Mam
45 lat, jestem wysokim silnym i do¶æ dobrze zbudowanym mê¿czyzn±
(189 cm, 100 kg) prawie zawsze radz±cym sobie z problemami ¿ycia,
ale kiedy w ¿yciu zaczê³o siê wszystko waliæ i problemy narasta³y z
dnia na dzieñ, kiedy brakowa³o ju¿ niemal wszystkiego i na wszystko
w domu, nagle zabrak³o tak¿e zdrowia.
Kilka miesiêcy po urodzeniu córeczki moja ma³¿onka bardzo powa¿nie
zachorowa³a. Bez mo¿liwo¶ci wyboru wszystko spad³o na mnie. Musia³em
wykonywaæ czynno¶ci, których nigdy a niektórych prawie nigdy nie
wykonywa³em; pranie, mycie, sprz±tanie itp. (to w sumie niemal
kalectwo i nie ma siê czym chwaliæ, mo¿na siê tyko wstydziæ).
Ogromny koszmar, a do tego niemowlê, k±piele, pampersy, karmienie.
Sta³em siê niezast±piony. Piszê tak dlatego, bo nie by³o nas staæ na
¿adn± pomoc z zewn±trz. Choæ wielu znajomych wiele obiecywa³o, w
rzeczywisto¶ci by³em zdany tylko na siebie. Z ma³ym dzieckiem
przebywa³em 24 godziny na dobê a ¿ona le¿a³a i chorowa³a. Trwa³o to
bez kresu. My¶la³em, ¿e ju¿ nie dam rady. Mia³em straszne my¶li,
by³em na skraju wytrzyma³o¶ci psychicznej i czêsto te¿ fizycznej.
Pyta³em: gdzie jeste¶ Bo¿e? Jak d³ugo jeszcze? Chowa³em córkê i
synka, dba³em o ¿onê i nasz dom na ile potrafi³em. ¯ona czu³a siê
raz lepiej, raz gorzej. Wiele zale¿a³o od pogody; jak pada³ deszcz,
by³o gorzej. Jak ¶wieci³o s³onko, bywa³o lepiej. Jednak pogodê ducha
mia³a czê¶ciej. By³em pe³en podziwu, jak mo¿na w jej stanie zdrowia
mieæ jeszcze u¶miech na twarzy. P³aka³em na jej widok a ona
obdarowywa³a nas u¶miechem. To by³o nies³ychane! Pewnego dnia
musia³a niestety pój¶æ ju¿ do kliniki na terapie (chemia, sterydy) a
diagnoza by³a bezlitosna - RZS! Wówczas zosta³em sam.
Nie da siê opowiedzieæ, jak by³o i nawet nie bêdê usi³owa³ próbowaæ
o tym pisaæ, poniewa¿ pierwsze trzy dni by³em totalnie za³amany i
diabe³ podsuwa³ mi ju¿ najgorsze rozwi±zania. Ale Bogu dziêki, bez
w±tpienia z Jego pomoc± poma³u ogarn±³em siê i sprosta³em tym
okoliczno¶ciom. Po dwóch tygodniach (mia³o byæ minimum sze¶æ) ¿ona
wróci³a. By³o du¿o ra¼niej a rokowania by³y coraz lepsze.

Pewnego dnia podnosz±c z pod³ogi na rêce moj± ju¿ pó³roczn± córeczkê
poczu³em nagle, jak co¶ „r±bnê³o” mnie w krêgos³upie. Miewa³em ju¿
strzykniêcia, czy tzw. postrza³y, ale to by³o nic w porównaniu z tym
uk³uciem! Bardzo bolesne, niesamowicie bolesne. Trwa³o sekundê.
Wydoby³em z siebie jaki¶ okrzyk z bólu i znalaz³em siê na kolanach,
nie mog±c siê ju¿ podnie¶æ o w³asnych si³ach! Czu³em okropny ból w
lêd¼wiowej czê¶ci krêgos³upa, w tzw. krzy¿u. Córeczkê podnosi³em
niezliczone razy i codziennie w taki sam sposób, ale tym razem co¶
pêk³o i wyl±dowa³em na pod³odze. Nigdy wcze¶niej nic mnie tak nie
bola³o. Nie mog³em wykonaæ dos³ownie ¿adnego ruchu, ani centymetra.
