The Final Quest
Zastępy Piekielne Maszerują
O Autorze
Rick Joyner
Jest Amerykaninem, mieszkającym w Charlotte w
Północnej Karolinie. Jest uznanym mówcą konferencyjnym w Stanach Zjednoczonych
jak i Europie, a także autorem licznych książek - jedna z nich pt. "Były dwa drzewa w ogrodzie..." ukazała się w języku
polskim staraniem Instytutu Wydawniczego "Rhema" z Kielc.
Szereg jego artykułów publikowanych było w Magazynie
Chrześcijan "Absolutnie Fantastyczne", łącznie z wydanym całym numerem z
niepublikowanymi dotąd w języku polskim proroctwami i poselstwami proroczymi -
informację o tym znajdziesz w innym miejscu tej publikacji.
Rick Joyner jest także założycielem i dyrektorem
"Morning Star Publications and Ministries" oraz wydawcą kwartalnika "The Morning
Star Journal", którego polska edycja ukazuje się od końca 1997 roku (zamówienia
należy kierować na adres: Instytut Wydawniczy "Rhema", ul. Piotrkowska 12 p.
812, 25-510 Kielce, e-mail:rhema@complex.com.pl). W tym czasopiśmie można
odnaleźć również sporo jego artykułów (oraz tą samą książkę z nowym tytułem
"Ostatnia Bitwa").
Seria artykułów "Zastępy piekielne maszerują", które
w końcu ukazały się jako książka (pod tytułem: "The Final Quest") szybko stała
się najpoczytniejszą pozycją w dorobku autora. Niniejsza publikacja zawiera
całość tej wizji. Jest to już drugie wydanie tego poselstwa przez nasze
Wydawnictwo. Różni się tym, w porównaniu do poprzedniego, że zawiera wszystkie
części, uzupełnione o dodatkowe uwagi autora. Jest także poprawione.
Poniżej publikujemy kilka opinii osób, które czytały
to poselstwo:
"Nigdy nie sądziłem, że napomnienie pochodzące z
Bożego serca może mieć tak słodki
i pełen miłości smak. Potem, gdy już ochłonąłem z oczarowania głębią i
wspaniałością tego objawienia, mogłem powiedzieć Panu tylko jedno: "Błagam,
zmień moje serce"!
Być może lektura wizji Ricka Joynera wywoła sporo
teologicznych pytań i argumentów. Najważniejsze jest jednak to, że każdy, dla
którego głód Boga stał się treścią życia, znajdzie w lekturze tej książki Boże
serce i drogę do przemiany życia".
Marek Kamiński, pastor Kościoła Zielonoświątkowego,
zbór 'Betel' w Koszalinie"
Jedna z osób z naszego zboru po przeczytaniu wizji
"Zastępy piekielne maszerują" powiedziała: "Dobrze, że czytam to na siedząco, bo
jej treść powaliłaby mnie z nóg, gdybym stał". Myślę, że to stwierdzenie w pełni
oddaje treść wizji, którą otrzymał Rick Joyner. Jej przekaz obnaża, objawia,
zachęca, a przede wszystkim przybliża nas do Boga. Po przeczytaniu tej wizji
ciśnie się na usta refleksja, która brzmi: Jest to zbyt głębokie i mądre, by
człowiek mógł wymyślić to sam. Warto przy okazji wspomnieć o samym autorze. Rick
Joyner należy do grupy uznawanych i sprawdzonych autorytetów w dziedzinie
posługi proroczej i nauczycielskiej. Miałem ten przywilej zapoznać się z kilkoma
publikacji tegoż autora i dwie rzeczy rzucają się od razu w oczy, jeśli chodzi o
jego poselstwo po pierwsze: jest ono od początku do końca chrystocentryczne, po
drugie: Jest ono wyrazem głębokiej i opartej na miłości społeczności z Bogiem.
Dlatego to, co przeczytałem w tej wizji jest dla mnie absolutnie wiarygodne i
godne polecenia każdemu człowiekowi, który świadomy jest czasów, w których
żyjemy".
Bogdan Olechnowicz, pastor Kościoła
Zielonoświątkowego, zbór "Hosanna" w Gorzowie WIkp.
"Podróżując po Polsce przez ostatnie 19 lat miałam
sporo możliwości, by poznawać wewnętrzne problemy wielu zborów jak i wspólnot
katolickich. Większość tych problemów wiązała się z grzechami języka takimi jak:
oskarżenia, oszczerstwo, którym towarzyszyło zamieszanie i zranienia. Wizja
"Zastępy piekielne maszerują" Ricka Joynera bardzo obrazowo odtwarza świat
duchowy i pokazuje klarownie, jaka jest sytuacja chrześcijan walczących ze sobą,
a nie ze wspólnym wrogiem, jakim jest szatan, oskarżyciel braci. Tak właśnie
nazywa go Pismo Święte. Wiele razy chrześcijanie niewinnie wyrażając swoje
zdanie i opinie nieświadomie przyczyniają się do tego, że siły demoniczne
opanowują albo blokują skuteczność kościołów i wspólnot w walce duchowej z
wrogiem. Wrogiem, z całą pewnością nie jest mój brat czy siostra w Jezusie
niezależnie, w jakim zgromadzeniu się znajduje. Bardzo dziś potrzebujemy
zobaczyć, że za każdą naszą negatywnie wyrażoną opinią albo wypowiedzianą z
niewłaściwej postawy serca może stanąć siła demoniczna. W naszych ustach musi
znaleźć się miecz, który będzie narzędziem niszczącym szatana, a nie miecz,
który godzi w chrześcijan. Wizja Joynera daje jasną odpowiedź jak możemy to
czynić skutecznie".
Irena Stankiewicz, pastor Wspólnoty Chrześcijańskiej
"Wieczernik" w Kielcach
WSTĘP
Na początku 1995 roku otrzymałem od Pana sen, który
był pierwszym z serii kilku powiązanych ze sobą doświadczeń proroczych. W
skróconej wersji opublikowałem ten sen w biuletynie "Morning Star" i "Morning
Star Journal" pod wspólnym tytułem "Zastępy piekielne maszerują". Kiedy w
modlitwie pytałem Pana o tę potężną duchową walkę, którą widziałem we śnie
otrzymałem od niego serię wizji i doświadczeń proroczych, które odnosiły się do
tego snu. Opisałem je znów w skróconej formie w "Morning Star Journal" pod
tytułem "Zastępy piekielne maszerują", część II i III. Wszystkie trzy
opublikowane przez nas części stały się od razu naszymi bestsellerami.
Zostaliśmy zasypani prośbami o opublikowanie wszystkich trzech części w formie
książkowej. Postanowiłem tak uczynić uzupełniając teks o te fragmenty, które
zostały pominięte w wersji skróconej. Kiedy byłem już gotowy, aby oddać cały
tekst do druku, otrzymałem kolejne widzenie, które oczywiście powiązane było z
otrzymanymi wcześniej wizjami. To, co otrzymałem tym razem wydawało mi się
najbardziej istotne. Widzenie to zawarte jest w części IV i V tej książki.
Pierwsze trzy części są również uzupełnione o fragmenty pominięte podczas
poprzedniej publikacji.
Jak otrzymałem te wizje?
Jedno z najczęściej zadawanych mi pytań dotyczy
tego, w jaki sposób te wizje otrzymałem. Uważam, że jest to istotne pytanie, i
dlatego zamierzam na nie krótko odpowiedzieć. Po pierwsze muszę wyjaśnić, co
rozumiem pod pojęciem "wizja" lub "doświadczenie prorocze".
"Prorocze doświadczenia" jak zwykłem je określać
mogą być różnorodne i jest ich wiele. Składają się na nie te wszystkie sposoby,
przez które Pan przemawiał do swojego ludu, a co zapisane jest w Jego Słowie.
Ponieważ Pan się nie zmienił i jest taki sam dzisiaj, jaki był i wczoraj, w
związku z tym nie zmienił się też sposób, w jaki odnosi się On do swojego ludu.
Takie same doświadczenia były też udziałem Kościoła na przestrzeni wieków. Tak
jak wyjaśnił to Apostoł Piotr w swoim kazaniu, które zapisane jest w 2 rozdziale
Dziejów Apostolskich, sny, wizje i proroctwa są szczególnie charakterystyczne w
dniach ostatecznych, jak również w okresach wylania Duch Świętego. Zbliżając się
z całą pewnością do końca wieków te sposoby Bożego komunikowania się ze swoim
ludem stają się coraz częstsze.
Powodem, dla którego znaki te występują coraz
częściej jest to, iż będziemy ich potrzebowali do wypełnienia zadań, które są
przed nami. Prawdą jest też, iż szatan, który zna Boże Słowo lepiej niż niejeden
chrześcijanin, rozumiejąc rolę, jaką odgrywa prorockie objawienie w relacji Boga
i jego ludu, wylewa swoje podrobione dary, obdarzając nimi swoje sługi. Jednakże
nie byłoby falsyfikatu czy podróbki, gdyby nie istniał oryginał, tak samo jak
nie istnieje podrobiony banknot trzydolarowy, bo nie istnieje też prawdziwy.
Wkrótce po tym jak zostałem chrześcijaninem w 1972
roku czytając fragment z Dz. Ap.2 rozdziału zrozumiałem, jak ważnym w naszych
czasach jest to, byśmy pojęli w jaki sposób Pan chce do nas mówić. Nie pamiętam
abym na samym początku modlił się o tego typu doświadczenia, ale to nie zmieniło
faktu, że kilka takich doświadczeń otrzymałem, co jeszcze bardziej zmobilizowało
mnie, aby więcej na ten temat się dowiadywać. Od tamtego czasu przechodziłem
przez okresy, gdzie tego typu prorocze przeżycia były bardzo częste. Potem
przychodziły z kolei długie okresy "posuchy" w tej sferze. Kiedy znów powracały,
to za każdym razem ich intensywność jak i częstotliwość znacznie wzrastały. W
ostatnim okresie są i częste, i intensywne. Przez te wszystkie doświadczenia
nauczyłem się bardzo dużo na temat proroczego obdarowania i wszystkiego, co jest
z tym związane, a co obszerniej opisuję w książce, która niedługo się ukaże
(ukazała się w 1997 roku - przyp. tłumacza).
Istnieje wiele poziomów proroczego objawienia.
Najbardziej podstawowy poziom dotyczy czegoś, co określam jako "wrażenie"
(impresja). Mogą to być prawdziwe objawienia zawierające niezwykłe i konkretne
informacje. Muszą być jednak zinterpretowane przez doświadczone osoby. Warto
przy tym dodać, że na tym poziomie "objawienia", które otrzymujemy mogą być
przemieszane z naszymi własnymi odczuciami, uprzedzeniami jak i teologicznymi
poglądami. Dlatego rzeczą niewłaściwą jest, by na tym poziomie prorokowania
używać sformułowania" Tak mówi Pan". Na tym samym poziomie możemy również
otrzymywać wizje. Są one subtelne i muszą być spostrzegane "oczami nasze-go
serca". Wizje te również mogą zawierać szczegółowe i trafne informacje,
szczególnie zaś wtedy, kiedy otrzymywane są i interpretowane przez osoby mające
doświadczenie w tej dziedzinie. Im bardziej "oczy naszego serca są otwarte" jak
modlił się o to Apostoł Paweł w Efezjan 1,18, tym bardziej pożyteczne mogą
okazać się te objawienia.
Następny poziom objawienia wiąże się z głęboką
świadomością obecności Pana, która przynosi namaszczenie Ducha Świętego
oświecające w szczególny sposób nasz umysł. Często doświadczam tego pisząc lub
przemawiając, i w tym samym czasie przychodzi do mnie przekonanie o wadze i
precyzyjności tego, o czym mówię. Wierzę, że może to być zbliżone do
doświadczenia apostołów, którzy pisali nowotestamentowe listy. Tego typu
doświadczenia wydają się być pewne, ale w dalszym ciągu istnieje na tym poziomie
możliwość, że rzeczywiste objawienie zostanie zniekształcone poprzez nasze
własne uprzedzenia, teologię itp. Dlatego też uważam, że Paweł w pewnych
sprawach - jak sam zaznaczał - wyrażał swoją opinię, ufając, iż czyniąc to, ma
na to Boże przyzwolenie. Generalnie rzecz ujmując, w całej tej sferze
potrzebujemy więcej prawdziwej pokory niż sztywnego dogmatyzmu.
Tzw. "wizje otwarte" pojawiają się na wyższym
poziomie niż zwykłe wrażenia lub impresje. Wydaje się, iż objawienia odbierane
na tym poziomie są czytelniejsze i bardziej jasne niż te, o których
wspomnieliśmy do tej pory. Wizje otwarte są "zewnętrzne" i można je oglądać jak
obraz na rzeczywistym ekranie. Ponieważ nie można tymi obrazami sterować,
dlatego też wierzę, że jest znacznie mniejsza możliwość zniekształcenia tego
objawienia przez nas samych.
Następny poziom proroczego doświadczenia jest stanem
zachwycenia. W taki stan zachwycenia popadł Piotr, który udał się później do
domu Korneliusza zwiastować po raz pierwszy ewangelię poganom. Podobne
doświadczenie miał również Paweł, który przebywając w świątyni popadł w stan
zachwycenia w trakcie modlitwy. Opisane jest to w 22 rozdziale Dziejów
Apostolskich. Stan zachwycenia jest jakby snem w momencie, w którym pozostajemy
w pozycji czuwania. Zamiast oglądania "filmu na ekranie" jak ma to miejsce
podczas otwartych wizji czujesz się jakbyś występował w filmie, ale w taki
dziwny sposób. Stany zachwycenia mogą przebiegać łagodnie tak, że nie traci się
kontaktu z otaczającą nas rzeczywistością, a nawet można na nią w tym samym
czasie wpływać, aż do stanu, w którym czujemy się jakbyśmy tam naprawdę
fizycznie przebywali. Było to jak się wydaje częstym doświadczeniem proroka
Ezechiela jak również Apostoła Jana, który najprawdopodobniej w taki sposób
otrzymał większość swoich wizji opisanych w Apokalipsie.
Wszystkie wizje zawarte w tej książce rozpoczęły się
od snu. Część z tego, co tu opisuję, otrzymałem na poziomie silnego odczuwania
Bożego namaszczenia, niemniej jednak przeważającą część tego, czym się dzielę
otrzymałem w trakcie zachwycenia. Objawienie to przyjąłem na poziomie, który
pozwalał mi na świadomy kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością do tego
stopnia, że byłem nawet w stanie odbierać dzwoniący telefon. Po tym mogłem
powrócić do miejsca, z którego wyszedłem. Pewnego razu intensywność proroczego
doświadczenia była tak silna, że musiałem przerwać i opuściłem górę modlitewną,
na której najczęściej szukam Pana i udałem się do domu. Po tygodniu, kiedy
powróciłem z powrotem, byłem w stanie powrócić w duchu do tego samego miejsca,
które zostawiłem tydzień wcześniej. Z doświadczenia wiem, że tego typu
doświadczeń nie da się "wywołać”, ale z pewnością zawsze miałem wolność by
decyzją własnej woli je powstrzymać.
Dwukrotnie duże części prezentowanej tutaj wizji
otrzymałem w czasie, który wydawał się dla mnie niezbyt korzystny z tego powodu,
iż mając pewne zadania do wykonania, ścigany byłem terminami. Między innymi z
tego też powodu dwie edycje naszego magazynu "Morning Star Journal" jak również
jedna z moich książek ukazały się z opóźnieniem. Wydaje się, że Pan nie jest
związany naszymi planami i ter-minami ich realizacji.
W trakcie snów i stanów zachwycenia zauważyłem
szczególne wzmożenie daru słowa poznania. Czasami, kiedy modlę się o jakąś osobę
lub o Kościół czy czyjąś służbę zaczynam widzieć i wiedzieć rzeczy, co do
których nie miałem żadnego naturalnego poznania. W trakcie opisywanych tu przeze
mnie doświadczeń proroczych dar słowa poznania manifestował się na poziomie,
którego nie doświadczałem w "tej rzeczywistości". Dlatego też w tej wizji
patrząc na podział zastępów piekielnych byłem w stanie poznać ich strategię i
możliwości. Nie potrafię do końca wyjaśnić głębi tego poznania, wiem tylko, że
dotyczyło ono szczegółów. W niektórych przypadkach, kiedy patrzyłem na kogoś lub
na coś byłem w stanie znać ich przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Aby
zaoszczędzić trochę miejsca w tej książce, poznanie, które stało się moim
udziałem ująłem jako zbiór faktów bez próby wyjaśniania, w jaki sposób to
otrzymałem.
Korzystanie z proroczych objawień
Muszę z naciskiem tutaj podkreślić, że żaden rodzaj
proroczego objawienia nie jest dawany w celu ustanawiania jakichkolwiek doktryn.
Od ustanawiania doktryn jest Pismo Święte. Sfera prorocza ma dwa zasadnicze
zadania. Po pierwsze ma ona na celu objawienie strategicznej woli Bożej
dotyczącej teraźniejszości lub przyszłości w pewnych kwestiach. Zauważamy to w
przypadku Pawła, który we śnie otrzymał polecenie, aby udać się do Macedonii, a
później pozostając w stanie zachwycenia był pouczony by natychmiast udać się do
Jerozolimy. Tego typu przykłady widzimy również w życiu Agabusa. Jedno z tych
proroctw dotyczyło głodu, który miał przyjść na świat, drugie związane było z
podróżą Pawła do Jerozolimy. Widać też w Bożym Słowie, choć nie jest to może tak
wyraźne, że dawane objawienie pomagało zrozumieć jakąś prawdę ze Słowa Bożego.
Widzimy to w sytuacji, w której
Piotr otrzymuje objawienie będąc w stanie zachwycenia, które zarówno służyło
objawieniu woli Bożej w danej sytuacji, jak również rozjaśniało nauczanie
biblijne na temat tego, iż ewangelia była również dla pogan, a czego nie
rozumiał jeszcze Kościół. A więc prawda o tym, iż ewangelia miała też być
zwiastowana dla pogan była w Słowie, ale przez objawienie Piotra Kościół mógł ją
w ogóle dostrzec.
Wizje zawarte w "Zastępach ..." zawierają
strategiczne objawienia, ale także rzucają światło na pewne biblijne prawdy w
taki sposób, jakiego nie widziałem do tej pory. Większość z tych "rozjaśnionych"
przez objawienie prawd biblijnych znałem i nauczałem przez długie lata, ale
wiem, że nie żyłem nimi w pełni. Wiele razy myślałem o ostrzeżeniach, jakie
Paweł kierował do Tymoteusza, by ten przykładał większą uwagę do tego, co sam
naucza. Wiele z tych słów, które w trakcie wizji były skierowane do mnie, ja sam
osobiście w przeszłości nauczałem. Wiem o tym, że w życiu zaniedbywałem
wypełnianie tego, czego sam nauczałem, w związku z tym objawienie to przyjąłem
jako formę osobistego napomnienia. Niektórzy zachęcali mnie, aby spisać tę wizję
w formie alegorycznej w trzeciej osobie podobnie jak uczynione jest to w
"Wędrówce Pielgrzyma", Nie zdecydowałem się na to z kilku powodów. Po pierwsze
czuję, że niektórzy uznaliby to za rezultat moich własnych zdolności twórczych,
i oczywiście byłoby to złe. Życzyłbym sobie być tak twórczy, ale niestety nie
jestem. Poza tym pomyślałem, że jeśli przekażę to w taki sposób, w jaki to
otrzymałem (starałem się to uczynić najlepiej jak potrafię) będzie to bardziej
precyzyjne i dokładne. Chociaż moja pamięć dotycząca szczegółów jest jedną z
moich najsłabszych stron i w pewnych momentach sam kwestionowałem pewne
szczegóły z tej wizji, to tym samym myślę, że wszyscy, którzy tę wizję czytają
muszą czuć też wolność by postąpić podobnie. Wierzę, że jest to właściwe, jeśli
chodzi o tego typu przesłania. Tylko Pismo Święte zasługuje sobie na miano
nie-omylnego. Kiedy będziesz czytał tę wizję, módl się by Duch Święty prowadził
cię do prawdy oddzielając ziarno od plew.
Rick Joyner
Armia złego
była wielka. Rozciągała się tak daleko, jak sięgał mój wzrok. Była podzielona na
dywizje, z których każda niosła inną chorągiew. Na przód wysunięte były dywizje
o nazwach: Duma, Własna Sprawiedliwość, Powszechne Poważanie, Egoistyczne
Ambicje, Niesprawiedliwy Osąd i Zazdrość. Poza moim polem widzenia było wiele
innych diabelskich dywizji, ale te, które stanowiły straż przednią piekielnej
armii wyglądały najpotężniej. Jej dowódcą był sam Oskarżyciel Braci.
Broń niesiona przez hordy także miała swoje nazwy
-miecze nazywały się Zastraszenie; oszczepy - Zdrada, a strzały - Oskarżenie,
Plotka, Obmowa i Krytycyzm. Zwiadowcy i mniejsze oddziały demonów o nazwach:
Odrzucenie, Zgorzkniałość, Niecierpliwość, Nieprzebaczenie i Pożądanie Fizyczne
były wysłane z przodu armii, aby przygotować wszystko przed głównym atakiem.
Te mniejsze oddziały były mniej liczne, lecz nie
mniej potężne od nadchodzących większych dywizji. Były one mniejsze ze
strategicznych powodów. Tak jak Jan Chrzciciel był pojedynczym człowiekiem i
został obdarzony nadzwyczajnym namaszczeniem do tego, by chrzcić masy i
przygotowywać je na przyjście Pana, tak te małe oddziały demoniczne zostały
wyposażone w niezwykłą siłę zła do tego by "chrzcić masy". Pojedynczy demon
Zgorzknienia był w stanie zasiać swą truciznę do całych tłumów ludzi, a nawet
całych ras lub kultur. Demon Pożądania zasiadał na jednym artyście, filmowcu lub
producencie reklam i wysyłał coś, co przypominało pioruny elektrycznego śluzu,
który uderzał i otępiał ogromne tłumy. Wszystko to miało przygotować miejsce
potężnej hordzie nadchodzących demonów.
Głównym celem armii było wywoływanie rozłamów.
Została ona wysłana, aby atakować każdy poziom relacji to znaczy: relacje
kościołów ze sobą nawzajem, zgromadzeń z ich pastorami, mężów z żonami, dzieci z
rodzicami, a nawet dzieci ze sobą nawzajem. Zwiadowcy zostali wysłani, aby
zlokalizować wyłomy w kościołach, rodzinach czy poszczególnych osobach, wówczas
Odrzucenie, Pożądanie mogły je wykorzystać i stworzyć większy wyłom dla
nadciągających dywizji. Najbardziej szokującą częścią wizji był fakt, że jeźdźcy
w tym zastępie poruszali się nie na koniach, ale na chrześcijanach! Większość z
tych chrześcijan była dobrze ubrana, wzbudzała szacunek i wyglądała na
dystyngowanych oraz wykształconych. Ludzie ci znali doskonale chrześcijańskie
doktryny i to uspokajało ich sumienia, lecz żyli życiem wypełnionym ciemnością.
Im więcej pozwalali ciemności przepełniać ich, tym bardziej demony przejmowały
kontrolę nad ich poczynaniami.
Wielu z tych wierzących było żywicielami więcej niż
jednego demona, choć oczywiście jeden był zawsze przywódcą. Natura przywódcy
miała wpływ na rodzaj oddziału, w którym maszerował. Mimo, iż wszystkie oddziały
szły razem robiło to wrażenie jakby cała armia była na skraju chaosu. Na
przykład: demony nienawiści nienawidziły inne demony tak mocno jak chrześcijan;
demony zazdrości zazdrościły sobie nawzajem. Jedynym sposobem, w jaki dowódcy
tej hordy powstrzymywali demony przed walką z innymi demonami było kierowanie
ich nienawiści, zazdrości itd. na ludzi, których ujeżdżały. Także pośród ludzi
często wybuchały walki.
Wiedziałem, że w taki sam sposób skończyły niektóre
armie, które nastawały na Izrael w Słowie Bożym, niszcząc same siebie. Kiedy ich
zamiary przeciw Izraelowi zostały udaremnione, wybuchały niekontrolowanym
gniewem i po prostu zaczynały walczyć ze sobą. Zauważyłem, że demony jeździły na
chrześcijanach, ale nie były wewnątrz nich, jak to miało miejsce w przypadku
niechrześcijan. Na przykład: gdy chrześcijanin ujeżdżany przez demona zazdrości
tylko zaczynał kwestionować tę zazdrość, demon natychmiast stawał się słabszy.
Wtedy ten słabnący demon rozpoczynał głośno krzyczeć, a przywódca tej dywizji
wysyłał wszystkie demony, by okrążyły owego chrześcijanina i atakowały go, aż
rozgoryczenie znowu rozpaliło się w nim. Jeśli to nie działało, demony cytowały
Biblię w tak przewrotny sposób, że usprawiedliwiało to jego gorycz, oskarżenia
itp.
Było oczywistym, że moc demonów wyrastała całkowicie
z mocy zwiedzenia chrześcijan, i udawało się im do tego stopnia, że
chrześcijanie będąc używanymi przez demony, cały czas myśleli, iż to Bóg się
nimi posługuje. Działo się tak dlatego, że chrześcijanie cl nieśli wysoko
sztandary samousprawiedliwienia zasłaniając prawdziwe.
Spojrzałem na tyły tej armii i ujrzałem towarzystwo
samego Oskarżyciela. Zacząłem wówczas rozumieć jego strategię i byłem zaskoczony
jej prostotą. Diabeł wiedział, że dom, który jest podzielony nie może się ostać,
a jego armia właśnie próbowała dokonać podziału Kościoła w taki sposób, aby
całkowicie odpadł od łaski. Jedynym sposobem, w jaki mogło się to udać było
użycie chrześcijan do walki z własnymi braćmi. Dlatego prawie wszystkie przednie
oddziały składały się z chrześcijan lub przynajmniej z nominalnych wierzących.
Każdy krok, który uczynili wierzący będąc posłuszni Oskarżycielowi, dawał mu
większą moc nad nimi. Zwiększało to pewność jego i jego przywódców. Było jasne,
że siła tej armii uzależniona jest od zgody chrześcijan na zło.
Więźniowie
Za tymi pierwszymi dywizjami ciągnęło wielu innych
chrześcijan, którzy również byli więźniami tej armii. Wszyscy oni byli
poranieni, a pilnowały ich małe demony Strachu. Wydawało się, że było więcej
więźniów, niż demonów w tej armii. Zadziwiające było to, że ci więźniowie wciąż
mieli swoje miecze i tarcze, ale ich nie używali. Szokujący był fakt, że tak
liczna grupa mogła być więziona przez tak niewiele demonów Strachu. Mogły one z
łatwością być zniszczone czy odparte, jeżeli więźniowie po prostu użyliby swojej
broni.
Niebo nad nimi było ciemne od sępów o nazwie
Depresja. Lądowały one na ramionach więźnia i wymiotowały na niego. To, co
zwymiotowały było potępieniem. Kiedy dosięgło to więźnia, wstawał on i przez
chwilę maszerował trochę prościej przed siebie, a potem przewracał się, będąc
słabszym niż wcześniej. Ponownie dziwiłem się, dlaczego więźniowie nie zabijają
sępów swoimi mieczami. Mogli to z łatwością uczynić.
Czasami słabszy z nich potykał się i upadał. Jak
tylko znalazł się na ziemi, pozostali więźniowie zaczynali dźgać go swoimi
mieczami, szydząc przy tym z niego. Następnie przywoływali sępy, aby pożarły
tego, który upadł, jeszcze zanim umarł.
Gdy tak to obserwowałem, zdałem sobie sprawę, że
więźniowie sądzili, iż wymiociny potępienia były prawdą od Boga. Następnie
zrozumiałem, że tak naprawdę byli oni przeświadczeni, że maszerują w armii Boga!
Dlatego też nie zabijali małych demonów Strachu ani sępów - sądzili bowiem, że
byli to wysłannicy Boga. Ciemność pochodząca z chmury sępów bardzo utrudniała
widzenie i dlatego więźniowie naiwnie akceptowali wszystko jako pochodzące od
Boga.
Jedynym dostarczanym im pożywieniem były wymiociny
sępów. Ci, którzy odmawiali jedzenia ich, po prostu słabli i upadali. Ci, którzy
jedli, umacniali się, ale mocą pochodzącą od Złego. Więźniowie ci z kolei
zaczynali wymiotować na pozostałych. Gdy któryś zaczynał to czynić, demon, który
tylko na to czekał, dostawał go do jeżdżenia. W ten sposób awansował on do
przednich dywizji.
Gorszym nawet od tego, co zwymiotowały sępy, był
obrzydliwy szlam, którym demony zanieczyszczały chrześcijan, na których jechały.
Tym szlamem była: Pycha, Egoistyczne Ambicje itp. w zależności od nazwy dywizji,
do której przynależeli. Jednakże szlam ten sprawiał, że chrześcijanie czuli się
o tyle lepiej niż po oskarżeniach, że z łatwością wierzyli, iż demony były
wysłannikami Boga i rzeczywiście myśleli, że szlam ten był pomazaniem Ducha
Świętego.
Następnie doszedł mnie głos Pana mówiący: "To jest
początek armii wroga dni ostatecznych. To jest ostatnie zwiedzenie Szatana, a
jego końcowa siła zniszczenia jest uwalniana, gdy używa chrześcijan, aby
atakowali innych chrześcijan. Przez wieki używał tej armii, ale nigdy nie byt w
stanie uwięzić tak wielu dla swych demonicznych celów. Nie bój się, Ja też mam
armię. Musicie teraz powstać do walki i walczyć, dlatego, że dłużej nigdzie nie
będzie można się ukryć przed tą wojną. Musicie walczyć o moje Królestwo, prawdę
i tych, którzy zostali zwiedzeni".
Byłem tak napełniony gniewem i wstrętem z powodu
armii Złego, że chciałem raczej umrzeć niż żyć w takim świecie. Słowo od Pana
było na tyle zachęcające, że od razu zacząłem wołać do chrześcijan, którzy byli
więźniami. Krzyczałem, że zostali zwiedzeni, myśląc, że będą mnie słuchać. Kiedy
to uczyniłem, cała armia obróciła się, aby na mnie popatrzeć, a ja wciąż
nawoływałem. Myślałem, że chrześcijanie przebudzą się i zrozumieją, co się z
nimi dzieje, ale zamiast tego wielu z nich zaczęło sięgać po swe strzały, aby do
mnie strzelać. Pozostali po prostu wahali się, jak gdyby niewiedzieli, co o mnie
sądzić. Zrozumiałem wtedy, że wołałem przedwcześnie i że było to pomyłką.
Bitwa się zaczyna
Następnie obróciłem się i zobaczyłem stojącą za mną
armię Pana. Uformowana była z tysięcy żołnierzy, ale i tak przeciwnik znacznie
przewyższał nas liczebnie. Tylko niewielu było ubranych w całą zbroję. Większość
była tylko częściowo osłonięta. Duża liczba chrześcijan była poraniona. Ponadto
większość z tych, którzy mieli przywdzianą całą zbroję, posiadała bardzo małe
tarcze. Wiedziałem, że nie osłonią ich one przed rzezią, która miała nadejść.
Większość owych żołnierzy stanowiły kobiety i dzieci.
Za armią wlókł się tłum podobny do więźniów
podążających za armią Złego, ale o zupełnie innym charakterze. Wydawali się oni
być bardzo szczęśliwi, gdyż bawili się i śpiewali pieśni, świętując i przenosząc
się z jednego małego obozu do innego. Wszystko to przypominało mi atmosferę w
Woodstock.
Próbowałem podnieść głos, aby ostrzec ich, że nie
jest to czas na zabawy, że bitwa ma się rozpocząć, ale tylko kilku mnie
usłyszało. Ci, którzy usłyszeli, pokazali mi "znak pokoju" i powiedzieli, że nie
wierzą w wojnę i że Pan nie pozwoli, aby przydarzyło im się cokolwiek złego.
Próbowałem wytłumaczyć im, że Pan dał nam zbroję w określonym celu, ale odparli,
że osiągnęli już stan pokoju i radości, że już nic im nie grozi. Zacząłem gorąco
się modlić, aby Pan przyda ł wiary (tarcz) tym w zbrojach, aby pomógł mi chronić
tych, którzy nie byli gotowi do bitwy.
Podszedł do mnie posłaniec, wręczył mi trąbę i
kazał, abym w nią szybko zadął. Gdy uczyniłem to, ci, którzy mieli na sobie
przynajmniej część zbroi, natychmiast zareagowali natężając słuch. Przyniesiono
im więcej elementów zbroi, które szybko nałożyli. Zauważyłem, że ci, którzy byli
poranieni wcale nie włożyli zbroi na swe rany, ale zanim udało mi się coś
powiedzieć, zaczęły spadać na nich strzały nieprzyjaciela. Każdy, kto nie miał
na sobie całej zbroi, został ugodzony. Ci, którzy nie przykryli swoich ran,
ponownie zostali zranieni w te same miejsca.
Ci, którzy byli trafieni strzałą obmowy, natychmiast
zaczynali obmawiać tych, którzy nie byli zranieni. Trafieni przez plotkę -
zaczynali plotkować i wkrótce powstał duży podział w naszym obozie. W
następstwie tego sępy rzuciły się, aby porwać poranionych do obozu więźniów.
Poranieni wciąż mieli miecze i mogli z łatwością ich użyć, ale nie robili tego.
Tak naprawdę byli zadowoleni z faktu, że są przenoszeni przez sępy, gdyż byli aż
tak rozgniewani na pozostałych.
Widok tego, co działo się z tyłu naszego obozu
przedstawiał się jeszcze gorzej. Panował tam całkowity chaos. Tysiące
poranionych i jęczących leżało na ziemi. Wielu z tych, którzy nie byli poranieni
po prostu siedziało w osłupieniu nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
Poranieni i siedzący w niedowierzaniu byli szybko porywani przez sępy. Niektórzy
próbowali pomóc poranionym odganiając od nich sępy, ale poranieni byli tak
rozzłoszczeni, że odgrażali się i odpychali tych, którzy próbowali im pomóc.
Wielu z tych, którzy nie byli poranieni, po prostu
uciekało z pola bitwy tak szybko, jak tylko mogli. To pierwsze spotkanie z
wrogiem było tak niszczące, że byłem sam kuszony, aby dołączyć do innych w
ucieczce. Potem niektórzy z nich zaczęli na nowo pojawiać się w pełniejszej
zbroi i z dużymi tarczami. Uprzednia wesołość gromady zmieniła się w budzące
szacunek zdecydowanie. Zaczęli zajmować miejsca tych, którzy upadli, a nawet
zaczęli formować nowe szyki, by chronić tyły i boki. Ci właśnie wnieśli ze sobą
wielką odwagę i każdy postanowił wytrwać i walczyć aż do śmierci. Natychmiast
nadeszły trzy wielkie anioły o imionach: Wiara, Nadzieja i Miłość i stanęły za
nami, a tarcze wszystkich zaczęły się powiększać.
Droga w górę
Mieliśmy miecze o nazwie - Słowo Boże oraz strzały,
których nazwy odpowiadały prawdom biblijnym. Chcieliśmy strzelać, ale nie
wiedzieliśmy jak to zrobić aby równocześnie nie ugodzić chrześcijan, na których
siedziały demony. Następnie przyszło mi do głowy, że jeżeli chrześcijanie będą
trafieni przez prawdę, przebudzą się i zwalczą swych oprawców. Wypuściłem kilka
strzał. Prawie wszystkie z nich ugodziły chrześcijan. Gdy dosięgały ich strzały
prawdy, nie budzili się, nie zostali poranieni, tylko stawali się wściekli, a
demony jadące na nich wzmacniały się.
