddani i wierni jak on"? "Nie proszę was abyście to osiągnęli - odpowiedział Pan -" Proszę byście trwali we Mnie. Nie możesz ciągle porównywać się z innymi, nawet jeśli miałby to być Paweł. Zawsze będziesz mniejszy od tego, na którego patrzysz, ale gdy będziesz patrzeć na Mnie - pójdziesz daleko dalej. Sam tak nauczałeś, że kiedy dwóch na drodze do Emaus ujrzało jak łamię chleb – ich oczy otworzyły się. Kiedy czytasz listy Pawła czy kogokolwiek musisz słyszeć Mnie. Tylko wtedy, gdy będziesz brać chleb prosto ode mnie, oczy twojego serca będą otwarte". "Możesz być najbardziej zwiedziony przez tych, którzy są najbardziej podobni do mnie, jeśli nie patrzysz przez nich, aby widzieć Mnie. Jest jeszcze jedna pułapka dla tych, którzy przychodzą by poznać więcej Mego namaszczenia i Mojej mocy. Są często zwiedzeni przez to, że patrzą na samych siebie. Tak jak powiedziałem ci zanim rozmawiałeś z Pawłem, moi słudzy muszą stać się ślepi, aby mogli widzieć. Pozwoliłem abyś z nim rozmawiał, gdyż jest on jednym z moich najlepszych na to przykładów. To dzięki mojej łasce miał możliwość prześladować mój Kościół. Kiedy ujrzał Moją światłość zrozumiał, że jego własne rozumowanie przywiodło go do konfliktu z tą prawdą, której chciał służyć. Tak samo będzie z twoim rozumowaniem. Sprawi ono, że będziesz czynił rzeczy przeciwne Mojej woli. Większe namaszczenie oznacza większe niebezpieczeństwo, że tak się stanie, jeśli nie nauczysz się tego, co Paweł. Jeśli codziennie nie będziesz brał swojego krzyża i nie złożysz przed nim wszystkiego czym jesteś, i co masz upadniesz z powodu mocy i autorytetu, jaki tobie dam. Dopóki nie nauczysz się robić wszystkiego ze względu na ewangelię, posiada-nie większego wpływu będzie stawiać cię w coraz większym niebezpieczeństwie. Jednym z największych zwiedzeń, które przychodzą na Moich namaszczonych jest to, gdy zaczynają myśleć, że ponieważ daję im jakąś ponadnaturalną wiedzę i moc, to w takim razie ich drogi muszą być moimi drogami, a wszystko, o czym myślą jest tym, o czym myślę Ja. Jest to wielkie oszustwo i wielu się na tym potknęło. Myślisz tak jak Ja, kiedy jesteś ze Mną w doskonałej jedności. Nawet w przypadku tych najbardziej namaszczonych, którzy żyli do tej pory, nawet Pawła, ta jedność była tylko częściowa i tylko w krótkich okresach czasu". "Paweł chodził tak blisko Mnie, jak nikt dotąd. Mimo to on również był osaczony przez lęki i słabości, które nie pochodziły ode mnie. Mogłem go od nich uwolnić i prosił mnie o to kilka razy, lecz miałem powód by tego nie zrobić. Wielką mądrością Pawła było to, że przyjmował swoje słabości, rozumiejąc, że gdy bym go od nich uwolnił, nie mógł bym powierzyć mu takiego objawienia i mocy. Paweł nauczył się rozróżniać między swoimi własnymi słabościami a objawieniem Ducha Świętego. Wiedział, że gdy otaczały go słabości lub lęki nie jest w stanie patrzeć z Mojej perspektywy, lecz ze swojej własnej. To popychało go do dalszego szukania Mnie i polegania na mnie jeszcze bardziej. Uważał również na to, by nie przypisywać Mi tego, co wyrastało z jego własnego serca. Dlatego mogłem mu powierzyć objawienia, których nie mogłem powierzyć innym. Paweł znał swoje słabości, znał Moje namaszczenie i potrafił je rozróżnić. Nie mylił tego, co pochodziło z jego własnego umysłu i serca z tym, co pochodziło ode mnie". Zacząłem rozmyślać nad tym jak wszystko jest tu proste i klarowne, ale jak często i łatwo, nawet mając tak wspaniałe doświadczenia po prostu zapominałem o tym i brnąłem dalej. Tutaj łatwo jest rozumieć i chodzić w światłości, ale gdy wracamy do bitwy znowu zjawiają się chmury. Myślałem o tym, jak jestem osaczony nie przez lęki, ale przez niecierpliwość i złość, które tak samo wykrzywiają perspektywę, jaką muszę mieć przebywając w Duchu Świętym. Mądrość zatrzymała się i zwróciła do mnie: "Jesteś ziemskim naczyniem i to jest wszystko czym będziesz, dopóki chodzisz po tej ziemi. Ale jeśli będziesz spoglądał oczami swego serca, będziesz widział Mnie tak samo wyraźnie na ziemi, jak widzisz Mnie tutaj. Możesz być bliżej Mnie niż ktokolwiek inny Uczyniłem to możliwym, aby każdy mógł być tak blisko Mnie, jak tylko tego pragnie. Jeśli naprawdę tego pragniesz, możesz być nawet bliżej Mnie niż Paweł. Niektórzy będą pragnąć tego tak mocno, że odrzucą wszystko to, co szukają". "Jeżeli twoim celem jest chodzić na ziemi tak blisko Mnie jak chodzisz tutaj, Ja będę