Po dora¼nych lekach, jakim¶ sposobem wykaraska³em siê na piêtro do
swojego ³ó¿ka i koniec; ani w prawo, ani w lewo. Nic, w ogóle nic.
Do toalety 2,5 metra dociera³em na kolanach przez kilka minut.
Rodzina sta³a i patrzy³a z przera¿eniem, a mój synek, który zawsze
mia³ mnie za „Batmana” zw±tpi³, gdy¿ nigdy nie widzia³ ojca w takim
stanie niemocy. W domu brakowa³o ¶rodków do ¿ycia, a g³ówny filar
rodziny zosta³ podciêty jak drzewo i zwalony z nóg. Có¿ nam zosta³o?
Nauczeni byli¶my w takich sytuacjach wo³aæ do Boga zak³adaj±c, ¿e
Bóg obieca³ nie na³o¿yæ wiêcej ni¿ potrafimy, zdo³amy unie¶æ. Ale
przecie¿ wo³ali¶my ju¿ od roku w troskach, problemach i nic. Zamiast
poprawy by³o
gorzej i gorzej.
W trzecim dniu beznadziei postanowili¶my zaprosiæ pastora oraz braci
starszych i poprosiæ o modlitwê z namaszczeniem olejkiem.
Ja le¿a³em jak k³oda bez ruchu. Przyszli bracia, trochê zaskoczeni i
zdziwieni skal± powalenia mnie przez niemoc. Zaczêli¶my rozmawiaæ o
Bo¿ym S³owie. Na pytanie, czy wyra¿am chêæ i zgodê na modlitwê nade
mn± z pomazaniem olejkiem, odpowiedzia³em TAK. Modlitwa by³a krótka,
ale szczera. W dalszym ci±gu czu³em taki ból, jak przed modlitw±.
Oczywi¶cie mia³em ¶wiadomo¶æ, ¿e sytuacja mo¿e ulec zmianie za jaki¶
czas i znam takie przypadki, ale by³em zainteresowany uzdrowieniem
ju¿, tu i teraz!!! Oczywi¶cie nie dla mojego widzimisiê, czy z
powodu u¿alania siê na sob±, ale poniewa¿ taka by³a ogromna
potrzeba, gdy¿ by³em jedynym ¿ywicielem rodziny i potrzebowa³em tego
uzdrowienia natychmiast. Bracia rozeszli siê, ale zosta³ jeszcze
jeden z ¿on± i dzieckiem w odwiedzinach. Pomy¶la³em sobie; sorry -
kiedy oni sobie pójd±? Mia³em potrzebê fizjologiczn± i nie chcia³em,
¿eby mnie widzia³ ktokolwiek prócz rodziny w stanie pe³zania do
toalety. Poszli po pó³ godzinie. Kiedy wiedzia³em, ¿e s± ju¿ tylko
sami swoi, zacz±³em planowaæ sposoby przemieszczenia siê z ³ó¿ka do
toalety. Lekko poruszy³em siê i o dziwo poczu³em, ¿e jestem
sprawniejszy! Powiedzia³em: Bo¿e, ojej. Jedna noga, pomalutku
druga... i wsta³em!!! Id±c samodzielnie do toalety, jeszcze nieco
wolniej, nie dowierza³em, ¿e jest tak ogromna zmiana! Prze¿y³em
chwilowy szok a w sercu pojawi³a siê ogromna wdziêczno¶æ dla Pana
Jezusa i Boga Wszechmog±cego. Powiedzia³em - a jednak mnie, nêdznego
narzekacza, dobrotliwy Pan dotkn± swoja ³ask± i po prostu uzdrowi³.
Zacz±³em siê oskar¿aæ. Jak ¶mia³em w±tpiæ? Pomy¶la³em sobie, co
powie moja rodzinka, jak zejdê na dó³. Poniewa¿ by³ ju¿ wieczór,
chyba siê wystrasz±, ¿e to zjawa lub co¶ podobnego.
W tym miejscu muszê wspomnieæ, i¿ byli¶my ju¿ po d³ugiej podro¿y
¿ycia w ogromny stresie i kryzysie. Moja ¿onka i synek (córcia
jeszcze za ma³a) byli wystraszeni, zmêczeni i przera¿eni d³ugim
pasmem niepowodzeñ, które lawinowo zalewa³y nas z dnia na dzieñ, z
miesi±ca na miesi±c. Wrêcz bali¶my siê dzwonka do drzwi spodziewaj±c
siê komornika lub windykacji. Mieli¶my strach nawet przed samym
listonoszem, który zwykle dostarcza³ nam wiele z³ych wie¶ci.