Fakt ten zaszokował każdego tak, że zaczęliśmy
myśleć, iż bitwa ta może być niemożliwa do wygrania. Jednak dzięki Wierze,
Nadziei i Miłości byliśmy pewni, że przynajmniej jesteśmy w stanie utrzymać się
na swych pozycjach. Potem pojawił się kolejny anioł o imieniu Mądrość i
skierował nas, abyśmy walczyli z góry, znajdującej się za nami. Góra na całej
swojej wysokości posiadała występy. Im wyżej, tym bardziej występ stawał się
węższy i trudniej było na nim stać. Każdy kolejny poziom nosił nazwę jakiejś
biblijnej prawdy. Niższe poziomy nazwane były zgodnie z podstawowymi prawdami,
takimi jak "Zbawienie", "Uświęcenie", "Modlitwa", "Wiara", itp., a wyższe
poziomy nosiły nazwy bardziej zaawansowanych prawd biblijnych. Im wyżej się
wspinaliśmy, tym większe stawały się nasze tarcze i miecze oraz mniej strzał
nieprzyjaciela mogło dosięgnąć naszą pozycję.
Tragiczna pomyłka
Niektórzy ze stojących na niższych poziomach zaczęli
zbierać strzały nieprzyjaciela i wypuszczać je z powrotem. Okazało się to być
tragiczną pomyłką. Demony z łatwością uskakiwały przed strzałami, przez co
trafiały one chrześcijan. Kiedy chrześcijanin został dosięgnięty przez jedną ze
strzał Oskarżenia czy Obmowy, demon Zgorzknienia lub Gniewu podlatywał i
usadawiał się na tej strzale. Następnie zaczynał on oddawać mocz i kał swojej
trucizny na wierzącego. Gdy wierzący miał dwa lub trzy takie demony, oprócz Dumy
czy Własnej Sprawiedliwości, które wcześniej posiadał, zaczynał się sam
upodabniać do ohydnych postaci demonów.
Wszystko to widzieliśmy z wyższych poziomów, ale ci
na niższych poziomach, którzy używali strzał wroga, nie mogli tego zobaczyć.
Połowa z nas zdecydowała się wspinać dalej, podczas gdy druga połowa zeszła w
dół na niższe poziomy, aby wytłumaczyć przebywającym na nich, co się dzieje.
Następnie każdy został ostrzeżony, aby wspinał się bez zatrzymywania, z
wyjątkiem kilku, którzy pozostali na każdym z poziomów, aby pomagać innym
żołnierzom posuwać się wyżej.
Bezpieczeństwo
Gdy osiągnęliśmy poziom zwany "Jedność Braci", żadna
ze strzał nieprzyjaciela nie mogła nas dosięgnąć. Wielu w naszym obozie
zadecydowało, że byli wysoko na tyle, na ile tego potrzebowali. Rozumiałem to,
gdyż z każdym kolejnym poziomem grunt pod nogami był coraz bardziej niepewny.
Równocześnie jednak, im wyżej podążałem, czułem się o wiele mocniejszy i coraz
bardziej wprawiony w używaniu mojej broni, więc wspinałem się dalej.
Wkrótce byłem na tyle wprawiony, że trafiałem demony
bez dosięgania chrześcijan. Czułem, że jeżeli będę kontynuował wspinaczkę, to
będę mógł dosięgnąć moimi strzałami przywódców zastępu Złego, którzy stali za
swoją armią. Było mi przykro, że tak wielu zatrzymało się na niższych poziomach,
gdzie byli bezpieczni, ale nie mogli dosięgnąć wroga. Pomimo to, siła i
charakter tych, którzy wspinali się dalej, rosły i czyniły ich wielkimi
zwycięzcami. Każdy z nich był w stanie niszczyć wielu wrogów.
Na każdym z poziomów leżały rozrzucone strzały
Prawdy. Wiedziałem, że były one pozostawione przez tych, którzy spadli z tej
pozycji. Wszystkie te strzały nosiły nazwy odpowiadające nazwie Prawdy na danym
poziomie.
Niektórzy niechętnie zbierali te strzały, ale ja
wiedziałem, że potrzebujemy wszystkich, jakie tylko mogliśmy mieć, aby zniszczyć
ten wielki zastęp poniżej nas. Podniosłem jedną, wypuściłem ją i z taką
łatwością trafiłem demona, że inni również zaczęli zbierać strzały i wypuszczać
je. Zaczęliśmy dziesiątkować wiele dywizji wroga. Z tego powodu cała armia złego
skupiła na nas swoją uwagę. Przez pewien czas wydawało się, że im większe było
nasze zwycięstwo, tym bardziej atakował nas wróg. Pomimo, że nasze zadanie
wydawało się nie mieć końca, przydawało nam wiele radości.
Odkąd wróg nie mógł nas dosięgnąć swoimi strzałami,
roje sępów zaczęły fruwać nad nami, aby wymiotować na nas. Inne niosły demony,
które fekaliami obrzucały przywódców. Ci stawali się ospali, mniej czujni.
Kotwica
Nasze miecze powiększały się z każdym kolejnym
poziomem. O mało nie zostawiłem mojego za sobą, gdyż nie wydawał mi się już
potrzebny na wyższych poziomach. Prawie przypadkowo zdecydowałem go zatrzymać,
myśląc, że miecz został mi jednak dany w jakimś konkretnym celu. Ponieważ
poziom, na którym stałem, był bardzo wąski i stawałem się ospały, wbiłem go w
ziemię i przywiązałem się do niego na czas walki z nieprzyjacielem. Wtedy
usłyszałem głos Pana skierowany do mnie: "Wykorzystałeś mądrość, która pozwoli
ci wspinać się dalej. Wielu upadło, bo nie użyło odpowiednio swoich mieczy jako
kotwicy". Wydawało się, że nikt inny nie usłyszał głosu, ale wielu zobaczyło, co
zrobiłem i zrobiło to samo.
Zastanawiałem się, dlaczego Pan nie przemówił do
mnie zanim podjąłem tę decyzję. Wówczas odczułem, że jednak w jakiś sposób już
wcześniej mówił mi o tym. Wtedy zobaczyłem, że całe moje życie było
przygotowaniem na tę godzinę. Byłem przygotowany w takim stopniu, w jakim do tej
pory słuchałem Pana i byłem Mu posłuszny w życiu. Wiedziałem również, że z
jakiegoś powodu, mądrość i zrozumienie, które teraz miałem, nie mogło być mi ani
dodane, ani odebrane w tej bitwie. Do głębi stałem się wdzięczny za każdą próbę,
jakiej doświadczyłem w moim życiu oraz żałowałem, że w tamtym czasie nie
doceniałem ich bardziej.
Wkrótce nasze strzały dosięgały demony z prawie
doskonałą dokładnością. Wściekłość niczym ogień i siarka, zapanowała w armii
nieprzyjaciela. Wiedziałem, że chrześcijanie będący w pułapce tamtej armii,
odczuwali teraz siłę tej furii. Niektórzy byli tak wściekli, że zaczęli strzelać
do siebie nawzajem.
Widząc bezcelowość wypuszczania na nas strzał, wróg
wysłał do ataku sępy. Ci, którzy wcześniej nie użyli swych mieczy jako kotwicy,
mogli zabić wiele sępów, ale jednocześnie byli spychani z półek skalnych, na
których stali. Niektórzy z nich lądowali na niższych poziomach, ale inni spadali
na sam dół, skąd byli porywani przez sępy. Każdą wolną chwilę poświęcałem na
umacnianie mojego miecza w półce skalnej, na której stałem oraz na sprawdzaniu
swojego przywiązania do niego. Za każdym razem, gdy to robiłem, Mądrość stawała
przy mnie i wiedziałem, że to było bardzo ważne.
Nowa broń
Strzały Prawdy rzadko przeszywały sępy na wylot, ale
raniły je dostatecznie mocno, aby odeprzeć ich atak. Za każdym razem, gdy
zostawały odgonione, niektórzy z nas wdrapywali się na kolejny poziom. Gdy
osiągnęliśmy poziom zwany "Galacjan Dwa Dwadzieścia", znaleźliśmy się powyżej
poziomu, do którego mogły dolecieć sępy. Na tym poziomie niebo nad nami prawie
oślepiało nas swym blaskiem i pięknem. Czułem pokój jak nigdy przedtem.
Poprzednio mój duch walki był naprawdę motywowany w
dużym stopniu zarówno przez nienawiść i obrzydzenie dla wroga, jak i przez dobro
Królestwa, prawdę czy miłość do więźniów. Ale to właśnie na tym poziomie
dogoniłem Wiarę, Nadzieję i Miłość, które dotychczas bytem w stanie widzieć
tylko z daleka. Na tym poziomie prawie powaliła mnie ich chwała. W każdym razie
czułem, że mógłbym zbliżyć się do nich. Gdy dogoniłem je, obróciły się do mnie i
zaczęły naprawiać i nabłyszczać moją zbroję. Wkrótce zmieniła się zupełnie i
ukazywała chwałę pochodzącą od Wiary, Nadziei i Miłości. Gdy dotknęły mojego
miecza, zaczął on promieniować wspaniałym blaskiem. Wówczas Miłość powiedziała:
"Tym, którzy osiągnęli ten poziom, powierzono moce nadchodzącego wieku". Potem,
odwracając się do mnie ze stateczną powagą powiedziała: "Ciągle muszę was uczyć,
jak się nimi posługiwać".
Poziom "Galacjan Dwa Dwadzieścia" był tak szeroki,
że nie było już żadnego niebezpieczeństwa upadku. Znajdowała się tam również
nieograniczona ilość strzał, z wypisaną na nich nazwą: Nadzieja. Kilka tych
strzał wypuściliśmy na sępy poniżej nas. Okazało się, że strzały te z łatwością
je zabiły. Około połowa z tych, którzy osiągnęli ten poziom, kontynuowała walkę
za pomocą łuków i strzał, podczas gdy pozostali znosili strzały w dół do tych,
którzy dalej pozostawali na niższych poziomach.
Sępy wciąż nadlatywały falami na niższe poziomy, ale
za każdym razem było ich mniej. Z "Galacjan Dwa Dwadzieścia" mogliśmy dosięgnąć
każdego wroga, z wyjątkiem samych przywódców, którzy ciągle byli poza naszym
zasięgiem. Zdecydowaliśmy się nie używać strzał Prawdy, zanim nie zniszczymy
wszystkich sępów, ponieważ stworzona przez nie chmura depresji sprawiała, że
prawda była mniej skuteczna. Zajęło nam to dużo czasu, ale nie czuliśmy
zmęczenia. Wreszcie wyglądało na to, że niebo ponad górami było prawie
całkowicie wolne od sępów.
Wiara, Nadzieja i Miłość, które z każdym poziomem
wzrastały (tak jak nasza broń) były teraz tak wielkie, że wiedziałem, iż mogą je
dojrzeć ludzie będący daleko poza polem bitwy. Ich chwała promieniała nawet na
obóz więźniów, wciąż będących pod wielką chmurą sępów. Byłem bardzo zachęcony
tym, że oni mogą teraz widzieć tą drogę. Być może teraz chrześcijanie, którzy
byli używani przez wrogów oraz więźniowie, którzy byli przez nich trzymani,
zrozumieją, że nie my byliśmy ich wrogami, ale że w rzeczywistości byli
wykorzystywani przez wroga.
Ale to nie było przypadkowe, w każdym bądź razie
jeszcze nie. Ci w obozie wroga, którzy zaczęli widzieć światło Prawdy, Nadziei i
Miłości zaczęli wołać: „Anioły światła, które zostały posłane do zwiedzenia
słabych lub mało bystrych". Zobaczyłem, że ich zwiedzenie i związanie było o
wiele większe niż przypuszczałem.
Radość i podekscytowanie wciąż wzrastały w każdym z
nas. Czułem, że bycie w tej armii, w tej bitwie, jest jedną z największych
przygód wszechczasów.
Po zniszczeniu większości sępów atakujących do tej
pory naszą górę, zaczęliśmy celować do sępów nad więźniami, które ciągle
dosiadały więźniów. Gdy chmura ciemności stopniowo malała, a słońce zaczęło
świecić także na nich, więźniowie zaczęli się budzić, jakby z głębokiego snu.
Natychmiast poczuli obrzydzenie z powodu stanu w jakim byli, zwłaszcza z powodu
wciąż pokrywających ich wymiocin i zaczynali się oczyszczać. Gdy spostrzegli
Wiarę, Nadzieję i Miłość, zobaczyli górę, na której byliśmy i zaczęli do niej
biec.
Zastępy Złego posłały na ich plecy deszcz strzał
Oskarżenia i Obmowy, ale oni nie zatrzymali się. Zanim dotarli do góry, ugodziło
ich tuzin lub więcej strzał, ale oni wydawali się nawet tego nie zauważać. Ich
rany goiły się w czasie, gdy wspinali się na górę. Tak więc wraz ze znikaniem
chmury depresji, wszystko wydawało się łatwiejsze.
Pułapka
Dawni więźniowie bardzo cieszyli się z uwolnienia.
Byli tak przepojeni wdzięcznością za każdy zdobyty poziom góry, że zrodziło to w
nas większą wdzięczność za biblijne prawdy. Wkrótce w byłych więźniach
rozgorzało silne postanowienie, aby zwalczyć wroga. Przywdziali oni zbroje i
błagali, aby mogli wrócić i zaatakować przeciwnika. Rozmyślaliśmy nad tym.
Jednak podjęliśmy decyzję o pozostaniu na górze, by dalej walczyć. Ponownie głos
Pana przemówił do mnie: "Już drugi raz mądrze wybrałeś. Nie możecie wygrać,
jeżeli będziecie próbowali zwalczyć wroga na jego własnym terenie. Musicie
pozostać na mojej Świętej Górze". Bardzo byłem zaskoczony tym, że podjęliśmy
kolejną decyzję o tak wielkiej wadze, tylko dzięki przemyśleniu i po krótkim
przedyskutowaniu jej. Postanowiłem, że uczynię co w mojej mocy, by nie
podejmować kolejnych decyzji bez modlitwy. Wówczas od razu przystąpiła do mnie
Mądrość, wzięła mnie mocno za ramiona, popatrzyła mi prosto w oczy i
powiedziała: "Musisz to zrobić"!
Kiedy Mądrość mówiła to do mnie, pociągnęła mnie
naprzód tak, jakby ratowała mnie przed czymś. Spojrzałem w tył i zobaczyłem, że
mimo przebywania na płaskowyżu „Galacjan Dwa Dwadzieścia", dryfowałem do
krawędzi i o tym nie wiedziałem. Byłem bliski spadnięcia z góry. Ponownie
popatrzyłem w oczy Mądrości, a ona powiedziała z największą powagą: "Uważaj, gdy
myślisz, że stoisz, abyś nie upadł. W tym życiu możesz spaść z każdego poziomu".
Myślałem o tym chwilę. Po zwycięstwach, które
osiągnęliśmy dzięki jedności braterskiej, stałem się uważniejszy. Było o wiele
łatwiej upaść z powodu zlekceważenia wroga niż ze względu na nieuwagę.
Węże
Przez długi czas kontynuowaliśmy zabijanie sępów i
strącanie demonów, które ujeżdżały wierzących jak rumaki. Nauczyliśmy się, że
strzały specyficznych Prawd będą skuteczniejsze, gdy wystrzelimy je w konkretne
demony. Wiedzieliśmy, że będzie to długa bitwa, ale nie ponosiliśmy już więcej
ofiar w ludziach.
Kontynuowaliśmy wspinaczkę na ostatni z poziomów -
"Cierpliwość". Pomimo tego, że demony siedzące na chrześcijanach były
zestrzelone, tylko nieliczni podchodzili do góry. Wielu przejęło naturę demonów
i nawet bez nich trwało w zamroczeniu. Stopniowo, gdy rozpraszała się ciemność
spowodowana przez demony, zobaczyliśmy, że ziemia wokół stóp wierzących porusza
się. Spostrzegłem wtedy, że ich nogi były oplecione przez węże nazywające się
Wstyd.
Wypuściliśmy strzały Prawdy w kierunku węży, ale nie
przyniosło to zbyt dużego efektu. Następnie próbowaliśmy strzał Nadziei, ale bez
rezultatu. Z "Galacjan Dwa Dwadzieścia" bardzo łatwo było pójść wyżej, gdyż
pomagaliśmy sobie nawzajem. Ponieważ okazało się, że niewiele możemy zrobić z
tego poziomu, postanowiliśmy spróbować dalszej wspinaczki do momentu, aż
znajdziemy coś, co zwalczy węże.
Szybko przekraczaliśmy poziomy prawdy. Rozglądaliśmy
się tylko za bronią zdolną pokonać węże. Wiara, Nadzieja i Miłość były z nami,
ale nie zauważyłem, że zostawiliśmy Mądrość daleko z tyłu. To był błąd. Mądrość,
co prawda, mogła dogonić nas na szczycie, ale zostawiając ją za sobą,
straciliśmy możliwość szybszej i łatwiejszej walki z wężami.
Prawie nie zauważając dotarliśmy na poziom, który
otworzył się przed nami niczym ogród. Było to najpiękniejsze miejsce, jakie
kiedykolwiek widziałem. Nad wejściem do ogrodu widniał napis: "Bezwarunkowa
Miłość Ojca". Było to tak wspaniałe i zapraszające, że aż nie mogliśmy
powstrzymać się od wejścia. Gdy tylko to uczyniliśmy, zobaczyliśmy pośrodku
ogrodu Drzewo Życia. Wciąż było pilnowane przez anioły o sile napawającej
bojaźnią. Wyglądały przyjaźnie i tak, jakby nas oczekiwały, więc odważyliśmy się
je minąć i podejść do drzewa. Jeden z nich zawołał: "Ci, którzy zdołają dojść do
tego poziomu, którzy znają miłość Ojca, mogą jeść".
Nie zdawałem sobie sprawy, jak byłem głodny. Gdy
skosztowałem owocu, okazało się, że był lepszy od wszystkiego, czego do tej pory
próbowałem, ale też w pewnym sensie jego smak był znajomy Niósł ze sobą
wspomnienia słońca, deszczu, pięknych pól, zachodu słońca nad oceanem, a przede
wszystkim wspomnienia ludzi, których kochałem. Z każdym kęsem zaczynałem kochać
wszystko i wszystkich jeszcze bar-dziej. Wówczas na myśl zaczęli mi przychodzić
moi wrogowie, a ja kochałem ich również. Wkrótce to uczucie stało się większe od
wszystkiego, czego kiedykolwiek doświadczyłem, nawet wspanialsze niż pokój na
"Galacjan Dwa Dwadzieścia".
Następnie usłyszałem głos Pana: "To jest teraz twój
powszedni chleb. Nigdy nie zostanie ci odebrany. Możesz jeść, ile chcesz i tak
często, jak chcesz. Moja miłość nie ma końca."
Popatrzyłem w górę na koronę drzewa, aby zobaczyć,
skąd dochodził głos. Ujrzałem, że była pełna śnieżnobiałych orłów. Miały oczy o
przenikliwym spojrzeniu, najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek widziałem.
Spoglądały na mnie, jakby czekając na instrukcje. Jeden z aniołów powiedział:
"Zrobią, co im każesz. One zjadają węże". Powiedziałem: "Lećcie! Pożryjcie
wstyd, który związał naszych braci". Rozpostarły skrzydła i zadął wielki wiatr,
który uniósł je w powietrzu. Orły napełniły niebo oślepiającą chwałą. Pomimo, że
byliśmy tak wysoko, mogłem usłyszeć odgłosy przerażenia dobiegające z obozu
wroga na widok nadlatujących orłów.
Pojawienie się króla
Wówczas Pan Jezus osobiście stanął pośród nas.
Osobiście każdego przywitał gratulując osiągnięcia szczytu góry. Potem
powiedział: "Muszę teraz podzielić się z wami tym, czym podzieliłem się z
waszymi braćmi po wniebowstąpieniu - przesłaniem o Moim Królestwie.
Najpotężniejsza armia wroga została zmuszona do odwrotu, ale nie jest
zniszczona. Teraz nadszedł czas, abyśmy maszerowali naprzód z Dobrą Nowiną
Mojego Królestwa, Orły zostały wypuszczone i polecą z nami. Weźmiemy strzały z
każdego poziomu, ale to ja jestem waszym Mieczem i waszym Przywódcą. Teraz jest
czas, aby ukazał się Miecz Pana".
Wówczas obróciłem się i zobaczyłem, że cała armia
Pana stała w ogrodzie. Byli to mężczyźni, kobiety i dzieci ze wszystkich ras i
narodów, każdy trzymał chorągwie, które w doskonałej jedności powiewały na
wietrze. Wiedziałem, że ziemia nie oglądała dotąd niczego takiego. Wiedziałem,
że wróg miał dużo więcej armii i warowni na całej ziemi, ale nikt nie mógł się
ostać przed wspaniałą armią Pana. Szepnąłem: "To musi być dzień Pana." Wówczas
cały zastęp odpowiedział budzącym bojaźń gromem: "Dzień Pana Zastępów nadszedł".
Podsumowanie
Kilka miesięcy później siedziałem rozmyślając nad
tym snem. Pewne wydarzenia w Kościele niepokojąco przypominały to, co widziałem
kiedy zastępy z piekła rozpoczynały swój marsz. Wtedy przypomniał mi się Abraham
Lincoln. Jedyny sposób w jaki mógł stać się "wyzwolicielem" i utrzymać Unię -
była to wojna domowa. Nie wystarczyło tylko bić się, ale walczyć z
postanowieniem, że nie zaakceptuje się żadnego kompromisu, aż do pełnego
zwycięstwa. Musiał mieć również łaskę do tego, by walczyć w najkrwawszej wojnie
w historii Stanów Zjednoczonych bez "demonizowania" wroga poprzez propagandę.
Mógłby czyniąc to przyśpieszyć zwycięstwo, lecz uczyniłoby to późniejsze
zjednoczenie Północy z Południem o wiele trudniejszym. Ponieważ tak naprawdę
walczył, o to by zachować Unię, nigdy nie uczynił swoimi wrogami mężczyzn i
kobiet z Południa lecz raczej zło, które trzymało ich w niewoli.
Wielka duchowa wojna czeka Kościół. Wielu zrobi
wszystko, by jej uniknąć. Jest to zrozumiałe, a nawet szlachetne. Jednakże
kompromis nigdy nie utrzyma trwałego pokoju. Uczyni on jedynie jeszcze
trudniejszym konflikt, który po nim z pewnością nastąpi.
Pan przygotowuje teraz przywództwo, które będzie
gotowe by walczyć w tej wojnie o wolność dla ludzi. O wyzwolenie ich z niewoli
do wolności. Tak jak podczas amerykańskiej wojny domowej cały kraj wydawał się
zmierzać ku całkowitemu zniszczeniu. To co przychodzi na Kościół będzie podobne.
Jednak, tak jak amerykański naród nie tylko przetrwał, ale stał się
najpotężniejszym społeczeństwem na obliczu ziemi, tak samo będzie w przypadku
Kościoła. Nie Kościół będzie zniszczony, ale instytucje i doktryny, które
trzymały ludzi w niewoli.
Ale nawet po osiągnięciu tego wszystkiego Kościół
nie stanie się doskonały. Nadal będzie trwała walka o prawa kobiet i o to, by
Kościół był wolny, od wszelkich form rasizmu i wyzysku. Są to wszystko kwestie,
które muszą zostać rozstrzygnięte. Jakkolwiek w środku zbliżającej się wojny
Wiara, Nadzieja i Miłość oraz Królestwo Boże, na którym się opierają, zaczną być
widoczne jak nigdy dotąd. Rozpocznie to proces przyciągania ludzi do Królestwa.
Boży rząd zamanifestuje się.
Zawsze pamiętajmy, że z Panem "tysiąc lat jest jak
jeden dzień". W ciągu jednego dnia może On uczynić w nas to, o czym myślimy, że
zajmie tysiąc lat. Dzieło uwolnienia i wywyższenia Kościoła będzie dziełem,
które dokona się dużo szybciej niż myślimy. Ale przecież nie mówimy tutaj o
ludzkich możliwościach.
Święta góra
Część II
Staliśmy w
Ogrodzie Boga pod Drzewem Życia. Wyglądało to tak, jak gdyby cała armia
zgromadziła się tam. Wielu z tej armii klęczało przed Panem Jezusem. On właśnie
dał nam polecenie, abyśmy wrócili do walki przez wzgląd na naszych braci, którzy
byli wciąż w niewoli i przez wzgląd na świat, który wciąż kochał. Było to
zarazem wspaniałe i straszne polecenie. Wspaniałe, gdyż pochodziło od Niego.
Straszne, bo oznaczało, że musieliśmy opuścić Jego potężną obecność i Ogród,
który był piękniejszy niż wszystko inne, co do tej pory widziałem. Wydawało się
niepojętym opuścić to wszystko i iść do walki.
Pan kontynuował swoje napomnienie: "Dałem wam
duchowe dary i moc oraz wzrastające zrozumienie Mojego Słowa i Mojego Królestwa,
ale największą bronią, którą wam dałem, jest Ojcowska miłość. Dopóki będziecie w
niej chodzić, nie upadniecie. Owocem z tego drzewa jest Ojcowska Miłość, która
została wam we mnie objawiona. Ta miłość, która jest we mnie musi być waszym
codziennym chlebem".
Pan nie wyglądał uderzająco pięknie, raczej
zwyczajnie. Mimo to wdzięk, z jakim chodził czynił z Niego najpiękniejszą osobę,
jaką kiedykolwiek widziałem. Było w Nim coś, co przewyższa ludzkie wyobrażenia o
dostojeństwie i szlachetności. Łatwo można było zrozumieć, dlaczego On był
wszystkim, co Ojciec kocha i ceni. On rzeczywiście jest pełen łaski i prawdy, do
takiego stopnia, że wydaje się, że wszystko inne jest nie istotne.
Kiedy zjadłem owoc z Drzewa Życia, myśl o wszelkim
dobru, jakie w ogóle znałem, wypełniła moją duszę. To samo uczucie (jednak
wzmożone) towarzyszyło mi, kiedy mówił Jezus. Wszystko, co wtedy chciałem robić,
to stać w tym miejscu i słuchać Go. Przypomniałem sobie jak kiedyś miewałem
myśli o tym, że nudne musi być dla aniołów ciągłe wielbienie Go. Teraz
wiedziałem, że nie ma nic bardziej wspaniałego i podniosłego, jak to, że możemy
nawet w prosty sposób uwielbiać Go. To jest to, po co z całą pewnością
zostaliśmy stworzeni i jest z pewnością najlepszą częścią nieba. Nie mogłem
sobie wyobrazić jak wspaniałą rzeczą byłoby, gdyby wszystkie niebiańskie chóry
zostały połączone. Trudno było mi uwierzyć, że wcześniej w czasie posługi
uwielbienia zmagałem się z nudą. Wiedziałem, że było tak tylko dlatego, że w
tamtym czasie zupełnie nie doświadczyłem tej rzeczywistości.
Bardzo pragnąłem wrócić do tamtych chwil, kiedy
pozwalałem, aby w czasie uwielbienia mój umysł błądził lub był zajęty innymi
rzeczami. Pragnienie, by wyrazić moją adorację dla Niego stawało się prawie
niemożliwe do opanowania. Musiałem Go uwielbiać! Kiedy otworzyłem usta byłem
zaskoczony tym spontanicznym uwielbieniem, które wydobyło się ze mnie i z całej
armii w tym samym czasie. Prawie zapomniałem, że nie byłem sam. Byliśmy wszyscy
w doskonałej jedności. Pełne chwały uwielbienie nie mogło być wyrażone w ludzkim
języku.
Kiedy tak wielbiliśmy Boga, złota jasność zaczęła
emanować od Pana. Dalej wokół złota było srebro, za nim były kolory w takim
bogactwie, jakich nie widziałem nigdy wcześniej. Wszystkie one okrywały nas. W
chwale doświadczyłem takich emocji, jakich nie doznawałem wcześniej. W jakiś
sposób rozumiałem, że chwała ta była tam cały czas, lecz my zaczęliśmy widzieć
ją wyraźniej kiedy nasz wzrok skupił się na Nim, tak jak to się stało w czasie
uwielbienia. Im intensywniej uwielbialiśmy Go, tym więcej chwały widzieliśmy.
Jeśli to było niebo, to było ono o wiele lepsze niż kiedykolwiek marzyłem.
Miejsce Jego zamieszkania
Nie miałem pojęcia jak długo trwało to uwielbienie.
Mogły to być minuty lub miesiące. W tego rodzaju chwale niemożliwym było, aby
zmierzyć czas. Na chwilę zamknąłem oczy, ponieważ chwała, którą widziałem moim
sercem była równie wielka jak ta, którą widziałem moimi fizycznymi oczami. Kiedy
otworzyłem oczy, byłem zdumiony widząc, że w miejscu, w którym wcześniej stał
Pan, stał teraz zastęp aniołów. Jeden z nich przystąpił do mnie i powiedział:
"Zamknij oczy". Kiedy to uczyniłem zobaczyłem znowu chwałę Pana, lecz tym razem
większą. I wtedy wiedziałem już, iż nie będę mógł żyć bez chwały, której teraz
doświadczałem.
Anioł wyjaśnił: "To co widzisz oczami swojego serca
jest bardziej rzeczywiste niż to, co widzisz swoimi naturalnymi oczami". Sam
nieraz tak twierdziłem, ale jakże mało tym żyłem! Anioł kontynuował: "Właśnie z
tego powodu Pan powiedział swoim pierwszym uczniom, że lepiej jest dla nich, aby
On odszedł, gdyż Duch Święty będzie mógł przyjść. Pan mieszka w tobie. Sam
nauczałeś tego wiele razy, ale teraz musisz tym żyć, bo jadłeś z Drzewa Życia".
Potem anioł poprowadził mnie do bramy.
Protestowałem, nie chciałem odchodzić. Anioł ujął mnie za ramię i spojrzał mi w
oczy. Wtedy właśnie rozpoznałem w nim anioła Mądrości: „Nie musisz nigdy
opuszczać tego Ogrodu. Ogród ten jest w twoim sercu, ponieważ sam Stwórca jest w
tobie. Pragnąłeś najlepszej części - wielbić Go i być w Jego obecności na zawsze
i nie będzie ci to nigdy zabrane. Ale musisz wziąć to i zanieść tam, gdzie jest
bardziej potrzebne". Wiedziałem, że ma rację.
Przyjąłem to, co Mądrość powiedziała i spojrzałem
jeszcze raz na owoce Drzewa Życia. Czułem, że coś mnie pcha, aby zagarnąć
wszystko, co tylko mogłem zanim odejdę. Znając moje myśli, Mądrość delikatnie
szturchnęła mnie: "Nie. Nawet ten owoc, gromadzony w obawie i lęku, zgnije. Ten
owoc i to drzewo są w tobie, ponieważ On jest w tobie. Musisz w to uwierzyć".
Zamknąłem oczy i próbowałem zobaczyć Pana ponownie,
lecz nie mogłem. Kiedy otworzyłem oczy Mądrość wciąż stała wpatrzona we mnie. Z
wielką cierpliwością kontynuowała dalej: "Zasmakowałeś rzeczywistości niebios.
Nikt nie chce wracać do bitwy, kiedy jej posmakuje. Nikt nie chce opuszczać tej
przemożnej obecności Pana. Kiedy apostoł Paweł przyszedł tutaj, przez resztę
swego życia walczył z tym, czy powinien zostać na ziemi i pracować dla Pana, czy
też wrócić i wejść do Jego dziedzictwa. Jednak dziedzictwo jego było tym
większe, im dłużej pozostawał i służył na ziemi. Teraz, kiedy masz serce
przepełnione prawdziwym uwielbieniem, zawsze będziesz chciał tu być i będzie to
możliwe. Im mocniej twój wzrok będzie utkwiony w Niego, tym większą chwałę
zobaczysz, niezależnie od miejsca, w którym będziesz".
W końcu słowa Mądrości przekonały mnie. Ponownie
zamknąłem oczy, tym razem, by podziękować Panu za to wspaniałe doświadczenie i
za życie, które mi dał. Zaraz zobaczyłem ponownie Jego chwałę, a duszę moją
wypełniły wszystkie te emocje, które czułem poprzednio w czasie uwielbienia.
Słowa Pana skierowane dom nie były tak głośne i wyraźne, że byłem pewien, że je
usłyszałem: "Nigdy cię nie porzucę.”
„Panie - odpowiedziałem - wybacz mi moją niewiarę.
Proszę pomóż mi, abym nigdy Cię nie opuścił".
Kiedy tu byłem tzw. "realny świat" nie był już tak
bardzo realny. Prawdę powiedziawszy duchowa rzeczywistość, w której się
znalazłem była o wiele bardziej realna i nie mogłem sobie wyobrazić powrotu.
Mądrość wiedziała, co się działo w moim wnętrzu -
„Śnisz" - powiedziała do mnie. "Ale ten sen jest bardziej realny niż myślisz.
Ojciec dał ludziom sny, by im pomóc zobaczyć drzwi do Jego miejsca zamieszkania.
On zamieszkuje tylko ludzkie serca, a sny mogą być drzwiami do twego serca, by
poprowadzić cię do Niego. To dla tego aniołowie tak często ukazują się ludziom
we śnie. We śnie mogą łatwiej dotrzeć prosto do serca pomijając upadły umysł
człowieka".
Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, że Mądrość wciąż
trzyma mnie za ramię. "Jestem podstawowym darem jaki ci został dany dla twojej
pracy" - powiedziała. "Pokażę ci drogę i będę cię na niej podtrzymywać, lecz
tylko miłość zachowa cię wiernym. Bojaźń Pana jest początkiem mądrości, ale
najwyższą mądrością jest kochać Pana".
Wtedy Mądrość wypuściła mnie ze swej dłoni i zaczęła
podążać w stronę bramy. Poszedłem za nią, miałem jednak mieszane uczucia.
Pamiętałem radość walki i wspinaczkę na górę i to mnie przyciągało. Nie miało to
jednak porównania z obecnością Pana i uwielbieniem, których doświadczyłem.
Opuszczenie tego miejsca będzie dla mnie największą ofiarą, jaką kiedykolwiek
złożyłem. W tej chwili przypomniałem sobie to wszystko, co było we mnie.
Zadziwiające, że tak szybko mogłem zapomnieć o tym, co widziałem naturalnymi
oczami, a pamiętałem o tym, co widziałem sercem.
Ruszyłem do przodu i idąc za Mądrością zadałem
pytanie: "Modliłem się przez 25 lat o to, by zostać porwanym do trzeciego nieba,
jak Paweł. Czy to jest trzecie niebo"?
"Jest to jego część - usłyszałem - ale jest jeszcze
o wiele więcej".
"Czy będę mógł zobaczyć więcej"? - zapytałem.
"Zobaczysz dużo więcej. Właśnie prowadzę cię tam, gdzie zobaczysz więcej" -
odpowiedziała. Zacząłem myśleć o Księdze Objawienia. "Czy objawienie Jana było
częścią trzeciego nieba"? - spytałem. "Część objawienia Jana była z trzeciego
nieba, lecz większość była z drugiego. Pierwsze niebo było przed upadkiem
człowieka. Drugie niebo jest to duchowa rzeczywistość w czasie królowania zła
nad ziemią. Trzecie niebo jest wtedy, kiedy miłość i panowanie Ojca zapanują nad
ziemią przez waszego Króla." "Jakie było pierwsze niebo"? - pytałem dalej czując
przy tym chłodny dreszcz. "Mądrością jest nie rozpatrywać tego teraz" -
odpowiedział mój towarzysz ze wzrastającą powagą. Zdawało się jakby moje pytanie
dotknęło go. "Mądrością jest szukać poznania trzeciego nieba tak, jak ty szukasz
teraz. Jest o wiele więcej do poznania w trzecim niebie niż możesz ogarnąć przez
całe swoje życie. To właśnie trzecie niebo jest tym królestwem, które masz
głosić w tym życiu. W odpowiednim czasie, który nadejdzie, zostaniesz pouczony o
pierwszym niebie, lecz wiedzieć to teraz, nie byłoby dla ciebie korzystne".