tak blisko przy tobie na ziemi, jak jestem tutaj. Jeśli będziesz Mnie szukać, znajdziesz. Jeśli zbliżysz się do Mnie, zbliżę się do ciebie. Moim pragnieniem jest zastawić stół przed tobą pośrodku twoich nieprzyjaciół. Nie jest to Moim pragnieniem tylko dla liderów, ale dla wszystkich, którzy wezmą Moje imię. Chcę być bliżej ciebie i każdego, kto Mnie wzywa. To od ciebie zależy jak będziemy blisko, nie ode Mnie. Ci, którzy szukają, odnajdą Mnie". "Jesteś tu, ponieważ prosiłeś o Mój sąd w twoim życiu. Szukałeś Mnie jako sędziego i teraz odnajdujesz. Ale nie możesz myśleć, że odkąd zobaczyłeś Mój sędziowski tron, wszystkie twoje sądy będą moimi sądami. Będziesz znał Moje sądy kiedy będziemy w jedności ze sobą i kiedy będziesz szukać namaszczenia mojego Ducha. Możesz to mieć lub stracić każdego dnia. Pozwoliłem ci zobaczyć anioły, dałem ci wiele snów i wizji, bo ciągle o nie prosiłeś. Kocham dawać moim dzieciom dobre dary, o które proszą. Od lat prosisz Mnie o mądrość i dlatego ją otrzymujesz. Prosiłeś bym cię osądził, dlatego otrzymujesz sąd. Jednak te doświadczenia nie czynią cię w pełni mądrym albo sprawiedliwym sędzią. Będziesz miał mądrość i sprawiedliwy sąd tylko wtedy, gdy będziesz we Mnie trwać. Nigdy nie przestawaj Mnie szukać. Im bardziej dojrzewasz, tym mniej szukasz ukrycia przede Mną i innymi i możesz zawsze chodzić w świetle". "Ujrzałeś Mnie jako Zbawcę, Pana, Mądrość i Sędziego. Kiedy wrócisz do bitwy możesz nadal widzieć Mój sąd oczami twojego serca. Kiedy będziesz chodzić wprawdzie, wiedząc, że wszystko o czym myślisz i co robisz zostało ci tutaj objawione, będziesz wolny do tego, by żyć tam tak samo jak tutaj. Te zasłony ukrywają Mnie przed tobą jedynie wtedy, gdy starasz się ukryć przede Mną i innymi. Jestem prawdą, a ci, którzy mnie uwielbiają muszą to robić w Duchu i w prawdzie. Prawda nigdy się nie ukrywa w ciemności, ale chce zawsze pozostawać w światłości. Światło ją ujawnia i manifestuje. Tylko wtedy, kiedy szukasz tego by być ujawnionym pozwalasz ujawnić się takim, jakim jesteś w swoim sercu - wtedy będziesz chodzić w światłości, tak jak Ja jestem w światłości. Prawdziwa społeczność ze Mną wymaga całkowitego obnażenia. Prawdziwa społeczność z Moim ludem również tego wymaga". "Kiedy stałeś przed Tronem Sędziowskim czułeś więcej wolności i bezpieczeństwa niż kiedykolwiek wcześniej, dlatego, że nie musiałeś się już ukrywać. Odczuwałeś więcej bezpieczeństwa bo wiedziałeś, że Moje sądy są prawdziwe i sprawiedliwe. Moralny i duchowy porządek we wszechświecie jest tak samo pewny jak naturalny porządek ustanowiony nad prawami natury. Ufasz mojemu prawu grawitacji bez chwili zastanowienia. Musisz nauczyć się ufać Moim sądom w taki sam sposób. Mój standard sprawiedliwości jest niezmienny i tak samo pewny. Życie tą prawdą jest chodzeniem w wierze. Prawdziwa wiara jest pewnością tego kim jestem". "Chcesz poznać Moją moc i chodzić w niej, by uzdrawiać chorych i czynić cuda, ale nawet nie zacząłeś pojmować mocy Mojego Słowa. Wskrzeszenie z martwych wszystkich ludzi, którzy żył i na ziemi nie byłoby dla Mnie żadnym problemem. Wszystko podtrzymuję mocą Swojego Słowa". "Zanim przyjdzie koniec muszę objawić Moją moc na ziemi. Lecz nawet największa moc jaką kiedykolwiek objawiłem, czy objawię na ziemi, jest tylko małą demonstracją Mojej rzeczywistej mocy. Nie objawiam Swojej mocy, by ludzie w nią wierzyli, ale po to, by ludzie uwierzyli w moją miłość. Gdybym chciał, aby świat wierzył w Moją moc, kiedy chodziłem po ziemi, mogłem przesuwać góry swoim wyciągniętym palcem. Wszyscy ludzie oddaliby mi pokłon, ale nie z miłości do Mnie ani z miłości do prawdy, ale ze strachu przed Moją mocą. Nie chcę by ludzie byli mi posłuszni ze strachu przed mocą, ale z powodu ich miłości do Mnie i miłości do prawdy. Jeśli nie znasz Mojej miłości, Moja moc cię zniszczy. Nie daję ci miłości, abyś mógł poznać Moją moc, ale daję ci moc byś mógł znać Moją miłość. Celem twojego życia musi być miłość, nie moc. Gdy tak będzie, wtedy dam ci moc, którą będziesz mógł kochać. Dam ci moc uzdrawiania chorych, ponieważ ich kochasz, i ja ich kocham i nie chcę aby byli chorzy. Dlatego musisz szukać najpierw miłości a potem wiary. Nie możesz mi się podobać bez wiary. Ale wiara to nie tylko poznanie mojej mocy, ale poznanie mojej miłości i jej mocy. Wiara musi być z miłości. Dąż do wiary, aby mocniej kochać i więcej czynić ze swoją