Tak wiêc wracaj±c do uzdrowienia, zacz±³em wolno schodziæ po
schodach. ¯ona stanê³a jak os³upia³a. Pokaza³em palcem, ¿eby nie
krzycza³a. Podszed³em od ty³u do synka siedz±cego z koleg± przy
komputerze i jak czêsto w podobnych sytuacjach ca³uje go w g³owê,
co¶ pytam i wychodzê. Tym razem podobnie, podszed³em i poca³owa³em
siedz±cego Szymcia z góry od tylu w g³owê. Reakcja by³a standardowa;
- haj tatek! Po chwili dotar³o do ¶wiadomo¶ci synka, ¿e przecie¿ ja
le¿ê na górze i w ogóle od kilku dni siê nie ruszam. Syn wyskoczy³ z
fotela jak z trampoliny, dopad³ mnie z oczami pe³nymi szoku i
nieprawdopodobieñstwa tego, co widzi. Krzycza³: tatek, ty chodzisz,
no przecie¿ by³e¶ taki chory! Tak mnie u¶cisn±³, ¿e pomy¶la³em, i¿
dopiero teraz uszkodzi mi krêgos³up. Odpowiedzia³em: kochany synku,
przecie¿ byli bracia i siê modlili, prawda? By³o to kochani du¿e
prze¿ycie i wywar³o na nas ogromne wra¿enie. Chwa³a dla naszego
Stwórcy p³ynê³a strumieniami wdziêczno¶ci i podziêkowañ za wspania³y
nie do zakwestionowania prawdziwy cud. Ja oczywi¶cie ¿eby faktom
sta³o siê za do¶æ zacz±³em kursowaæ po schodach w dó³ i w górê
dowodz±c sobie i wszystkim, ¿e to nie jakie¶ jednorazowe pojawienie
siê mnie na dole, lecz trwa³e uzdrowienie w Imieniu Najwy¿szym, w
Imieniu Jezusa!!!
Oczywi¶cie zachowawczo nie biega³em po schodach jak nastolatek, w
normalnym têpe pokonywa³em schody tam i z powrotem pomijaj±c fakt,
¿e na naszych schodach mo¿e po³amaæ siê nawet nastolatek. S±
specyficzne, w±skie i krêcone w spirale.
Có¿, Bóg jest wielki i wierny. Naprawdê nie na³o¿y wiêcej, ni¿ by¶my
zdo³ali unie¶æ, choæ czêsto mamy wra¿enie, ¿e kres naszych
mo¿liwo¶ci, wytrzyma³o¶ci ju¿ dawno zosta³ przekroczony. Jednak Bóg
oczekuje wierno¶ci i ufno¶ci w ka¿dej sytuacji a nie u¿alania siê
nad sob±, poniewa¿ to wrêcz pewien rodzaj ba³wochwalstwa, a ufno¶æ
ma wielk± zap³atê...
Tre¶ci± mojego nastêpnego ¶wiadectwa bêdzie relacja o tym, jak Bóg
zatroszczy³ siê i wyprowadzi³ nas w niewiarygodny i niesamowity
sposób z kolosalnych problemów finansowych. Pan Bóg rozwi±za³
problemy uznane przez fachowców za nie do rozwi±zania. Rozwik³a³
rzeczy trudne i skazane na przegran± z ludzkiego aczkolwiek
fachowego punktu widzenia, tj. np. radcy prawnego, adwokata,
ksiêgowego itp. Jedyn± prawd± jest to, ¿e nale¿y za wszelk± cenê
najpierw szukaæ Królestwa Bo¿ego a wszystko inne bêdzie nam przydane
- nie co¶ tam - mówi Biblia, ale wszystko! (co do ¿ycia nam
potrzebne). Ubolewam nad tym, ¿e Bo¿e dzieci tak ma³o korzystaj± z
tej gwarantowanej obietnicy naszego wszechmog±cego Pana Boga.
Przecie¿ nazwa³ nas swoimi dzieæmi i obieca³ nie daæ nam kamienia
zamiast chleba.
To by³o prowadzenie od kija i laski do ³aski, tzn, od czasu trudnego
do czasu lepszego, ale czas trudny by³ jak¿e zbawienny! To by³a
³aska! To by³ czas, który uwa¿am z ca³± pewno¶ci± jako nieodzowny
element i przygotowanie do czasu dobrego i b³ogos³awionego.