Postanowiłem zapamiętać ten chłodny dreszcz, który mnie przeszył, jak i Mądrość
kiwającą w tym momencie głową, gdyż było to dla mnie potwierdzeniem moich myśli.
Byłem pełen uznania dla tego anioła tak, że aż musiałem mu powiedzieć: "Jesteś
wspaniałym towarzyszem, naprawdę będziesz podtrzymywał mnie na właściwej
ścieżce". "Rzeczywiście będę" - odpowiedział. Byłem pewien tego, że odczuwam
miłość płynącą od tego anioła. Była to miłość szczególna, gdyż nie odczuwałem
jej ze strony innych aniołów, którzy okazywali raczej troskę wynikającą z
obowiązku niż miłość. Mądrość odpowiedziała na moje myśli, jak gdybym mówił na
głos. "Mądrością jest kochać i nie mógłbym być mądrością, gdybym cię nie kochał.
Mądrością jest też przyjmować łagodność i surowość Boga. Mądrością jest kochać
Go i bać się Go. Jesteś w zwiedzeniu jeśli czynisz inaczej. Jest to następna
lekcja, jakiej musisz się nauczyć" - powiedziała z powagą. "Wiem o tym i sam
nauczałem o tym wiele razy" - powiedziałem, po raz pierwszy czując się tak, jak
gdyby Mądrość mnie nie znała. "Jestem twoim towarzyszem przez długi czas i znam
twoje nauczanie" - odpowiedziała Mądrość. "Wkrótce dowiesz się o czym były
niektóre z twoich nauczań. Sam wiele razy mówiłeś: "Sprawiedliwym staje się nie
przez wiarę w umyśle, lecz przez wiarę w sercu". Przeprosiłem, czując się przy
tym zawstydzony, że w ogóle pytam. Anioł przyjął moje przeprosiny łaskawie.
Nagle uświadomiłem sobie, że przez prawie całe moje życie zadawałem mnóstwo
pytań i rzucając Mądrości wyzwania, działałem często na własną szkodę.
Druga
strona miłości
Mądrość mówiła dalej: "Jest czas uwielbiania Pana i czas oddawania Mu
czci w bojaźni i z respektem. Jest czas, aby siać i czas, aby żąć. Mądrością
jest znać porę każdego z nich. Prawdziwa mądrość zna czas i pory u Boga.
Przyprowadziłem cię tutaj, bo jest czas, aby wielbić Pana w chwale Jego miłości.
Teraz zabieram cię do innego miejsca, bo jest czas, aby wielbić Go w bojaźni
przed Jego sądem. Do czasu kiedy nie poznasz obydwóch stron, istnieje
niebezpieczeństwo, że możemy być oddzieleni od siebie". "Czy myślisz, że gdybym
został z tyłu, tam w uwielbieniu pełnym chwały, mógłbym cię zgubić" - zapytałem
z niedowierzaniem. "Tak. Przychodziłbym do ciebie zawsze, kiedy mógł-bym, lecz
nasze drogi rzadko by się przecinały. Trudno jest opuścić miejsce tak pełne
chwały i pokoju, ale nie jest to pełne objawienie Króla. On jest jednocześnie
Lwem Judy i Barankiem. Dla dzieci duchowych On jest Barankiem. Dla
dojrzewających jest Lwem. Dla w pełni dojrzałych jest zarówno Lwem, jak i
Barankiem. Wiedziałeś to w swoim umyśle i nauczałeś tego, lecz teraz będziesz
wiedział to w swoim sercu, bo doświadczysz Sędziowskiego Tronu Chrystusa".
Powrót do walki
Przed opuszczeniem Ogrodu poprosiłem Mądrość, abym
mógł usiąść na chwilę i rozważyć wszystko, czego doświadczyłem. "Tak, powinieneś
to zrobić -odpowiedziała - lecz mam lepsze miejsce dla ciebie". Poszedłem za
Mądrością poza bramy Ogrodu i zaczęliśmy zstępować z góry. Ku mojemu zdziwieniu
bitwa wciąż trwała, lecz nie tak intensywnie jak wtedy, kiedy wchodziłem na
górę. Na niższych poziomach wciąż latały strzały oskarżenia i oszczerstwa, lecz
większość sił wroga, które jeszcze pozostały, skoncentrowała się na zaciętej
obronie przed wielkimi białymi orłami. Widać było, że orły z łatwością
wygrywały. Wkrótce dotarliśmy prawie do podnóża góry. Tuż ponad poziomami:
"Zbawienia" i "Uświęcenia" był poziom "Dziękczynienia i Uwielbienia".
Zapamiętałem te poziomy bardzo dobrze, gdyż jednego z największych ataków wroga
doświadczyłem wtedy, gdy próbowałem je osiągnąć. Kiedy tam dotarliśmy reszta
wspinaczki była o wiele łatwiejsza, bo gdy nawet strzały przedzierały się, to
uzdrowienie było o wiele szybsze. Kiedy wrogowie dostrzegli mnie na tym poziomie
(nie mogli widzieć Mądrości), zaczął spadać na mnie deszcz strzał. Bez trudu
odparłem je moją tarczą i wróg przestał strzelać. Ich strzały kończyły się i nie
mogli sobie pozwolić na ich marnowanie. Żołnierze, którzy wciąż walczyli na
niższych poziomach, patrzyli na mnie ze zdziwieniem i szacunkiem, które
sprawiały, że czułem się niezbyt wygodnie. Wtedy to po raz pierwszy zauważyłem,
że z mojej tarczy i zbroi emanuje chwała Pana. Powiedziałem im, aby dalej
wspinali się na górę i nie zatrzymywali się w drodze, to również zobaczą Pana.
Gdy tylko zgodzili się od razu ujrzeli Mądrość. Zaczęli wtedy padać na kolana i
oddawać jej chwałę, lecz ona powstrzymała ich i posłała w dalszą drogę.
Wierni
Czułem przepełniającą mnie miłość do tych żołnierzy.
Większość z nich stanowiły kobiety i dzieci. Ich zbroja była w nieładzie, a oni,
choć pokryci krwią, nie wycofali się z walki. Wciąż byli pogodni i zachęceni.
Powiedziałem im, że zasługują na więcej szacunku niż ja, gdyż znieśli większe
trudy walki i utrzymali swoje pozycje. Sprawiali wrażenie, że mi nie wierzą,
mimo to docenili moje słowa, chociaż i tak byłem przekonany, że jest to prawda.
Każdy poziom góry musiał być zajęty przez żołnierzy, aby sępy nie splugawiły ich
swoimi wymiocinami i ekskrementami do tego stopnia, by niemożliwym było ustać na
nich. Większość poziomów zajęta była przez żołnierzy, którzy byli członkami
różnych ruchów i denominacji podkreślających prawdę poziomu, którego bronili.
Czułem się zażenowany swoją postawą względem niektórych z nich. O wielu
sądziłem, że nie uczestniczą już w tej walce, lub złożyli broń, a oni wciąż
wiernie walczyli, stawiając opór atakującym wojskom wroga. Prawdopodobnie fakt,
że bronili tych pozycji umożliwiał innym wspinaczkę - tak, jak mnie. Z wielu
poziomów widać było znaczną część góry i pola bitwy. Niektóre jednak były tak
odizolowane, że walczący na nich żołnierze widzieli tylko swoje pozycje i
zdawali się nie wiedzieć o reszcie toczącej się walki. Często byli tak zranieni
przez strzały oszczerstwa i oskarżenia, że trudno im było przyjąć zachętę od
tych, którzy przychodzili z wyższych poziomów i zachęcali ich do wchodzenia
wyżej. Kiedy jednak ktoś przychodził z góry odzwierciedlając chwałę Pana,
słuchali z wielką radością i wkrótce sami z odwagą i determinacją zaczynali
wspinać się wyżej. Kiedy obserwowałem to wszystko, Mądrość nie mówiła wiele,
jednak sprawiała wrażenie bardzo zainteresowanej moimi reakcjami.
Odkrycie rzeczywistości
Obserwowałem żołnierzy którzy byli już na szczycie,
a teraz licznie zaczynali schodzić na wszystkie poziomy, by zastąpić tych,
którzy stali na swoich stanowiskach. Kiedy to uczynili, każdy poziom zaczął
świecić niesioną przez nich chwałą. Wkrótce cała góra świeciła chwałą,
oślepiając pozostałe na niej jeszcze sępy i demony. Chwały tej było tak dużo, że
na całej górze zapanowała atmosfera Ogrodu. Zacząłem dziękować Panu i wielbić
Go. Natychmiast znalazłem się ponownie w Jego obecności. Trudno było zapanować
nad emocjami i chwałą, która wypełniała do głębi moją osobę. Doświadczenie to,
stało się tak intensywne, że musiałem przestać wielbić Pana. Mądrość stała obok
mnie. Kładąc rękę na moim ramieniu powiedziała; "Wchodzisz w Jego bramy z
dziękczynieniem, w Jego przedsionki z uwielbieniem". "Jakże jest to rzeczywiste!
Czułem się, jakbym tam był znowu!" - wykrzyknąłem. "Byłeś tam" - odpowiedziała
Mądrość. "To nie stało się bardziej rzeczywiste, niż ty. Tak jak Pan powiedział
do złoczyńcy na krzyżu: "Dzisiaj będziesz ze Mną w raju". Możesz tam wejść w
każdym czasie. Pan, Jego raj i ta góra, wszystko to mieszka w tobie, ponieważ On
jest w tobie. To, co wcześniej było przedsmakiem, teraz jest dla ciebie
rzeczywistością, ponieważ wszedłeś na górę. Powodem, dla którego mnie widzisz, a
inni widzieć nie mogą nie jest to, że wszedłem w twoją rzeczywistość, ale to, że
to ty wszedłeś w rzeczywistość, w której ja mieszkam. Jest to rzeczywistość,
którą znali prorocy i która dawała im wielką odwagę, nawet wtedy, kiedy stawali
sami przeciwko całym armiom. Oni widzieli niebiańskie zastępy działające na ich
korzyść, choć ziemskie były przeciwko nim".
Śmiertelna pułapka
Spojrzałem ponownie w dół na rzeź i wycofujące się
powoli armie demonów. Za moimi plecami coraz więcej otoczonych chwałą żołnierzy
zajmowało swoje pozycje na górze. Wiedziałem, że teraz było ich już
wystarczająco dużo, by zaatakować i zniszczyć pozostałe jeszcze hordy wroga.
"Jeszcze nie" - powiedziała Mądrość. "Spójrz tam". Spojrzałem w kierunku, który
pokazywała, ale musiałem osłonić moje oczy przed chwałą, która emanowała z mojej
własnej zbroi, aby cokolwiek zobaczyć. Dostrzegłem coś, jakby poruszenie w
dolinie. Nie mogłem rozpoznać co widzę, gdyż chwała, która świeciła z mojej
zbroi utrudniała mi patrzenie w ciemność. Poprosiłem Mądrość, aby dała mi coś,
czym mógłbym przykryć moją zbroję tak, abym mógł cokolwiek zobaczyć. Dała mi
zgrzebny płaszcz, abym go włożył. "Co to jest"? - zapytałem czując się trochę
urażony jego szarzyzną. "Pokora" - powiedziała Mądrość. "Nie będziesz w stanie
dobrze widzieć bez niej". Niechętnie założyłem go na siebie, ale natychmiast
zobaczyłem wiele rzeczy, których wcześniej nie mogłem zobaczyć. Spojrzałem w
stronę doliny na to poruszenie, które wcześniej ledwie dostrzegałem. Ku memu
zdziwieniu był tam cały oddział wroga czekający, aby zasadzić się na każdego,
kto by tamtędy przechodził. "Co to za armia"?- zapytałem. "Jak udało im się
uciec z bitwy bez szwanku"? "To jest pycha" - wyjaśniła Mądrość. "Jest to wróg,
którego najtrudniej zobaczyć po przebywaniu w chwale. Ci, którzy odmawiają
założenia tego płaszcza, ucierpią bardzo z ręki tego wroga". Kiedy spojrzałem na
górę, zobaczyłem otoczonych chwała żołnierzy przechodzących na drugą stronę
równiny, by zaatakować resztę hordy wroga, który szykował się do zniszczenia ich
od tyłu. Żaden z żołnierzy nie był przyodziany płaszczem pokory. Nie widzieli
tym samym czającego się na nich od tyłu wroga. Zacząłem biec by ich powstrzymać,
lecz Mądrość zatrzymała mnie. "Nie możesz ich zatrzymać" - powie-działa. "Tylko
żołnierze ubrani w ten płaszcz rozpoznają twój autorytet. Chodź ze mną. Jest
jeszcze coś, co musisz zobaczyć zanim będziesz mógł pomóc w do-wodzeniu wielką
bitwą, która ma nadejść".
Fundament chwały
Mądrość sprowadziła mnie z góry do najniższego
poziomu, zwanego "Zbawienie". "Ty myślisz, że to jest najniższy poziom, ale to
jest podstawa całej góry. W każdej podróży pierwszy krok jest najważniejszy i
zazwyczaj najtrudniejszy. Bez "Zbawienia" nie byłoby góry". Byłem przerażony
rzezią, jaka miała miejsce na tym poziomie. Każdy żołnierz był bardzo ciężko
ranny, jednak żaden nie umarł. Wielu z nich ledwo trzymało się krawędzi góry.
Wielu zdawało się już odpadać, jednak nikt jeszcze nie spadł. Wszędzie
znajdowali się aniołowie posługujący żołnierzom z taką wielką radością, że aż
zapytałem: "Dlaczego oni są tacy szczęśliwi"? "Ci aniołowie dostrzegli w nich
odwagę, jakiej wymagało to, aby utrzymać się na krawędzi. Nie mogli pójść dalej,
ale też nie poddali się. Wkrótce będą uzdrowieni i gdy zobaczą chwałę na wyższej
części góry, zaczną się wspinać. Będą to najwięksi wojownicy nadchodzącej
bitwy". "Ale czy nie byłoby lepiej, gdyby wspinali się na górę razem z nami"? -
protestowałem widząc ich obecny stan. "Byłoby lepiej dla nich, ale nie dla
ciebie. Dlatego, że zostali tutaj, ułatwili tobie wspinaczkę, gdyż zatrzymali na
sobie większą część sił wroga. Bardzo niewielu z tych, którzy są na wyższych
poziomach, schodzi z pomocą do innych, by przyprowadzić ich na górę. Ci jednak
robią to. Nawet tacy, którzy sami ledwo się trzymają, wyciągają ręce do innych,
by ich wciągnąć na swój poziom. W rzeczywistości większość potężnych wojowników
przeprowadzona została do góry właśnie przez tych wiernych. Nie są oni wcale
mniejszymi bohaterami niż ci, którzy doszli do szczytu. Przynieśli wielką radość
niebiosom przez to, że ciągle prowadzą innych do "Zbawienia". Z tego właśnie
powodu wszyscy aniołowie z nieba pragną im usługiwać, lecz tylko nieliczni
spośród nich, najbardziej szanowani, dostępują tego". Znowu poczułem się bardzo
zawstydzony moją postawą względem tych wielkich świętych. Wielu z nas
lekceważyło ich, kiedy wspinaliśmy się na wyższe poziomy. Popełniali oni wiele
błędów w czasie walki, ale też najbardziej ujawnili pasterskie serce. Pan
pozostawi dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, a pójdzie za jedną, która się
zgubiła. Oni pozostawali w miejscu, z którego wciąż mogli wychodzić do tych,
którzy są zgubieni i zapłacili za to wielką cenę. Bardzo chciałem im pomóc, lecz
nie wiedziałem jak zacząć. Wtedy Mądrość powiedziała: "To dobrze, że chcesz im
pomóc, lecz najbardziej pomożesz wtedy, gdy pójdziesz robić to, do czego
zostałeś wezwany. Oni wszyscy zostaną uzdrowieni i szybko zaczną wspinać się na
górę. Znowu połączą się z tobą w walce. Oni są tymi nieustraszonymi, którzy
nigdy nie uciekną przed wrogiem".
Moc pychy
Zastanawiałem się, co mnie nauczyło więcej:
schodzenie z góry, czy wchodzenie na nią? Nagle moją uwagę przyciągnął hałas
dochodzący z pola bitwy. Do tego momentu już tysiące potężnych wojowników
przekroczyło równinę, aby zaatakować pozostałą część zastępów. Wróg uciekał we
wszystkie strony. Pozostawał jednak jeden oddział - "Pycha". Był on całkowicie
niewidoczny i kroczył wprost na tyły maszerującej armii wojowników, szykując się
do wypuszczenia gradu strzał. Wtedy też zauważyłem, że ci potężni wojownicy nie
mieli zbroi na swoich plecach i byli całkowicie wystawieni na to, co miało ich
za chwilę uderzyć. Mądrość powiedziała: "Pomyślałeś o tym, że nie mają zbroi na
plecach, co oznacza, że kiedy uciekasz przed wrogiem, jesteś podatny na jego
atak. Mimo to wcześniej nigdy nie wiedziałeś, jak można być wystawionym na atak,
kiedy się idzie w pysze”. Mogłem tylko skinąć głową z uznaniem. Za późno było,
by zrobić cokolwiek. Nie do zniesienia było również patrzenie na to. Mądrość
jednak powiedziała, że muszę to zobaczyć. Wiedziałem, że Królestwo Boże
najbardziej cierpi właśnie z powodu pychy. Wcześniej czułem smutek z tego
powodu, lecz nigdy w takim stopniu jak teraz. Ku memu zdziwieniu, kiedy strzały
pychy godziły w wojowników, oni nawet tego nie zauważali. Wróg wciąż jednak
strzelał. Wojownicy krwawili i szybko słabli, lecz nie przyznawali się do tego.
Wkrótce byli już zbyt słabi, by utrzymać swe tarcze i miecze. Porzucali je więc,
twierdząc, że ich już nie potrzebują. Następnie zdejmowali swoje zbroje mówiąc,
że także są już im nie potrzebne. Pojawił się następny oddział, posuwający się
bardzo szybko zwany "Silne zwiedzenie". Wypuścił on deszcz strzał wprost do
celu. Potem obserwowałem tylko jak zaledwie kilka demonów zwiedzenia, które były
bardzo małe i wyglądały raczej na słabiutkie prowadziło tę niegdyś wielką armię
pełnych chwały wojowników. Wszyscy oni zabrani zostali do różnych obozów o
nazwach odpowiadających różnym doktrynom demonów. Byłem zdumiony tym, że ta
wielka niegdyś armia sprawiedliwych została tak doszczętnie pokonana i wciąż
jeszcze nie wiedziała, co ją rozbiło. "Jak mogli ci, którzy byli tak silni,
którzy przeszli tak długą drogę do szczytu i widzieli Pana, być tak podatni na
atak". "Pycha jest wrogiem, którego najtrudniej zobaczyć i który wślizguje się
od tyłu" - zauważyła Mądrość. "W pewien sposób ci, którzy dotarli do
największych wysokości są najbardziej narażeni na to, że upadną. Zawsze musisz
pamiętać o tym, że w tym życiu możesz upaść w każdym czasie i z każdego poziomu
- kiedy stoisz uważaj na to, abyś nie upadł. Wtedy, kiedy myślisz, że jesteś
najmniej zagrożony upadkiem, to w rzeczywistości jesteś na niego narażony
najbardziej. Większość ludzi upada zaraz po wielkim zwycięstwie". "Jak możemy
ustrzec się przed tego rodzaju atakiem"? - zapytałem. "Trzymaj się blisko mnie,
pytaj Pana zanim podejmiesz ważne decyzje i miej na sobie ten płaszcz, a wtedy
wróg nigdy nie będzie w stanie zaślepić cię tak, jak to zrobił z tamtymi”.
Spojrzałem na mój płaszcz. Wyglądał tak szaro i bez znaczenia. Czułem, że
przypominam w nim bardziej bezdomnego niż wojownika. Mądrość odpowiedziała na
to, jak gdybym mówił na głos: "Pan jest bliższy bezdomnym niż książętom.
Prawdziwej siły masz zawsze tyle, na ile chodzisz w łasce Boga, a On daje łaskę
pokornym. Żadna broń wroga nie jest w stanie przebić tego płaszcza, ponieważ nic
nie jest w stanie pokonać Jego łaski. Dopóki będziesz nosił ten płaszcz,
będziesz bezpieczny przed tego rodzaju atakiem". Zacząłem się rozglądać, by
zobaczyć jak wielu wojowników było wciąż jeszcze na górze. Zaskoczyło mnie to,
że pozostało ich tak niewielu. Potem jednak zauważyłem, że wszyscy oni mieli ten
sam płaszcz pokory. "Jak to się stało"? - spytałem. "Kiedy zobaczyli bitwę,
której ty byłeś świadkiem, wszyscy przyszli do mnie po pomoc i dałam każdemu z
nich ten płaszcz" - odpowiedziała Mądrość. A ja myślałem, że byłaś ze mną przez
cały ten czas"! "Jestem z każdym, kto idzie za mną, aby pełnić wolę Ojca" -
odpowiedziała Mądrość. "Ty jesteś Panem"! - zapłakałem. "Tak" - odpowiedziała.
"Powiedziałem ci, że nigdy cię nie porzucę, ani nie opuszczę. Jestem z każdym
moim wojownikiem tak, jak jestem z tobą. Będę przy tobie we wszystkim, kiedy
będziesz wypełniał moją wolę i kiedy będziesz potrzebował mądrości". Po tych
słowach Pan zniknął.
Pozycja w Królestwie
Pozostałem, stojąc pośrodku wielkiego oddziału
aniołów, który posługiwał rannym na poziomie "Zbawienia". Kiedy zacząłem
przechodzić pośród tych aniołów, przyklękali, okazując mi wielki szacunek. W
końcu zapytałem jednego z nich, dlaczego to robią, przecież nawet najmniejszy z
nich był potężniejszy ode mnie". "Z powodu płaszcza" - odpowiedział. "To jest
oznaka najwyższej pozycji w Królestwie". "Przecież to jest zwykły płaszcz" -
zaprotestowałem. "Nie"! - powiedział anioł. Odziany jesteś w Bożą łaskę,
płaszcz. Nie ma większej mocy ponad nią.
"Ale przecież
są tysiące tych, którzy noszą takie same płaszcze. W jaki sposób może to
oznaczać pozycję"?
Wy jesteście potężnymi zwycięzcami, synami i córkami
Króla. On nosił ten sam płaszcz, kiedy chodził po ziemi. Tak długo, jak długo
jesteś w niego ubrany, nie ma takiej mocy w niebie i na ziemi, która mogłaby się
tobie oprzeć. Każdy w niebie i w piekle rozpoznaje ten płaszcz. My jesteśmy jego
sługami, ale On mieszka was i wy jesteście odziani w jego łaskę”.
W jakiś sposób wiedziałem, że gdybym nie nosił tego
płaszcza i gdyby moja zbroja połyskująca chwałą była wyeksponowana, wtedy
oświadczenie anioła i ich zachowanie względem mnie, mogłoby naprawdę karmić moją
pychę. Nie mogłem czuć się pyszny i arogancki w tak zgrzebnym płaszczu. Mimo to
moje zaufanie do płaszcza zaczęło rosnąć we mnie bardzo szybko.
Powrót orłów
Część III
Na horyzoncie
zobaczyłem zbliżającą się, wielką, białą chmurę. Chmura ta wypełniła atmosferę
nadzieją, tak jak rozpraszające ciemność wschodzące słońce. Gdy się zbliżyła
rozpoznałem w niej wielkie, białe orły, które przyleciały z Drzewa Życia.
Zaczęły lądować na górze, zajmując pozycje na każdym poziomie u boku wojowników.
Ostrożnie i z respektem podszedłem do orła, który wylądował blisko mnie,
ponieważ jego obecność była dla mnie ekscytująca. Kiedy spojrzał na mnie swoimi
przenikliwymi oczami, wiedziałem, że nic nie mogę przed nim ukryć. Jego wzrok
był tak stanowczy i srogi, aż poczułem przeszywający mnie dreszcz. Zanim
zdążyłem zapytać, już mi odpowiedział. "Chcesz wiedzieć kim jesteśmy. Jesteśmy
ukrytymi prorokami, którzy zachowani byli na tę godzinę. Jesteśmy oczami tych,
którym dana była potężna Boża bron. Widzieliśmy wszystko, co czyni Pan i co
planuje wróg przeciwko wam. Przebiegliśmy wzrokiem całą ziemię i wiemy wszystko,
co potrzeba wiedzieć w czasie walki". "Czy nie widziałeś tej walki, która miała
miejsce"? - zapytałem poirytowany. "Czy nie mogłeś pomóc tym wojownikom, którzy
właśnie zostali zabrani do niewoli"! "Tak. Widzieliśmy to wszystko i moglibyśmy
im pomóc, gdyby tylko tego chcieli. Ale nasza pomoc jedynie by ich zatrzymała.
Możemy walczyć tylko w tych bitwach, do których Ojciec nas posyła i możemy
po-móc jedynie tym, którzy w nas wierzą. Tylko ci, którzy przyjmują nas jako
proroków, mogą przyjąć nagrodę proroka lub korzyści z naszej posługi. Ci, którzy
znaleźli się w zasadzce nie mieli na sobie takiego płaszcza, jaki ty masz. Ci
zaś, którzy nie mają na sobie tego płaszcza nie mogą zrozumieć, kim jesteśmy.
Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem. Dotyczy to także tych, którzy są wciąż
zranieni i wielu innych, których ty jeszcze nie znasz".
Serce orla
Rozmawiając z orłem bardzo szybko zacząłem myśleć
jak orzeł. Po tej krótkiej dyskusji mogłem wejrzeć w serce orła i znać go tak,
jak on zna mnie. Orzeł zauważył to. "Masz trochę z naszych darów, chociaż nie są
one dobrze rozwinięte. Nie używałeś ich za dużo. Jestem tu, aby obudzić te dary
i nauczyć was, jak ich używać. W ten sposób nasze porozumiewanie będzie pewne.
Musi ono być pewne, inaczej będziemy cierpieć wiele niepotrzebnych strat, nie
wspominając utraconych wspaniałych możliwości odniesienia zwycięstwa". "Skąd
teraz przybyłeś"? - zapytałem. "Zjadamy węże" - odpowiedział orzeł - "Wróg jest
naszym chlebem. Naszym pokarmem jest czynienie woli Ojca. Jego wolą zaś jest
zniszczyć dzieła szatana. Każdy zjedzony przez nas wąż przyczynia się do wzrostu
naszej wizji. Każda zdobyta przez nas twierdza wroga, umacnia nas, abyśmy mogli
szybować wyżej i pozostawać dłużej w powietrzu. Przybywamy właśnie z uczty,
gdzie pożeraliśmy węże wstydu, które zniewoliły wielu twoich braci i sióstr.
Wkrótce i oni tu dotrą. Nadchodzą z orłami, którzy pozostali przy nich, aby im
pomóc odnaleźć drogę i ochronić ich przed kontratakami wroga". Orły były bardzo
pewne siebie, lecz nie wyniosłe. Wiedziały kim są i do czego zostały powołane.
Znały też nas i znały przyszłość. Ich pewność uspokajała mnie, a tym bardziej
rannych, leżących wokół nas. Byli oni zbyt słabi, aby mówić i właściwie tylko
siedzieli, przysłuchując się mojej rozmowie z orłem. Patrzyli na niego, jak
patrzą zgubione dzieci na swoich rodziców, którzy właśnie je odnaleźli.
Wiatr Ducha
Kiedy orzeł spojrzał na nich, jego wyraz twarzy
również się zmienił. W miejsce surowości i zdecydowania, (które okazywał, kiedy
patrzył na mnie) wobec zranionych przejawiał łagodność i współczucie. Orzeł
rozpostarł swoje skrzydła i zaczął delikatnie wachlować, tworzą chłodny,
odświeżający powiew, który przepływał nad zranionymi. Był on całkiem inny od
tych powiewów, których doświadczyłem w swoim życiu. Z każdym oddechem czułem jak
nabieram sił i jasności umysłu. Wkrótce ranni powstali i zaczęli wielbić Boga z
takim oddaniem, że łzy popłynęły mi z oczu. Znowu czułem ogromny wstyd z powodu
tego, że lekceważyłem tych, którzy pozostali na tym poziomie. Dla nas, którzy
wchodziliśmy do góry wydawali się słabi i nierozumni, jednak oni przecierpieli
więcej niż my i pozostali wierni. Bóg ich podtrzymywał, a oni kochali Go wielką
miłością. Spojrzałem na górę. Wszystkie orły trzepotały delikatnie skrzydłami.
Każdy czuł się odświeżony przez ten powiew i wszyscy zaczęli wielbić Boga. Na
początku uwielbienie płynące z różnych poziomów nie było harmonijne, lecz po
pewnym czasie na każdym poziomie wszyscy śpiewali w doskonałej jedności. Nigdy
nie słyszałem na ziemi czegoś tak pięknego. Nie chciałem, aby, kiedykolwiek to
się skończyło. Usłyszałem w tym to samo uwielbienie, jakie znałem z Ogrodu, lecz
teraz brzmiało ono o wiele pełniej. Wiedziałem, że brzmi ono o wiele piękniej
teraz, ponieważ wielbimy Boga w obliczu naszych wrogów pośród ciemności i zła,
które nas otaczały na górze. Nie wiem jak długo trwało to uwielbienie. W pewnym
momencie orły przestały machać skrzydłami i uwielbienie się skończyło. "Dlaczego
przestaliście"? - zapytałem stojącego obok mnie orła, z którym rozmawiałem.
"Dlatego, że teraz są już zdrowi" - odpowiedział wskazując na rannych, którzy
teraz stali w doskonałej kondycji. "Prawdziwe uwielbienie może uzdrowić każdą
ranę" - dodał. "Proszę zróbcie to jeszcze raz" - błagałem. "Będziemy to robić
wiele razy, lecz nie do nas należy decydować, kiedy. Powiew, który czułeś, to
był powiew Ducha Świętego. On nas prowadzi, a nie my Jego. On uzdrowił
zranionych i wprowadził jedność, która potrzebna jest w walce. Prawdziwe
uwielbienie wylewa cenny olejek na głowę Jezusa, potem zaś spływa na całe ciało,
czyniąc nas jednym z Nim i z sobą nawzajem. Nikt z tych, którzy stają się jedno
z Nim nie pozostaje zraniony lub nieczysty. Jego krew jest życiem i spływa na
nas, kiedy łączymy się z Nim. Jeśli jesteśmy z Nim złączeni, to złączeni też
jesteśmy z resztą ciała, a przez to Jego krew przepływa przez wszystkich. Czyż
nie w ten sposób leczysz rany na swoim ciele, że zamykasz je, aby krew mogła
nadal dopływać do zranionych członków i przynosić odbudowanie? Kiedy część Jego
ciała jest zraniona musisz złączyć się w jedności z tą częścią do czasu, aż
będzie całkowicie uzdrowiona. Wszyscy jesteśmy jedno z Nim "Wciąż jeszcze
trwałem w uwielbieniu, tak więc to małe nauczanie zdawało się dla mnie
najpotężniejsze, jakie kiedykolwiek słyszałem, pomimo tego, że słyszałem je i
sam głosiłem wiele razy. Kiedy Duch Święty się porusza, każde słowo wydaje się
przepełnione chwałą, niezależnie od tego, jak jest proste. Wypełniło mnie ono
taką miłością, że chciałem ściskać każdego dokoła, nawet starego surowego orła.
Nagle przypomniałem sobie potężnych wojowników, którzy dopiero co zostali wzięci
do niewoli. Orzeł od-czuł to, ale nie powiedział ani słowa. Po prostu obserwował
mnie intensywnie. W końcu zapytałem: "Czy możemy odzyskać tych, którzy się
właśnie zgubili"?
Serce Króla
"Tak. Dobrze, że to odczuwasz" - odezwał się w
końcu. "Nie jesteśmy całością i nasze uwielbienie nie jest pełne, dopóki całe
ciało nie będzie odbudowane. Dopóki nie zgromadzimy się wszyscy razem, nawet w
najbardziej przepełnionym chwałą uwielbieniu i w prawdziwej obecności Króla. To
tak, jak byś kochał wszystkie swoje dzieci, lecz był zmartwiony z powodu tego
jednego, które jest chore i zranione. On także kocha wszystkie swoje dzieci,
lecz teraz najwięcej uwagi skupia na tych, które są ranne, lub w ucisku. Właśnie
przez wzgląd na Niego nie wolno nam wycofać się, aż wszyscy nie będziemy
odbudowani. Dopóki ktokolwiek jest ranny, On również jest ranny".
Wiara, która porusza góry
Siedząc obok orła głęboko zastanawiałem się nad tym,
co mi powiedział. W końcu zapytałem: "Wiem, że Mądrość mówi do mnie przez
ciebie, gdyż słyszę Jej głos, kiedy mówisz. Byłem tak pewny siebie przedostatnią
bitwą, że z powodu tej zarozumiałości, omal nie zostałem wzięty do niewoli tak,
jak tamci wojownicy. Z łatwością mógłbym być pojmany z nimi, gdyby Mądrość mnie
nie powstrzymała. Walczyłem bardziej z powodu nienawiści do wroga niż z chęci
uwolnienia braci, choć i to był jeden z moich motywów. Teraz, odkąd po raz
pierwszy przyszedłem do góry i walczyłem w tej wielkiej bitwie, zacząłem myśleć,
że większość dobrych rzeczy, które robiłem, robiłem z niewłaściwych pobudek,
natomiast w wielu złych rzeczach, które uczyniłem, moje motywacje były właściwe.
Im więcej się uczę, tym bardziej czuję się niepewny. "Musiałeś spędzić długi
czas z Mądrością" - odpowiedział orzeł. "Była ze mną na długo przed tym, zanim
ją rozpoznałem i obawiam się, że przez większość czasu byłem na nią zamknięty. W
pewnym sensie wiem, że czegoś ważnego wciąż mi jeszcze brakuje. Czegoś, co muszę
mieć, zanim pójdę znowu do walki. Nie wiem jednak, co to jest". Spojrzenie orła
stało się jeszcze bardziej wnikliwe. Zwrócił się do mnie. "Znasz także głos
Mądrości, kiedy mówi do ciebie w twoim sercu. Szybko uczysz się, bo masz na
sobie płaszcz. To co teraz odczuwasz, to jest prawdziwa wiara". "Wiara"! -
wybuchnąłem. "Ja tu mówię o poważnych wątpliwościach"! "Jesteś mądry, kiedy
wątpisz w siebie. Prawdziwa wiara, to poleganie na Bogu, nie na sobie i swojej
wierze. Jesteś blisko tego rodzaju wiary, która może poruszyć tę górę i musisz
ją ruszyć. Jednak masz rację. Ciągle brakuje ci czegoś bardzo ważnego. Wciąż
jeszcze potrzebujesz wielkiego objawienia Króla. Choć wspiąłeś się na szczyt
góry i po drodze przyjmowałeś pewne prawdy, chociaż nawet stałeś w Ogrodzie
Boga, zasmakowałeś Jego bezwarunkowej miłości i oglądałeś wiele razy Jego Syna,
wciąż rozumiesz tylko część nauki Boga i do tego powierzchownie". Wiedziałem; że
jest to prawda i pocieszające było to usłyszeć. "Źle osądzałem ludzi w wielu
sytuacjach. Mądrość nieraz ocaliła mi życie, lecz Jej głos we mnie jest wciąż
bardzo cichy, a krzyk moich myśli i uczuć wciąż jest za głośny. O wiele
wyraźniej słyszę Mądrość, gdy mówi przez ciebie, niż kiedy mówi w moim sercu,
dlatego też wiem, że muszę się trzymać blisko ciebie". "Jesteśmy tutaj, bo nas
potrzebujecie" - odpowiedział orzeł. "Jesteśmy tutaj również dlatego, że my
potrzebujemy was. Ty otrzymałeś dary, których ja nie mam, a ja otrzymałem dary,
których ty nie masz. Doświadczyłeś rzeczy, których ja nie doświadczyłem, ja zaś
doświadczyłem rzeczy, których ty jeszcze nie znasz. Orły dane wam zostały aż do
końca, a wy zostaliście dani nam. Ja będę blisko ciebie przez pewien czas, a
potem musisz przyjąć inne orły. Każdy orzeł jest inny. Wszystkim nam powierzone
zostały sekrety Pana, a nie każdemu z osobna".