miłością. Tylko gdy szukasz wiary, aby kochać, mogę powierzyć ci moją moc. Wiara działa w miłości". ”Moje Słowo jest mocą, która podtrzymuje wszystkie rzeczy. Możesz uczynić wszystko do tego stopnia do jakiego wierzysz, że Moje Słowo jest prawdą. Ci, którzy rzeczywiście wierzą w prawdziwość Moich słów, czynią prawdziwymi również swoje słowa. Prawda leży w mojej naturze a stworzenie ufa mojemu Słowu, ponieważ Jestem mu wierny. Ci, którzy są tacy jak Ja, są również wierni swoim słowom. Ich słowo jest pewne a ich zobowiązania są godne zaufania. Ich "tak" znaczy "tak", a ich "nie" znaczy "nie". Jeśli twoje własne słowa nie są prawdą, zaczniesz również wątpić w moje Słowa, gdyż w twoim sercu jest oszustwo. Jeśli nie jesteś wierny swoim słowom, to tak naprawdę Mnie nie znasz. Aby mieć wiarę musisz być wierny. Powołałem cię do chodzenia przez wiarę, ponieważ Ja jestem wierny. Jest to Moją naturą. Dlatego będziesz sądzony za wypowiadanie niedbałych słów. Słowa mają moc, a tym, którzy nie dbają o swoje słowa nie mogę powierzyć mocy Moich słów. Zważanie na swoje słowa i dotrzymywanie ich tak, jak Ja dotrzymuję swoich słów jest mądrością". Słowa Pana przetaczały się po mnie jak ogromne morskie fale. Czułem się jak Job przed trąbą powietrzną. Myślałem, że staję się coraz mniejszy i mniejszy, gdy nagle zrozumiałem, że On staje się większy. Nigdy wcześniej nie czułem się takim arogantem. Jak mogłem być tak niedbałym i zdawkowym wobec Boga? Czułem się jak mrówka gapiąca się na łańcuch górski. Byłem mniej niż prochem, a jednak On spędzał czas mówiąc do mnie. Nie mogłem dłużej stać i odwróciłem się. Po krótkiej chwili poczułem upewniającą dłoń na swoim ramieniu. To była Mądrość. Jego chwała była teraz jeszcze większa, ale znowu był mojego wzrostu. "Czy rozumiesz to, co się stało?" - zapytał. Wiedziałem, że gdy Pan zadaje pytanie to nie szuka informacji, więc zacząłem rozmyślać. Wiedziałem, że było to rzeczywistością. W porównaniu z Nim jestem mniej niż pyłek kurzu, który jest na ziemi i z jakiegoś powodu On chciał bym tego doświadczył. Odpowiadając na moje myśli, wyjaśnił: "To, o czym myślisz jest prawdą, lecz porównanie człowieka do Boga nie dotyczy jedynie wzrostu. Zacząłeś doświadczać mocy moich Słów. Powierzenie moich Słów to powierzenie mocy, która podtrzymuje cały wszechświat. Nie zrobiłem tego, abyś poczuł się mały, ale by pomóc ci zrozumieć powagę mocy Słowa Bożego, która została ci powierzona. We wszystkich twoich działaniach pamiętaj, że wartość jednego słowa Boga do człowieka znaczy więcej, niż wszystkie skarby na ziemi. Musisz rozumieć i uczyć moich braci, aby szanowali wartość mojego Słowa. Jako ci, którzy przekazują moje Słowa musicie również szanować wartość waszych własnych słów. Ci, którzy noszą prawdę muszą być prawdomówni". Gdy tak słuchałem mój wzrok został przyciągnięty w stronę jednego z pobliskich tronów. Natychmiast rozpoznałem człowieka, który za czasów mojego dzieciństwa był wielkim ewangelista. Wielu sądziło, że chodził on w większej mocy niż ktokolwiek inny od czasów pierwszego kościoła. Czytałem o nim i słuchałem niektórych nagrań z jego przesłaniem. Trudno było nie być poruszonym jego prawdziwą pokora i szczerą miłością do Pana i ludzi. Mimo to czułem, że niektóre z jego nauczań były poważnie skrzywione. Byłem zaskoczony a jednocześnie odczułem ulgę widząc go jak siedzi na wspaniałym tronie. Uderzało w nim to, że ciągle wypływały z niego miłość i pokora. Gdy zwróciłem się do Pana by zapytać czy mógłbym porozmawiać z tym człowiekiem, zobaczyłem jak bardzo Pan go kocha. Jednak nie pozwolił mi On porozmawiać z nim, ale zachęcił do tego, bym szedł dalej. "Chciałem tylko, abyś go tutaj zobaczył" - wyjaśnił Pan - i zrozumiał jego pozycję wobec Mnie". Wiele jeszcze musisz zrozumieć na jego temat. Był posłańcem do mojego Kościoła dni ostatnich, ale Kościół nie słyszał go z przyczyn, które będziesz musiał zrozumieć w swoim czasie. Na pewien czas wpadł w zniechęcenie i zwiedzenie i jego przesłanie zostało skrzywione. Musi być odzyskane, podobnie jak inne części mego przesłania, które dałem innym, a które zostały skrzywione". Wiedziałem, że wszystko działo się tutaj w doskonałym czasie odnośnie wszystkiego, czego miałem się nauczyć. Zacząłem zastanawiać się, jaki związek miał ów człowiek z tym, o czym wcześniej rozmawialiśmy z możliwością zepsucia przez moc. Tak. Bardzo niebezpiecznie jest