To musi byæ proces.

W³a¶nie poprzez wypracowywanie w nas odpowiedniej postawy i
stanowiska, czy podejmowaniu w³a¶ciwych decyzji w wielu istotnych
sferach codziennego ¿ycia. Bóg zaopatrzy³ nas wg obietnicy Bo¿ego
S³owa absolutnie we wszystko, czego nam potrzeba On wszystko wie
najlepiej a ka¿dy potrzebuje czego¶ innego, poniewa¿ wszyscy
jeste¶my bardzo ró¿ni. Ale z niczego nie skorzystamy, je¶li
zabraknie nam w³a¶ciwej postawy w zaistnia³ych okoliczno¶ciach w
stosunku do naszego Pana (jeden potrzebuje zupki, drugi schabowego,
trzeci papki ry¿owej a czwarty... tak, jak ja kija). Mo¿e wtedy
zdo³amy poj±æ. Nie w±tpmy, bo nawet jeden wróbel nie spada bez Jego
woli, Jego wiedzy a my jeste¶my o wiele cenniejsi w Jego oczach ...
Drodzy, mo¿emy uchwyciæ siê wiar± s³ów Boga i wiele otrzymaæ. Jezus
powiedzia³: wszystko, o co poprosicie w Imieniu moim Ojciec da wam.
A wiêc mo¿ne daæ, czy nie? Owszem mo¿e, co nie znaczy, ¿e da albo ¿e
nie bêdziemy mieæ ¿adnych problematycznych okoliczno¶ci To w³a¶nie
one kszta³tuj± nasze braki w postawie i prowadz± do w³a¶ciwego
zachowywania siê i godnej Bo¿ego dziecka postawy!! Mo¿e bowiem
chodziæ o to, ¿e Bóg æwiczy nas indywidualnie i przygotowuje do
jakiej¶ specjalnej s³u¿by, do której zdolni bêdziemy jedynie wtedy,
gdy zes³ane zostan± na nas w³a¶nie takie £aski do¶wiadczeñ a nie
inne. Musimy równie¿ pamiêtaæ o tym, ¿e nie jeste¶my w stanie oceniæ
ani swych w³asnych niedoskona³o¶ci, ani te¿ rodzaju do¶wiadczeñ,
które mog³yby okazaæ siê nam pomocne. Pan Bóg precyzyjnie i
optymalnie dobiera dla ka¿dego z nas to, co jest najskuteczniejsze,
by zbli¿yæ nas poprzez w³a¶nie owe okoliczno¶ci do siebie i aby¶my
nauczyli siê s³uchaæ Jego g³osu jako swojego dobrego pasterza...
Udajmy siê dobrowolnie do Kanaanu, wiedz±c, ¿e przej¶æ musimy przez
potrzebne nam do¶wiadczenia by móc otrzymaæ obietnicê. Wiemy, i¿
tym, którzy mi³uj± Boga, wszystkie rzeczy dopomagaj± ku dobremu. Pan
Bóg wspó³dzia³a we wszystkim ku dobremu. Z kim??? Z tymi, którzy
Boga mi³uj±. Amen.
I¶cie dotkliwie prze¿y³em tê historiê na w³asnej skórze i wiem o
czym mówiê. Zachowywa³em siê tak, jak przypuszczam wielu ludzi
wierz±cych; p³acz±c i narzekaj±c. Ale ¶miem twierdziæ, ¿e gdyby moja
reakcja na trudne okoliczno¶ci by³a inna, bardziej Biblijna, to czas
rozwi±zania móg³by byæ o wiele krótszy. Najczê¶ciej sami sobie
przed³u¿amy czas naszych cierpieñ i problemów brakiem w³a¶ciwej
postawy. Jak bêdziemy siê tylko u¿alaæ nad sob± i zadawaæ pytania,
¿yæ pytajnikami; dlaczego ja, dlaczego mnie to spotka³o, bêdziemy
dreptaæ w miejscu i szemraæ. Zamiast przebyæ drogê we w³a¶ciwym
czasie, bêdziemy byæ mo¿e d³ugimi latami cierpieæ, czekaæ na
odpowiedz w naszych modlitwach i staæ niemal w miejscu a czas bêdzie
nieub³agalnie siê wyd³u¿a³. Jak dla Izraela na pustyni. Oby inaczej
by³o z wami, tego wam ¿yczê z ca³ego serca.