Drzwi prawdy
Po tych słowach orzeł poderwał się ze skały, na
której siedział i poszybował aż do krawędzi poziomu, na którym staliśmy. "Chodź
tutaj" - powiedział. Kiedy pod-szedłem do niego, zobaczyłem schody prowadzące w
dół do samej podstawy góry, a także małe drzwi. "Dlaczego ich wcześniej nie
widziałem"? - spytałem. "Kiedy po raz pierwszy przyszedłeś do tej góry, nie
zatrzymałeś się na tym poziomie na tyle długo, by się rozejrzeć" - odpowiedział.
"Skąd o tym wiesz? Czy byłeś tu wtedy, kiedy po raz pierwszy przyszedłem do tej
góry"? "Wiedziałbym o tym nawet wtedy, gdy bym tu nie był, ponieważ wszyscy,
którzy omijają te drzwi, robią to z tego samego powodu. W rzeczywistości jednak
byłem tutaj" - odpowiedział. "Byłem jednym z tych żołnierzy, których tak szybko
mijałeś idąc pod górę". Wtedy to właśnie rozpoznałem w tym orle człowieka,
którego spotkałem po moim nawróceniu. Człowieka, z którym zamieniłem właściwie
kilka zdań. Orzeł kontynuował: "Bardzo wtedy chciałem iść za tobą. Byłem na tym
poziomie już tak długo, że potrzebowałem zmiany. Nie mogłem jednak tak po prostu
zostawić wszystkich tych zgubionych dusz, które wciąż próbo-wałem tu
doprowadzić. Kiedy w końcu oddałem siebie Panu, by pełnić Jego wolę, niezależnie
od tego czy będę miał iść, czy zostać, Mądrość przystąpiła do mnie i pokazała mi
te drzwi. Powiedziała mi, że jest to krótsza droga do szczytu. W ten właśnie
sposób dotarłem do szczytu przed tobą i zostałem zmieniony w orła". Następnie
przypomniałem sobie, że na kilku poziomach widziałem już takie drzwi. Pamiętam
też, jak byłem zdziwiony, kiedy zerknąłem do środka. Nie odważyłem się wejść
głębiej w żadne z nich, ponieważ byłem skoncentrowany na bitwie i próbowałem
dostać się na górę. "Czy mogłem wejść w jedne z nich i iść prosto na szczyt"? -
spytałem. "Nie jest to takie proste" - odpowiedział orzeł nieco poirytowany. "Za
każdymi drzwiami są różne drogi, z których tylko jedna prowadzi do szczytu".
Oczywiście znając moje następne pytanie mówił dalej. "Inne prowadzą do
następnych poziomów góry. Ojciec tak je zaplanował, aby każdy wybrał tę drogę,
która doprowadzi go do poziomu potrzebnej mu dojrzałości". "Niesamowite jak On
to zrobił"? - pomyślałem, lecz orzeł usłyszał moje myśli. "To było bardzo proste
- kontynuował orzeł, jak gdybym myślał na głos - dojrzałość duchowa jest zawsze
uwarunkowana chęcią poświęcenia swoich własnych pragnień dla dobra Królestwa i
przez miłość do innych. Drzwi, które wymagają od nas największej ofiary zawsze
poprowadzą nas do najwyższego poziomu". Starałem się zapamiętać wszystko, co
mówił. Wiedziałem, że muszę wejść przez te drzwi, które znajdowały się przede
mną i że najlepiej będzie uczyć się tego wszystkiego od kogoś, kto był przede
mną i oczywiście wybrał właściwą drogę do szczytu. "Nie poszedłem prosto na
szczyt. Nie spotkałem też nikogo, kto by tak uczynił" - powiedział orzeł. "Ale
doszedłem tam o wiele szybciej niż większość, ponieważ nauczyłem się dużo o
poświęcaniu samego siebie wtedy, kiedy walczyłem tutaj, na poziomie "Zbawienia".
Pokazałem ci te drzwi, ponieważ masz na sobie płaszcz i tak czy inaczej byś je
znalazł, jednak jest mało czasu i jestem tu, aby pomóc ci dojrzeć szybko. Na
każdym poziomie są drzwi i każde prowadzą do skarbów, które przewyższają twoje
zrozumienie. Nie mogą być one osiągnięte fizycznie, ale każdy skarb, który
będziesz trzymał w ręce, będziesz mógł nieść w swoim sercu. Twoje serce jest
skarbnicą Boga. Do czasu, kiedy ponownie osiągniesz szczyt, twoje serce zawierać
będzie skarby cenniejsze niż wszystkie skarby na świecie. Nie będą ci one nigdy
odebrane, są twoje na wieki, ponieważ ty należysz do Boga. Ruszaj. Sztormowe
chmury już się gromadzą i wielka bitwa jest blisko". "Czy pójdziesz ze mną"? -
prosiłem. "Nie" - odpowiedział. "Moje miejsce jest teraz tutaj. Mam dużo do
zrobienia, muszę pomóc tym, którzy są zranieni. Ale zobaczymy się tutaj znowu.
Spotkasz wielu moich braci i sióstr orłów zanim powrócisz. Oni będą w stanie
pomóc ci lepiej niż ja, tam, gdzie ich spotkasz".
Skarby nieba
Pokochałem orła tak bardzo, że trudno mi było znieść
to, że muszę go opuścić. Cieszyłem się na myśl, że znowu go zobaczę. Teraz
jednak drzwi przyciągały mnie jak magnes. Otworzyłem je i wszedłem. Chwała,
którą zobaczyłem była tak uderzająca, że natychmiast padłem na kolana. Złoto,
srebro i cenne kamienie, które tu ujrzałem były daleko piękniejsze od tego
wszystkiego, co kiedykolwiek widziałem na ziemi. Można je było porównać tylko z
chwałą związaną z Drzewem Życia. Sala, w której byłem, zdawała się nie mieć
końca. Podłoga pokryta była srebrem, filary złotem, sufit zaś wysadzany czystymi
diamentami, połyskującymi wszelkimi kolorami, jakie znałem, a nawet takimi,
których nigdy nie widziałem. Wszędzie byli niezliczeni aniołowie, odziani w
różne stroje, odmienne od wszelkich ludzkich wzorów. Kiedy przechodziłem przez
salę, aniołowie oddawali mi pokłon. Jeden z nich podszedł do mnie i przywitał
mnie po imieniu. Wyjaśnił mi, że mogę iść wszędzie i oglądać wszystko, co chcę,
W tym pomieszczeniu nie było nic ukrytego dla tych, którzy przeszli przez te
drzwi. Zaniemówiłem na widok otaczającego mnie piękna. W końcu stwierdziłem, że
jest tu nawet piękniej niż w Ogrodzie, w którym byłem. Ku memu zdziwieniu anioł
odpowiedział: "To jest Ogród! To jest jeden z pokojów w domu Twojego Ojca. My
jesteśmy twoimi sługami". Kiedy spacerowałem, wielki oddział szedł za mną.
Odwróciłem się i spytałem ich przywódcę, dlaczego idą za mną. "Z powodu
płaszcza, - odpowiedział. Jesteśmy tutaj, aby służyć ci teraz w bitwie, która
jest przed tobą". Nie wiedziałem, co mam z nimi robić, więc po prostu szedłem
dalej. Przyciągnięty zostałem do wielkiego, niebieskiego kamienia, który
wyglądał jakby zawierał w sobie słońce i chmury. Kiedy go dotknąłem, wypełniło
mnie to samo odczucie, jakie miałem wtedy, kiedy zjadłem owoc z Drzewa Życia.
Poczułem wzrastającą we mnie energię, wielką jasność umysłu i miłość do
wszystkiego i wszystkich. Zacząłem przyjmować chwałę Pana. Im dłużej dotykałem
kamienia, tym bardziej chwała wzrastała. Nie chciałem zdejmować moich rąk z
kamienia, jednak chwała stała się tak intensywna, że musiałem się odwrócić.
Wtedy mój wzrok padł na przepiękny zielony kamień. "A co ten kamień ma w sobie"?
- spytałem anioła stojącego obok. "Wszystkie te kamienie to skarby zbawienia.
Dotykasz teraz niebiańskiej rzeczywistości, a ten kamień to "odbudowanie życia""
- powiedział. Kiedy dotknąłem zielonego kamienia, zacząłem widzieć ziemię w
pełnym bogactwie kolorów. Barw przybywało im dłużej trzymałem ręce na kamieniu.
Rosła też moja miłość do wszystkiego, co widziałem. Zacząłem także dostrzegać
harmonię pomiędzy wszystkimi żyjącymi istotami w takim stopniu, w jakim nigdy
wcześniej tego nie doświadczałem. Zobaczyłem chwałę Pana w Jego stworzeniu.
Narastało to, aż do momentu, kiedy się ponownie odwróciłem. Wtedy właśnie
uświadomiłem sobie, że zupełnie nie mam poczucia czasu i nie wiem jak długo tam
jestem. Wiedziałem jednak, że moje zrozumienie Boga i Jego wszechobecności
znacznie wzrosło przez dotknięcie tych dwóch kamieni, a było ich tam dużo, dużo
więcej. W tym jednym pokoju było więcej niż można było ogarnąć przez całe swoje
życie. "Ile jest jeszcze takich pokoi jak ten"? - spytałem anioła. "Na każdym
poziomie tej góry znajdują się takie pokoje jak ten". "Jak można doświadczyć
wszystkiego, co jest w tym jednym pokoju, a tym bardziej we wszystkich"? -
spytałem. "Zawsze musisz to robić. Skarbów zawartych w podstawowych prawdach o
Jezusie jest tyle, że starczyłoby na wiele więcej niż jedno życie. Nikt z ludzi
nie może poznać o nich wszystkiego w swoim całym życiu, ale Ty musisz wziąć to,
co ci jest teraz potrzebne i iść dalej w stronę swojego przeznaczenia". Zacząłem
myśleć o wiszącej nad głową bitwie i o wojownikach wziętych do niewoli. Nie była
to miła myśl, w tak chwalebnym miejscu, lecz wiedziałem, że będę zawsze musiał
wracać do tego pokoju i że teraz mam niewiele czasu na to, aby odnaleźć drogę na
szczyt, a potem ponownie wrócić do walki. Zwróciłem się do anioła: "Musisz pomóc
mi znaleźć drzwi prowadzące do szczytu". Anioł spojrzał na mnie zmieszany. "My
jesteśmy twoimi sługami, ale ty musisz nas prowadzić. Cała góra jest dla nas
tajemnicą. Wszyscy pragniemy zgłębić tę tajemnicę, ale jak tylko opuścimy ten
pokój, będziemy uczyć się więcej niż ty". "Czy wiecie gdzie są wszystkie drzwi"?
- spytałem. "Tak. Ale nie wiemy, gdzie one prowadzą. Są takie, które wyglądają
bardzo zachęcająco, niektóre są zwyczajne, a niektóre wręcz odpychające. Jedne
są nawet straszne". "W tym miejscu są drzwi, które są odpychające"? - spytałem z
niedowierzaniem. "Są drzwi, które są straszne? Jak to możliwe"? "Nie wiemy, ale
mogę ci je pokazać". "Pokaż, proszę" - powiedziałem. Przechodziliśmy obok
skarbów nie do opisania, z których wszystkie tak mnie pociągały, że z trudem
opierałem się chęci, aby je dotknąć. Było tam także wiele drzwi. Na każdych
wpisana była prawda biblijna. Kiedy anioł nazwał je "zachęcającymi" czułem jakby
słowo to nie oddawało w pełni ich charakteru. Bardzo chciałem wejść w każde z
nich, lecz moja ciekawość odnośnie "strasznych drzwi" pchała mnie do przodu. W
końcu zobaczyłem je. "Straszne" to było mało powiedziane. Ogarnął mnie taki
strach, że aż mi dech zaparło.
Laska i prawda
Odwróciłem się od drzwi i szybko wycofałem. W
pobliżu był piękny, czerwony kamień, do którego niemalże przylgnąłem. Kiedy
położyłem na nim ręce, natychmiast znalazłem się w Ogrodzie Getsemane i
zobaczyłem Pana w czasie modlitwy. Widok ten był jeszcze straszniejszy od drzwi,
które widziałem wcześniej. Przerażony oderwałem ręce od kamienia i wyczerpany
upadłem na podłogę. Bardzo chciałem wrócić do niebieskiego lub zielonego
kamienia, musiałem jednak na nowo zebrać swoje siły i odzyskać orientację.
Aniołowie szybko otoczyli mnie usługując mi. Otrzymałem napój, który mnie
ożywił. Wkrótce czułem się wystarczająco dobrze, aby powstać i wrócić do innych
kamieni. Mimo to powracająca wciąż wizja Pana pogrążonego w modlitwie zmusiła
mnie do tego, abym się zatrzymał. "Co to było"? - zapytałem. "Kiedy dotykasz
kamieni jesteśmy w stanie zobaczyć część tego, co ty widzisz i odczuwać w części
to, co ty czujesz" - powiedział anioł. "Wiemy, że wszystkie te kamienie są
wielkimi skarbami i że objawienia, które w sobie mają są bezcenne. Przez moment
oglądaliśmy Pana w agonii, przed Jego ukrzyżowaniem i przez chwilę czuliśmy to,
co On czuł tej straszliwej nocy. Trudno jest nam zrozumieć, jak nasz Bóg mógł
tak cierpieć. Jego cierpienie sprawia, że jeszcze bardziej doceniamy to, jakim
zaszczytem jest służyć wam, dla których On umarł". Słowa anioła były jak
świetliste pioruny trafiające w moją duszę. Walczyłem w wielkiej bitwie.
Wspinałem się na szczyt góry. Cała ta rzeczywistość duchowa stała mi się tak
znajoma, że prawie już nie zauważałem aniołów i prawie na równi mogłem rozmawiać
z wielkimi orłami. Mimo to, wciąż nie mogłem dzielić choćby przez moment
cierpień mojego Króla bez chęci ucieczki do przyjemniejszych doświadczeń. "Nie
powinienem być tutaj" - prawie wykrzyknąłem. "Ja sam bardziej niż ktokolwiek
inny zasługuję na to, by być więźniem złego"! "Panie" - powiedział nieśmiało
anioł - "Wszyscy rozumiemy to, że nikt z nas nie jest tutaj dlatego, że na to
zasługuje. Jesteś tutaj, bo zostałeś wybrany przed założeniem świata. Nie wiemy,
jaki jest twój cel, ale wiemy, że jest on wielki dla każdego, kto jest na tej
górze". "Dziękuję ci. Jesteś bardzo pomocny. Będąc tutaj moje emocje zostały
bardzo rozbudzone i zanosiło się na to, że przyćmią mój umysł. Masz rację. Nikt
nie jest tutaj, bo na to zasługuje. Naprawdę im wyżej się wspinamy, tym bardziej
czujemy się nie godni, aby tam być i tym więcej łaski potrzebujemy, by tam
zostać. Jakim sposobem ja się tam w ogóle dostałem po raz pierwszy"? "Łaska" -
odpowiedział anioł." Jeżeli chcesz mi pomóc - powiedziałem - to proszę cię,
powtarzaj mi to słowo za każdym razem, kiedy zobaczysz mnie w zagubieniu lub
depresji. To słowo zaczynam rozumieć bardziej niż wszystkie inne. Teraz muszę
wrócić do czerwonego kamienia. Wiem, że jest to największy skarb w tym
pomieszczeniu i nie mogę wyjść stąd, dopóki nie poniosę tego skarbu w moim
sercu".
Rzeczywistość laski
Czas, który spędziłem przy czerwonym kamieniu był
najbardziej bolesnym doświadczeniem, jakie kiedykolwiek przeżywałem. Wiele razy
po prostu nie mogłem wytrzymać i musiałem wycofać ręce. Kilkakrotnie wracałem do
niebieskiego lub zielonego kamienia, by odnowić moją duszę przed ponownym
podejściem. Niesamowicie trudne było powracanie do niebieskiego kamienia, ale za
każdym razem moja miłość i uznanie wobec Pana wzrastało przez to bardziej, niż
przez cokolwiek innego, czego doświadczyłem lub kiedykolwiek się uczyłem. W
końcu, kiedy obecność Ojca oddzieliła mnie od Jezusa na krzyżu, nie mogłem już
tego znieść. Zrezygnowałem. Widziałem, że aniołowie, którzy byli ze mną, w pełni
zgodzili się z tym. Nie było już we mnie tak mocnej woli, aby ponownie wrócić do
kamienia. Nie czułem nawet potrzeby, aby wracać do niebieskiego kamienia.
Zwyczajnie położyłem się na podłodze i szlochałem nad tym, co Pan przeszedł.
Płakałem dlatego, że wiedziałem, iż opuściłem Go tak, jak Jego uczniowie.
Zawiodłem Go tak, jak oni, kiedy najbardziej ich potrzebował. Po tej chwili,
która zdawała się trwać kilka dni, otworzyłem oczy i zobaczyłem innego orła
stojącego obok mnie. Przed nim znajdowały się trzy kamienie: niebieski, zielony
i czerwony. "Zjedz je" - powiedział. Kiedy zjadłem, cała moja istota została
odnowiona i zarówno wielka radość, jak i trzeźwość przepłynęły przez moją duszę.
Kiedy powstałem, zauważyłem, że te same trzy kamienie znajdują się w rękojeści
mojego miecza, a także na obu moich ramionach." Teraz są one twoje na zawsze" -
powiedział orzeł." l nie mogą ci być zabrane i nie możesz ich stracić". "Ale nie
skończyłem jeszcze przy tym ostatnim" - powiedziałem. "Chrystus sam dokończy tą
próbę" - odpowiedział. "Spisałeś się dobrze, ale teraz musisz iść dalej".
"Gdzie"? - spytałem. "Sam musisz zdecydować. Ale biorąc pod uwagę, że masz mało
czasu, proponuję ci, abyś jak najszybciej próbował dostać się na górę". Po tych
słowach orzeł oddalił się. Wtedy przypomniałem sobie o drzwiach. Zacząłem iść w
kierunku tych, które tak mnie wcześniej przyciągały. Kiedy doszedłem do
pierwszych, nie było już we mnie tego uczucia, co poprzednio. Przy następnych
było to samo. "Coś się zmieniło" - powiedziałem na głos. "Ty się zmieniłeś" -
odpowiedział cały zastęp aniołów zgodnym chórem. Obejrzałem się i spojrzałem na
nich. Zdziwiony byłem zmianą jaką w nich zobaczyłem. Nie wyglądali już tak
niewinnie jak wcześniej. Teraz sprawiali wrażenie mądrzejszych i bardziej
dostojnych niż wszystkie inne anioły, które wcześniej widziałem. Wiedziałem, że
w nich odzwierciedlona jest ta zmiana, która zaszła we mnie, nie chciałem już
jednak myśleć o sobie. "Proszę cię o radę" - powiedziałem do dowódcy. "Słuchaj
swojego serca - odparł. - Tam teraz mieszkają te wielkie prawdy". "Nigdy nie
byłem w stanie zaufać swojemu własnemu sercu - powiedziałem. - Jest skłonne do
oszustwa, zwodzenia i własnych ambicji, przez ten hałas trudno nawet usłyszeć
Pana kiedy mówi do mnie". "Mając czerwony kamień w swoim sercu nie sądzę, abyś w
ogóle miał jeszcze ten problem" - rzekł dowódca z nieukrywaną pewnością.
Przylgnąłem do ściany myśląc o tym, że orzeł zostawił mnie w chwili kiedy go
najbardziej potrzebuję. Przeszedł tę drogę wcześniej i wiedział, które drzwi
wybrać. Wiedziałem jednak, że powinienem wybrać sam. Kiedy tak rozmyślałem,
zauważyłem, że "straszne drzwi" są jedynymi, które przychodzą mi do głowy. Z
ciekawości zdecydowałem wrócić tam i zajrzeć do środka. Poprzednim razem
wycofałem się od nich tak szybko, że nie zauważyłem nawet, jaką prawdę
reprezentują. Kiedy podszedłem do nich, poczułem lęk przepływający w moim
wnętrzu, lecz nie było to tak straszne jak przedtem. W przeciwieństwie do
innych, wokół tych drzwi było bardzo ciemno i musiałem podejść naprawdę bardzo
blisko, aby móc przeczytać zapisaną na nich prawdę. Lekko zdziwiony
przeczytałem: SĘDZIOWSKI TRON CHRYSTUSA. "Dlaczego ta prawda jest taka
straszna"? - spytałem na głos wiedząc, że aniołowie mi nie odpowiedzą. Patrząc
na nie wiedziałem, że właśnie tymi drzwiami mam iść dalej. "Jest wiele powodów,
dla których te drzwi są takie straszne" - odpowiedział znajomy mi głos orła.
"Bardzo się cieszę, że wróciłeś" - odpowiedziałem. "Czy dokonałem złego wyboru"?
"Nie! Dobrze wybrałeś. Te drzwi doprowadzą cię do szczytu góry szybciej niż
jakiekolwiek inne. Są straszne, ponieważ największy lęk w stworzeniu ma swoje
źródło za tymi drzwiami. Największa mądrość, jaką człowiek może posiąść w tym
lub nadchodzącym życiu, znajduje się za tymi drzwiami, lecz niewielu przez nie
przejdzie". "Ale dlaczego te drzwi są takie ciemne"? - spytałem. "Światło wokół
tamtych drzwi odzwierciedla uwagę jaką poświęca dzisiaj Kościół prawdom
znajdującym się za nimi. Prawda znajdująca się za tymi drzwiami jest jedną z
najbardziej lekceważonych w tym czasie, ale jest też jedną z najważniejszych.
Zrozumiesz to, kiedy tam wejdziesz. Największy autorytet, jaki człowiek może
otrzymać będzie powierzony tylko tym, którzy wejdą tymi drzwiami. Kiedy ujrzysz
Chrystusa siedzącego na tronie, też będziesz przygotowany by usiąść obok Niego"
- odparł. "Te drzwi nie byłyby tak ciemne, gdybyśmy poświęcali więcej uwagi tej
prawdzie"? - spytałem. "Dokładnie tak. Gdyby człowiek znał chwałę, która objawia
się za tymi drzwiami, byłyby one najwspanialsze ze wszystkich - wyjaśnił orzeł.
Jednakże wciąż są to najtrudniejsze do przejścia drzwi. Dostałem polecenie, aby
wrócić i zachęcić cię, bo będziesz tego wkrótce potrzebował. Ujrzysz największą
chwałę, ale także największą grozę. Wiedz jednak, że ponieważ wybrałeś trudną
drogę teraz, potem będzie ci łatwiej. Ponieważ jesteś chętny aby poznać tę
trudną prawdę teraz, nie będziesz cierpiał później. Wielu uwielbia poznawać Jego
łagodność, lecz niewielu pragnie poznawać Jego surowość. Dopóki nie znasz obu,
zawsze jesteś w niebezpieczeństwie tego, że będziesz zwiedziony i odpadniesz od
Jego łaski". "Wiem, że nigdy bym tu nie przyszedł, gdybym nie spędził czasu przy
czerwonym kamieniu. Jak mógłbym wciąż obierać łatwą drogę, kiedy jest to tak
sprzeczne z naturą Pana"? "Teraz jednak wybrałeś dobrze, więc szybko idź dalej.
Następna wielka bitwa ma się rozpocząć i będziesz potrzebny na froncie" -
powiedział anioł. Kiedy patrzyłem na niego i jego wielką rozwagę bijącą z oczu,
moje zaufanie wzrastało. W końcu przekroczyłem próg drzwi.
Biały tron
Część IV
Po raz ostatni rozejrzałem się po wielkim pokoju znajdującym się wewnątrz
góry. Tam właśnie były trzymane skarby prawd o Zbawieniu, które swą chwałą
zapierały dech w piersiach. Wydawało się, jakby pokój ten w swojej przestrzeni i
pięknie nie miał końca. Nie mogłem sobie wyobrazić, że pokoje, które zawierały
inne prawdy wiary, mogły być bardziej wspaniałe. To pomogło mi uświadomić sobie,
dlaczego tak wielu chrześcijan nie chce nigdy opuścić tego miejsca, zadowalając
się podziwianiem podstawowych prawd o wierze. Wiedziałem, że mógłbym tam zostać
na wieczność i nigdy się nie znudzić. Nagle orzeł stojący obok mnie prawie
wykrzyknął: "Musisz iść dalej"! Gdy odwróciłem się i spojrzałem na niego,
złagodził ton swojego głosu, lecz kontynuował: "Nie ma większego pokoju i
bezpieczeństwa nad to, gdy się mieszka w Bożym Zbawieniu. Zostałeś tu
przyprowadzony, abyś o tym wiedział, bo tam, gdzie idziesz, będziesz tego
potrzebował. Nie możesz jednak zostać tu dłużej". Stwierdzenie anioła o pokoju i
bezpieczeństwie spowodowało, że zacząłem rozmyślać o odważnych wojownikach,
którzy walczyli, poczynając od pierwszego poziomu góry Zbawienia. Walczył i oni
tak dobrze i wyzwolili tak wielu, ale jednocześnie zostali niebezpiecznie
zranieni. Nie wyglądało na to, że odnaleźli tutaj pokój i bezpieczeństwo. Wtedy
orzeł przerwał znowu moje myśli, jak gdyby ich słuchał. "Bóg ma inną definicję
pokoju i bezpieczeństwa niż my mamy. Być rannym w walce jest wielkim honorem. To
poprzez rany Pana jesteśmy uzdrowieni i to przez te właśnie rany otrzymujemy
autorytet do uzdrawiania. W tym miejscu, w którym rani nas przeciwnik, gdy
jesteśmy uzdrowieni, otrzymujemy moc do uzdrawiania innych. Uzdrowienie było
podstawową składową służby naszego Pana i jest również podstawowym elementem
naszej służby. Jest to jeden z powodów, dla których Pan pozwala, by złe rzeczy
wydarzały się Jego ludziom, W ten sposób otrzymują oni współczucie dla innych,
poprzez które działa moc uzdrowienia. Wszelkie pobicie jakiego doznał
jakikolwiek wielki apostoł stało się w rezultacie zbawieniem dla innych.
Rezultatem wszelkiej rany, którą otrzymuje wojownik będzie zbawienie lub
uzdrowienie dla innych". Słowa anioła były bardzo zachęcające. Stojąc tutaj w
chwale bogactwa zbawienia prawda ta jeszcze bardziej stała się klarowna i
jednocześnie przeszywająca na wskroś. Pragnąłem wykrzyczeć to z wierzchołka góry
tak, by wszyscy, którzy nadal walczą, byli zachęceni. Ale anioł kontynuował:
Jest jeszcze jeden powód, dla którego Pan pozwala, byśmy byli ranieni. Nie ma
odwagi, dopóki nie ma prawdziwego niebezpieczeństwa. Pan powiedział do Jozuego,
że pójdzie z nim walczyć o ziemię Obiecaną, lecz ciągle powtarzał i napominał
go, aby był mężny i mocny. Miał przecież walczyć, a to wiązało się z
niebezpieczeństwem. W ten sposób Pan próbuje tych, którzy godni są Obietnic.
Spojrzałem na anioła i po raz pierwszy zauważyłem blizny pomiędzy jego
zniszczonymi piórami. Jednakże blizny nie były brzydkie, ale otoczone złotem
przypominającym raczej ciało i pióra niż jakikolwiek metal. Wtedy zauważyłem
też, że to właśnie ze złota pochodzi chwała, którą emanował orzeł, co czyniło
jego obecność czymś niezwykłym. "Dlaczego wcześniej tego nie widziałem"? -
zapytałem. "Zanim nie ujrzysz i nie docenisz głębokości bogactw skarbów
zbawienia, nie możesz ujrzeć chwały, która jest wynikiem cierpienia dla
ewangelii. Jeżeli raz to ujrzałeś, jesteś gotowy na próby, które uwolnią
najwyższe poziomy duchowej władzy do twojego życia. Te blizny to chwała, która
będzie trwać wiecznie. To dlatego nawet rany, które wycierpiał nasz Pan są teraz
z Nim w niebie. Wciąż możesz oglądać Jego rany i rany, które z powodu Jego
Imienia otrzymali wszyscy Jego wybrani. To są medale honoru tutaj w niebie.
Wszyscy ci, którzy noszą je, kochają Boga i Jego Prawdę bardziej, niż swoje
własne życie. Są to ci, którzy podążali za Barankiem gdziekolwiek On szedł,
będąc gotowymi na cierpienie z powodu prawdy sprawiedliwości i zbawienia innych
ludzi. Prawdziwi przywódcy Jego ludu, którzy noszą prawdziwy duchowy autorytet,
musieli najpierw udowodnić w ten sposób swoje oddanie". Spojrzałem na przywódcę
zastępu aniołów, który podążał za mną. Nigdy wcześniej nie widziałem głębokich
emocji u aniołów, lecz tamte słowa bezsprzecznie poruszyły go, tak jak i resztę.
Pomyślałem, że zaraz się rozpłaczą. Wtedy przywódca przemówił: "Byliśmy
świadkami wielu cudów od czasu stworzenia. Lecz cierpienie ludzi z własnej woli
dla Pana i dla ich braci jest największym cudem ze wszystkich. My również musimy
walczyć i również cierpimy, ale mieszkamy w takim świetle i chwale, że
przychodzi nam to bardzo łatwo. Gdy mężczyźni i kobiety, którzy mieszkają w
miejscu ciemności i zła, mając tak niewielką zachętę, nie będąc w stanie ujrzeć
chwały lecz tylko mając na nią nadzieję, wybierają by cierpieć z jej powodu,
sprawia to, że nawet najwięksi aniołowie skłaniają swe kolana i chętnie służą
tym bohaterom. Na początku nie rozumieliśmy, dlaczego Ojciec postanowił, by
ludzie musieli chodzić poprzez wiarę, nie oglądając rzeczywistości i chwały
niebiańskiego wymiaru i znosząc tyle przeciwności. Teraz jednak rozumiemy, że
przez te cierpienia w pełni udowodnili oni że są godni, by otrzymać wielki
autorytet jako członkowie Jego domu. To chodzenie w wierze jest największym
cudem w niebie. Ci, którzy zdają ten test są godni by usiąść z Barankiem na Jego
tronie, jako że On uczynił ich godnymi a oni udowodnili swą miłość". Wtedy orzeł
wtrącił: "Odwaga jest demonstracją wiary. Pan nigdy nie obiecał, że będzie
łatwo, lecz zapewnił nas, iż będzie warto. Odwaga tych, którzy walczyli od
poziomu zbawienia poruszyła anioły niebieskie i spowodowała, że zaczęli oni
doceniać to, co Bóg uczynił w upadłych ludziach. Odnieśli rany w strasznych
walkach, widząc jedynie ciemność i pozorną klęskę prawdy tak samo jak nasz Pan
na krzyżu. Mimo tego nie zrezygnowali". Znowu zacząłem żałować, iż nie
pozostałem na poziomie Zbawienia by walczyć z innymi dzielnymi duszami. Znów
jednak, rozumiejąc moje myśli, orzeł przerwał je mówiąc: "Wspinając się po górze
również udowadniałeś wiarę i mądrość, która też powoduje uwolnienie autorytetu.
Twoja wiara uwolniła wiele dusz tak, iż mogły przyjść do góry Zbawienia. Ty
również otrzymałeś pewne rany, lecz twój autorytet w Królestwie pochodzi
bardziej z dzieł wiary niż z cierpienia. Ponieważ byłeś wierny w kilku rzeczach
otrzymasz wielki zaszczyt powrotu do cierpienia. Ale pamiętaj, że wszyscy
współpracujemy dla tych samych celów, niezależnie od tego czy budujemy czy
cierpimy. Wiele więcej dusz wypełni te pokoje dla wielkiej radości nieba, jeśli
zdecydujesz się pójść wyżej. Zostałeś teraz wezwany, by się wspinać i budować,
lecz później otrzymasz zaszczyt cierpienia, jeśli w tym okażesz się także
wierny". Odwróciłem się i spojrzałem na ciemne i odpychające drzwi, na których
napisane było: Sędziowski Tron Chrystusa. Tak jak ciepło i pokój wypełniały moją
duszę za każdym razem, kiedy patrzyłem na piękne skarby zbawienia, lęk i
poczucie braku bezpieczeństwa ogarnęły moją duszę, kiedy spojrzałem na te drzwi.
Wszystko we mnie chciało zostać w tym pokoju i nic nie chciało przekroczyć tych
drzwi. Znowu orzeł odpowiedział na moje myśli: "Zanim przekroczysz te drzwi do
jakiejkolwiek z wielkich prawd, będziesz miał podobne odczucia. Czułeś się tak
nawet wtedy, kiedy wkraczałeś do tego pokoju ze skarbami Zbawienia. Te
obawy są rezultatem upadku. Są one owocem z Drzew Poznania Dobra i Zła. Poznanie
z tego Drzewa sprawiło, że czujemy się zagrożeni i skupieni na sobie. Poznanie
Dobra i Zła sprawia, że prawdziwe poznanie Boga napawa lękiem, kiedy w istocie
każda sprawa z góry prowadzi do większego pokoju i bezpieczeństwa. Nawet sądy
Boga powinny być pożądane, ponieważ wszystkie Jego drogi są doskonałe. Do tego
czasu doświadczyłem już wystarczająco dużo, aby wiedzieć, że to, co często
wydaje się właściwe, bardzo często jest ścieżką najmniej przynoszącą owoce, a
czasami drogą prowadzącą do tragedii. Do tej pory w moim życiu ścieżka, która
wydawała się najbardziej ryzykowna, prowadziła mnie do największej nagrody.
Nawet wtedy, za każdym razem zdawało się, że coraz więcej ryzykuję. Za każdym
też razem coraz trudniej było podjąć decyzję o pójściu dalej. "Potrzeba więcej
wiary, aby chodzić w wyższej sferze ducha" - stwierdził orzeł sprawiając
wrażenie trochę poirytowanego. "Pan dał nam mapę do Swojego Królestwa mówiąc:
"Kiedy chcesz zachować swoje życie, stracisz je, ale jeżeli stracisz swoje życie
z Mego powodu, znajdziesz je." Te słowa mogą utrzymać cię na ścieżce wiodącej do
szczytu i poprowadzą cię do zwycięstwa w wielkiej bitwie, która jest przed tobą.