chodzić w wielkiej mocy" - Pan odpowiedział -" Zdarzyło się to wielu moim posłańcom i jest to częścią tej wiedzy, którą chcę przekazać mojemu Kościołowi dni ostatnich. Musisz chodzić w Mojej mocy nawet w większym stopniu niż oni jej doświadczali, ale jeśli kiedykolwiek zaczniesz myśleć, że ta moc oznacza Moją aprobatę ciebie albo tego co głosisz, otworzysz drzwi tym samym złudzeniom. Duch Święty został dany by świadczyć tylko o Mnie. Jeśli jesteś mądry jak Paweł, na-uczysz się bardziej chlubić ze swoich słabości niż ze swojej siły. Prawdziwa wiara jest prawdziwym rozpoznaniem tego, kim jestem. To nic więcej i nic mniej. Ale musisz zawsze pamiętać, nawet gdy trwasz w mojej obecności, nawet gdy widzisz mnie takim jakim jestem, że ciągle możesz upaść, jeśli odwrócisz się ode mnie, aby spoglądać na siebie. Tak właśnie upadł Lucyfer. Mieszkał w tym miejscu, widział moją chwałę i chwałę mojego Ojca. Zaczął jednak bardziej patrzeć na siebie niż na nas. l wówczas zaczął być dumny ze swej pozycji i mocy. To samo stało się w życiu wielu moich sług, którzy zobaczyli moją chwałę i otrzymali moc. Jeśli zaczniesz myśleć, że to z powodu twojej mądrości, twojej sprawiedliwości lub nawet twojego oddania dla czystości doktryny zachwiejesz się". Wiedziałem, że było to również surowym ostrzeżeniem, jak zresztą wszystko co tu otrzymałem. Chciałem wrócić i walczyć w ostatniej bitwie, ale miałem poważne wątpliwości, czy będę w stanie to robić nie wpadając w pułapki, które teraz wydawały się być wszędzie. Odwróciłem się do Pana. On był Mądrością a ja myślałem o tym, jak bardzo będę Go potrzebować jako Mądrość kiedy powrócę. "Dobrze dla ciebie, gdy stracisz pewność siebie. Bez tego nie mogę powierzyć ci mocy nadchodzącego wieku. Im więcej stracisz pewności pokładanej w sobie, tym więcej mocy będę mógł ci powierzyć, jeśli...". Długo czekałem, aż Pan skończy ale On milczał. W jakiś sposób wiedziałem, że chciał abym ja zakończył to zdanie, lecz nie wiedziałem co powiedzieć. Jednak im dłużej na Niego patrzyłem, tym większej nabierałem pewności. W końcu wiedziałem co powiedzieć:"... Jeśli moja pewność będzie w Tobie" - dodałem." Tak. Musisz mieć wiarę, by robić to do czego cię powołałem, ale musi to być wiara we mnie. Nie wy-starczy tylko stracić pewność siebie. Doprowadzi to jedynie do braku bezpieczeństwa, jeśli nie wypełnisz tej pustki pewnością we mnie. Tak właśnie wielu ludzi popadło w złudzenie. Wiele z tych mężczyzn i kobiet było prorokami, ale nie którzy z braku poczucia bezpieczeństwa nie pozwolili, by ludzie tak ich nazywali. Fałszywa pokora jest również zwiedzeniem. Jeśli wróg był w stanie oszukać ich tak by myśleli, że nie są naprawdę prorokami, mógł również zwieść ich by myśleli, że są większymi prorokami niż w rzeczywistości pielęgnując ich pewność siebie. Fałszywa pokora nie pokona pychy. Jest tylko inną formą koncentrowania się na sobie, którą wróg ma prawo wykorzystać. Wszystkie twe upadki będą rezultatem tej jednej rzeczy: koncentrowania się na sobie. Jedynym sposobem uwolnienia się od tego jest chodzenie w miłości. Miłość nie szuka swego". Kiedy tak zastanawiałem się nad tym wszystkim, zaczęła pojawiać się niesamowita harmonia. Zobaczyłem całe doświadczenie od początku do końca z perspektywy tego jednego przesłania. "Jak łatwo jest mnie omamić, abym odszedł od prostego oddania się Tobie" - lamentowałem. Wtedy Pan zatrzymał się i spojrzał na mnie w szczególny sposób. Modlę się, bym nigdy nie zapomniał, jak wtedy uśmiechnął się do mnie. Nie chciałem nadużywać tej okazji, ale w jakiś sposób czułem, że gdy tak się uśmiechał, mogłem prosić Go o cokolwiek, a On by mi to dał. A więc wykorzystałem tę szansę. "Panie, gdy powiedziałeś - 'Niech się stanie światłość'- stała się światłość. Modliłeś się w Jana 17 o to, byśmy kochali ciebie taką samą miłością jaką Ojciec umiłował ciebie. Czy zechciałbyś powiedzieć do mnie teraz 'Niech się stanie taka miłość w tobie' - tak abym kochał cię miłością Ojca"? Nie przestał się uśmiechać, ale za to objął mnie swoim ramieniem jak przyjaciel. "Wypowiedziałem te słowa jeszcze przed założeniem świata, kiedy cię powołałem. Powiedziałem to również do twoich braci, którzy będą z tobą walczyć w ostatniej bitwie. Poznasz miłość Ojca do Mnie. Jest to doskonała miłość, która wyrzuca wszystkie twoje lęki. Ta miłość uzdolni cię do wiary we Mnie, tak abyś czynił dzieła, które Ja czyniłem, a