Dzia³y siê rzeczy skrajnie trudne i wrêcz niewiarygodne. Bóg
dzia³a³, dzia³a i dziej± siê rzeczy ma³o prawdopodobne i
niesamowite, ale jak¿e prawdziwe. Chwa³a Jemu za to na wieki wieków
Amen. C.d.n. P.B.
Nastêpne ¦wiadectwo, jak Chrystus Pan uzdrowi³ naszego syna Szymona
po 15 latach ciê¿kiej choroby !!!
Piotr |
Marzec
2010
Jerzy Sikora
- krótka historia mojego ¿ycia
By³ piêkny letni poranek, dok³adnie 15 lipca 1976 roku, oko³o
godziny 10.15. Znajdowa³em siê na po³udni Polski, w Stadnikach pod
Krakowem, w gronie oko³o 30 podobnych ch³opców z ró¿nych rejonów
kraju. Do dnia dzisiejszego jest tam ten klasztor i seminarium
duchowne. Weszli¶my do kaplicy, rozpoczê³a siê Msza odprawiana przez
ksiêdza Czes³awa, charyzmatycznego „m³odzie¿owca”. Siedzia³em w
ostatniej ³awce, jak na m³odego zbuntowanego przysta³o. Od trzech
lat, by³em intensywnie zaanga¿owany religijnie w ¿ycie Ko¶cio³a
Katolickiego. Jednocze¶nie coraz mocniej oddzia³ywa³ na mnie
panuj±cy wówczas system a dok³adnie, tak zwany Zwi±zek
Socjalistycznej M³odzie¿y Polskiej, staraj±c siê pozyskaæ moj±
duszê. By³em w stanie rozterki i zamieszania, niewiele rozumiej±c co
siê wokó³ mnie dzieje. Tak wiêc siedz±c w ostatniej ³awce, w pewnym
momencie do¶wiadczy³em niezwyk³ego prze¿ycia. Zosta³em od wewn±trz
wype³niony potê¿n± rado¶ci±, tak ¿e nie mog³em powstrzymaæ siê od
¶miechu. Zatyka³em usta rêk± a nawet wcisn±³em siê pod ³awkê, ¿eby
nie zwracaæ na siebie uwagi. Po prostu ¶mia³em siê jak nigdy dot±d.
Moje cia³o ogarnê³o ciep³o, tak ¿e by³em mokry od potu. Mia³em
g³êbokie przekonanie, ¿e mam do czynienia z Bogiem ¯ywym, odczu³em
Jego przemo¿n± obecno¶æ. Powiedzia³em mu: PANIE DO CIEBIE NALE¯Y
MOJE ¯YCIE, TOBIE CHCÊ S£U¯YÆ! Moje serce zosta³o wype³nione
pokojem. Znikn±³ wewnêtrzny bunt. Po tym niecodziennym
do¶wiadczeniu, wróci³em z wyjazdu jak na skrzyd³ach. Nie
potrzebowa³em tak jak dot±d, modliæ siê w oparciu o wyuczone
formu³y, poniewa¿ modlitwa sama wylewa³a siê z mojego serca i ust.
Czêsto przechodzi³a ona w formê modlitwy w niezrozumia³ych jêzykach.
Dopiero po latach dowiedzia³em siê, ¿e tym w³a¶nie darem, miêdzy
innymi, charakteryzuje siê wylanie Ducha ¦wiêtego.
Od tego momentu zacz±³em racjonalnie i trze¼wo my¶leæ oraz planowaæ
swoje ¿ycie. By³em zupe³nie przeciêtnym ch³opcem z prowincji, z
po³udniowych rejonów Opolszczyzny. Wychowa³em siê w rodzinie jako
szósty, najm³odszy z rodzeñstwa. Mia³em prostych ale dobrych
rodziców, przepe³nionych boja¼ni± Bo¿±, szacunkiem do cz³owieka,
dobroczynno¶ci± i tolerancj±. Chodzi³em do szko³y zawodowej o
profilu mechanicznym. Pó¼niej podj±³em pracê i równocze¶nie
kontynuowa³em naukê w technikum wieczorowym. Mija³y kolejne lata,
chodzi³em z Bogiem w bliskiej relacji, odczuwa³em Jego obecno¶æ.