Pomogą ci też stanąć przed Sędziowskim Tronem Chrystusa - dodał patrząc w stronę
drzwi. Wiedziałem, że muszę iść. Wiedziałem, że muszę zapamiętać ten wspaniały
pokój i skarby Zbawienia, lecz także wiedziałem, że nie powinienem na nie
spoglądać ponownie. Musiałem iść. Odwróciłem się i całą siłą na jaką mogłem się
zebrać otworzyłem drzwi do Sędziowskiego Tronu Chrystusa i wszedłem. Zastęp
aniołów, który był mi przydzielony zajął pozycje wokoło drzwi, lecz aniołowie
nie weszli ze mną. "Co się stało? Nie wchodzicie"? - domagałem się usilnie
odpowiedzi pragnąc bezpieczeństwa płynącego z ich towarzystwa. "Tam, gdzie teraz
idziesz, musisz Iść sam. Będziemy czekać na ciebie po drugiej stronie". Bez
odpowiedzi odwróciłem się i ruszyłem zanim mógłbym zmienić swoje zdanie. To była
najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek uczyniłem. Ale wiedziałem, że była to
właściwa decyzja. Kiedy wchodziłem w tę ciemność słyszałem ostatnie słowa orła:
"Po tym doświadczeniu nie będziesz pokładał swojej ufności w nic, nawet w siebie
- lecz będziesz ufał tylko Panu". Znalazłem się w najbardziej przerażającej
ciemności, jakiej w ogóle doświadczyłem. Wzrósł we mnie okropny lęk. Wkrótce
zacząłem się zastanawiać, czy nie wstąpiłem do piekła. Pomyślałem o tym, aby się
wycofać, ale kiedy obejrzałem się nie mogłem nic zobaczyć. Drzwi były zamknięte
i nie mogłem nawet zlokalizować, gdzie się znajdowały. Wówczas zacząłem
podejrzewać, że wszystko co powiedziały do mnie orły, a także aniołowie było
podstępem, by wepchnąć mnie do tego piekła. Byłem jednak zwiedziony! Wołałem do
Pana by przebaczył mi i pomógł. Nagle ujrzałem Go na krzyżu. Było to podobne do
wydarzenia, kiedy kładłem rękę na czerwonym kamieniu. Ciemność ponownie
przeszyła moją duszę. Odczułem ciężar grzechu świata. W tamtej sali jakkolwiek
straszna była ciemność, mogłem oglądać światło. Postanowiłem iść dalej,
koncentrując swoje myśli na Nim. Kiedy to uczyniłem z każdym krokiem pokój
zaczął wzrastać w moim sercu i mój marsz stał się dużo łatwiejszy niż kilka
minut wcześniej. Wkrótce, mimo iż szedłem dalej w ciemnościach przestałem już
odczuwać chłód i poczułem się wygodniej. Zacząłem dostrzegać mgliste światło,
którego natężenie stopniowo wzrastało. Było tak wspaniałe, że poczułem, iż
wkraczam do nieba. Chwała wzrastała z każdym krokiem. Zastanawiałem się, jak coś
tak wspaniałego może mieć wejście tak ciemne i odrażające. Teraz radowałem się
każdym krokiem. Wkrótce ścieżka przerodziła się w salę tak ogromną, że sama
ziemia nie byłaby w stanie jej objąć. Piękno jej nie mogło nawet być wyobrażone
przez ludzkich architektów. Nigdy nie doświadczyłem niczego podobnego do tego,
co wypełniło moją duszę w tym pokoju. Radość i piękno zakryło całkowicie pamięć
o ciemności, której doświadczałem parę chwil wcześniej. Zrozumiałem także, iż za
każdym bólem albo ciemnością, którego doświadczam przychodzi daleko większe
objawienie chwały i pokoju. Na samym końcu ujrzałem Źródło chwały, które
emanowało na wszystko inne w pokoju. Wiedziałem, że był to Pan i trochę się
bałem, kiedy zacząłem iść w Jego stronę. Ta obawa jednak to był święty strach,
który tak naprawdę spowodował większą radość i pokój we mnie. Wiedziałem, że
Sędziowski Tron Chrystusa był źródłem dużo większego bezpieczeństwa, niż
kiedykolwiek mogłem doświadczyć. Nie myślałem nawet o tym, jak duża była między
nami odległość. Wszystko było tak wspaniałe, że czułem, iż mógłbym iść tak bez
końca, ciesząc się każdym krokiem. W ziemskich wymiarach, które jakoś tu nie
pasowały zajęłoby mi wiele dni, aby dojść do tronu. Mój wzrok był utkwiony w
chwale Pana. Długo szedłem zanim zobaczyłem, iż przechodzę obok tłumu ludzi
stojących w szeregach po mojej lewej stronie (tak samo wielu było ich po prawej
stronie, lecz byli tak daleko, że nie zauważyłem ich do czasu, kiedy nie
dotarłem do tronu). Kiedy na nich spojrzałem musiałem się zatrzymać. Widok ich
był oślepiający, byli bardziej dostojni niż wszyscy jakich do tej pory
widziałem. Ich wyraz twarzy był ujmujący. Nigdy wcześniej taki pokój i pewność
nie zdobiły ludzkiej twarzy. Każdy z nich był piękny w stopniu nie do opisania.
Kiedy zwróciłem się do tych będących blisko mnie, skłonili się w pozdrowieniu
jak gdyby mnie znali. "Jak to jest, że wy mnie znacie"? - spytałem zdziwiony
moją własną śmiałością. "Ty jesteś jednym ze świętych, którzy walczą w ostatniej
bitwie" - odpowiedział człowiek stojący obok. "Każdy tutaj zna ciebie i tych,
którzy walczą na ziemi. My jesteśmy świętymi, którzy służyli Panu przed tobą.
Jesteśmy wielkim obłokiem świadków, którym dane było prawo, by oglądać
ostateczną bitwę. Znamy was wszystkich, widzimy wszystko co robicie". Wtedy
zauważyłem kogoś, kogo znałem na ziemi. Był on wiernym wierzącym, ale nie
myślałem, że robił coś znaczącego. Był tak nieatrakcyjny fizycznie, że z tego
powodu stał się nieśmiały. Tu miał te same rysy, a w jakiś sposób był bardziej
przystojny niż inni, których znałem na ziemi. Przystąpił do mnie z pewnością i
godnością, jakiej nigdy wcześniej w nim nie widziałem, ani w nikim innym. "Niebo
jest czymś znacznie piękniejszym niż to, o czym mogliśmy marzyć będąc na ziemi".
- rozpoczął. "Ten pokój jest tylko przedsionkiem rzeczywistości chwały, która
daleko przekracza nasze możliwości pojmowania. Prawdą jest również to, że druga
śmierć jest straszniejsza niż sądziliśmy. Ani niebo, ani piekło nie są takie,
jakie myśleliśmy, że są. Gdybym wiedział na ziemi to, co wiem tutaj, nie żyłbym
w sposób, w jaki żyłem. Bóg obdarzył cię wielką łaską, jeśli przyszedłeś tutaj
zanim umarłeś" - powiedział patrząc na moje ubranie. Spojrzałem na siebie. Wciąż
miałem na sobie stary płaszcz pokory, a pod nim zbroję. Czułem się brudny i
nieokrzesany stojąc przed tymi, którzy byli tak dostojni i piękni. Pomyślałem,
że będę w poważnych tarapatach, jeżeli pokażę się tak przed Panem. Podobnie jak
orzeł, mój znajomy, który rozumiał moje myśli odpowiedział na nie: "Ci, którzy
przyszli tutaj mając na sobie ten płaszcz, nie muszą się bać niczego. Ten
płaszcz jest oznaką najwyższej rangi, zaszczytem, dlatego też wszyscy kłaniają
się tobie, kiedy przechodzisz". "Nie widzę nic zaszczytnego we mnie" -
odpowiedziałem, trochę zdezorientowany. "Nie jest to niewłaściwe" - kontynuował.
"Tutaj okazujemy sobie wzajemnie należny szacunek. Nawet aniołowie nam tu służą,
ale tylko nasz Bóg i Jego Chrystus są uwielbieni. Jest duża różnica pomiędzy
oddawaniem sobie należnego szacunku w miłości, a uwielbieniem. Jeśli
zrozumielibyśmy to będąc na ziemi pomogłoby nam to właściwie traktować innych.
Ale tutaj, w chwale, możemy w pełni dostrzec i rozumieć jeden drugiego szanując
siebie nawzajem". Wciąż byłem zawstydzony. Musiałem się powstrzymać, aby nie
kłaniać się tym wspaniałym, a jednocześnie, w tym samym czasie chciałem schować
się z powodu mojego wyglądu. Potem zacząłem rozpaczać, że moje myśli były tak
samo głupie tutaj, jak na ziemi i że każdy je tutaj zna! Ponownie mój znajomy
odezwał się: "Mamy teraz niezniszczalne ciała, a ty nie. Jesteśmy w stanie
rozumieć o wiele więcej niż najlepszy ziemski umysł może zgłębić. Jesteśmy już
wolni od myśli zaprzątniętych grzechem. Całą wieczność spędzać będziemy na
pomnażaniu zdolności rozumienia. Na ziemi nie możesz zrozumieć tego, co tutaj
rozumieją najmniejsi, a my do nich należymy". "Jak możecie być najmniejsi"? -
zapytałem z niedowierzaniem. "Jest tutaj arystokracja. Nagrodą za nasze ziemskie
życie jest pozycja, jaką mamy tutaj. Ten wielki tłum, to są ci, których Pan
nazwał "głupimi pannami". Znaleźliśmy Pana i ufaliśmy w moc Jego Krzyża dla
uwolnienia nas od potępienia, ale tak naprawdę nie żyliśmy dla Niego, lecz dla
siebie. Nie trzymaliśmy naszych lamp wypełnionych oliwą Ducha Świętego. Mamy
życie wieczne, lecz zmarnowaliśmy nasze życie na ziemi". Byłem naprawdę
zdziwiony tym, co usłyszałem, lecz wiedziałem, że nikt tutaj nie może kłamać.
"Głupie panny" zgrzytały zębami w ciemności - protestowałem. "My także. Smutek,
jakiego doświadczyliśmy, kiedy okazało się, jak bardzo zmarnowaliśmy nasze
życie, przewyższał wszelki możliwy smutek na ziemi, Ta ciemność i ten smutek
mogą być zrozumiane tylko przez tych, którzy tego doświadczyli. Oczywiście
ciemność ta jest spotęgowana, kiedy objawiona jest w obliczu chwały Tego,
którego my zawiedliśmy. Stoisz teraz pośród najniższych rangą w niebie. Nie ma
większego głupca nad tego, który zna wspaniałe zbawienie Boże, a potem idzie i
żyje po swojemu. Przyjść tutaj i zostawić tę szaleńczą rzeczywistość jest
cierpieniem przekraczającym wszystko, czego dusza ziemska może doświadczyć. My
jesteśmy tymi, którzy przecierpieli tę ciemność zewnętrzną z powodu tych
największych głupstw". Byłem wciąż nieufny. "Przecież ty jesteś bardziej pełen
chwały, radosny i pełen pokoju niż to mogłem sobie wyobrazić, nawet względem
tych w niebie. Nie czuję w tobie żadnego wyrzutu sumienia, a wciąż wiem, że nie
możesz kłamać. Nie ma to dla mnie sensu". Patrząc mi prosto w oczy kontynuował:
"Także nas Pan kocha miłością większą niż możesz sobie wyobrazić. Przed Jego
Sędziowskim Tronem posmakowałem największej ciemności w duszy i żalu, jakich
tylko można doświadczyć. Chociaż tutaj nie mierzymy czasu tak, jak wy to
robicie, zdawało mi się, że trwało to tak długo, jak całe moje życie. Wszystkie
moje grzechy, wybryki, których nie odpokutowałem, przesunęły się przed
wszystkimi, którzy są tutaj. Żalu tego nie zrozumiesz, dopóki nie doświadczysz
tego sam. Ja to czułem. Byłem w największej ciemności piekła nawet wtedy, kiedy
stałem przed Panem. On trwał niewzruszony dopóki całe moje życie nie zostało
wyświetlone przede mną. Kiedy wyraziłem skruchę, powiedziałem "przepraszam" i
poprosiłem o Miłosierdzie Jego Krzyża. On otarł łzy z moich oczu i odsunął
ciemność. Spojrzał na mnie z miłością, przewyższającą wszystko. Dał mi ten
płaszcz i nie odczuwałem już dłużej ciemności czy goryczy, których zaznałem
stojąc przed Nim, ale je pamiętam. Tylko tutaj możesz pamiętać takie rzeczy bez
ciągłego uczucia bólu. Chwila na najniższym poziomie nieba jest o wiele lepsza
niż tysiące lat życia na ziemi. Teraz moja rozpacz nad głupstwami, które
uczyniłem została przemieniona w radość. Wiem, że będę się radował na zawsze,
nawet będąc na najniższym poziomie w niebie". Znowu zacząłem myśleć o skarbach
Zbawienia. W pewnym sensie wiedziałem, że wszystko to, co ten człowiek mówił
zostało w nich objawione. Za każdym krokiem pod górę, lub wewnątrz niej, Jego
drogi stawały się bardziej budzące strach, a jednocześnie bardziej wspaniałe od
tych, które znałem wcześniej. Patrząc na mnie uważnie mój znajomy powiedział:
"Nie jesteś tu po to, aby zrozumieć, lecz po to, aby doświadczyć. Następny rangą
poziom jest wielokrotnie wspanialszy niż ten tutaj. Każdy następny poziom jest
bardziej niesamowity od poprzedniego. Jest tak dlatego, że każdy następny poziom
jest bliżej tronu, skąd cała chwała pochodzi. Mimo tego nie czuję już smutku z
powodu moich błędów. Tak naprawdę na nic nie zasługuję. Jestem tutaj tylko przez
łaskę i jestem wdzięczny za to, co mam. Naprawdę On jest godzien, aby Go kochać.
Mógłbym teraz robić wiele cudownych, godnych podziwu rzeczy w różnych sferach
nieba, ale wolę zostać tutaj i oglądać Jego chwałę nawet jeżeli stoję na końcu".
Potem spoglądając w dal dodał: "Wszyscy w niebie są teraz w tej sali, by
oglądać, jak Jego wielkie tajemnice są odsłaniane i obserwować tych z was,
którzy walczyć, będą w ostatniej bitwie". "Czy możesz Go widzieć stąd?" -
spytałem. "Ja widzę Jego chwałę w oddali, ale Jego nie mogę zobaczyć". "Widzę
znacznie lepiej od ciebie" - odpowiedział. "Tak, widzę Go i wszystko co robi,
nawet stąd. Mogę Go słyszeć. Mogę też oglądać ziemię. On dał nam tę moc.
Jesteśmy wielkim obłokiem świadków, którzy was oglądają". Powrócił do szeregu, a
ja idąc dalej próbowałem zrozumieć to wszystko, co do mnie powiedział. Gdy
spojrzałem na ten wielki zastęp, o którym wspomniał, że byli "głupimi pannami",
które przespały swoje ziemskie życie, wiedziałem, że gdyby ktoś z nich pojawił
się teraz na ziemi byłby wielbiony jak Bóg, a wciąż byli najmniejszymi z tych,
którzy tu byli! Zacząłem się zastanawiać nad wszystkimi chwilami w moim życiu,
które zmarnowałem. Byłem tym tak przygnębiony, że przestałem o tym myśleć.
Następne fragmenty z mojego życia zaczęły przebiegać przed moimi oczami.
Zacząłem odczuwać okropny żal z powodu pewnego grzechu! Byłem także jednym z
największych głupców. Może trzymałem więcej oliwy w swojej lampie, lecz teraz
wiedziałem, jak nierozumny byłem porównując siebie do innych w tym, co robię i
co jest ode mnie wymagane. Ja też byłem jednym z tych głupich świętych! W
momencie kiedy myślałem, że upadnę pod ciężarem tego straszliwego odkrycia,
podszedł do mnie człowiek. Rozpoznałem w nim tego, którego ceniłem jako jednego
z mężów Bożych. W jakiś sposób jego dotyk ożywił mnie. Przywitał mnie ciepło.
Kiedyś chciałem zostać jego uczniem. Spotkałem go kiedyś osobiście, ale nie
przypadliśmy sobie do gustu. Jak wielu innych tak i ja, próbowałem zbliżyć się
do niego na tyle, aby móc się od niego uczyć. To go irytowało do tego stopnia,
że w końcu poprosił mnie, abym odszedł. Przez lata czułem się winny odnośnie tej
sytuacji. Pomimo, że wyrzuciłem to ze swojego umysłu, wciąż nosiłem ciężar tego
niepowodzenia. Kiedy go zobaczyłem, wszystko wyszło na wierzch i niezdrowe
uczucie powróciło do mnie. Teraz wyglądał on dostojniej, co sprawiało, że czułem
się jeszcze bardziej zawstydzony moim ubogim wyglądem. Chciałem się ukryć, lecz
nie było sposobu, abym mógł go uniknąć. Ku memu zdziwieniu jego ciepły stosunek
do mnie był tak szczery, że w ogóle nie byłem skrępowany. Czułem się tak, jakby
nie było między nami żadnej bariery. W istocie wypływająca z niego miłość
niemalże całkowicie usunęła moją nieśmiałość. "Gorliwie czekałem na to
spotkanie" - powiedział. "Czekałeś na mnie? - spytałem. "Dlaczego?" Jesteś
jednym z wielu, na których czekam. Aż do mojego sądu nie rozumiałem, że byłeś
jednym z tych, którym miałem pomóc, nawet uczyć, a ja cię odrzuciłem". "Proszę
pana" - zaprotestowałem. "Byłoby to dla mnie wielkim zaszczytem, gdybym mógł być
pańskim uczniem. Jestem bardzo wdzięczny za ten czas, który spędziliśmy razem,
jednak byłem tak arogancki, że zasłużyłem sobie na odrzucenie. Wiem, że moja
buntowniczość i pycha zawsze powstrzymywały mnie przed tym, abym miał
prawdziwego duchowego ojca. To nie była pana wina, lecz moja. "Prawdą jest, że
byłeś pyszny, lecz nie dla tego byłem na ciebie zły. Było to spowodowane brakiem
bezpieczeństwa, stąd chciałem kontrolować każdego, kto był obok mnie. Przyjąłem
postawę wrogą wobec ciebie, ponieważ nie chciałem byś zadawał mi pytania i bałem
się, że nie przyjmiesz tego co mówię. Zaczynałem czuć, że jeżeli nie będę cię
kontrolował pewnego dnia prze-szkodzisz mi i mojej posłudze. Ceniłem moją
posługę bardziej niż ludzi, których On mi powierzył". "Otrzymałem łaskę" -
kontynuował - "By być duchowym ojcem, lecz upadłem w tym. Wszystkie dzieci wąs
buncie. Są skoncentrowane na sobie i myślą, że świat krąży wokół nich.
Potrzebują rodziców. Prawie każde dziecko w swoim czasie buntuje się przeciwko
rodzicom, ale to nie zmienia faktu, iż należą do rodziny. Miałem prowadzić Boże
dzieci do dojrzałości. W większości przypadków zawaliłem. Wielu z nich
doświadczyło wielkich zranień i zawodów, których przy mojej pomocy mogli
uniknąć. Wielu z nich jest obecnie więźniami złego. Zbudowałem ogromną
organizację i miałem znaczny wpływ w Kościele, lecz największy dar, jaki Bóg mi
powierzył to byli ci, których posłał do mnie na uczniostwo, a z których wielu
odrzuciłem. Gdybym nie był takim egoistą skoncentrowanym na swojej własnej
racji, byłbym tutaj królem. Powołany byłem do jednego z największych tronów.
Wszystko, czego dokonałeś i dokonasz byłoby również na moim koncie w
niebie. Zamiast tego większość rzeczy, którym poświęciłem moją uwagę miała
niewielkie znaczenie w prawdziwej wieczności". "Rzeczy, których dokonałeś były
zdumiewające" -odpowiedziałem. "To, co wygląda dobrze na ziemi, wygląda całkiem
inaczej tutaj. To, co uczyni cię królem na ziemi, często będzie kamieniem
potknięcia na drodze do tego, abyś stał się królem tutaj. To, co uczyni cię
królem tutaj, jest poniżane i niedoceniane na ziemi. Upadłem podczas
największych testów, którym zostałem poddany. Miałem wielkie możliwości i
zawiodłem. Czy przebaczysz mi"? "Oczywiście" - opowiedziałem trochę
zaniepokojony. "Lecz ja także potrzebuję twojego przebaczenia. Wciąż myślę, że
to moja nachalność i buntowniczość sprawiły ci te trudności. Prawdę
powiedziawszy, sam również nie pozwalam innym zbliżyć się do mnie za bardzo i to
z tych samych powodów, o których mówisz". "Prawda, że nie byłeś doskonały, i że
rozeznałem właściwie niektóre twoje problemy. Nie jest to jednak powód do
odrzucenia. Pan nie odrzucił świata, kiedy zobaczył jego wady. Nie odrzucił
mnie, kiedy zobaczył mój grzech. Oddał swoje życie za mnie. Zawsze ten
największy musi oddać swoje życie za najmniejszego. Ja byłem bardziej dojrzały.
Miałem więcej autorytetu niż ty, ale stałem się jak jedna z kóz w przypowieści.
Odrzuciłem Pana przez to, że odrzuciłem innych, których On posłał do mnie".
Kiedy mówił, jego słowa dotykały mnie bardzo głęboko. Ja także byłem winien tego
wszystkiego od czego się nawracał. Przesunęło mi się przed oczami wielu młodych
mężczyzn i kobiet, których wcześniej usunąłem sprzed swoich oczu uważając, że
nie są wystarczająco ważni w moim obecnym czasie. Z wielką desperacją chciałem
zawrócić ich i zgromadzić! Ten smutek, który teraz poczułem był nawet gorszy od
tego, który czułem odnośnie zmarnowanego czasu. Zmarnowałem ludzi! Teraz wielu
było rannych, znaleźli się w niewoli wroga pojmani w czasie bitwy na górze. Cała
ta bitwa była dla ludzi, a jednak ludzie byli uważani za najmniej ważnych.
Walczymy bardziej za prawdy niż za ludzi, którym zostały dane. Walczymy bardziej
o posługi, przechodząc obok ludzi". "A wielu ludzi myśli o mnie jako o przywódcy
duchowym! Naprawdę jestem najmniejszym ze świętych" -myślałem głośno. "Rozumiem
jak się czujesz" - wtrącił inny mężczyzna. Był to człowiek, który uważany był za
największego lidera chrześcijańskiego wszechczasów. "Paweł apostoł powiedział
pod koniec swego życia, że był najmniejszym ze świętych. Potem, tuż przed
śmiercią nazwał siebie nawet "największym z grzeszników". Gdyby nie nauczył się
tego na ziemi, byłby w niebezpieczeństwie, bo stałby się najmniejszym ze
świętych w niebie. Ponieważ nauczył się tego na ziemi, teraz jest jednym z
najbliższych Panu i będzie na wieki zajmował jedną z najwyższych pozycji.
Spotkanie tego człowieka w towarzystwie "głupich świętych" było dla mnie
największą niespodzianką, jaką miałem do tej pory. "Nie mogę uwierzyć, że ty
jesteś jednym z tych głupich, którzy przespali swoje życie na ziemi. Dlatego
jesteś tutaj"? "Jestem tu, gdyż popełniłem jeden z najpoważniejszych błędów,
jakie można popełnić będąc tym, któremu powierzono dobrą nowinę o Zbawicielu.
Paweł przeszedł od traktowania siebie jako najmniejszego z apostołów do uważania
siebie jednym z największych grzeszników. Ja przyjąłem odwrotną drogę.
Wiedziałem, że jestem jednym z największych grzesznika, który znalazł łaskę, by
później stać się największym apostołem. Stało się tak z powodu mojej pychy,
braku poczucia bezpieczeństwa. Tak jak nasz przyjaciel tutaj, podobnie i ja
zacząłem atakować wszystkich tych, którzy nie myśleli tak, jak ja. Tych, którzy
poszli za mną odarłem z ich własnego powołania, nawet z ich własnej osobowości,
naciskając, aby stali się tacy, jak ja. Nikt wokół mnie nie mógł być sobą. Nikt
nie ośmielał się pytać, gdyż zmiażdżyłbym go na proch. Myślałem, że przez
umniejszanie innych sam stanę się większy. Myślałem, że mam być Duchem Świętym
dla każdego. Z zewnątrz moja posługa wyglądała jak sprawnie działająca maszyna,
w której każdy trwał w jedności. Był w niej doskonały porządek. Był to jednak
porządek obozu koncentracyjnego. Przyjąłem dzieci, które są własnością Pana i
uczyniłem je automatami według, mojego wyobrażenia, a nie Jego. Na koniec nie
służyłem już nawet Bogu, tylko idolowi, którego dla siebie zbudowałem. U schyłku
mego życia stałem się właściwie wrogiem prawdziwej Ewangelii, przynajmniej w
praktyce, nawet jeżeli moje książki i nauczania zdawały się nienagannie
biblijne". "Jeżeli prawdą jest, że stałeś się wrogiem Ewangelii, to jakim
sposobem wciąż tutaj jesteś"? - zapytałem. "Przez łaskę Boga. Naprawdę wierzyłem
w Krzyż mojego zbawienia, nawet jeżeli innych trzymałem z dala od Niego,
prowadząc ich raczej do siebie. Pan pozostaje nam wierny, nawet jeśli my wierni
nie jesteśmy. Także przez łaskę Pan zabrał mnie wcześniej z ziemi, tak by ci,
którzy byli pode mną, mogli znaleźć Go i poznać". Nic nie mogło mnie bardziej
zaskoczyć niż to, kiedy pomyślałem, że może to być prawdą. Historia dała nam
zupełnie inny obraz. Czytając co się dzieje w moim sercu kontynuował: "Bóg ma
inaczej zapisaną historię niż ci na ziemi. Z tych książek otrzymałeś przelotne
spojrzenie i nie wiesz, jak ono jest inne. Ziemska historia przemija, ale
książki, które są tutaj zostaną na wieki. Jeżeli potrafisz radować się niebem
pamiętając o twoim życiu, jesteś naprawdę błogosławiony. Ludzie widzą przez
ciemne okulary, więc ich historia będzie zawsze zaciemniona, a czasami zupełnie
mylna". "Niewielu, nawet bardzo niewielu chrześcijan ma dar rozeznania" -
ciągnął dalej - "Bez tego daru niemożliwe jest właściwe rozeznanie prawdy
obecnej lub przeszłej. Do czasu, kiedy nie znalazłeś się tutaj i nie zostałeś
obnażony sądzisz innych przez pryzmat zniekształconych uprzedzeń i poglądów,
zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Dlatego właśnie zostaliśmy obrzezani,
aby nie sądzić przed czasem. Dopóki nie znajdziemy się tutaj, po prostu nie
jesteśmy w stanie zobaczyć do końca tego, co jest w sercach innych, czy
spełniają dobre, czy złe uczynki. Bywały dobre motywacje w nawet najgorszych
ludziach i złe motywacje w najlepszych z nich. Tylko tutaj człowiek może być
osądzony zarówno z uczynków, jak i motywów". "Czy teraz, kiedy wrócę na ziemię
będę w stanie ocenić historię właściwie"? "Jesteś tutaj, ponieważ modliłeś się
do Pana, aby sądził cię surowo, by skorygować twą bezlitosność po to, byś mógł
lepiej Jemu służyć. To była jedna z najmądrzejszych próśb, jakie miałeś. Mądrzy
osądzają samych siebie, aby nie byli sądzeni. Bardziej rozumni proszą Pana o
sąd, ponieważ zdają sobie sprawę, że nie mogą osądzić dobrze samych siebie.
Znalazłeś się tutaj i opuścisz to miejsce z mądrością i rozeznaniem, lecz na
ziemi zawsze będziesz patrzeć przez ciemne okulary, przynajmniej do pewnego
stopnia. Twoje doświadczenia tutaj pomogą ci znać ludzi lepiej, lecz w pełni
możesz znać ich tylko wtedy, kiedy w pełni jesteś tutaj. Gdy opuścisz to
miejsce, będziesz raczej pod wrażeniem jak mało znasz ludzi, a nie jak dobrze
ich znasz. Odnosi się to także do historii ludzi. Otrzymałem przyzwolenie, aby
rozmawiać z tobą, gdyż w pewnym sensie prowadziłem cię w uczniowstwie po przez
moje książki. Ta prawda, którą poznasz o mnie bardzo ci pomoże" - podsumował
wielki reformator. Przystąpiła do mnie kobieta, której nie znałem. Jej piękno i
wdzięk zapierały dech, ale nie była ona w żaden sposób uwodzicielska czy
zmysłowa. Była dokładną definicją godności i szlachetności. "Byłam jego żoną na
ziemi" - zaczęła. "Większość z tego, co wiesz o nim pochodzi właściwie ode mnie.
Dlatego to, co ci chcę powiedzieć nie jest o mnie, lecz o nas. Możesz
zreformować Kościół bez zreformowania swojej duszy. Możesz nadawać kierunek
historii nie czyniąc jednak woli Ojca i nie wywyższając Jego Syna. Jeżeli oddasz
się tworzeniu ludzkiej historii możesz to robić, ale będzie to dzieło, które
przeminie i zniknie jak smuga dymu". "Przecież praca twojego męża i twoja
wpłynęły na każde następne pokolenie i to pozytywnie. Trudno sobie wyobrazić jak
ciemny byłby świat bez tego, co zrobiliście" - zaprotestowałem. "To prawda.
Możesz jednak zyskać cały świat a na duszy swej ponieść szkodę. Jeżeli
zachowujesz duszę w czystości, oddziaływujesz na ten świat, odzwierciedlając
wiecznie trwałe Boże cele. Mój mąż stracił swoją duszę dla mnie. Odzyskał ją
dopiero pod koniec swojego życia, ponieważ ja zostałam zabrana z ziemi, aby mógł
to uczynić. Większość z tego, co robił, robił bardziej dla mnie niż dla Pana.
Wywierałam nacisk na niego, a nawet przekazywałam jemu większość wiedzy, którą
wykorzystywał w nauczaniu. Użyłam go jako narzędzie w celu zaspokojenia potrzeb
mojego ego - ponieważ jako kobieta w tamtym czasie, nie mogłam być uważana za
duchowego przywódcę. Przejęłam kontrolę nad jego życiem. Wkrótce doprowadziłam
do tego, że robił wszystko, aby udowodnić swoją tożsamość przede mną". "Musiałeś
ją bardzo kochać" - powiedziałem patrząc na niego. "Nie. Nie kochałem jej wcale,
ani ona też mnie nie kochała. Po zaledwie kilku latach małżeństwa praktycznie
nawet się nie lubiliśmy. Jednak potrzebowaliśmy siebie nawzajem, więc
znaleźliśmy sposób, by razem pracować. Im większe odnosiliśmy sukcesy, tym
bardziej stawaliśmy się nieszczęśliwi i tym więcej kłamstw stosowaliśmy by
ogłupić tych, którzy szli za nami. Byliśmy nieszczęśliwi i puści pod koniec
naszego życia. Im większy wpływ osiągasz przez promowanie samego siebie, tym
więcej starań musisz dołożyć, aby swój autorytet utrzymać i tym ciemniejsze i
okrutniejsze staje się twoje życie. Królowie bali się nas, a my baliśmy się
wszystkich - od króla po chłopa. Nie mogliśmy nikomu ufać, ponieważ żyliśmy w
takim kłamstwie, że nie mogliśmy ufać sobie nawzajem. Głosiliśmy miłość i
zaufanie ponieważ, chcieliśmy, aby każdy nas kochał i nam ufał. W ukryciu jednak
obawialiśmy się każdego i pogardzaliśmy każdym. Jeśli głosisz największe prawdy
i nimi nie żyjesz, jesteś jedynie największym hipokrytą". Ich słowa uderzyły
mnie tak, jakbym dostał młotkiem. Zobaczyłem, że moje życie zmierza w tym samym
kierunku. Jak wiele robiłem, by promować siebie bardziej niż Chrystusa? Zacząłem
widzieć, jak wiele robiłem tylko po to, by udowodnić swoje racje przed innymi,
szczególnie tymi, którzy mnie nie lubili, lub co do których czułem, że w pewnym
sensie rywalizują ze mną. Zacząłem dostrzegać, jak wiele rzeczy w moim własnym
życiu zbudowanych było na fundamencie moich projekcji i wyobrażeń, które
przekłamywały to, kim byłem naprawdę. Tu jednak nie mogłem się ukryć, ten wielki
obłok świadków znał mnie takim, jakim byłem pod zasłoną moich zaprojektowanych
motywów. Spojrzałem znowu na tę parę. Byli teraz tacy niewinni i prawdziwie
szlachetni, że niemożliwe było poddawać w wątpliwość ich motywy. Otwarcie
eksponowali swoje najgorsze grzechy przez wzgląd na mnie i byli szczerze
zadowoleni, że mogą to robić. "Mogłem mieć złe wyobrażenie o was, waszej
historii i waszych książkach, a jednak teraz cenię was nawet bardziej. Modlę
się, abym wyniósł z tego miejsca tę czystość i wolność, jaką wy teraz macie.
Jestem zmęczony ciągłym próbowaniem dorastania do moich wyobrażeń o sobie. O,
jak tęsknię za tą wolnością"! Rozpaczałem desperacko pragnąc zapamiętać każdy
szczegół z tego spotkania. Potem wielki reformator dał mi ostatnie napomnienie:
"Nie próbuj uczyć innych tego, czego sam nie robisz. Reformacja nie jest po
prostu doktryną. Prawdziwa reformacja pochodzi tylko z jedności ze Zbawicielem.
Kiedy jesteś związany z Chrystusem w jednym jarzmie, niosąc ciężary, które ci
daje, On będzie z tobą i będzie niósł je za ciebie. Możesz czynić Jego dzieło
tylko wtedy, kiedy robisz je z Nim, nie zaś dla Niego. Tylko Duch może spłodzić
to, co jest z Ducha. Jeżeli jesteś w jednym jarzmie z Nim nie będziesz robił
niczego przez wzgląd na politykę lub historię. Cokolwiek robisz z powodu nacisku
politycznego lub oko-liczności, to zaprowadzi cię do kresu twojej prawdziwej
posługi. Rzeczy czynione po to, aby wpłynąć na historię w najlepszym przypadku
przekreślą twoje dokonania. Jeżeli nie żyjesz tym, co głosisz do innych,
zamykasz sobie drogę do wyższego Bożego powołania, tak jak my to zrobiliśmy".
"Najwyższym powołaniem, do którego Pan nas wzywanie jest zdobywanie innych.
Powiem ci, co utrzyma cię na ścieżce życia - kochaj Zbawiciela i szukaj Jego
chwały. Wszystko cokolwiek robisz, aby wywyższyć samego siebie, pewnego dnia
doprowadzi cię do strasznego upokorzenia. Wszystko, co robisz z prawdziwej
miłości do Zbawiciela by wychwalać Jego Imię, będzie poszerzać granice Jego
Królestwa i ostatecznie doprowadzi cię do wyższego miejsca. Żyj dla tego, co
jest zapisywane tutaj i nie troszcz się o to, co jest, zapisywane na ziemi".
Kiedy odeszli, znów poczułem się przytłoczony moim grzechem. Wspomnienie o
chwilach, gdy wykorzystywałem ludzi do moich własnych celów albo, gdy
wykorzystywałem pełne chwały imię Jezusa, aby wypełniać swoje ambicje lub poczuć
się lepiej, zaczęło spływać na mnie. Teraz, kiedy stałem twarzą w twarz z chwałą
i mocą Tego, którego tak bardzo wykorzystywałem, było ono dla mnie bardziej
obrzydliwe, niż bytem w stanie znieść Nigdy wcześniej nie znałem większej
rozpaczy. Zdawało mi się, że minęła wieczność, odkąd widziałem prze-pływających
obok mnie ludzi i wydarzenia, gdy poczułem, że jakaś kobieta podnosi mnie znowu
na nogi. Byłem porażony jej czystością, szczególnie teraz, gdy czułem się tak
zły i brudny. Miałem ogromne pragnienie, aby uwielbić ją z powodu jej czystości.
"Zwróć się do Syna" - powiedziała stanowczo. "Twe pragnienie uwielbienia mnie
lub kogokolwiek innego, jest tylko próbą odwrócenia twej uwagi od siebie i
usprawiedliwienia siebie przez uwielbienie tego, czym nie jesteś. Jestem czysta,
ponieważ zwróciłam się do Niego. Potrzebujesz zobaczyć stan swojej duszy, ale
nie wolno ci na tym poprzestać, nie możesz też oddać się martwym uczynkom. Zwróć
się do Niego". Powiedziała to tak delikatnie z miłością i troską, że w żaden
sposób nie czułem się zraniony, czy obrażony. Gdy zobaczyła, że zrozumiałem,
mówiła dalej: "Czystość, którą zobaczyłeś we mnie, była pierwszą rzeczą, jaką
dostrzegł mój mąż, gdy byliśmy młodzi. Moje motywacje były wtedy stosunkowo
czyste. Ale zanieczyściłam jego miłość i moją czystość pozwalając mu wielbić
mnie w niewłaściwy sposób. Nigdy nie staniesz się czysty uwielbiając tych,
którzy są bardziej czyści od ciebie. Musisz przejść ponad tym, aby znaleźć Tego,
który sprawił, że stali się czyści i w którym nie ma grzechu. Im bardziej ludzie
wielbią nas i im więcej przejmujemy tej chwały, tym dalej schodzimy ze ścieżki
życia. Potem żyjemy dla chwały ludzkiej, starając się zdobyć władzę nad tymi,
którzy nam jej nie oddają. To stało się naszą śmiercią, a także tych, którzy
zajmują tutaj najniższe miejsca, choć zostaliśmy powołani do najwyższych". Chcąc
jeszcze przedłużyć rozmowę, zapytałem o pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do
głowy. "Czy jest tobie i twojemu mężowi trudno być tutaj razem?" "Wcale nie.