nawet większe, bo Ja jestem z Ojcem a wy poznacie Jego miłość do Mnie i dzieła, które będzie wam dane wykonać, uwielbią Mnie. Teraz, tylko ze względu na ciebie mówię znowu, 'Niech miłość mojego Ojca będzie w tobie'". Byłem nad wyraz wdzięczny za to całe doświadczenie. "Kocham Twoje sądy" - powiedziałem odwracając się tyłem do Tronu Sędziowskiego, lecz Pan powstrzymał mnie. "Nie oglądaj się do tyłu. Nie ma mnie tam dla ciebie, jestem tutaj. Poprowadzę cię z tego miejsca z powrotem na twoje miejsce w bitwie, ale nie wolno ci spoglądać do tyłu. Musisz widzieć Mój Sędziowski Tron w twoim własnym sercu, bo właśnie tam teraz jest". "Tak jak Ogród i jak Skarby Zbawienia..." - pomyślałem sobie. "Tak. Wszystko co robię, robię to w twoim sercu. Tam właśnie płyną wody rzeki żywej. Tam jestem". Wtedy skinął na mnie a ja spojrzałem na siebie i ściągnąłem płaszcz pokory. Byłem oszołomiony tym, co zobaczyłem. Moja zbroja miała w sobie tę samą chwałę, która otaczała Jego. Szybko przykryłem ją z powrotem moim płaszczem. "Tej nocy przed ukrzyżowaniem modliłem się do Mojego Ojca, aby chwała, którą miałem na początku z Ojcem, była z Moimi Ludźmi tak, aby byli jednym. To Moja chwała jednoczy. Kiedy zgromadzacie się z innymi, którzy Mnie kochają, Moja chwała będzie spotęgowana. Im większa będzie Moja chwała przez połączenie się tych, którzy Mnie kochają, tym bardziej świat pozna, że zostałem przysłany przez Ojca. Teraz świat naprawdę się dowie, że jesteście Moimi uczniami, ponieważ będziecie Mnie kochać i będziecie kochać siebie nawzajem". Gdy tak patrzyłem na Pana, moja pewność ciągle wzrastała. Czułem się tak jakbym był obmywany w moim wnętrzu. Wkrótce czułem się gotowy, by zrobić wszystko o cokolwiek On poprosi. "Jest jeszcze ktoś, kogo musisz spotkać zanim powrócisz do bitwy" - powiedział idąc ze mną. Ja tym czasem, nie mogłem wyjść z podziwu, jak Jego chwała z każdą chwilą stawała się coraz większa. "Za każdym razem, gdy patrzysz na mnie oczami swojego serca, twój umysł bardziej się odnawia - kontynuował - Pewnego dnia będziesz w stanie przebywać bez przerwy w Mojej obecności. Gdy tak będzie, wszystko to, czego nauczyłeś się od Mojego Ducha, stanie się dla ciebie dostępne i Ja będę dostępny dla ciebie". Słyszałem i rozumiałem Jego słowa, ale Jego chwała tak mnie intrygowała, że musiałem zapytać: "Panie, dlaczego teraz jesteś dużo bardziej pełen chwały niż wtedy, gdy ukazywałeś mi się jako Mądrość"? "Ja się nigdy nie zmieniam, ale ty tak. Zmieniasz się, gdy patrzysz na Moją chwałę z odsłoniętą twarzą. Doświadczenia, które cię tu spotkały usunęły z twej twarzy zasłony, co pozwoliło ci ujrzeć Mnie wyraźniej, lecz nic nie usuwa ich tak szybko jak wpatrywanie się w Moją miłość". Wtedy Pan zatrzymał się, a ja odwróciłem się w stronę najbliższych tronów. Ciągle byliśmy w miejscu, gdzie siedzieli najwięksi królowie. Nagle na jednym z tronów rozpoznałem człowieka. "Przepraszam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd pana znam". "Widziałeś mnie kiedyś w wizji" - odpowiedział. Od razu sobie przypomniałem i byłem wstrząśnięty! "A więc byłeś prawdziwą osobą"! "Tak" - odpowiedział. Przypomniał mi się dzień, w którym jako młody chrześcijanin przeżywałem pewne życiowe frustracje. Wy-szedłem na środek parku niedaleko mojego domu i postanowiłem czekać tak długo, aż Pan się do mnie odezwie. Gdy tak siedziałem czytając Biblię, zostałem pochwycony przez wizję, jedną z pierwszych w moim życiu. Ujrzałem człowieka, który żarliwie służył Panu. Bez przerwy głosił ewangelię, nauczał, odwiedzał chorych i modlił się za nich. Był gorliwy dla Pana i miał prawdziwą miłość dla ludzi. Później zobaczyłem innego człowieka, który wyglądał na włóczęgę, albo osobę bezdomną. Kiedy na jego drodze pojawił się mały kociak, mężczyzna zaczął go kopać, jednak po chwili powstrzymał się i tylko zepchnął go dość szorstko z drogi. Wtedy Pan zapytał mnie, w którym z tych dwóch mężczyzn moim zdaniem Pan miał większe upodobanie? "Pierwszy" - powiedziałem bez wahania. "Nie, drugi" - odpowiedział Pan i zaczął opowiadać mi historie obydwu mężczyzn. Pierwszy z nich został wychowany we wspaniałej rodzinie, która zawsze znała Pana. Wzrastał w rozwijającym się kościele, a potem uczęszczał do najlepszych szkół biblijnych. Otrzymał sto porcji Jego miłości, lecz użył tylko siedemdziesięciu pięciu. Drugi człowiek urodził się głuchy. Był molestowany i trzymany na