Pamiêta³em o s³owach, które wypowiedzia³em, ¿e do Niego nale¿y moje
¿ycie i ¿e Jemu chcê s³u¿yæ. Poniewa¿ poza Ko¶cio³em Katolickim nie
zna³em ¿adnego innego ko¶cio³a, s³u¿enie Bogu kojarzy³em tylko z
konieczno¶ci± zostania ksiêdzem. W najg³êbszym przekonaniu i w
najlepszej wierze, w³a¶nie tak± drogê wybra³em.
Znalaz³em siê w seminarium duchownym, na swego rodzaju studiach
humanistycznych, gdzie by³o trochê filozofii i historii oraz sporo
ró¿norakiej teologii. To co jednak naprawdê przykuwa³o moj± uwagê,
to nowe pr±dy czyli ruchy odnowy ko¶cio³a, poniewa¿ intuicyjnie
wyczuwa³em w otaczaj±cej mnie rzeczywisto¶ci brak ¿ycia! W czasie
wakacji 1982 roku znalaz³em siê w gronie oazowiczów, pozna³em ludzi
nowo narodzonych z Ducha, którzy tak jak ja, oddali swoje ¿ycie
Jezusowi. Wówczas Duch ¦wiêty w oparciu o Dz. Ap. 2,41-42 pokaza³
mi, ¿e Ko¶ció³ jest wspólnot± w sensie jedno¶ci ducha, wiary i w
realnym wymiarze relacji miêdzyosobowych. Cz³owiekiem, który
zainspirowa³ mnie swoj± wizj± by³ ks. Franciszek Blachnicki
za³o¿yciel Ruchu ¦wiat³o ¯ycie, wielki reformator Ko¶cio³a w Polsce.
Od tego momentu mia³em tylko jeden cel, który w kilku s³owach mo¿na
by okre¶liæ jako: odnowê Ko¶cio³a poprzez powrót do ¼róde³, powrót
do Biblii i otwarcie na Ducha ¦wiêtego!
W 1986 roku ukoñczy³em studia i zosta³em ksiêdzem. Równocze¶nie
stopniowo wzrasta³a moja ¶wiadomo¶æ biblijna i do¶wiadczenie ¿ycia
wspólnotowego. Wszêdzie tam gdzie by³em tworzy³em wspólnoty odnowy.
By³em jednak m³odym cz³owiekiem, bardzo niedojrza³ym, naiwnym i
pysznym. Szybko spotka³em siê z niezrozumieniem i sprzeciwem. W
miarê wzrastania w ¶wiadomo¶ci i rozwoju naszych wspólnot odnowy,
które prowadzili¶my wspólnie z innymi ksiê¿mi narodzonymi z Ducha,
dochodzi³o do coraz wiêkszych taræ „starego z nowym”. By³y to trudne
i bolesne do¶wiadczenia, które w d³u¿szej perspektywie czasowej,
prowadzi³y do psychicznego, fizycznego i duchowego wyniszczenia.
Dosz³o do tego, ¿e po siedmiu latach przygotowañ i formacji w
seminarium oraz po nastêpnych siedmiu latach bycia ksiêdzem,
traci³em powoli przekonanie co do mo¿liwo¶ci realizacji celu, który
mnie motywowa³, a mianowicie odnowy Ko¶cio³a, w którym
funkcjonowa³em.
11 lutego 1993 roku w Warszawie na konferencji, z udzia³em Johna
Wimbera, organizowanej przez Ruch ¦wiat³o ¯ycie i Ko¶ció³
Zielono¶wi±tkowy, po raz wtóry, do¶wiadczy³em potê¿nego nape³nienia
Duchem ¦wiêtym. Wówczas wspó³pracowali¶my ju¿ z chrze¶cijanami
innych wyznañ. Pozwoli³o mi to zobaczyæ, ¿e Jezusowi mogê s³u¿yæ nie
tylko tak jak dotychczas, ale równie¿ w inny sposób. Ostatecznie 23
kwietnia 1993 roku opu¶ci³em struktury Ko¶cio³a Katolickiego w
przekonaniu ¿e Bóg w³a¶nie tego ode mnie oczekuje. Maj±c 35 lat
zaczyna³em ¿ycie od nowa, przynajmniej w sensie socjalno-bytowym. W
sensie duchowym szuka³em nowej wspólnoty, ¿eby dalej wzrastaæ i
rozszerzaæ Jego Królestwo. Mia³em te¿ przekonanie potwierdzone przez
innych, ¿e jestem uwolniony do ma³¿eñstwa, wiêc szuka³am ¿ony. W
1994 roku znalaz³em dwa w jednym, Wspólnotê Nowe Przymierze i Haniê
pó¼niejsz± moj± ¿onê. Pobrali¶my siê w 1996 roku. Trzy lata pó¼niej
urodzi³a siê nasza pierwsza córka Martyna. Pojawienie siê na ¶wiecie
dziecka sprawi³o, ¿e lepiej zrozumia³em Ojcowskie Serce Boga. Przez
siedem lat pracowa³em na etacie jako urzêdnik pomocy spo³ecznej,
dorabiaj±c w czasie wakacji za granic±. Pó¼niej Bóg da³ mi
do¶wiadczyæ prowadzenia w³asnego biznesu. Przeszli¶my przez
trudno¶ci mieszkaniowe. Dwana¶cie lat mieszkali¶my w kawalerce na 27
metrach. W 2008 roku Bóg zaspokoi³ nasze potrzeby, pozwoli³ nam
kupiæ dom.