Wszystkie relacje, które miałeś na ziemi, trwają nadal tutaj i wszystkie są
oczyszczone przez sąd. Im więcej ci przebaczono, tym bardziej kochasz.
Oczywiście, Pan przebaczył nam więcej niż ktokolwiek inny i tutaj wszyscy
kochamy Go bardziej niż kogokolwiek. Gdy przebaczamy sobie nawzajem, wzrasta
nasza wzajemna miłość. Teraz nasza relacja trwa nadal i jest znacznie głębsza i
bogatsza, gdyż dołączyliśmy do dziedziców zbawienia. Tak głęboko jak głęboko są
rany, może wpływać miłość, gdy zostaniemy uzdrowieni. Możliwe, że
doświadczyliśmy tego na ziemi, ale nie nauczyliśmy się przebaczać w danym nam
czasie. Gdybyśmy nauczyli się przebaczać, rywalizacja, która po-jawiła się w
naszym życiu i nawyk schodzenia na niewłaściwą drogę, nie mogłyby w nas się
zakorzenić. Jeśli naprawdę kochasz, z łatwością będziesz przebaczać. Im trudniej
jest ci przebaczyć, tym dalej jesteś od prawdziwej miłości. Przebaczenie jest
niezbędne, jeśli chcesz utrzymać się na ścieżce życia. Bez niego wiele rzeczy
może wytrącić cię z przeznaczonego dla ciebie kierunku". W tym samym czasie
uświadomiłem sobie, że nie pamiętam, abym kiedyś wcześniej spotkał bardziej
atrakcyjną osobę niż ta kobieta, która doprowadziła mnie do konfrontacji z moją
nieprawością. Ale nie chodziło o to, że ona mnie pociągała, po prostu nie
chciałem od niej odchodzić. Zamierzała już odejść, lecz odgadując moje myśli
zawróciła dzieląc się ze mną jeszcze jedną wnikliwą uwagą: "Czysta prawda
wypowiedziana w czystej miłości, zawsze będzie pociągać. Będziesz pamiętać ból,
który tutaj czujesz i to będzie pomocne do końca twojego życia. Ból jest dobry,
pokazuje ci, gdzie jest problem. Nie często możemy odczuwać ból, który naświetla
nasz problem, lecz Jego prawda zawsze wskaże nam drogę do wolności i prawdziwego
życia. Gdy sobie to uświadomisz, będziesz radował się nawet w twoich próbach,
które są dane po to, by pomóc ci trwać na ścieżce życia". "Także to, że jestem
dla ciebie atrakcyjna nie jest niczym dziwnym. Jest pewne przyciąganie, które
powstaje między kobietą a mężczyzną dane od samego początku, które jest zawsze
czyste w swojej prawdziwej formie. Gdy czysta prawda łączy się z czystą
miłością, mężczyzna może być taki, jaki miał być od chwili stworzenia, bez
konieczności dominacji, wypływającej z poczucia bezpieczeństwa. Kobieta może być
taka, jaka miała być od chwili stworzenia, ponieważ jej miłość zastąpił strach.
Miłość nigdy nie będzie manipulować, nie będzie też kontrolować z braku poczucia
bezpieczeństwa, ponieważ miłość wyklucza strach. Miejsce, w którym relacja może
być najbardziej zanieczyszczona, jest równocześnie miejscem, gdzie może być
najbardziej spełniona. Prawdziwa miłość jest przedsmakiem nieba. Jest to tak
ekscytujące, że nawet najcudowniejsza relacja na ziemi jest w porównaniu z tym
tylko przelotnym błyskiem. Twoje słabe i pozbawione chwały ciało nie jest w
stanie znieść tego, czego doświadczamy tutaj w uwielbieniu. Dopiero wtedy
relacje mogą się stać tym, czym powinny być. Prawdziwa miłość nie szuka swego,
lecz pragnie najniższego miejsca w posłudze. Jeżeli ja i mój mąż zachowalibyśmy
to w naszym małżeństwie, siedzieli-byśmy teraz tuż obok Króla, a ta wielka sala
byłaby wypełniona większą liczbą dusz". Po tych słowach zniknęła wśród rzędów
pełnych chwały. Spojrzałem w stronę tronu, a bijąca z niego chwała była tak
wielka, że zatrzymałem się w osłupieniu. Ktoś inny, stojący blisko mnie
wyjaśniał: "Po każdym spotkaniu z twoich oczu zostaje usunięta zasłona, tak, że
widzisz Go o wiele wyraźniej. Zmienia cię nie tylko to, że widzisz Jego chwałę,
ale również to, że spotykasz ludzi, którzy pomagają ci usunąć rożne zasłony,
zniekształcające wizję Boga". Zrozumiałem daleko więcej niż mogłoby mi dać
wieloletnie studiowanie na ziemi. Miałem uczucie, że wszystkie lata moich
studiów i poszukiwań na ziemi posuwały mnie do przodu w iście ślimaczym tempie.
Nawet gdybym mógł żyć o wiele dłużej, nie byłbym w stanie zrozumieć tyle, co
oni, chociaż ledwie, co tutaj się dostali. "Jak więc ci wszyscy, którym nie
została dana łaska doświadczenia tego będą mogli mieć jakąkolwiek nadzieję"? -
zapytałem. Usłyszałem nowy głos: "To czego doświadczasz tutaj zostało ci dane na
ziemi. Każda relacja, każde spotkanie z inną osobą może nauczyć cię tego, czego
uczysz się tutaj, jeśli tylko zachowasz szatę pokory na sobie i nauczysz się
mieć swój wzrok zwrócony na Jego chwałę. To doświadczenie zostaje ci dane
ponieważ spiszesz tę wizję, a ci którzy ją przeczytają - zrozumieją. Wielu z
nich będzie w stanie ponieść chwałę i moc, które muszą unieść w czasie
ostatecznej bitwy". Wtem jakiś inny człowiek wyłonił się spośród rzędów.
Pochodził z naszych czasów, a ja zupełnie nie miałem pojęcia, że umarł. Nigdy
nie spotkałem go na ziemi, ale prowadził w wspaniałą posługę, którą bardzo
szanowałem. Przez ludzi, których wyszkolił, tysiące zostało zbawionych i dzięki
nim powstało, wiele wspaniałych kościołów. Zapytał, czy mógłby mnie objąć przez
chwilę. Zgodziłem się, choć czułem się niezręcznie. Gdy mnie przytulił poczułem
wielką miłość bijącą od niego tak, że przestałem go zauważać, aż do momentu,
kiedy wstał. Gdy mnie puścił powiedziałem, że jego uścisk uzdrowił mnie z
czegoś. Jego radość z tego powodu była olbrzymia. Potem zaczął mi opowiadać,
dlaczego zajmował najniższą rangę w niebie: "Pod koniec życia stałem się tak
arogancki, że mogłem wyobrazić sobie, aby Pan mógł zrobić coś znaczącego bez
mojego udziału. Zacząłem ranić tych, którzy byli namaszczeni i krzywdzić
proroków Pana. Byłem samolubnie dumny, gdy Pan używał jednego z moich uczniów i
stałem się zazdrosny, gdy Pan poruszał się przez kogoś spoza mojej posługi.
Szukałem czegokolwiek, co było nieprawidłowe, aby ich atakować. Nie wiedziałem,
że za każdym razem kiedy to robię obniża się moja pozycja tutaj". "Nie miałem
nigdy pojęcia, że robiłeś coś takiego" - powiedziałem zaskoczony. "Namawiałem
moich podwładnych, aby przeprowadzali śledztwa i robili za mnie brudną robotę.
Kazał im przeszukiwać ziemię, by znaleźć jakiś błąd lub grzech innych, aby potem
to ujawnić. Stałem się kamieniem potknięcia, który produkował jemu podobnych,
sialiśmy strach i podział w Kościele, a wszystko w imię chronienia prawdy. W
swoim własnym wymiarze sprawiedliwości zmierzałem do samozniszczenia i własnego
potępienia. W swoim wielkim miłosierdziu Pan pozwolił, abym został dotknięty
chorobą, która doprowadziła mnie do powolnej i upokarzającej śmierci. Zanim
umarłem zrozumiałem wszystko i nawróciłem się. Jestem wdzięczny, że w ogóle mogę
być tutaj. Mogę być ostatni, ale to i tak dużo więcej niż zasługuje. Nie mogę
opuścić tego pomieszczenia, aż nie przeproszę wszystkich, których tak bardzo
skrzywdziłem”. "Mnie nigdy nie skrzywdziłeś" - powiedziałem. "Ależ zrobiłem to"
- odparł. "Wiele ataków, których doświadczyłeś pochodziło od tych, których
podburzałem i zachęcałem do napaści na innych. Choć, być może, nie ja
bezpośrednio ich dokonałem, Pan złożył na mnie odpowiedzialność za tych, którzy
to uczynił". Zacząłem przypominać sobie, że robiłem dokładnie tę samą rzecz,
choć na mniejszą skalę. Przypomniałem sobie, jak pozwalałem byłym członkom
Kościoła, którzy byli rozczarowani i źli, rozsiewać tę truciznę wokół tego
Kościoła nie powstrzymując ich. Widziałem, że pozwalając im na to, zachęcam ich,
aby dalej tak czynili. Pamiętam, że myślałem, iż można to usprawiedliwić ze
względu na błędy tego Kościoła. Potem przypomniałem sobie, że nawet powtarzałem
wiele z tych historii, usprawiedliwiając się, że robię to, aby wiedzieć o co i
jak się modlić. Wkrótce fala wspomnień o innych tego typu wypadkach zalała moje
serce. Znowu zło i ciemność w duszy zaczęły mnie przygniatać. "Ja tobie byłem
kamieniem potknięcia"! - jęknąłem. Wiedziałem, że zasługuję na śmierć, na
najgorszą część piekła. Nigdy wcześniej nie widziałem tak wielkiego okrucieństwa
i braku litości, jakie teraz dostrzegałem w moim sercu. "Zawsze pocieszamy się
myślą, że właśnie robimy Bogu przysługę, atakując Jego własne dzieci" -
usłyszałem pełen zrozumienia głos mężczyzny. "Dobrze, że widzisz to tutaj,
ponieważ możesz wrócić. Proszę, ostrzeż moich uczniów o czekającym ich losie,
jeśli się nie nawrócą. Wielu z nich jest powołanych, aby być królami tutaj, ale
jeśli się nie nawrócą spotkają się z najgorszym osądem ze wszystkich. Moja
upokarzająca choroba była łaską Boga. Gdy stałem przed Tronem Pana, prosiłem,
aby zesłał taką łaskę moim uczniom. Ja nie mogę przedostać się do nich, ale Pan
dał mi ten czas z tobą. Proszę, przebacz tym, którzy cię atakowali i uwolnij
ich. Oni naprawdę nie rozumieją, że czynią dzieło Oskarżyciela. Dziękuję, że
przebaczyłeś mi, ale proszę im także przebacz. W twojej mocy leży zatrzymanie
tych grzechów lub przykrycie ich miłością. Błagam, abyś kochał twoich
nieprzyjaciół". Prawie nie słyszałem co mówił, byłem tak bardzo przy-gnębiony
moim grzechem. Ten człowiek był pełen chwały, był czysty i najwyraźniej posiadał
moc, której nie znamy na ziemi. Wciąż błagał mnie z większą pokorą niż
kiedykolwiek widziałem. Czułem tak wielką miłość wypływającą z niego, że nie
mogłem nawet sobie wyobrazić, że mógłbym mu odmówić. Jednak nawet bez jego
miłości, czułem się o wiele bardziej winny od tych, którzy mnie atakowali. "Z
pewnością zasługuję na więcej ponad to, co oni mi zrobili" - odparłem. "To
prawda, ale nie o to tutaj chodzi" - odpowiedział. "Każdy na ziemi zasługuje na
drugą śmierć, ale nasz Zbawiciel przyniósł nam łaskę i prawdę. Jeżeli mamy
wykonywać Jego dzieła, wszystko musimy robić w łasce i prawdzie. Prawda bez
Łaski jest tym, co przynosi nasz nieprzyjaciel, gdy przychodzi jako "anioł
światła". "Jeśli mogę być zwolniony od tego, będę w stanie im pomóc" - rzekłem.
"Ale czy nie widzisz, że jestem dużo gorszy niż oni w ogóle mogą być"? "Wiem, że
to co przeszło przez twoją pamięć było złe"- dopowiedział z głęboką miłością i
łaską. Wiedziałem, że teraz troszczy się tak samo o mój stan, jak i o stan
swoich uczniów. "To jest niebo"! - wykrzyknąłem. "To naprawdę jest światło i
prawda. Jak mogliśmy, żyjąc w tak wielkiej ciemności, stać się tak pyszni,
myśląc, że wiele wiemy już o Bogu. Panie"! - zawołałem w kierunku tronu. "Pozwól
mi zanieść to na ziemię" .Natychmiast całe zastępy piekielne zamarły.
Wiedziałem, że stoję w centrum ich uwagi. Czułem się tak nic nieznaczący wśród
nich, pełnych chwały, ale gdy uświadomiłem sobie, że wszyscy patrzą na mnie,
poczułem zalewającą mnie falę lęku. Miałem wrażenie, że nie będzie większego
sądu niż ten, który mam przed sobą. Czułem się jak największy wróg chwały i
prawdy. Niemożliwe było, abym kiedykolwiek mógł w całym swoim zepsuciu ponieść
rzeczywistość tego pełnego chwały miejsca i Jego obecności. Byłem pewien, że
nawet szatan nigdy nie odpadł tak daleko od łaski, jak ja. "To jest piekło" -
pomyślałem. Nie ma większego bólu niż być tak złym jak ja i wiedzieć, że taki
rodzaj chwały istnieje. Bycie usuniętym z tego miejsca, było największą torturą,
jaką mogłem sobie wyobrazić. "Nic dziwnego, że demony są tak wściekłe i
oszalałe" -wyszeptałem. Gdy poczułem, że zaraz zostanę odesłany do najgłębszych
obszarów piekła zawołałem - "Jezu"! Szybko ogarnął mnie pokój. Wiedziałem, że
znów muszę ruszać w stronę chwały i w jakiś sposób miałem pewność, że
właśnie to mam zrobić. Posuwałem się, aż do chwili, gdy ujrzałem mężczyznę,
którego uważałem za jednego z największych pisarzy czasów. Uważałem, że głębia
prawdy w jego pracach była najprawdopodobniej największa, z jaką spotkałem się
podczas moich studiów. "Zawsze chciałem pana spotkać" - wydusiłem z trudem. "Ja
również" - odpowiedział z wielką szczerością. "Mam wrażenie, że znam pana i
czytając pańskie prace czułem, że w jakiś sposób pan również mnie zna. Myślę, że
zawdzięczam panu więcej niż komukolwiek, kto nie był wymieniony w Biblii" -
kontynuowałem. "Jesteś bardzo łaskawy" - odparł. "Żałuję tylko, że nie służyłem
ci lepiej. Byłem płytką osobą i moje pisarstwo było również płytkie. Bardziej
było napełnione mądrością tego świata niż Bożą prawdą". "Odkąd tu jestem i
nauczyłem się tego wszystkiego wiem, że musi to być prawda, jednak wciąż myślę,
że pańskie książki są jednymi z najlepszych na ziemi" - odrzekłem. "Masz rację"
- powiedział słynny pisarz. "To jest takie smutne. Każdy z nas tutaj, nawet ci
najbliżej Króla, przeżyliby swoje życie inaczej, gdyby mogli żyć ponownie,
myślę, że sam przeżyłbym je zupełnie inaczej. Byłem poważany przez królów, lecz
zawiodłem Króla królów. Używałem darów i zrozumienia, które otrzymałem, aby
przyciągnąć ludzi bardziej do siebie i mojej mądrości niż do Niego. Poza tym
znałem Go tylko ze słyszenia i sprawiałem, że inni poznawali Go w taki właśnie
sposób. Zmusiłem ich, aby polegali na mnie i mnie podobnym. Zwracałem ich
bardziej ku rozumowemu rozważaniu, niż ku Duchowi Świętemu, którego prawie nie
znałem. Nie wskazywałem na Jezusa, ale na siebie i takich jak ja, którzy
udawali, że Go znają. Gdy ujrzałem Go tutaj, pragnąłem zniszczyć wszystko, co
napisałem w drobny mak, tak jak Mojżesz uczynił ze złotym cielcem. Mój umysł
stał się moim bożkiem i chciałem, aby każdy oddawał mu hołd wraz ze mną. Twój
szacunek dla mojej osoby wcale mnie nie cieszy. Gdybym spędził tak dużo czasu
szukając Go, ile spędziłem szukając wiedzy o Nim, by tą wiedzą zrobić na innych
wrażenie, wtedy wielu z tych, którzy są obecnie na najniższych poziomach
siedziałoby na tronach dla nich przygotowanych, a także wielu innych wypełniłoby
to miejsce". Przez to, że spędziłem tu już trochę czasu wiem, że twoja ocena
jest prawidłowa, ale czy nie jesteś trochę za surowy dla siebie" - spytałem.
"Twoje prace karmiły mnie duchowo przez wiele lat i z tego, co wiem wielu innych
także". "Nie jestem zbyt surowy. Wszystko, co powiedziałem jest prawdą i
potwierdziło się, kiedy stałem przed tronem. Dużo tworzyłem, ale dano mi więcej
talentów niż większości na tej sali i zakopałem je we własnej pysze i ambicjach.
Podobnie Adam, który mógł poprowadzić całą rasę ludzką do najbardziej chwalebnej
przyszłości, a przez swój upadek doprowadził biliony dusz do tragedii. Z
autorytetem wiąże się odpowiedzialność. Im więcej otrzymujesz autorytetu, tym
większy jest w tobie potencjał do czynienia zarówno dobra, jak i zła. Ci, którzy
będą panować z Nim na wieki, będą znać odpowiedzialność "najlepszego gatunku".
Nikt nie stoi sam, każdy ludzki upadek lub zwycięstwo oddziałuje na następne
pokolenia daleko bardziej niż to rozumiemy. Tysiące ludzi, których ja dobrze
poprowadziłbym, mogłoby przyczynić się do tego, aby tutaj były miliony ludzi
więcej. Każdy, kto rozumie prawdziwą istotę autorytetu, nie będzie go nigdy
szukał, lecz jedynie go przyjmie, jeśli wie, że jest złączony jednym jarzmem z
Panem, jedynym, który może ponieść ten autorytet bez potknięcia. Nigdy nie
szukaj dla siebie wpływów, lecz szukaj Pana i bądź gotów przyjąć Jego jarzmo.
Mój wpływ nie sycił twojego serca, lecz raczej twoją pychę zdobywania wiedzy".
"Skąd mam wiedzieć, że nie postępuję tak samo”? - zapytałem myśląc o moim
pisarstwie. "Ucz się tak, aby znaleźć aprobatę w oczach Boga, nie człowieka" -
odparł odchodząc w stronę rzędów. Nim zniknął, uśmiechając się delikatnie dał mi
ostatnią radę: "Nie naśladuj mnie". W tej rzeszy ludzi zobaczyłem wiele kobiet i
żyjących w moim czasie i tych, których znałem z historii. Zatrzymywałem się
jeszcze wiele razy, aby porozmawiać z nimi. Wciąż byłem zaszokowany, że tak
wielu, których spodziewałem się widzieć na najwyższych pozycjach, znajdowało się
na najniższych poziomach nieba. Wielu spotkała ta sama historia - popadli w
śmiertelny grzech pychy po wielkich zwycięstwach lub zazdrości, gdy inny
człowiek był tak samo namaszczony jak oni. Inni popadli w pożądliwość,
zniechęcenie, lub zgorzknienie przy końcu swojego życia i musieli być zabrani
nim przekroczyli linię prowadzącą do potępienia. Wszyscy dali mi to samo
ostrzeżenie: im wyższy jest autorytet duchowy, w którym chodzisz, tym bardziej
możesz upaść, jeśli odstąpisz od miłości i pokory. Gdy podążałem w stronę
Sędziowskiego Tronu, mijałem tych, którzy zajmowali wyższą pozycję w Królestwie.
Po tym jak wiele zasłon zostało zerwanych ze mnie na skutek spotkań z tymi,
którzy potknęli się na tych samych co ja problemach, zacząłem spotykać tych,
którzy odnieśli zwycięstwo. Spotkałem pary, które wiernie do końca służyły Panu.
Ich chwała była nie do opisania, a ich zwycięstwo zachęciło mnie by pozostać na
ścieżce życia i służyć Panu wiernie. Ci, którzy potknęli się, potknęli się o
rozmaite rzeczy. Ci, którzy zwyciężyli, wszyscy dokonali tego w ten sam sposób -
nigdy nie odeszli od całkowitego oddania się największemu przykazaniu - miłości
Boga. Dzięki temu ich służba była wykonywana dla Pana, nie zaś człowieka. To
byli ci, którzy wielbili Baranka i szli za Nim dokądkolwiek On szedł. Gdy wciąż
nie byłem nawet w połowie drogi do tronu, to co było niesamowitą chwałą w
pierwszych rzędach, teraz w porównaniu z chwałą, którą mijałem, wydawało się
ciemnością. Największe piękno świata nie dorównywało niczemu w niebie.
Powiedziano mi też, że pokój ten jest jedynie przedsionkiem tej niesamowitej
rzeczywistości! Mój marsz do tronu mógł trwać dni, miesiące, a nawet lata.
Niemożliwe było w tym miejscu, aby zmierzyć czas. Ku memu niezadowoleniu wszyscy
okazywali mi wielki szacunek, nie ze względu na to, kim byłem lub, co zrobiłem,
lecz zwyczajnie, dlatego, że byłem wojownikiem w bitwie ostatnich dni. W pewien
sposób przez tę bitwę chwała Boga objawiona zostanie w taki sposób, że stanie
się świadectwem dla każdej mocy i autorytetu, stworzonych i tych, co powstaną,
na wieczność. Podczas tej bitwy chwała krzyża zostanie objawiona, a Boża mądrość
będzie poznana w wyjątkowy sposób. Być w tej bitwie, oznaczało otrzymać jeden z
największych zaszczytów danych ludzkiej rasie. Gdy dotarłem do Sędziowskiego
Tronu Chrystusa, zauważyłem, że ci na najwyższych poziomach zajmowali trony
będące częścią Jego tronu. Nawet najmniejszy z tych był wspanialszy niż
najwspanialszy tron na ziemi. Niektórzy z nich byli władcami miast na ziemi i
wkrótce mieli zająć swoje miejsce, inni byli władcami spraw niebieskich, a inni
spraw tworów fizycznych, takich jak system gwiezdny, czy galaktyki. Jednak widać
było, że ci, którym powierzono autorytet nad miastami, otoczeni byli większym
szacunkiem niż ci, którym dano autorytet nad galaktykami. Wartość jednego
dziecka była znacznie większa niż wartość galaktyki gwiezdnej, ponieważ Duch
Święty zamieszkał w ludziach i Pan wybrał ludzi jako miejsce swojego wiecznego
zamieszkania. W obecności Jego chwały cała ziemia wydawała się tak nieznacząca,
jak pyłek kurzu, a jednocześnie otoczona szacunkiem w taki sposób, że uwaga
całych zastępów niebios skupiona była na niej. Teraz stojąc, czułem się jeszcze
mniejszy niż pył. Mimo to spoczywał na mnie Duch Święty w tak wspaniały sposób,
jak nigdy dotąd. Tylko dzięki Jego mocy mogłem stać. Tutaj dopiero zrozumiałem
Jego posługę jako pocieszyciela. On prowadził mnie przez całą podróż pomimo
tego, że ledwie Go zauważałem. Pan był zarówno bardziej delikatny jak i bardziej
straszny niż to sobie mogłem wyobrazić. W Nim zobaczyłem Mądrość, która
towarzyszyła mi w drodze na górę i czułem poufałość podobną do tej, jaką czułem
wśród wielu moich przyjaciół na ziemi. Rozpoznałem Go jako Tego, którego
słyszałem często mówiącego przez innych. Poznałem także Tego, którego często
odrzucałem, gdy przychodził do mnie przez innych. Widziałem zarówno Baranka, jak
i Lwa, Pasterza, jak i Oblubieńca, ale przede wszystkim widziałem Sędziego.
Nawet w Jego niezwykłej obecności, Pocieszyciel był tak blisko mnie i w tak
wspaniały sposób, że czułem się wygodnie. Oczywiste było, że Pan w żaden sposób
nie chciał, abym czuł się niewygodnie. Chciał jedynie, abym poznał prawdę.
Ludzkie słowa nie są w stanie dostatecznie oddać tego, jak wspaniałe i
jednocześnie przynoszące ulgę było stać przed Panem. Przeszedłem już ten etap,
kiedy zastanawiałem się czy osąd będzie dobry, czy zły. Teraz wiedziałem, że
będzie on właściwy i mogłem zaufać mojemu Sędziemu. W pewnym momencie Pan
spojrzał na otaczające Go trony. Wiele z nich było już zajętych, jednak wciąż
wiele miejsc było wolnych. Potem powiedział: "Te trony są dla zwycięzców, którzy
służyli mi wiernie we wszystkich pokoleniach. Mój Ojciec i Ja przygotowaliśmy je
przed założeniem świata. Czy jesteś godzien usiąść na jednym z nich"?
Przypomniałem sobie, że kiedyś jeden z moich przyjaciół powiedział: "Kiedy
wszechmogący Bóg zadaje ci pytanie, nie znaczy to, że szuka informacji".
Spojrzałem na trony. Spojrzałem na tych, którzy na nich zasiedli. Zobaczyłem
wśród nich bohaterów wiary, ale ogólnie większość z nich nie była mi znana na
ziemi. O wielu z nich wiedziałem, że byli misjonarzami, którzy spędzili swe
życie z dala od świata, nigdy nie dbali o to, by pamiętano o nich na ziemi,
zawsze zależało im tylko na Nim. Byłem trochę zaskoczony widząc takich, którym
się powodziło dobrze na ziemi lub tych, którzy byli władcami i okazali się
wierni w tym, co zostało im powierzone. Wyglądało jednak na to, że wiernie
modlące się kobiety i matki zajmowały więcej tronów niż inne grupy. W żaden
sposób nie mogłem odpowiedzieć "tak" napytanie Pana o to, czy uważam się za
godnego usiąść tam, pośród nich. Nie byłem godzien usiąść w towarzystwie żadnej
z tych osób. Otrzymałem szansę, aby biec w wyścigu po większą nagrodę w niebie
lub na ziemi i zawiodłem. Byłem w desperacji, jednak wciąż pozostawała jedna
nadzieja. Chociaż większość mojego życia była niepowodzeniem, to jednak
wiedziałem, że znalazłem się tutaj zanim moje życie na ziemi skończyło się.
Kiedy wyznałem, że nie jestem godzien On zapytał: "Ale czy chcesz jedno z tych
miejsc"? "Z całego mojego serca" - odpowiedziałem. Pan spojrzał na rzędy tronów
i powiedział: "Te puste miejsca mogły zostać zapełnione każdym pokoleniem.
Zaprosiłem tu każdego, kto wzywa mojego imienia. Wciąż są one wolne. Teraz
nadeszła ostatnia bitwa i ci, którzy byli ostatnimi staną się pierwszymi. Te
miejsca zostaną zapełnione przed końcem bitwy. Tych, którzy tu zasiądą
rozpoznasz po dwóch rzeczach: będą nosić płaszcz pokory i będą podobni do mnie.
Ty masz już ten płaszcz. Jeśli zdołasz go zatrzymać i nie stracisz w trakcie
bitwy, kiedy tu przyjdziesz, będziesz też podobny do mnie. Wtedy będziesz też
godzien usiąść na tym tronie, bo ja uczynię cię godnym. Zostały mi dane wszelka
władza i autorytet i tylko ja mogę nimi władać. Tylko wtedy, kiedy w pełni
będziesz trwać we Mnie, zwyciężysz i powierzony ci będzie autorytet. Teraz
odwróć się i spójrz na mój dom". Odwróciłem się i spojrzałem w kierunku, z
którego przyszedłem. Stąd mogłem widzieć całą salę. Tego pełnego chwały widoku
nie da się porównać z niczym na ziemi. Miliony ludzi wypełniały rzędy. Każdy z
osobna na najniższych poziomach był wspanialszy niż cała armia i wiedziałem, że
miał też więcej mocy Widok ten był tak niesamowity, że trudno mi było ogarnąć
wzrokiem tę pełną chwały panoramę. Mimo to wiedziałem, że tylko zaledwie część
tej przestrzeni była wypełniona rzędami i wciąż pozostawało dużo miejsca.
Odwróciłem się i spojrzałem na Pana. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem łzy w Jego
oczach. Otarł łzy ze wszystkich oczu, tylko nie ze swoich. Gdy łza spłynęła po
policzku złapał ją w dłoń i wyciągnął w moją stronę. "To jest Mój kielich. Czy
wypijesz go ze Mną"? Nie mogłem odmówić. Kiedy Pan mówił dalej poczułem Jego
ogromną miłość. Pomimo tego, że byłem tak brudny On wciąż mnie kochał. Chciał,
abym był blisko Niego, choć na to nie zasługiwałem. Zwrócił się do mnie: "Kocham
ich wszystkich miłością, której teraz nie możesz zrozumieć. Kocham także tych,
którzy mieli tu być, ale nie przyszli. Pozostawiłem dziewięćdziesiąt dziewięć
owiec, by pójść za tą jedną, która się zgubiła. Moi pasterze nie zostawią
jednej, aby pójść za dziewięćdziesięcioma dziewięcioma, która wciąż jest
zgubiona. Przyszedłem ocalić zgubione. Czy podzielisz zemną moje serce, aby
pójść ratować zgubionych? Czy pomożesz zapełnić to miejsce? Czy pomożesz
zapełnić te trony i inne miejsca w tej sali? Czy podejmiesz te starania, aby
przynieść radość niebiosom, Mnie i mojemu Ojcu? Ten sąd jest dla mojego własnego
domu, a mój własny dom nie jest pełen. Bitwa nie zakończy się dopóki wszystkie
miejsca nie zostaną zapełnione. Dopiero wtedy nadejdzie czas, aby odkupić ziemię
i usunąć zło z mojego stworzenia. Jeśli wypijesz mój kielich, będziesz kochał
zgubionych tak bardzo, jak Ja". Potem wziął kielich tak prosty, że byłem
zdziwiony, że coś takiego może znajdować się w pokoju tak pełnym chwały.
Umieścił w nim swoją łzę, a potem podał mi kielich. Nigdy nie próbowałem niczego
równie gorzkiego. Wiedziałem, że w żaden sposób nie mogę wypić wszystkiego, czy
nawet większości, ale byłem zdeterminowany wypić tyle, ile mogłem. Pan
cierpliwie czekał, aż wybuchnąłem tak wielkim płaczem, że czułem się jakby
niezmierzone rzeki łez wypływały ze mnie. Płakałem za zaginionych, lecz bardziej
jeszcze płakałem za Pana. Spojrzałem na Niego czując, że
już nie zniosę tego bólu. Wtem zaczął wypełniać mnie pokój zmieszany z Jego
miłością. Nigdy nie czułem czegoś tak wspaniałego. To była żywa woda, która
mogła tryskać na wieki. Potem poczułem się tak jakby te wody, przepływające we
mnie, zapłonęły ogniem. Miałem wrażenie, że ten ogień pochłonie mnie, jeśli nie
zacznę ogłaszać majestatu Jego chwały. Nigdy nie czułem tak wielkiego
pragnienia, by głosić, by Go uwielbić i czerpać każdy oddech na chwałę Jego
Ewangelii. "Panie"! - wykrzyknąłem, zapominając o wszystkich wokół. "Teraz wiem,
że ten tron sądu jest także tronem łaski i teraz proszę Cię o łaskę służenia
Tobie. Ponad wszystko Panie proszę Cię o łaskę, by dokończyć moje zadanie.
Proszę Cię o łaskę kochania Ciebie, abym był uwolniony od kłamliwych wizji i
egoizmu, które niszczą moje życie. Wołam do Ciebie o Zbawienie od samego mnie i
zła mojego serca. Wołam, aby ta miłość, którą teraz czuję, wciąż przepływała w
moim sercu. Proszę, abyś dał mi Twoje serce, Twoją miłość. Proszę Cię o łaskę
Ducha Świętego, aby przekonał mnie o moim grzechu. Proszę Cię o łaskę Ducha
Świętego, abym świadczył o tym, jaki naprawdę jesteś. Proszę Cię o łaskę, abym
świadczył o tym, co przygotowałeś dla tych, którzy przyjdą do Ciebie. Proszę o
łaskę nade mną, abym głosił prawdę o tym sądzie. Proszę o łaskę, abym mógł
dzielić się z tymi, którzy zostali powołani, aby zająć te puste trony, aby dać
im słowo życia, które utrzyma ich na ścieżce życia, udzieli im wiary, aby
czynili to, do czego zostali powołani. Panie, błagam Cię o tę łaskę". Pan
powstał. Potem wszyscy, którzy siedzieli na tronach oraz wszyscy, których mogłem
ogarnąć wzrokiem także powstali. Jego oczy płonęły ogniem, jakiego nigdy
wcześniej nie widziałem. "Wołałeś do mnie o łaskę. Tej prośbie nigdy nie
odmawiam. Wrócisz, a Duch Święty będzie z tobą. Tutaj zasmakowałeś zarówno mojej
dobroci, jak i surowości. Musisz o nich pamiętać jeżeli chcesz utrzymać się na
ścieżce życia. Prawdziwa miłość Boga zawiera Jego osąd. Musisz znać zarówno
dobroć, jak i surowość, w przeciwnym razie popadniesz w zwiedzenie. Przez łaskę
otrzymaną tutaj możesz znać obie. Łaską moją było to, że mogłeś przeprowadzić
rozmowy z braćmi tutaj. Zapamiętaj je". Po tych słowach skierował swój miecz na
moje serce, potem na usta, a potem ręce. Gdy to uczynił z Jego miecza wyszedł
ogień i rozpalił mnie w wielkim bólu. "To także jest łaska" - powiedział.
"Jesteś jednym z tych, których przygotowałem na tę godzinę. Głoś i pisz o
wszystkim, co tu zobaczyłeś. Opowiedz moim braciom o tym, co usłyszałeś ode
Mnie. Idź i zwołaj moich kapitanów na ostatnią bitwę. Idź, stań w obronie
biednych, zgnębionych, wdów i sierot. Takie jest posłanie moich kapitanów i tam
ich znajdziesz. Moje dzieci są więcej warte niż gwiazdy na niebie. Karm moje
owce, opiekuj się tymi najmniejszymi. Zanieś im słowo Boga, aby mogli żyć. Idź
do walki. Idź i nie cofaj się. Idź szybko, Ja przyjdę szybko. Bądź mi posłuszny
i przyspiesz dzień mojego przyjścia. "Po Jego słowach oddział aniołów przystąpił
do mnie, by eskortować mnie w drodze do tronu. Ich dowódca idący obok zwrócił
się do mnie: "Teraz, kiedy powstał, nie usiądzie aż bitwa się nie skończy.