ciemnym, zimnym strychu do czasu, gdy w wieku ośmiu lat został tam odnaleziony przez władze. Następnie był przenoszony z jednej instytucji do drugiej, gdzie w dalszym ciągu był wykorzystywany. W końcu znalazł się na ulicy. Aby mógł to przetrwać, Pan dał mu tylko trzy porcje swojej miłości, on zaś użył każdej małej cząstki tej miłości, aby zwalczyć gniew w swoim sercu i powstrzymać się, by nie zranić kotka. Teraz patrzyłem na człowieka, który był królem i siedział na tronie tak chwalebnym, że sam Salomon nie mógłby go sobie wyobrazić. Ustawione w szyki zastępy aniołów stały, czekając na jego rozkazy. Spojrzałem na Pana z trwogą. Ciągle nie mogłem uwierzyć, że był on prawdziwy a tym bardziej, że był jednym z wielkich królów. "Panie, proszę opowiedz mi resztę jego historii". "Oczywiście, po to tu jesteśmy. Angole był tak wierny w tym co mu dałem, że otrzymał ode mnie jeszcze trzy porcje Mojej miłości. Użył ich do tego by przestać kraść. Nie wiele brakowało a umarłby z głodu, ale mimo to nie chciał wziąć niczego, co nie należało do niego. Kupował jedzenie za to, co otrzymywał z uzbieranych butelek lub z dorywczych prac, które czasem pozwalano mu wykonywać w ogródkach. Nie słyszał, ale nauczył się czytać więc wysłałem mu traktat ewangelizacyjny. Kiedy go czytał, Duch Święty otworzył jego serce i Angelo oddał mi swoje życie. Znowu podwoiłem porcję Mojej miłości, a on wiernie użył wszystkiego, co otrzymał. Chciał dzielić się mną z innymi, ale nie mógł mówić. Mimo iż żył w nędzy zaczął wydawać połowę wszystkiego, co zarabiał na traktaty, które później rozdawał na rogach ulic". "Ilu ludzi przyprowadził do Ciebie"? - spytałem, myśląc, że musiały być to tłumy, skoro siedzi teraz z królami. "Jednego - odpowiedział Pan - Aby go zachęcić, pozwoliłem mu przyprowadzić do Mnie umierającego alkoholika. Był tak zachęcony, że stałby tak na rogach ulic przez wiele lat, aby przyprowadzić choćby jedną osobę do upamiętania. Jednak całe niebo błagało Mnie, żebym zabrał go tutaj i Ja również chciałem, by otrzymał już swoją nagrodę". "Ale co on zrobił żeby zostać królem"? - spytałem. "Był wierny we wszystkim co mu dałem i we wszystkim zwyciężył, aż stał się takim jak Ja i umarł jako męczennik". "Ale co przezwyciężył i jak został umęczony"? "Zwyciężył świat Moją miłością. Bardzo niewielu przezwyciężyło tak dużo, mając tak mało. Wielu Moich ludzi mieszka w domach, których jeszcze sto lat temu pozazdrościliby im królowie ze względu na ich wygody, lecz oni nie doceniają tego podczas gdy Angelo potrafił być tak wdzięczny za karton w zimną noc, że zamieniał go w pełną chwały świątynię Mojej obecności. Zaczął kochać wszystko i wszystkich. Potrafił bardziej cieszyć się jednym jabłkiem, niż niektórzy Moi ludzie wielką ucztą. Był wierny we wszystkim co mu dałem, mimo iż nie było tego dużo w porównaniu z tym, co dałem innym, łącznie z tobą. Pokazałem ci go w wizji, bo wiele razy przechodziłeś obok niego". "Naprawdę? l co mówiłem"? "Powiedziałeś: ' Znowu jeden z tych Eliaszy, który pewnie uciekł i z dworca autobusowego'. Nazwałeś go 'religijnym szaleńcem' wysłanym przez wroga, by odstraszać ludzi od Ewangelii". Jak dotąd, był to najgorszy cios w całym tym doświadczeniu. Byłem więcej niż zszokowany, byłem przerażony. Próbowałem sobie przypomnieć tamto wydarzenie, ale nie mogłem, po prostu dlatego, że było wiele temu podobnych. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiego współczucia dla brudnych, ulicznych kaznodziejów, którzy wydawał i się być specjalnie wysłani, by zniechęcać ludzi do Ewangelii. "Przepraszam Panie. Tak mi przykro". "Jest ci wybaczone"- szybko odpowiedział, "l masz rację. Jest wielu, którzy próbują głosić ewangelię na ulicach dla złych lub nawet haniebnych celów. Mimo to, jest wielu szczerych, choć często nieuczonych i niewychowanych. Nie możesz oceniać ludzi po wyglądzie. Jest tak wielu prawdziwych sług wśród tych, którzy wyglądają jak on, jest ich również wielu wśród wypielęgnowanych profesjonalistów we wspaniałych katedrach i organizacjach, które powstały w Moim Imieniu". Wtedy Pan wskazał mi na Angelo. Gdy odwróciłem się, ten zszedł ze stopni swojego tronu i znalazł się tuż przede mną. Otwierając swe ramiona uścisnął mnie mocno i pocałował moje czoło jak ojciec. Miłość wylała się nade mną i przeze mnie tak, że czułem jak to przeciąża mój system nerwowy. Kiedy wreszcie mnie puścił, chwiałem się jak bym był pijany, lecz było to wspaniałe uczucie? Była to miłość, jakiej jeszcze nigdy nie czułem. "Angelo mógł ci to dać już na ziemi" - mówił Pan dalej". Miał wiele do darowania Moim ludziom, ale oni nie zbliżali się do niego. Nawet moi prorocy unikali go. Wzrastał w wierze dzięki Biblii i kilku książkom, które kupił i czytał ciągle na nowo. Próbował iść do kościoła, ale nie znalazł żadnego, który by go przyjął. Gdyby go przyjęli, przyjęli by Mnie - był moim pukaniem do ich drzwi". Gdy Pan mówił, ja uczyłem się nowej definicji smutku. "Jak on umarł?"