Przesz³o siedem lat starali¶my siê o drugie dziecko. Chocia¿ lekarze
nie dawali nam praktycznie ¿adnych szans, to Bóg na pocz±tku lipca
2008 roku, powiedzia³ do mojej ¿ony: ZA ROK URODZISZ ZDROWE DZIECKO.
I dok³adnie tak siê sta³o! Karolina urodzi³a siê zdrowa nawet przed
up³ywem roku, 28 czerwca 2009.
Jest to wielkim cudem w naszych
oczach! Bóg naprawdê jest dobrym Ojcem! Je¿eli chodzi o Ko¶ció³ i
wspólnotê, by³ to dla mnie nie ³atwy czas dalszego dojrzewania
osobowo¶ciowego i duchowego. Pope³ni³em wiele b³êdów. Przez kilka
lat stara³em siê wyjechaæ z Gliwic dok±dkolwiek, ale Bóg mi nie
pozwala³. A¿ w koñcu, w lipcu 2007 przemówi³ do mnie wyra¼nie i
wielokrotnie to powtórzy³: ZOSTAÑ W GLIWICACH, wiêc zosta³em.
Nastêpnie w pa¼dzierniku 2007 Bóg mówi³ do mnie: CHCÊ ¯EBY¦
ODBUDOWA£ MOJ¡ ¦WI¡TYNIÊ. Wtedy te¿ w pos³uszeñstwie Panu, na nowo
zainicjowali¶my spotkania i zaczêli¶my tworzyæ now± spo³eczno¶æ,
która pó¼niej przyjê³a nazwê Centrum Inspiracji Chrze¶cijañskiej w
Gliwicach. Chcemy byæ Mu wierni i ca³kowicie do Jego dyspozycji.
Dzisiaj te¿ wiem, bardziej ni¿ kiedykolwiek, ¿e wszystko cokolwiek
pozytywnego zdo³a³em dokonaæ oraz to ¿e przetrwa³em i nie straci³em
wiary, to sta³o siê tylko dziêki ³asce Bo¿ej.
Niew±tpliwie osoba Jezusa Chrystusa, którego pozna³em osobi¶cie jako
mojego Pana i Zbawiciela w wieku osiemnastu lat, wywar³a na mnie
najwiêkszy i decyduj±cy wp³yw. Jezus nada³ najg³êbszy sens mojemu
¿yciu. Nie wyobra¿am sobie ¿ycia bez Niego. Kocham Go! Jemu oddajê
najwy¿sz± chwa³ê, cze¶æ i uwielbienie, poniewa¿ Jego jest w³adza,
moc i Królestwo. |

John Harper urodzi³ siê 29 maja 1872 w chrze¶cijañskiej rodzinie. W
ostatni± niedzielê marca 1886 trzynastoletni John og³osi³ Jezusa
Panem swojego ¿ycia. Cztery lata pó¼niej, w wieku 17 lat zacz±³ o
tym opowiadaæ innym; na pocz±tku chodzi³ ulicami swojej wioski i
szczerze b³aga³ ludzi, aby pojednali siê z Bogiem. W miarê
dorastania jedna rzecz stawa³a siê widoczna: by³ poch³oniêty przez
S³owo Bo¿e. Kiedy ró¿ni duchowni pytali go, co sk³ada siê na jego
doktrynê, odpowiada³ zwykle: „S³owo Bo¿e!“ Po sze¶ciu latach
znojnego g³oszenia dobrej nowiny o Jezusie Chrystusie na rogach ulic
i w miejscu pracy, we m³ynie, Harper za³o¿y³ 25-osobow± wspólnotê.