Siedział do momentu, kiedy nie nadejdzie czas, aby Jego wrogowie zostali
położeni u Jego stóp. Ten czas nadszedł. Zastępy aniołów, które stały gotowe od
tej nocy kiedy skonał, teraz zostały uwolnione na ziemię. Hordy piekieł też
ruszyły. Jest to czas, na który czekało całe stworzenie. Wielka tajemnica Boga
się dokona. Będziemy teraz walczyć aż do końca. Będziemy walczyć razem z tobą i
twoimi braćmi".
Część V
Oddalając się
coraz bardziej od Sędziowskiego Tronu, zacząłem zastanawiać się nad tym, czego
doświadczyłem. Było to zarówno straszne jak i wspaniałe. Zachęciło mnie to i
stopiło moje serce do tego stopnia, że poczułem się tak bezpiecznie jak nigdy
dotąd. Na początku nie było mi łatwo, będąc tak bardzo obnażonym w obecności tak
wielu i niezdolnym ukryć najmniejszej myśli, lecz kiedy odprężyłem się i
zaakceptowałem to, wiedząc, że jest to oczyszczeniem dla mojej duszy, stało się
to dla mnie głębokim uwolnieniem. Nie posiadanie niczego do ukrycia jest jak
zrzucenie najcięższego brzemienia i jarzma. Poczułem, że mogę oddychać jak nigdy
dotąd. Im bardziej stawałem się spokojny, tym bardziej mój umysł wydawał się
zwiększać swoje możliwości. Wówczas rozpoznałem, iż myślę w taki sposób jakiego
nie mogłyby wyrazić żadne ludzkie słowa. Pomyślałem o komentarzach apostoła
Pawła dotyczących jego wizyty w trzecim niebie, gdzie słyszał on słowa, których
nie można wyrazić. Istnieje duchowa rzeczywistość wielce przewyższająca
jakąkolwiek formę ludzkiej możliwości wyrażania. Jest bardziej głęboka i pełna
znaczenia, niż ludzkie słowa są to w stanie określić. W jakiś sposób jest to
czysta komunikacja serca i umysłu razem wziętych, tak czysta, że nie ma
możliwości jakiegokolwiek nieporozumienia. Patrząc na kogokolwiek w tamtym
pomieszczeniu, zacząłem rozumieć jego myśli tak, jaki on był w stanie rozumieć
moje. Kiedy patrzyłem na Pana, zacząłem rozumieć Go w taki sam sposób. Nadal
używaliśmy słów, ale znaczenie każdego z nich miało taką głębię, że nie
wyraziłby jej żaden słownik. Mój umysł został uwolniony tak, że jego zdolność
pomnożyła się wiele razy. Było to najbardziej niesamowitym przeżyciem, jakiego
nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Było również oczywistym, że Pan cieszył się
tak samo jak ja, iż mógł się zemną komunikować w taki sposób. Nigdy wcześniej
tak głęboko nie rozumiałem znaczenia tego, że jest On - Słowem Bożym. Jezus jest
komunikacją między Bogiem a Jego stworzeniem. Jego słowa są duchem i życiem, a
ich znaczenie i moc daleko przewyższają dzisiejsze ludzkie definicje. Ludzkie
słowa są bardzo powierzchowną formą duchowej komunikacji. On uczynił nas
zdolnymi do komunikowania się na poziomie przewyższającym ludzkie słowa, lecz z
powodu upadku oraz zburzenia wieży Babel utraciliśmy tę zdolność. Nie możemy być
takimi, jakimi zostaliśmy stworzeni, dopóki jej nie odzyskamy, a osiągnąć to
możemy jedynie wtedy, gdy jesteśmy uwolnieni w Jego obecności. Zacząłem
rozumieć, że gdy Adam zgrzeszył przeciwko Bogu i zaczął się ukrywać, nastąpił
początek najokropniejszego zniekształcenia tego, kim człowiek został stworzony,
jak również poważnego zredukowania jego intelektualnych i duchowych zdolności.
Odnowienie tego może przyjść tylko poprzez nasze wyjście z "ukrycia" i
otworzenie się na Boga i na siebie nawzajem, stając się prawdziwie
"przezroczystymi". To właśnie podczas oglądania chwały Pana z "odkrytą twarzą"
jesteśmy przemieniani na Jego obraz. Zasłony tworzą się wtedy, gdy się ukrywamy.
Po upadku Bóg zapytał Adama o to, gdzie jest. Było to pierwsze pytanie
skierowane do człowieka i jest ono ciągle pierwszym zapytaniem, na które i my
musimy dziś odpowiedzieć, jeśli mamy całkowicie do Niego należeć. Oczywiście,
Pan wiedział, gdzie znajdował się Adam. Pytanie, które zostało zadane Adamowi,
stało się początkiem Bożej walki o człowieka. Historia odkupienia jest Bożym
szukaniem człowieka, a nie ludzkim szukaniem Boga. Jeśli w pełni odpowiemy na
pytanie, gdzie jesteśmy w naszej osobistej relacji z Bogiem, będziemy całkowicie
przywróceni dla Niego. Odpowiedź możemy znaleźć tylko poprzez przebywanie w Jego
obecności. Myśli te stały się esencją całego przeżycia jakiego doświadczyłem
przy Sędziowskim Tronie. Pan wie-dział już wszystko o mnie. Całe to
doświadczenie było dla mojego dobra, abym dowiedział się w jakim jestem
położeniu i abym mógł być wyprowadzony z ukrycia i przeniesiony z ciemności do
światłości. Zacząłem również rozumieć, jak bardzo Pan pragnął być jedno ze swymi
ludźmi. Podczas całego sądu, nie starał się pokazać mi niczego jako dobre czy
złe, lecz raczej chciał, abym widział wszystko tak jak On. Pan szukał mnie
bardziej, niż ja szukałem Jego. Jego sądy uwolniły mnie tak, jak Jego sąd nad
światem uwolnił świat. Gdy nadejdzie Boży dzień sądu, przyniesie on ostateczne
uwolnienie Adama z jego miejsca ukrycia. Będzie to całkowite wyzwolenie
stworzenia, które z jego powodu było w niewoli. Ciemność na świecie zwiększała
się przez dążenie do ukrywania się po upadku. "Chodzenie w światłości" jest
czymś więcej niż tylko poznaniem i przestrzeganiem pewnych prawd - to bycie w
prawdzie i bycie wolnym od pragnienia ukrywania się. "Chodzenie w światłości" to
koniec z ukrywaniem się przed Bogiem czy kimkolwiek innym. Nagość Adama i Ewy
przed upadkiem była tak fizyczna jak i duchowa. Gdy nasze zbawienie będzie
całkowite, znowu poznamy ten rodzaj wolności. Będąc całkowicie otwartymi,
prawdziwie otworzymy nasze własne serca i umysły na dziedziny, o których
istnieniu nawet nie wiemy. Dziś szatan próbuje sfałszować tę wolność poprzez
ruch New Agę. Kiedy tak zastanawiałem się nad tym, czego się nauczyłem, nagle
Pan pojawił się u mego boku ponownie w postaci Mądrości. Tym razem jednak ukazał
się w dużo większej chwale niż kiedykolwiek wcześniej, nawet wtedy, gdy siedział
na Tronie Sędziowskim. Byłem równocześnie oniemiały i rozradowany. "Panie, czy
właśnie taki ze mną powrócisz"? - spytałem. "Zawsze będę z tobą taki jak teraz.
Jednak chcę być dla ciebie kimś więcej niż tym, jakim Mnie teraz widzisz.
Ujrzałeś tu Moją łagodność i Moją surowość, ale wciąż nie znasz Mnie w pełni
jako Sprawiedliwego Sędziego". Zaskoczyło mnie to, ponieważ właśnie spędziłem
cały mój czas przed Jego sędziowskim tronem i czułem, że wszystko, czego się
tutaj uczyłem dotyczyło Jego sądu. Przerwał na chwilę, abym mógł nad tym
pomyśleć i zaczął mówić dalej: "Jest rodzaj wolności, która przychodzi kiedy
przyjmujesz jakąś określoną prawdę, lecz ten, którego uwalniam jest prawdziwie
wolnym. Wolność Mojej obecności jest wspanialsza niż tylko poznanie prawdy
Doświadczyłeś wyzwolenia w Mojej obecności, lecz musisz jeszcze zrozumieć dużo
więcej o Moim sądzie. Kiedy osądzam, nie chcę potępiać ani usprawiedliwiać, lecz
przynoszę sprawiedliwość. Sprawiedliwość można znaleźć jedynie w jedności ze
Mną. Jest to sprawiedliwy sąd, który prowadzi ludzi do jedności ze Mną". Mój
Kościół jest okryty wstydem, bo nie posiada sędziów, a nie posiada sędziów,
ponieważ nie zna Mnie jako Sędziego. Teraz wzbudzę dla Moich ludzi sędziów,
którzy znają mój sąd. Będą oni właściwie rozstrzygać sprawy ludzi,
przyprowadzając ich do harmonii ze Mną". "Kiedy ukazałem się Jozuemu jako Wódz
Zastępów, oznajmiłem, że nie jestem ani po jego stronie, ani po stronie jego
wrogów. Nigdy nie przychodzę, żeby brać czyjąś stronę. Kiedy przychodzę to tylko
po to, aby zwyciężyć. Objawiłem się jako Wódz Zastępów, zanim Izrael mógł wejść
do swej Ziemi Obiecanej. Kościół ma wkrótce wejść do swej Ziemi Obiecanej, a Ja
znowu objawię się jako Wódz Zastępów. Gdy tak się stanie, usunę wszystkich,
którzy zmuszali moich ludzi do brania strony przeciwko moim braciom. Moja
sprawiedliwość nie staje po niczyjej stronie w ludzkich konfliktach nawet tylko
prowadzonych przez moich ludzi. Wszystko, czego dokonywałem poprzez Izrael,
robiłem również dla jego wrogów, nie przeciwko nim. Tylko z powodu waszej
ziemskiej, tymczasowej perspektywy nie widzicie mojej sprawiedliwości. Musicie
ją widzieć, aby chodzić w Moim autorytecie, gdyż prawość i sprawiedliwość są
podstawą Mojego Tronu". "Wszczepiłem sprawiedliwość w moich wybranych, lecz tak
jak Izrael na pustyni, nawet najwięksi święci ery Kościoła chodzili moimi
drogami tylko przez krótki okres czasu lub tylko małą częścią ich umysłów i
serc. Nie jestem za nimi ani przeciwko ich wrogom, ale przychodzę użyć Moich
ludzi do zbawienia ich wrogów. Kocham wszystkich ludzi i pragnę, aby wszyscy
byli zbawieni". Nie mogłem się powstrzymać, aby nie myśleć o wielkiej bitwie,
jaką toczyliśmy na górze. Zraniliśmy wielu naszych braci, walcząc przeciwko złu,
które ich kontrolowało. Wielu z nich wciąż było w obozie przeciwnika. Niektórzy
byli przez niego używani, inni byli jego więźniami. Zacząłem się zastanawiać,
czy następna bitwa będzie znów przeciwko naszym własnym braciom. Pan obserwował
mnie, gdy tak rozmyślałem i zaczął mówić dalej: "Aż do czasu, gdy ostatnia bitwa
zostanie zakończona, będą wśród naszych braci tacy, których używać będzie
przeciwnik, ale nie dlatego ci o tym mówię. Mówię o tym, aby pomóc ci zrozumieć,
kiedy wróg wchodzi do twojego własnego serca lub umysłu i jak ciebie używa!
Nawet teraz nie widzisz wszystkiego tak jak Ja". "Jest to bardzo powszechne
zjawisko wśród Moich ludzi. W tej chwili nawet najwięksi przywódcy rzadko bywają
w harmonii ze Mną. Wielu dokonuje dobrych uczynków, lecz niewielu czyni to, do
czego ich powołałem. Jest to rezultatem podziałów między wami. Nie przychodzę,
aby stawać po stronie którejkolwiek z grup, ale wzywam, abyście przechodzili na
Moją stronę. Jesteście pod wrażeniem, kiedy daję wam „słowo wiedzy" o czyjejś
fizycznej chorobie lub inną wiedzę na nieznane dla was tematy. Ta wiedza
przychodzi, gdy choć w małym stopniu dotykacie mojego umysłu. Ja wiem wszystko.
Gdybyście mieli Mój umysł w pełni, moglibyście wiedzieć wszystko o każdym kogo
spotkacie, w taki sam sposób, jak zacząłeś tego doświadczać tutaj. Widziałbyś
wszystkich ludzi tak, jak Ja ich widzę. Lecz nawet wtedy zostałoby jeszcze
więcej do tego, by trwać we Mnie. Musisz posiadać moje serce, aby wiedzieć jak
dobrze używać tej wiedzy. Dopiero wtedy będziesz mógł chodzić w Moim osądzie".
"Mogę powierzyć ci Moją ponad naturalną wiedzę tylko w takim stopniu, w jakim
znasz moje serce. Dary Ducha Świętego, które uwolniłem w Moim Kościele są tylko
małymi symbolami mocy nadchodzącego wieku. Powołałem was, abyście byli
posłańcami tego wieku, dlatego musicie znać jego moce. Powinniście szczerze
pragnąć darów, gdyż są one częścią Mnie i dałem je wam po to, byście mogli być
jak ja. Dobrze robicie szukając Mojego umysłu, Moich dróg i Mojej woli, ale
musicie również szczerze pragnąć poznania Mojego serca. Kiedy poznacie Moje
serce, oczy waszego serca otworzą się. Wtedy będziecie widzieć tak, jak Ja widzę
i będziecie robić to, co Ja robię". "Zamierzam powierzyć dużo więcej mocy
nadchodzącego wieku Mojemu Kościołowi. Jednakże na tych, którym powierza się
wielką moc, często przychodzi wielkie zwiedzenie. Jeżeli nie zrozumiesz tego, co
chcę ci teraz pokazać, ty również popadniesz w to zwiedzenie". "Prosiłeś o Moją
łaskę i będziesz ją miał. Pierwszym etapem łaski, który utrzyma cię na ścieżce
życia będzie znajomość stanu twojego obecnego zwiedzenia. Zwiedzenie - jest to
wszystko, czego nie rozumiesz tak jak Ja. Kiedy znasz swój prawdziwy stan,
żyjesz w pokorze, a Ja daję łaskę pokornym. Dlatego powiedziałem: "Któż jest tak
ślepy jak mój sługa...". Do Faryzeuszy zaś powiedziałem: "Przychodzę na ten
świat, by sądzić... by dać ślepym wzrok, a tych którzy widzą uczynić ślepymi".
Gdybyście byli ślepi, nie bylibyście winni, ale skoro uważacie, że widzicie,
jesteście winni. Dlatego kiedy powołałem Mojego sługę Pawła, światłość oślepiła
go i uczyniła niewidomym. Moje światło jedynie objawiło jego prawdziwy stan. Tak
jak on, musisz oślepnąć dla rzeczy naturalnych, abyś mógł widzieć przez Mojego
Ducha". Wtedy poczułem pobudzenie, by spojrzeć na ludzi zasiadających na
tronach, które mijaliśmy. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, o którym
wiedziałem, że był to apostoł Paweł. Kiedy znowu spojrzałem na Pana, skinął abym
porozmawiał z nim. "Tak bardzo pragnąłem tego spotkania" - powiedziałem, czując
się niezręcznie, choć byłem bardzo podekscytowany. - "Wiem, że zdajesz sobie
sprawę z tego, jak bardzo twoje listy prowadziły Kościół, i że prawdopodobnie
nadal dokonują więcej niż my wszyscy razem wzięci. Ciągle jesteś jednym z
najsilniejszych świateł na ziemi". "Dziękuję" - powiedział z wdzięcznością -
"Lecz nie rozumiesz, jak bardzo my oczekiwaliśmy spotkania z tobą. Jesteś
żołnierzem ostatniej bitwy; jesteście tymi, na których wszyscy czekamy.
Widzieliśmy te dni tylko niewyraźnie, przez naszą ograniczoną proroczą wizję,
ale wy zostaliście wybrani, aby w nich żyć. Jesteś żołnierzem przygotowującym
się do ostatecznej bitwy. Wszyscy tutaj oczekują spotkania z wami". Nadal czując
się niezręcznie kontynuowałem: "Ależ nie jestem w stanie wyrazić mojego podziwu
dla ciebie i dla wszystkich, którzy pomogli ustawić nasz kurs poprzez swoje
życie i pisma. Wiem również, że będzie-my mieli całą wieczność, by wymieniać się
wyrazami wdzięczności, więc proszę dopóki tu jestem, pozwól mi zapytać: "Co
powiedziałbyś mojemu pokoleniu, ludziom, którzy będą pomagać nam w walce?".
"Mogę ci powiedzieć tylko to, co już powiedziałem przez moje listy. Zrozumiesz
je lepiej, wiedząc, że upadłem we wszystkim do czego zostałem powołany" - Paweł
mówił to patrząc mi śmiało w oczy. "Ale przecież jesteś tu na jednym z
największych tronów. Ciągle zbierasz więcej owoców wiecznego życia, niż
którykolwiek z nas śmiałby marzyć" - zaprotestowałem. "Dzięki łasce Bożej udało
mi się ukończyć swój bieg, lecz mimo to nie chodziłem we wszystkim do czego
zostałem powołany. Nie osiągnąłem najwyższych celów, do których mogłem dojść,
jak każdy z nas. Wiem, że niektórzy uważają za bluźnierstwo nie uznawanie mnie
za najwspanialszy przykład chrześcijańskiej służby. A jednak byłem uczciwy
pisząc pod koniec mojego życia, że jestem największym z grzeszników. Nie
chciałem przez to powiedzieć, że byłem największym grzesznikiem kiedyś, ale że
byłem nim właśnie wtedy, gdy pisałem ten list. Zostało mi dane abym zrozumiał
wiele rzeczy, a ja chodziłem w tak niewielu". "Jak to możliwe? Myślałem,
że po prostu byłeś pokorny"?- zapytałem "Prawdziwa pokora to zgoda z prawdą. Nie
obawiaj się, moje listy są prawdziwe, były napisane pod natchnieniem Ducha
Świętego. Jednakże otrzymałem tak wiele i nie użyłem wszystkiego, co mi było
dane. Upadłem jak każdy tutaj oprócz Jednego. Ale musisz zobaczyć to, zwłaszcza
u mnie, gdyż wielu ciągle zniekształca moje nauczanie z powodu skrzywionego
spojrzenia na mnie". "Widziałeś zmianę jaka zachodziła we mnie w moich listach.
Zacząłem, czując, że nie jestem gorszy od najznakomitszych apostołów, później
przyznałem, że byłem najmniejszym z apostołów, potem najmniejszym ze świętych aż
w końcu zdałem sobie sprawę, że byłem największym z grzeszników. To nie tylko
pokora, mówiłem szczerą prawdę. Powierzono mi w zaufaniu dużo więcej niż użyłem.
Tutaj jest tylko jeden, który w pełni wierzył, był całkowicie posłuszny i do
końca wykonał wszystko co miał wykonać, ale ty możesz zrobić dużo więcej niż ja.
Odpowiedziałem niepewnie: "Wiem, że mówisz prawdę, ale czy jesteś przekonany, że
jest to najważniejsze przesłanie jakie chcesz nam powiedzieć przed ostatnią
bitwą"? "Jestem pewien, że tak." - odpowiedział z przekonaniem - "Jestem bardzo
wdzięczny łasce Pana, że tak używał moich listów. Jestem jednak zatroskany tym,
jak wielu z was źle ich używa. Są one prawdą Ducha Świętego i jest to Pismo
Święte. Pan dał mi wielkie kamienie, które wchodzą w strukturę Jego wiecznego
Kościoła, lecz nie stanowią one fundamentu. Kamienie na fundament zostały
położone tylko przez Jezusa. Moje życie i służba nie są przykładem tego, do
czego jesteście powołani! Sam Jezus nim jest. Jeśli tego, co napisałem używa się
jako fundamentu, nie udźwignie on ciężaru tego, co musi być zbudowane. To o czym
napisałem, musi być zbudowane na jedynym fundamencie, który może przetrwać to co
będziecie musieli znieść. Samo jednak nie stanowi fundamentu. Musicie widzieć
moje nauczanie przez pryzmat tego, co mówił Pan, a nie próbować zrozumieć Go z
mojej perspektywy. Jego Słowa są fundamentem. Ja tylko budowałem na nich,
rozwijając Jego Słowa a nie moje własne". "Musicie też wiedzieć o tym, że nie
chodziłem we wszystkim co było dla mnie dostępne. Jest o wiele więcej dla
każdego wierzącego niż to, czego ja doświadczałem. Każdy prawdziwy wierzący ma w
sobie Ducha Świętego. Moc Tego, który wszystko stworzył, żyje w nim. Najmniejszy
ze świętych ma w sobie moc, by poruszać góry, zatrzymać armie lub wzbudzić z
martwych. Jeśli masz dokonać wszystkiego, do czego jesteś dziś powołany, nie
możesz widzieć mojej służby jako ostateczność, lecz jako punkt wyjścia. Niech
twoim celem nie będzie chęć bycia takim jak ja, ale takim jak Jezus. Możesz być
jak On i możesz robić wszystko to, co On czynił a nawet więcej, gdyż On zostawił
swoje najlepsze wino na sam koniec". Wiedziałem, że w taki sposób można mówić
tylko prawdę. Wiedziałem, że Paweł miał rację mówiąc, jak źle wielu używało jego
nauczania jako fundamentu, zamiast budować na fundamencie ewangelii. Ale ciągle
nie mogłem się pogodzić z faktem, że Paweł nie dokończa wypełnił swoje
powołanie. Spojrzałem na tron Pawła i na chwałę jego osoby. Nigdy nie marzyłem o
tym, że nawet największy święty będzie miał tak wiele. Paweł był dokładnie tak
szczery i zdecydowany, jak to sobie wcześniej wyobrażałem. Uderzyło mnie to, jak
w oczywisty sposób dalej okazywał swoją troskę o wszystkie kościoły.
Idealizowałem jego osobę i właśnie to było przewinieniem, z którego chciał mnie
uwolnić. Mimo to był jeszcze wspanialszy, niż ten Paweł, którego szanowałem.
Wiedząc, o czym myślę położył swoje dłonie na moich ramionach i spojrzał mi
jeszcze bardziej zdecydowanie prosto w oczy." Jestem twoim bratem, kocham cię
tak jak wszyscy inni tutaj cię kochają. Lecz musisz zrozumieć, że nasz bieg już
się skończył. Nie możemy nic dodać ani zabrać z tego, co zasialiśmy na ziemi,
ale wy możecie. Nie jesteśmy waszą nadzieją, ale wy jesteście nasza. Nawet
podczas naszej rozmowy, mogę jedynie potwierdzać to, co już napisałem, ale ty
ciągle masz wiele do napisania. Uwielbiaj tylko Boga i we wszystkim wzrastaj w
Niego. Nie patrz nigdy na człowieka, ale na Niego. Już wkrótce na ziemi będzie
wielu, którzy będą czynić większe rzeczy ode mnie. Pierwsi będą ostatnimi a
ostatni pierwszymi. Nie mamy nic przeciwko temu. Jest to radością naszych serc,
gdyż jesteśmy jedno z wami. Nasze pokolenie było użyte, aby poło-żyć i zacząć
budować na fundamencie. Ale każde piętro powinno być wyższe. Nie będziemy
budynkiem, którym mamy być, o ile nie pójdziecie wyżej". Kiedy zastanawiałem się
nad tym dokładnie mi się przyglądał. Wtedy zaczął mówić dalej: "Są jeszcze dwie
rzeczy, które osiągnęliśmy w naszych czasach, a które szybko zostały stracone
przez Kościół i nigdy dotąd nie zostały odzyskane. Musicie je odzyskać". "Co to
za rzeczy"? - zapytałem czując, że to co zamierzał powiedzieć, było czymś więcej
niż tylko dodatkiem do jego wcześniejszych wypowiedzi. "Musicie odzyskać
prawdziwe poselstwo i służbę" - powiedział z naciskiem. Spojrzałem na Pana, a On
skinął na potwierdzenie i dodał: "Dobrze, że to właśnie Paweł mówi ci o tym. Do
tej pory to on był najbardziej wierny w obydwu tych sprawach". "Proszę wytłumacz
mi to" - nalegałem na Pawła. "Dobrze - odpowiedział - Poza nielicznymi miejscami
w świecie objętymi prześladowaniem, trudno jest w dzisiejszym nauczaniu odnaleźć
prawdziwe poselstwo i służbę. Dlatego Kościół jest dzisiaj niczym więcej jak
widmem tego, czym był w naszych czasach, mimo, iż byliśmy daleko od tego, do
czego zostaliśmy powołani. Gdy służyliśmy bycie w służbie było największą ofiarą
jaką można było uczynić. To odzwierciedlało przesłanie o największej ofierze,
jaka została uczyniona no krzyżu. Krzyż jest mocą Boga i jest centrum
wszystkiego, czym mamy żyć. Macie tak mało mocy, by przemieniać umysły i serca
uczniów, bo nie głosicie krzyża i nie żyjecie nim. Dlatego trudno nam dziś
odróżnić uczniów od pogan. Nie jest to ewangelia zbawienia jaką nam powierzono.
Musicie wrócić do krzyża". Mówiąc te słowa ścisnął moje ramiona jak ojciec i
wrócił na swoje miejsce. Czułem się jakbym otrzymał niesamowite błogosławieństwo
a zarazem poważną naganę. Gdy odchodziłem zacząłem myśleć o poziomie Zbawienia
na górze oraz o Skarbach Zbawienia, które widziałem wewnątrz góry. Zacząłem
widzieć, że większość moich decyzji, włącznie z tą o wejściu przez drzwi, które
przyprowadziły mnie tutaj, była oparta głównie na ciekawości co będzie dalej, a
nie na pragnieniu wypełniania woli Pana. We wszystkim co robiłem, dalej żyłem
dla siebie a nie dla Niego. Nawet w mym pragnieniu zrozumienia Bożych sądów
tutaj, byłem motywowany pragnieniem mojego dalszego zwycięstwa bez ponoszenia
szkód. Wciąż chodziłem bardziej skoncentrowany na sobie niż na Chrystusie.
Wiedziałem, że ta krótka rozmowa z Pawłem będzie miała konsekwencje, których
zrozumienie zajmie wiele czasu. W pewien sposób czułem, że otrzymałem
błogosławieństwo od całego wiecznego Kościoła. Wielki obłok świadków
rzeczywiście nas zachęcał. Patrzyli na nas jak dumni rodzice, którzy chcą dla
swych dzieci lepszych rzeczy niż sami znali. Ich największą radością byłoby
zobaczyć jak Kościół dni ostatnich staje się tym wszystkim, czego oni nie
zdołali osiągnąć. Wiedziałem również, że byłem wciąż bardzo daleko od tego, co
dla nas przygotowano. "Kościół dni ostatnich nie będzie większy niż ich
pokolenie, nawet jeśli będziecie czynić większe dzieła" - przerwał mi Pan - "
Wszystko co jest czynione, czynione jest przez moją łaskę. Jednakże udostępnię
więcej mojej łaski i więcej mojej mocy Kościołowi dni ostatnich dlatego, że musi
dokonać więcej, niż jakikolwiek Kościół wcześniej dokonał. Wierzący dni
ostatnich będą chodzić w całej mocy, którą zamanifestowałem i więcej, gdyż będą
ostatecznymi reprezentantami wszystkich, którzy byli przed nimi. Kościół dni
ostatnich objawi moją naturę i moje drogi, tak jak nigdy wcześniej nie było to
objawione przez ludzi. To dlatego, że daję wam więcej łaski, a komu więcej dano,
od tego więcej będzie wymagane". Słowa te sprawiły, że jeszcze bardziej
zastanawiałem się nad Pawłem: " Jak moglibyśmy stać się tak oddani i wierni jak
on"? "Nie proszę was abyście to osiągnęli - odpowiedział Pan -" Proszę byście
trwali we Mnie. Nie możesz ciągle porównywać się z innymi, nawet jeśli miałby to
być Paweł. Zawsze będziesz mniejszy od tego, na którego patrzysz, ale gdy
będziesz patrzeć na Mnie - pójdziesz daleko dalej. Sam tak nauczałeś, że kiedy
dwóch na drodze do Emaus ujrzało jak łamię chleb – ich oczy
otworzyły się. Kiedy czytasz listy Pawła czy kogokolwiek musisz słyszeć Mnie.
Tylko wtedy, gdy będziesz brać chleb prosto ode mnie, oczy twojego serca będą
otwarte". "Możesz być najbardziej zwiedziony przez tych, którzy są najbardziej
podobni do mnie, jeśli nie patrzysz przez nich, aby widzieć Mnie. Jest jeszcze
jedna pułapka dla tych, którzy przychodzą by poznać więcej Mego namaszczenia i
Mojej mocy. Są często zwiedzeni przez to, że patrzą na samych siebie. Tak jak
powiedziałem ci zanim rozmawiałeś z Pawłem, moi słudzy muszą stać się ślepi, aby
mogli widzieć. Pozwoliłem abyś z nim rozmawiał, gdyż jest on jednym z moich
najlepszych na to przykładów. To dzięki mojej łasce miał możliwość prześladować
mój Kościół. Kiedy ujrzał Moją światłość zrozumiał, że jego własne rozumowanie
przywiodło go do konfliktu z tą prawdą, której chciał służyć. Tak samo będzie z
twoim rozumowaniem. Sprawi ono, że będziesz czynił rzeczy przeciwne Mojej woli.
Większe namaszczenie oznacza większe niebezpieczeństwo, że tak się stanie, jeśli
nie nauczysz się tego, co Paweł. Jeśli codziennie nie będziesz brał swojego
krzyża i nie złożysz przed nim wszystkiego czym jesteś, i co masz upadniesz z
powodu mocy i autorytetu, jaki tobie dam. Dopóki nie nauczysz się robić
wszystkiego ze względu na ewangelię, posiada-nie większego wpływu będzie stawiać
cię w coraz większym niebezpieczeństwie. Jednym z największych zwiedzeń, które
przychodzą na Moich namaszczonych jest to, gdy zaczynają myśleć, że ponieważ
daję im jakąś ponadnaturalną wiedzę i moc, to w takim razie ich drogi muszą być
moimi drogami, a wszystko, o czym myślą jest tym, o czym myślę Ja. Jest to
wielkie oszustwo i wielu się na tym potknęło. Myślisz tak jak Ja, kiedy jesteś
ze Mną w doskonałej jedności. Nawet w przypadku tych najbardziej namaszczonych,
którzy żyli do tej pory, nawet Pawła, ta jedność była tylko częściowa i tylko w
krótkich okresach czasu". "Paweł chodził tak blisko Mnie, jak nikt dotąd. Mimo
to on również był osaczony przez lęki i słabości, które nie pochodziły ode mnie.
Mogłem go od nich uwolnić i prosił mnie o to kilka razy, lecz miałem powód by
tego nie zrobić. Wielką mądrością Pawła było to, że przyjmował swoje słabości,
rozumiejąc, że gdy bym go od nich uwolnił, nie mógł bym powierzyć mu takiego
objawienia i mocy. Paweł nauczył się rozróżniać między swoimi własnymi
słabościami a objawieniem Ducha Świętego. Wiedział, że gdy otaczały go słabości
lub lęki nie jest w stanie patrzeć z Mojej perspektywy, lecz ze swojej własnej.
To popychało go do dalszego szukania Mnie i polegania na mnie jeszcze bardziej.
Uważał również na to, by nie przypisywać Mi tego, co wyrastało z jego własnego
serca. Dlatego mogłem mu powierzyć objawienia, których nie mogłem powierzyć
innym. Paweł znał swoje słabości, znał Moje namaszczenie i potrafił je
rozróżnić. Nie mylił tego, co pochodziło z jego własnego umysłu i serca z tym,
co pochodziło ode mnie". Zacząłem rozmyślać nad tym jak wszystko jest tu proste
i klarowne, ale jak często i łatwo, nawet mając tak wspaniałe doświadczenia po
prostu zapominałem o tym i brnąłem dalej. Tutaj łatwo jest rozumieć i chodzić w
światłości, ale gdy wracamy do bitwy znowu zjawiają się chmury. Myślałem o tym,
jak jestem osaczony nie przez lęki, ale przez niecierpliwość i złość, które tak
samo wykrzywiają perspektywę, jaką muszę mieć przebywając w Duchu Świętym.
Mądrość zatrzymała się i zwróciła do mnie: "Jesteś ziemskim naczyniem i to jest
wszystko czym będziesz, dopóki chodzisz po tej ziemi. Ale jeśli będziesz
spoglądał oczami swego serca, będziesz widział Mnie tak samo wyraźnie na ziemi,
jak widzisz Mnie tutaj. Możesz być bliżej Mnie niż ktokolwiek inny Uczyniłem to
możliwym, aby każdy mógł być tak blisko Mnie, jak tylko tego pragnie. Jeśli
naprawdę tego pragniesz, możesz być nawet bliżej Mnie niż Paweł. Niektórzy będą
pragnąć tego tak mocno, że odrzucą wszystko to, co szukają". "Jeżeli twoim celem
jest chodzić na ziemi tak blisko Mnie jak chodzisz tutaj, Ja będę tak blisko
przy tobie na ziemi, jak jestem tutaj. Jeśli będziesz Mnie szukać, znajdziesz.
Jeśli zbliżysz się do Mnie, zbliżę się do ciebie. Moim pragnieniem jest zastawić
stół przed tobą pośrodku twoich nieprzyjaciół. Nie jest to Moim pragnieniem
tylko dla liderów, ale dla wszystkich, którzy wezmą Moje imię. Chcę być bliżej
ciebie i każdego, kto Mnie wzywa. To od ciebie zależy jak będziemy blisko, nie
ode Mnie. Ci, którzy szukają, odnajdą Mnie". "Jesteś tu, ponieważ prosiłeś o Mój
sąd w twoim życiu. Szukałeś Mnie jako sędziego i teraz odnajdujesz. Ale nie
możesz myśleć, że odkąd zobaczyłeś Mój sędziowski tron, wszystkie twoje sądy
będą moimi sądami. Będziesz znał Moje sądy kiedy będziemy w jedności ze sobą i
kiedy będziesz szukać namaszczenia mojego Ducha. Możesz to mieć lub stracić
każdego dnia. Pozwoliłem ci zobaczyć anioły, dałem ci wiele snów i wizji, bo
ciągle o nie prosiłeś. Kocham dawać moim dzieciom dobre dary, o które proszą. Od
lat prosisz Mnie o mądrość i dlatego ją otrzymujesz. Prosiłeś bym cię osądził,
dlatego otrzymujesz sąd. Jednak te doświadczenia nie czynią cię w pełni mądrym
albo sprawiedliwym sędzią. Będziesz miał mądrość i sprawiedliwy sąd tylko wtedy,
gdy będziesz we Mnie trwać. Nigdy nie przestawaj Mnie szukać. Im bardziej
dojrzewasz, tym mniej szukasz ukrycia przede Mną i innymi i możesz zawsze
chodzić w świetle". "Ujrzałeś Mnie jako Zbawcę, Pana, Mądrość i Sędziego. Kiedy
wrócisz do bitwy możesz nadal widzieć Mój sąd oczami twojego serca. Kiedy
będziesz chodzić wprawdzie, wiedząc, że wszystko o czym myślisz i co robisz
zostało ci tutaj objawione, będziesz wolny do tego, by żyć tam tak samo jak
tutaj. Te zasłony ukrywają Mnie przed tobą jedynie wtedy, gdy starasz się ukryć
przede Mną i innymi. Jestem prawdą, a ci, którzy mnie uwielbiają muszą to robić
w Duchu i w prawdzie. Prawda nigdy się nie ukrywa w ciemności, ale chce zawsze
pozostawać w światłości. Światło ją ujawnia i manifestuje. Tylko wtedy, kiedy
szukasz tego by być ujawnionym pozwalasz ujawnić się takim, jakim jesteś w swoim
sercu - wtedy będziesz chodzić w światłości, tak jak Ja jestem w światłości.