- spytałem, pamiętając że był męczennikiem i prawie oczekując, że w jakiś sposób mogłem być za to odpowiedzialny. "Zamarzł na śmierć próbując utrzymać przy życiu starego włóczęgę, który zemdlał na mrozie". Gdy patrzyłem na Angelo, nie mogłem uwierzyć, jak twarde było moje serce. A jednak, nie rozumiałem jak Angelo został męczennikiem. Myślałem, że jest to tytuł zarezerwowany dla tych, którzy umarli, bo nie poszli na kompromis w swoim świadectwie. "Panie, wiem że on naprawdę jest zwycięzcą - powiedziałem - I że sprawiedliwe jest to, że tu przebywa; ale czy ci, którzy umierają w ten sposób, są uważani za męczenników?" "Angelo był męczennikiem każdego dnia swojego życia. Robił dla siebie tylko tyle, by móc przeżyć i chętnie ofiarował swoje życie aby uratować przyjaciela w potrzebie. Jak Paweł napisał do Koryntian, nawet gdybyś ciało swoje wydał na spalenie, a nie miałbyś miłości, na nic by się to zdało. Angelo umierał każdego dnia, gdyż nie żył dla siebie, ale dla innych. Gdy był na ziemi, zawsze uważał się za najmniejszego ze świętych, ale był jednym z największych. Jak już się dowiedziałeś, wielu z tych, którzy uważają się za największych lub są uważani za największych przez innych, kończą tutaj jako najmniejsi. Angelo nie umarł dla doktryny, ani nawet dla swojego świadectwa, lecz umarł za Mnie". "Panie, pomóż mi to zapamiętać. Proszę, nie pozwól mi zapomnieć tego, co tu widzę, kiedy powrócę - błagam". "Dlatego jestem tu z tobą i będę z tobą, gdy powrócisz. Mądrość ma patrzeć Moimi oczami i nie osądzać po pozorach. Pokazałem ci Angelo w wizji po to, byś go rozpoznał gdy będziesz przechodził obok niego na ulicy. Gdybyś podzielił się z nim wiedzą o jego przeszłości, którą objawiłem ci w wizji, oddałby ci swoje życie już wtedy. Mógłbyś wtedy uczyć tego wielkiego króla, a on miałby niesamowity wpływ na Mój Kościół. Gdyby Moi ludzie patrzyli na Innych tak, jak Ja patrzę, Angelo i inni jemu podobni byliby rozpoznawani. Stawiano by ich za najlepszymi kazalnicami a Moi ludzie zjeżdżaliby się z krańców świata, aby siedzieć u ich stóp, bo wtedy siadali by u Moich stóp. Angelo nauczyłby was jak kochać i jak inwestować dary, które wam dałem abyście mogli rodzić dużo więcej owoców". Bytem tak zawstydzony, że nie chciałem nawet patrzeć na Pana, ale w końcu odwróciłem się z powrotem do Niego, gdyż czułem że mój ból ciągnie mnie znowu w stronę koncentrowania się na sobie. Gdy spojrzałem na Niego, byłem dosłownie oślepiony Jego chwałą. Zabrało to pewien czas, lecz stopniowo moje oczy przyzwyczajały się tak, bym mógł Go oglądać. "Pamiętaj, że jest ci przebaczone" - powiedział. - "Nie pokazuję ci tych rzeczy by cię potępić, ale by cię uczyć. Zawsze pamiętaj, że współczucie usunie zasłony z twojej duszy prędzej, niż cokolwiek innego". Gdy znowu zaczęliśmy iść, Angelo odezwał się po raz pierwszy: "Proszę, pamiętajcie o moich przyjaciołach, bezdomnych. Wielu z nich będzie kochać naszego Zbawcę, jeśli ktoś do nich pójdzie". Jego słowa miały w sobie taką moc, że byłem zbyt poruszony by odpowiedzieć, więc tylko kiwnąłem głową. Wiedziałem, że słowa te były dekretem wielkiego króla i wielkiego przyjaciela Króla królów. "Panie, czy pomożesz mi pomagać bezdomnym"? "Pomogę każdemu, który Mi pomaga" - odpowiedział. "Kiedy kochasz tych, których Ja kocham, będziesz zawsze miał Moją pomoc. Będzie ci dany Pomocnik według miary miłości do nich. Wiele razy prosiłeś Ojca o więcej Mojego namaszczenia; otrzymasz je w taki sposób: Kochaj tych, których Ja kocham. Kiedy kochasz ich, kochasz Mnie. Kiedy dajesz im, dajesz Mi, a Ja dam ci więcej w zamian...".Mój umysł powędrował do mojego miłego domu i innych rzeczy, które posiadałem. Nie byłem bogaczem, ale według ziemskich standardów wiedziałem, że żyłem lepiej niż królowie jeszcze wieki temu. Nigdy wcześniej nie czułem się z tego powodu winny, aż do teraz. W pewien sposób było to dobre uczucie, ale równocześnie czułem, że nie jest właściwe. Znów spojrzałem na Pana wiedząc, że na pewno mi pomoże. "Przypomnij sobie, co mówiłem o tym jak Mój doskonały zakon miłości oddzielił światłość od ciemności. Mam upodobanie w dawaniu Mojej rodzinie dobrych darów, tak samo jak ty twojej. Chcę, żebyś cieszył się nimi i doceniał je. Tylko nie możesz ich uwielbiać, i musisz z wolnością dzielić się nimi, gdy ci to polecę. Mógłbym machnąć Moją ręką i natychmiast usunąć wszelką nędzę z ziemi. Przyjdzie dzień rozrachunku, gdy góry i wzniesienia zostaną obniżone a biedni i uciskani zostaną podniesieni, ale Ja muszę tego dokonać. Ludzkie współczucie jest mi tak samo przeciwne, jak ludzki ucisk. Ludzkiego współczucia używa się jako substytutu mocy Mojego krzyża. Nie powołałem was do ofiary, lecz do posłuszeństwa. Czasami będziesz musiał coś poświęcić, aby być Mi posłusznym, ale jeśli twoja ofiara nie wynika z posłuszeństwa, jedynie nas rozdzieli". "Jesteś winien tego, że źle osądziłeś i potraktowałeś tego wielkiego króla, gdy był Moim sługą na ziemi. Nie osądzaj nikogo nie zapytawszy Mnie o zdanie. Ominęło cię więcej spotkań, które dla ciebie przygotowałem niż możesz to sobie wyobrazić tylko dlatego, że nie byłeś wrażliwy na Mnie. Jednak nie pokazałem ci tego po to byś czuł się winien, lecz po to by przyprowadzić cię do upamiętania i abyś nie zmarnował więcej okazji. Jeśli po prostu zareagujesz poczuciem winy, zaczniesz robić różne rzeczy, by zrekompensować swą winę, co jest obrazą Mojego krzyża. Mój krzyż może sam usunąć twoją winę a ponieważ poszedłem na krzyż, aby usunąć twoją winę, wszystko co robisz z poczucia winy, nie jest robione dla Mnie". "Nie raduję się widokiem cierpiących ludzi" - Mądrość kontynuowała. - "Ale ludzkie współczucie nie doprowadzi ich do krzyża, który jedynie może ulżyć ich prawdziwemu cierpieniu. Straciłeś Angelo, ponieważ nie chodziłeś we współczuciu. Będziesz miał go więcej, gdy powrócisz, ale twoje współczucie musi nadal być poddane Mojemu Duchowi. Nawet Ja nie uzdrawiałem wszystkich, dla których miałem współczucie, lecz czyniłem tylko to, co widziałem, że Mój Ojciec czynił. Nie możesz robić rzeczy tylko ze współczucia. Musisz robić to w posłuszeństwie Mojemu Duchowi. Tylko wtedy twoje współczucie ma moc odkupienia ". "Powierzyłem ci dary Mojego Ducha. Poznałeś Moje namaszczenie w twoim głoszeniu i pisaniu, ale poznałeś w dużo mniejszym stopniu niż zdajesz sobie z tego sprawę. W rzeczywistości rzadko widzisz Moimi oczami i słyszysz Moimi uszami lub rozumiesz Moim sercem. Beze Mnie nie możesz uczynić nic, co mogłoby przynieść korzyść Mojemu Królestwu lub rozszerzać Moją Ewangelię. Walczyłeś w Mojej bitwie, a nawet widziałeś szczyty Mojej góry. Nauczyłeś się używać strzał Prawdy i trafiać nimi we wroga. Nauczyłeś się też w niewielkim stopniu używać Mojego miecza. Lecz to miłość jest Moją największą bronią. Miłość nigdy nie zawiedzie. Ona będzie tą mocą, która zniszczy dzieła diabła. I to właśnie miłość ujawni Moje Królestwo. Miłość jest sztandarem nad Moją armią. Pod tym sztandarem musicie teraz walczyć". Po tym skręciliśmy w korytarz opuszczając wielką Salę Sądową. Chwała Mądrości otaczała mnie ze wszystkich stron, ale przestałem już widzieć Go wyraźnie. Nagle natknąłem się na drzwi. Odwróciłem się, ponieważ nie chciałem odchodzić, ale od razu wiedziałem, że muszę. Do tych właśnie drzwi przyprowadziła mnie Mądrość. Musiałem przez nie przejść.

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przedrukowano za pozwoleniem z "The Morning Star Journal" (kwartalny magazyn) oraz" The Final Quest" (książka). Copyright Rick Joyner. The Morning Star Publications 16000 Lancaster Hwy., Charlotte, NC 28277 USA, tel. 704-542-0280 Copyright polskiej wersji: Wydawnictwo „Absolutnie Fantastyczne". Wydanie drugie Grudzień 1998. Do ilustracji wykorzystano skany z: „BIBLII w rycinach Gustave'a Dore". Ilustracja na okładce przedstawia bitwę pod Agincourt w 1415 roku pomiędzy Anglią i Francją. Redakcja "AF" bardzo dziękuje Wspólnocie "Wieczernik" z Kielc, Joannie Kupczyńskiej z Wrocławia, Edmundowi Bełcząckiemu ze Świdnika oraz Joannie Skupień; Bogdanowi Olechnowiczowi i Joannie Dera z Gorzowa WIkp. za pomoc w tłumaczeniu, korektach i przygotowaniu tego poselstwa.

 

Skopiowano za pozwoleniem wydawcy

magazynu Absolutnie Fantastyczne - www.af.com.pl