Prawdziwa społeczność ze Mną wymaga całkowitego obnażenia. Prawdziwa społeczność
z Moim ludem również tego wymaga". "Kiedy stałeś przed Tronem Sędziowskim czułeś
więcej wolności i bezpieczeństwa niż kiedykolwiek wcześniej, dlatego, że nie
musiałeś się już ukrywać. Odczuwałeś więcej bezpieczeństwa bo wiedziałeś, że
Moje sądy są prawdziwe i sprawiedliwe. Moralny i duchowy porządek we
wszechświecie jest tak samo pewny jak naturalny porządek ustanowiony nad prawami
natury. Ufasz mojemu prawu grawitacji bez chwili zastanowienia. Musisz nauczyć
się ufać Moim sądom w taki sam sposób. Mój standard sprawiedliwości jest
niezmienny i tak samo pewny. Życie tą prawdą jest chodzeniem w wierze. Prawdziwa
wiara jest pewnością tego kim jestem". "Chcesz poznać Moją moc i chodzić w niej,
by uzdrawiać chorych i czynić cuda, ale nawet nie zacząłeś pojmować mocy Mojego
Słowa. Wskrzeszenie z martwych wszystkich ludzi, którzy żył i na ziemi nie
byłoby dla Mnie żadnym problemem. Wszystko podtrzymuję mocą Swojego Słowa".
"Zanim przyjdzie koniec muszę objawić Moją moc na ziemi. Lecz nawet największa
moc jaką kiedykolwiek objawiłem, czy objawię na ziemi, jest tylko małą
demonstracją Mojej rzeczywistej mocy. Nie objawiam Swojej mocy, by ludzie w nią
wierzyli, ale po to, by ludzie uwierzyli w moją miłość. Gdybym chciał, aby świat
wierzył w Moją moc, kiedy chodziłem po ziemi, mogłem przesuwać góry swoim
wyciągniętym palcem. Wszyscy ludzie oddaliby mi pokłon, ale nie z miłości do
Mnie ani z miłości do prawdy, ale ze strachu przed Moją mocą. Nie chcę by ludzie
byli mi posłuszni ze strachu przed mocą, ale z powodu ich miłości do Mnie i
miłości do prawdy. Jeśli nie znasz Mojej miłości, Moja moc cię zniszczy. Nie
daję ci miłości, abyś mógł poznać Moją moc, ale daję ci moc byś mógł znać Moją
miłość. Celem twojego życia musi być miłość, nie moc. Gdy tak będzie, wtedy dam
ci moc, którą będziesz mógł kochać. Dam ci moc uzdrawiania chorych, ponieważ ich
kochasz, i ja ich kocham i nie chcę aby byli chorzy. Dlatego musisz szukać
najpierw miłości a potem wiary. Nie możesz mi się podobać bez wiary. Ale wiara
to nie tylko poznanie mojej mocy, ale poznanie mojej miłości i jej mocy. Wiara
musi być z miłości. Dąż do wiary, aby mocniej kochać i więcej czynić ze swoją
miłością. Tylko gdy szukasz wiary, aby kochać, mogę powierzyć ci moją moc. Wiara
działa w miłości". ”Moje Słowo jest mocą, która podtrzymuje wszystkie rzeczy.
Możesz uczynić wszystko do tego stopnia do jakiego wierzysz, że Moje Słowo jest
prawdą. Ci, którzy rzeczywiście wierzą w prawdziwość Moich słów, czynią
prawdziwymi również swoje słowa. Prawda leży w mojej naturze a stworzenie ufa
mojemu Słowu, ponieważ Jestem mu wierny. Ci, którzy są tacy jak Ja, są również
wierni swoim słowom. Ich słowo jest pewne a ich zobowiązania są godne zaufania.
Ich "tak" znaczy "tak", a ich "nie" znaczy "nie". Jeśli twoje własne słowa nie
są prawdą, zaczniesz również wątpić w moje Słowa, gdyż w twoim sercu jest
oszustwo. Jeśli nie jesteś wierny swoim słowom, to tak naprawdę Mnie nie znasz.
Aby mieć wiarę musisz być wierny. Powołałem cię do chodzenia przez wiarę,
ponieważ Ja jestem wierny. Jest to Moją naturą. Dlatego będziesz sądzony za
wypowiadanie niedbałych słów. Słowa mają moc, a tym, którzy nie dbają o swoje
słowa nie mogę powierzyć mocy Moich słów. Zważanie na swoje słowa i
dotrzymywanie ich tak, jak Ja dotrzymuję swoich słów jest mądrością". Słowa Pana
przetaczały się po mnie jak ogromne morskie fale. Czułem się jak Job przed trąbą
powietrzną. Myślałem, że staję się coraz mniejszy i mniejszy, gdy nagle
zrozumiałem, że On staje się większy. Nigdy wcześniej nie czułem się takim
arogantem. Jak mogłem być tak niedbałym i zdawkowym wobec Boga? Czułem się jak
mrówka gapiąca się na łańcuch górski. Byłem mniej niż prochem, a jednak On
spędzał czas mówiąc do mnie. Nie mogłem dłużej stać i odwróciłem się. Po
krótkiej chwili poczułem upewniającą dłoń na swoim ramieniu. To była Mądrość.
Jego chwała była teraz jeszcze większa, ale znowu był mojego wzrostu. "Czy
rozumiesz to, co się stało?" - zapytał. Wiedziałem, że gdy Pan zadaje pytanie to
nie szuka informacji, więc zacząłem rozmyślać. Wiedziałem, że było to
rzeczywistością. W porównaniu z Nim jestem mniej niż pyłek kurzu, który jest na
ziemi i z jakiegoś powodu On chciał bym tego doświadczył. Odpowiadając na moje
myśli, wyjaśnił: "To, o czym myślisz jest prawdą, lecz porównanie człowieka do
Boga nie dotyczy jedynie wzrostu. Zacząłeś doświadczać mocy moich Słów.
Powierzenie moich Słów to powierzenie mocy, która podtrzymuje cały wszechświat.
Nie zrobiłem tego, abyś poczuł się mały, ale by pomóc ci zrozumieć powagę mocy
Słowa Bożego, która została ci powierzona. We wszystkich twoich działaniach
pamiętaj, że wartość jednego słowa Boga do człowieka znaczy więcej, niż
wszystkie skarby na ziemi. Musisz rozumieć i uczyć moich braci, aby szanowali
wartość mojego Słowa. Jako ci, którzy przekazują moje Słowa musicie również
szanować wartość waszych własnych słów. Ci, którzy noszą prawdę muszą być
prawdomówni". Gdy tak słuchałem mój wzrok został przyciągnięty w stronę jednego
z pobliskich tronów. Natychmiast rozpoznałem człowieka, który za czasów mojego
dzieciństwa był wielkim ewangelista. Wielu sądziło, że chodził on w większej
mocy niż ktokolwiek inny od czasów pierwszego kościoła. Czytałem o nim i
słuchałem niektórych nagrań z jego przesłaniem. Trudno było nie być poruszonym
jego prawdziwą pokora i szczerą miłością do Pana i ludzi. Mimo to czułem, że
niektóre z jego nauczań były poważnie skrzywione. Byłem zaskoczony a
jednocześnie odczułem ulgę widząc go jak siedzi na wspaniałym tronie. Uderzało w
nim to, że ciągle wypływały z niego miłość i pokora. Gdy zwróciłem się do Pana
by zapytać czy mógłbym porozmawiać z tym człowiekiem, zobaczyłem jak bardzo Pan
go kocha. Jednak nie pozwolił mi On porozmawiać z nim, ale zachęcił do tego, bym
szedł dalej. "Chciałem tylko, abyś go tutaj zobaczył" - wyjaśnił Pan - i
zrozumiał jego pozycję wobec Mnie". Wiele jeszcze musisz zrozumieć na jego
temat. Był posłańcem do mojego Kościoła dni ostatnich, ale Kościół nie słyszał
go z przyczyn, które będziesz musiał zrozumieć w swoim czasie. Na pewien czas
wpadł w zniechęcenie i zwiedzenie i jego przesłanie zostało skrzywione. Musi być
odzyskane, podobnie jak inne części mego przesłania, które dałem innym, a które
zostały skrzywione". Wiedziałem, że wszystko działo się tutaj w doskonałym
czasie odnośnie wszystkiego, czego miałem się nauczyć. Zacząłem zastanawiać się,
jaki związek miał ów człowiek z tym, o czym wcześniej rozmawialiśmy z
możliwością zepsucia przez moc. Tak. Bardzo niebezpiecznie jest chodzić w
wielkiej mocy" - Pan odpowiedział -" Zdarzyło się to wielu moim posłańcom i jest
to częścią tej wiedzy, którą chcę przekazać mojemu Kościołowi dni ostatnich.
Musisz chodzić w Mojej mocy nawet w większym stopniu niż oni jej doświadczali,
ale jeśli kiedykolwiek zaczniesz myśleć, że ta moc oznacza Moją aprobatę ciebie
albo tego co głosisz, otworzysz drzwi tym samym złudzeniom. Duch Święty został
dany by świadczyć tylko o Mnie. Jeśli jesteś mądry jak Paweł, na-uczysz się
bardziej chlubić ze swoich słabości niż ze swojej siły. Prawdziwa wiara jest
prawdziwym rozpoznaniem tego, kim jestem. To nic więcej i nic mniej. Ale musisz
zawsze pamiętać, nawet gdy trwasz w mojej obecności, nawet gdy widzisz mnie
takim jakim jestem, że ciągle możesz upaść, jeśli odwrócisz się ode mnie, aby
spoglądać na siebie. Tak właśnie upadł Lucyfer. Mieszkał w tym miejscu, widział
moją chwałę i chwałę mojego Ojca. Zaczął jednak bardziej patrzeć na siebie niż
na nas. l wówczas zaczął być dumny ze swej pozycji i mocy. To samo stało się w
życiu wielu moich sług, którzy zobaczyli moją chwałę i otrzymali moc. Jeśli
zaczniesz myśleć, że to z powodu twojej mądrości, twojej sprawiedliwości lub
nawet twojego oddania dla czystości doktryny zachwiejesz się". Wiedziałem, że
było to również surowym ostrzeżeniem, jak zresztą wszystko co tu otrzymałem.
Chciałem wrócić i walczyć w ostatniej bitwie, ale miałem poważne wątpliwości,
czy będę w stanie to robić nie wpadając w pułapki, które teraz wydawały się być
wszędzie. Odwróciłem się do Pana. On był Mądrością a ja myślałem o tym, jak
bardzo będę Go potrzebować jako Mądrość kiedy powrócę. "Dobrze dla ciebie, gdy
stracisz pewność siebie. Bez tego nie mogę powierzyć ci mocy nadchodzącego
wieku. Im więcej stracisz pewności pokładanej w sobie, tym więcej mocy będę mógł
ci powierzyć, jeśli...". Długo czekałem, aż Pan skończy ale On milczał. W jakiś
sposób wiedziałem, że chciał abym ja zakończył to zdanie, lecz nie wiedziałem co
powiedzieć. Jednak im dłużej na Niego patrzyłem, tym większej nabierałem
pewności. W końcu wiedziałem co powiedzieć:"... Jeśli moja pewność będzie w
Tobie" - dodałem." Tak. Musisz mieć wiarę, by robić to do czego cię powołałem,
ale musi to być wiara we mnie. Nie wy-starczy tylko stracić pewność siebie.
Doprowadzi to jedynie do braku bezpieczeństwa, jeśli nie wypełnisz tej pustki
pewnością we mnie. Tak właśnie wielu ludzi popadło w złudzenie. Wiele z tych
mężczyzn i kobiet było prorokami, ale nie którzy z braku poczucia bezpieczeństwa
nie pozwolili, by ludzie tak ich nazywali. Fałszywa pokora jest również
zwiedzeniem. Jeśli wróg był w stanie oszukać ich tak by myśleli, że nie są
naprawdę prorokami, mógł również zwieść ich by myśleli, że są większymi
prorokami niż w rzeczywistości pielęgnując ich pewność siebie. Fałszywa pokora
nie pokona pychy. Jest tylko inną formą koncentrowania się na sobie, którą wróg
ma prawo wykorzystać. Wszystkie twe upadki będą rezultatem tej jednej rzeczy:
koncentrowania się na sobie. Jedynym sposobem uwolnienia się od tego jest
chodzenie w miłości. Miłość nie szuka swego". Kiedy tak zastanawiałem się nad
tym wszystkim, zaczęła pojawiać się niesamowita harmonia. Zobaczyłem całe
doświadczenie od początku do końca z perspektywy tego jednego przesłania. "Jak
łatwo jest mnie omamić, abym odszedł od prostego oddania się Tobie" -
lamentowałem. Wtedy Pan zatrzymał się i spojrzał na mnie w szczególny sposób.
Modlę się, bym nigdy nie zapomniał, jak wtedy uśmiechnął się do mnie. Nie
chciałem nadużywać tej okazji, ale w jakiś sposób czułem, że gdy tak się
uśmiechał, mogłem prosić Go o cokolwiek, a On by mi to dał. A więc wykorzystałem
tę szansę. "Panie, gdy powiedziałeś - 'Niech się stanie światłość'- stała się
światłość. Modliłeś się w Jana 17 o to, byśmy kochali ciebie taką samą miłością
jaką Ojciec umiłował ciebie. Czy zechciałbyś powiedzieć do mnie teraz 'Niech się
stanie taka miłość w tobie' - tak abym kochał cię miłością Ojca"? Nie przestał
się uśmiechać, ale za to objął mnie swoim ramieniem jak przyjaciel.
"Wypowiedziałem te słowa jeszcze przed założeniem świata, kiedy cię powołałem.
Powiedziałem to również do twoich braci, którzy będą z tobą walczyć w ostatniej
bitwie. Poznasz miłość Ojca do Mnie. Jest to doskonała miłość, która wyrzuca
wszystkie twoje lęki. Ta miłość uzdolni cię do wiary we Mnie, tak abyś czynił
dzieła, które Ja czyniłem, a nawet większe, bo Ja jestem z Ojcem a wy poznacie
Jego miłość do Mnie i dzieła, które będzie wam dane wykonać, uwielbią Mnie.
Teraz, tylko ze względu na ciebie mówię znowu, 'Niech miłość mojego Ojca będzie
w tobie'". Byłem nad wyraz wdzięczny za to całe doświadczenie. "Kocham Twoje
sądy" - powiedziałem odwracając się tyłem do Tronu Sędziowskiego, lecz Pan
powstrzymał mnie. "Nie oglądaj się do tyłu. Nie ma mnie tam dla ciebie, jestem
tutaj. Poprowadzę cię z tego miejsca z powrotem na twoje miejsce w bitwie, ale
nie wolno ci spoglądać do tyłu. Musisz widzieć Mój Sędziowski Tron w twoim
własnym sercu, bo właśnie tam teraz jest". "Tak jak Ogród i jak Skarby
Zbawienia..." - pomyślałem sobie. "Tak. Wszystko co robię, robię
to w twoim sercu. Tam właśnie płyną wody rzeki żywej. Tam jestem". Wtedy skinął
na mnie a ja spojrzałem na siebie i ściągnąłem płaszcz pokory. Byłem oszołomiony
tym, co zobaczyłem. Moja zbroja miała w sobie tę samą chwałę, która otaczała
Jego. Szybko przykryłem ją z powrotem moim płaszczem. "Tej nocy przed
ukrzyżowaniem modliłem się do Mojego Ojca, aby chwała, którą miałem na początku
z Ojcem, była z Moimi Ludźmi tak, aby byli jednym. To Moja chwała jednoczy.
Kiedy zgromadzacie się z innymi, którzy Mnie kochają, Moja chwała będzie
spotęgowana. Im większa będzie Moja chwała przez połączenie się tych, którzy
Mnie kochają, tym bardziej świat pozna, że zostałem przysłany przez Ojca. Teraz
świat naprawdę się dowie, że jesteście Moimi uczniami, ponieważ będziecie Mnie
kochać i będziecie kochać siebie nawzajem". Gdy tak patrzyłem na Pana, moja
pewność ciągle wzrastała. Czułem się tak jakbym był obmywany w moim wnętrzu.
Wkrótce czułem się gotowy, by zrobić wszystko o cokolwiek On poprosi. "Jest
jeszcze ktoś, kogo musisz spotkać zanim powrócisz do bitwy" - powiedział idąc ze
mną. Ja tym czasem, nie mogłem wyjść z podziwu, jak Jego chwała z każdą chwilą
stawała się coraz większa. "Za każdym razem, gdy patrzysz na mnie oczami swojego
serca, twój umysł bardziej się odnawia - kontynuował - Pewnego dnia będziesz w
stanie przebywać bez przerwy w Mojej obecności. Gdy tak będzie, wszystko to,
czego nauczyłeś się od Mojego Ducha, stanie się dla ciebie dostępne i Ja będę
dostępny dla ciebie". Słyszałem i rozumiałem Jego słowa, ale Jego chwała tak
mnie intrygowała, że musiałem zapytać: "Panie, dlaczego teraz jesteś dużo
bardziej pełen chwały niż wtedy, gdy ukazywałeś mi się jako Mądrość"? "Ja się
nigdy nie zmieniam, ale ty tak. Zmieniasz się, gdy patrzysz na Moją chwałę z
odsłoniętą twarzą. Doświadczenia, które cię tu spotkały usunęły z twej twarzy
zasłony, co pozwoliło ci ujrzeć Mnie wyraźniej, lecz nic nie usuwa ich tak
szybko jak wpatrywanie się w Moją miłość". Wtedy Pan zatrzymał się, a ja
odwróciłem się w stronę najbliższych tronów. Ciągle byliśmy w miejscu, gdzie
siedzieli najwięksi królowie. Nagle na jednym z tronów rozpoznałem człowieka.
"Przepraszam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd pana znam". "Widziałeś mnie
kiedyś w wizji" - odpowiedział. Od razu sobie przypomniałem i byłem
wstrząśnięty! "A więc byłeś prawdziwą osobą"! "Tak" - odpowiedział. Przypomniał
mi się dzień, w którym jako młody chrześcijanin przeżywałem pewne życiowe
frustracje. Wy-szedłem na środek parku niedaleko mojego domu i postanowiłem
czekać tak długo, aż Pan się do mnie odezwie. Gdy tak siedziałem czytając
Biblię, zostałem pochwycony przez wizję, jedną z pierwszych w moim życiu.
Ujrzałem człowieka, który żarliwie służył Panu. Bez przerwy głosił ewangelię,
nauczał, odwiedzał chorych i modlił się za nich. Był gorliwy dla Pana i miał
prawdziwą miłość dla ludzi. Później zobaczyłem innego człowieka, który wyglądał
na włóczęgę, albo osobę bezdomną. Kiedy na jego drodze pojawił się mały kociak,
mężczyzna zaczął go kopać, jednak po chwili powstrzymał się i tylko zepchnął go
dość szorstko z drogi. Wtedy Pan zapytał mnie, w którym z tych dwóch mężczyzn
moim zdaniem Pan miał większe upodobanie? "Pierwszy" - powiedziałem bez wahania.
"Nie, drugi" - odpowiedział Pan i zaczął opowiadać mi historie obydwu mężczyzn.
Pierwszy z nich został wychowany we wspaniałej rodzinie, która zawsze znała
Pana. Wzrastał w rozwijającym się kościele, a potem uczęszczał do najlepszych
szkół biblijnych. Otrzymał sto porcji Jego miłości, lecz użył tylko
siedemdziesięciu pięciu. Drugi człowiek urodził się głuchy. Był molestowany i
trzymany na ciemnym, zimnym strychu do czasu, gdy w wieku ośmiu lat został tam
odnaleziony przez władze. Następnie był przenoszony z jednej instytucji do
drugiej, gdzie w dalszym ciągu był wykorzystywany. W końcu znalazł się na ulicy.
Aby mógł to przetrwać, Pan dał mu tylko trzy porcje swojej miłości, on zaś użył
każdej małej cząstki tej miłości, aby zwalczyć gniew w swoim sercu i powstrzymać
się, by nie zranić kotka. Teraz patrzyłem na człowieka, który był królem i
siedział na tronie tak chwalebnym, że sam Salomon nie mógłby go sobie wyobrazić.
Ustawione w szyki zastępy aniołów stały, czekając na jego rozkazy. Spojrzałem na
Pana z trwogą. Ciągle nie mogłem uwierzyć, że był on prawdziwy a tym bardziej,
że był jednym z wielkich królów. "Panie, proszę opowiedz mi resztę jego
historii". "Oczywiście, po to tu jesteśmy. Angole był tak wierny w tym co mu
dałem, że otrzymał ode mnie jeszcze trzy porcje Mojej miłości. Użył ich do tego
by przestać kraść. Nie wiele brakowało a umarłby z głodu, ale mimo to nie chciał
wziąć niczego, co nie należało do niego. Kupował jedzenie za to, co otrzymywał z
uzbieranych butelek lub z dorywczych prac, które czasem pozwalano mu wykonywać w
ogródkach. Nie słyszał, ale nauczył się czytać więc wysłałem mu traktat
ewangelizacyjny. Kiedy go czytał, Duch Święty otworzył jego serce i Angelo oddał
mi swoje życie. Znowu podwoiłem porcję Mojej miłości, a on wiernie użył
wszystkiego, co otrzymał. Chciał dzielić się mną z innymi, ale nie mógł mówić.
Mimo iż żył w nędzy zaczął wydawać połowę wszystkiego, co zarabiał na traktaty,
które później rozdawał na rogach ulic". "Ilu ludzi przyprowadził do Ciebie"? -
spytałem, myśląc, że musiały być to tłumy, skoro siedzi teraz z królami.
"Jednego - odpowiedział Pan - Aby go zachęcić, pozwoliłem mu przyprowadzić do
Mnie umierającego alkoholika. Był tak zachęcony, że stałby tak na rogach ulic
przez wiele lat, aby przyprowadzić choćby jedną osobę do upamiętania. Jednak
całe niebo błagało Mnie, żebym zabrał go tutaj i Ja również chciałem, by
otrzymał już swoją nagrodę". "Ale co on zrobił żeby zostać królem"? - spytałem.
"Był wierny we wszystkim co mu dałem i we wszystkim zwyciężył, aż stał się takim
jak Ja i umarł jako męczennik". "Ale co przezwyciężył i jak został umęczony"?
"Zwyciężył świat Moją miłością. Bardzo niewielu przezwyciężyło tak dużo, mając
tak mało. Wielu Moich ludzi mieszka w domach, których jeszcze sto lat temu
pozazdrościliby im królowie ze względu na ich wygody, lecz oni nie doceniają
tego podczas gdy Angelo potrafił być tak wdzięczny za karton w zimną noc, że
zamieniał go w pełną chwały świątynię Mojej obecności. Zaczął kochać wszystko i
wszystkich. Potrafił bardziej cieszyć się jednym jabłkiem, niż niektórzy Moi
ludzie wielką ucztą. Był wierny we wszystkim co mu dałem, mimo iż nie było tego
dużo w porównaniu z tym, co dałem innym, łącznie z tobą. Pokazałem ci go w
wizji, bo wiele razy przechodziłeś obok niego". "Naprawdę? l co mówiłem"?
"Powiedziałeś: ' Znowu jeden z tych Eliaszy, który pewnie uciekł i z dworca
autobusowego'. Nazwałeś go 'religijnym szaleńcem' wysłanym przez wroga, by
odstraszać ludzi od Ewangelii". Jak dotąd, był to najgorszy cios w całym tym
doświadczeniu. Byłem więcej niż zszokowany, byłem przerażony. Próbowałem sobie
przypomnieć tamto wydarzenie, ale nie mogłem, po prostu dlatego, że było wiele
temu podobnych. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiego współczucia dla brudnych,
ulicznych kaznodziejów, którzy wydawał i się być specjalnie wysłani, by
zniechęcać ludzi do Ewangelii. "Przepraszam Panie. Tak mi przykro". "Jest ci
wybaczone"- szybko odpowiedział, "l masz rację. Jest wielu, którzy próbują
głosić ewangelię na ulicach dla złych lub nawet haniebnych celów. Mimo to, jest
wielu szczerych, choć często nieuczonych i niewychowanych. Nie możesz oceniać
ludzi po wyglądzie. Jest tak wielu prawdziwych sług wśród tych, którzy wyglądają
jak on, jest ich również wielu wśród wypielęgnowanych profesjonalistów we
wspaniałych katedrach i organizacjach, które powstały w Moim Imieniu". Wtedy Pan
wskazał mi na Angelo. Gdy odwróciłem się, ten zszedł ze stopni swojego tronu i
znalazł się tuż przede mną. Otwierając swe ramiona uścisnął mnie mocno i
pocałował moje czoło jak ojciec. Miłość wylała się nade mną i przeze mnie tak,
że czułem jak to przeciąża mój system nerwowy. Kiedy wreszcie mnie puścił,
chwiałem się jak bym był pijany, lecz było to wspaniałe uczucie? Była to miłość,
jakiej jeszcze nigdy nie czułem. "Angelo mógł ci to dać już na ziemi" - mówił
Pan dalej". Miał wiele do darowania Moim ludziom, ale oni nie zbliżali się do
niego. Nawet moi prorocy unikali go. Wzrastał w wierze dzięki Biblii i kilku
książkom, które kupił i czytał ciągle na nowo. Próbował iść do kościoła, ale nie
znalazł żadnego, który by go przyjął. Gdyby go przyjęli, przyjęli by Mnie - był
moim pukaniem do ich drzwi". Gdy Pan mówił, ja uczyłem się nowej definicji
smutku. "Jak on umarł?"- spytałem, pamiętając że był męczennikiem i prawie
oczekując, że w jakiś sposób mogłem być za to odpowiedzialny. "Zamarzł na śmierć
próbując utrzymać przy życiu starego włóczęgę, który zemdlał na mrozie". Gdy
patrzyłem na Angelo, nie mogłem uwierzyć, jak twarde było moje serce. A jednak,
nie rozumiałem jak Angelo został męczennikiem. Myślałem, że jest to tytuł
zarezerwowany dla tych, którzy umarli, bo nie poszli na kompromis w swoim
świadectwie. "Panie, wiem że on naprawdę jest zwycięzcą - powiedziałem - I że
sprawiedliwe jest to, że tu przebywa; ale czy ci, którzy umierają w ten sposób,
są uważani za męczenników?" "Angelo był męczennikiem każdego dnia swojego życia.
Robił dla siebie tylko tyle, by móc przeżyć i chętnie ofiarował swoje życie aby
uratować przyjaciela w potrzebie. Jak Paweł napisał do Koryntian, nawet gdybyś
ciało swoje wydał na spalenie, a nie miałbyś miłości, na nic by się to zdało.
Angelo umierał każdego dnia, gdyż nie żył dla siebie, ale dla innych. Gdy był na
ziemi, zawsze uważał się za najmniejszego ze świętych, ale był jednym z
największych. Jak już się dowiedziałeś, wielu z tych, którzy uważają się za
największych lub są uważani za największych przez innych, kończą tutaj jako
najmniejsi. Angelo nie umarł dla doktryny, ani nawet dla swojego świadectwa,
lecz umarł za Mnie". "Panie, pomóż mi to zapamiętać. Proszę, nie pozwól mi
zapomnieć tego, co tu widzę, kiedy powrócę - błagam". "Dlatego jestem tu z tobą
i będę z tobą, gdy powrócisz. Mądrość ma patrzeć Moimi oczami i nie osądzać po
pozorach. Pokazałem ci Angelo w wizji po to, byś go rozpoznał gdy będziesz
przechodził obok niego na ulicy. Gdybyś podzielił się z nim wiedzą o jego
przeszłości, którą objawiłem ci w wizji, oddałby ci swoje życie już wtedy.
Mógłbyś wtedy uczyć tego wielkiego króla, a on miałby niesamowity wpływ na Mój
Kościół. Gdyby Moi ludzie patrzyli na Innych tak, jak Ja patrzę, Angelo i inni
jemu podobni byliby rozpoznawani. Stawiano by ich za najlepszymi kazalnicami a
Moi ludzie zjeżdżaliby się z krańców świata, aby siedzieć u ich stóp, bo wtedy
siadali by u Moich stóp. Angelo nauczyłby was jak kochać i jak inwestować dary,
które wam dałem abyście mogli rodzić dużo więcej owoców". Bytem tak zawstydzony,
że nie chciałem nawet patrzeć na Pana, ale w końcu odwróciłem się z powrotem do
Niego, gdyż czułem że mój ból ciągnie mnie znowu w stronę koncentrowania się na
sobie. Gdy spojrzałem na Niego, byłem dosłownie oślepiony Jego chwałą. Zabrało
to pewien czas, lecz stopniowo moje oczy przyzwyczajały się tak, bym mógł Go
oglądać. "Pamiętaj, że jest ci przebaczone" - powiedział. - "Nie pokazuję ci
tych rzeczy by cię potępić, ale by cię uczyć. Zawsze pamiętaj, że współczucie
usunie zasłony z twojej duszy prędzej, niż cokolwiek innego". Gdy znowu
zaczęliśmy iść, Angelo odezwał się po raz pierwszy: "Proszę, pamiętajcie o moich
przyjaciołach, bezdomnych. Wielu z nich będzie kochać naszego Zbawcę, jeśli ktoś
do nich pójdzie". Jego słowa miały w sobie taką moc, że byłem zbyt poruszony by
odpowiedzieć, więc tylko kiwnąłem głową. Wiedziałem, że słowa te były dekretem
wielkiego króla i wielkiego przyjaciela Króla królów. "Panie, czy pomożesz mi
pomagać bezdomnym"? "Pomogę każdemu, który Mi pomaga" - odpowiedział. "Kiedy
kochasz tych, których Ja kocham, będziesz zawsze miał Moją pomoc. Będzie ci dany
Pomocnik według miary miłości do nich. Wiele razy prosiłeś Ojca o więcej Mojego
namaszczenia; otrzymasz je w taki sposób: Kochaj tych, których Ja kocham. Kiedy
kochasz ich, kochasz Mnie. Kiedy dajesz im, dajesz Mi, a Ja dam ci więcej w
zamian...".Mój umysł powędrował do mojego miłego domu i innych rzeczy, które
posiadałem. Nie byłem bogaczem, ale według ziemskich standardów wiedziałem, że
żyłem lepiej niż królowie jeszcze wieki temu. Nigdy wcześniej nie czułem się z
tego powodu winny, aż do teraz. W pewien sposób było to dobre uczucie, ale
równocześnie czułem, że nie jest właściwe. Znów spojrzałem na Pana wiedząc, że
na pewno mi pomoże. "Przypomnij sobie, co mówiłem o tym jak Mój doskonały zakon
miłości oddzielił światłość od ciemności. Mam upodobanie w dawaniu Mojej
rodzinie dobrych darów, tak samo jak ty twojej. Chcę, żebyś cieszył się nimi i
doceniał je. Tylko nie możesz ich uwielbiać, i musisz z wolnością dzielić się
nimi, gdy ci to polecę. Mógłbym machnąć Moją ręką i natychmiast usunąć wszelką
nędzę z ziemi. Przyjdzie dzień rozrachunku, gdy góry i wzniesienia zostaną
obniżone a biedni i uciskani zostaną podniesieni, ale Ja muszę tego dokonać.
Ludzkie współczucie jest mi tak samo przeciwne, jak ludzki ucisk. Ludzkiego
współczucia używa się jako substytutu mocy Mojego krzyża. Nie powołałem was do
ofiary, lecz do posłuszeństwa. Czasami będziesz musiał coś poświęcić, aby być Mi
posłusznym, ale jeśli twoja ofiara nie wynika z posłuszeństwa, jedynie nas
rozdzieli". "Jesteś winien tego, że źle osądziłeś i potraktowałeś tego wielkiego
króla, gdy był Moim sługą na ziemi. Nie osądzaj nikogo nie zapytawszy Mnie o
zdanie. Ominęło cię więcej spotkań, które dla ciebie przygotowałem niż możesz to
sobie wyobrazić tylko dlatego, że nie byłeś wrażliwy na Mnie. Jednak nie
pokazałem ci tego po to byś czuł się winien, lecz po to by przyprowadzić cię do
upamiętania i abyś nie zmarnował więcej okazji. Jeśli po prostu zareagujesz
poczuciem winy, zaczniesz robić różne rzeczy, by zrekompensować swą winę, co
jest obrazą Mojego krzyża. Mój krzyż może sam usunąć twoją winę a ponieważ
poszedłem na krzyż, aby usunąć twoją winę, wszystko co robisz z poczucia winy,
nie jest robione dla Mnie". "Nie raduję się widokiem cierpiących ludzi" -
Mądrość kontynuowała. - "Ale ludzkie współczucie nie doprowadzi ich do krzyża,
który jedynie może ulżyć ich prawdziwemu cierpieniu. Straciłeś Angelo, ponieważ
nie chodziłeś we współczuciu. Będziesz miał go więcej, gdy powrócisz, ale twoje
współczucie musi nadal być poddane Mojemu Duchowi. Nawet Ja nie uzdrawiałem
wszystkich, dla których miałem współczucie, lecz czyniłem tylko to, co
widziałem, że Mój Ojciec czynił. Nie możesz robić rzeczy tylko ze współczucia.
Musisz robić to w posłuszeństwie Mojemu Duchowi. Tylko wtedy twoje współczucie
ma moc odkupienia ". "Powierzyłem ci dary Mojego Ducha. Poznałeś Moje
namaszczenie w twoim głoszeniu i pisaniu, ale poznałeś w dużo mniejszym stopniu
niż zdajesz sobie z tego sprawę. W rzeczywistości rzadko widzisz Moimi oczami i
słyszysz Moimi uszami lub rozumiesz Moim sercem. Beze Mnie nie możesz uczynić
nic, co mogłoby przynieść korzyść Mojemu Królestwu lub rozszerzać Moją
Ewangelię. Walczyłeś w Mojej bitwie, a nawet widziałeś szczyty Mojej góry.
Nauczyłeś się używać strzał Prawdy i trafiać nimi we wroga. Nauczyłeś się też w
niewielkim stopniu używać Mojego miecza. Lecz to miłość jest Moją największą
bronią. Miłość nigdy nie zawiedzie. Ona będzie tą mocą, która zniszczy dzieła
diabła. I to właśnie miłość ujawni Moje Królestwo. Miłość jest sztandarem nad
Moją armią. Pod tym sztandarem musicie teraz walczyć". Po tym skręciliśmy w
korytarz opuszczając wielką Salę Sądową. Chwała Mądrości otaczała mnie ze
wszystkich stron, ale przestałem już widzieć Go wyraźnie. Nagle natknąłem się na
drzwi. Odwróciłem się, ponieważ nie chciałem odchodzić, ale od razu wiedziałem,
że muszę. Do tych właśnie drzwi przyprowadziła mnie Mądrość. Musiałem przez nie
przejść.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przedrukowano za pozwoleniem z "The Morning Star
Journal" (kwartalny magazyn) oraz" The Final Quest" (książka). Copyright Rick
Joyner. The Morning Star Publications 16000 Lancaster
Hwy., Charlotte, NC 28277 USA, tel. 704-542-0280
Copyright polskiej wersji: Wydawnictwo „Absolutnie Fantastyczne". Wydanie drugie
Grudzień 1998. Do ilustracji wykorzystano skany
z: „BIBLII w rycinach Gustave'a Dore". Ilustracja na
okładce przedstawia bitwę pod Agincourt
w 1415 roku pomiędzy Anglią i Francją. Redakcja "AF" bardzo dziękuje Wspólnocie
"Wieczernik" z Kielc, Joannie Kupczyńskiej z Wrocławia, Edmundowi
Bełcząckiemu ze Świdnika oraz Joannie Skupień; Bogdanowi Olechnowiczowi i
Joannie Dera z Gorzowa WIkp. za pomoc w tłumaczeniu, korektach i przygotowaniu
tego poselstwa.
Skopiowano za pozwoleniem wydawcy
magazynu Absolutnie Fantastyczne - www.af.com.pl