13 lat pó¼niej liczy³a ona ponad 500 cz³onków. W tym czasie Harper
o¿eni³ siê. Owocem jego ma³¿eñstwa by³a córeczka Nana. Niestety,
wkrótce zosta³ wdowcem. John Harper miewa³ specyficzne, wrêcz
periodyczne do¶wiadczenia; kilka razy w czasie swojego ¿ycia by³
bliski utoniêcia. Kiedy mia³ dwa i pó³ roku o ma³o siê nie utopi³
wpadaj±c do studni. Matka zmuszona do reanimacji zdo³a³a go
odratowaæ. Gdy mia³ 26 lat, zosta³ wci±gniêty w morze przez wsteczny
pr±d i ledwie uszed³ z ¿yciem. W wieku 32 lat stan±³ oko w oko ze
¶mierci± na przeciekaj±cym statku na Morzu ¦ródziemnym. Byæ mo¿e Bóg
u¿y³ tych do¶wiadczeñ, by przygotowaæ swojego s³ugê na to, co mia³o
nast±piæ pó¼niej.
Gdy noc±, 14 kwietnia 1912 roku RMS Titanic p³yn±³ szybko po
lodowatych wodach oceanu prosto w anna³y historii, na swoim
pok³adzie mia³ wielu bogatych i znanych ludzi. W chwili wyp³yniêcia
by³ najwiêkszym ruchomym obiektem wykonanym przez ludzi. O godzinie
23:40 tej pamiêtnej nocy, góra lodowa rozdar³a bok tego statku,
zalewaj±c dolne pok³ady lodowata woda. Sze¶æ wodoszczelnych grodzi
zosta³o rozerwanych i ocean pocz±³ wlewaæ siê do ¶rodka.
Na tym luksusowym liniowcu znajdowa³ sie John Harper ze swoj±
ukochan± 6-letni± córeczk±, Nan±. Jak podaj± dokumenty, gdy tylko
by³o wiadome, ¿e statek utonie, John Harper umie¶ci³ swoj± córeczkê
w ³odzi ratunkowej. Mo¿na przyj±æ, ¿e ten owdowia³y kaznodzieja z
³atwo¶ci± móg³ opu¶ciæ statek razem z dzieckiem, lecz tylko
poca³owa³ swoj± ¶liczn±, maleñk± dziewczynkê i patrz±c jej w oczy
powiedzia³, ¿e pewnego dnia zobaczy go znowu. Race ¶wietlne
o¶wietla³y ³zy na jego twarzy, gdy odwróci³ siê i pobieg³ w kierunku
zdesperowanego t³umu na ton±cym liniowcu. Kiedy ty³ ogromnego statku
zacz±³ siê podnosiæ, jak podaj± dokumenty, Harper uda³ siê na pok³ad
krzycz±c: „Kobiety, dzieci i niezbawieni do ³odzi ratunkowych!“
Kilka minut pó¼niej Titanic rozdar³ siê na dwie czê¶ci. Wielu
my¶la³o, ¿e to eksplozja z³ama³a statek na pó³. Wtedy ludzie zaczêli
skakaæ z pok³adu do lodowato zimnej wody. Harper by³ miêdzy nimi.
Tej nocy 1528 osób znalaz³o siê w oziêb³ym oceanie. Widziano Johna
Harpera, jak p³ywa³ w wodzie miêdzy lud¼mi, prowadz±c ich do Jezusa,
zanim przech³ódzenie okaza³o siê ¶miertelne. Pan Harper podp³yn±l do
pewnego m³odzieñca, który wdrapal siê na jaki¶ szcz±tek wraku.
Zapyta³ go: „Jeste¶ zbawiony?“ M³ody cz³owiek odpowiedzia³, ¿e nie
jest. Harper próbowa³ przyprowadziæ go do Chrystusa, lecz cz³owiek
ten odmówi³. John Harper zdj±³ wtedy swoj± kamizelkê ratunkow±,
rzuci³ mu j± i powiedzia³: „Masz w takim razie, potrzebujesz tego
bardziej ni¿ ja...“ i pop³yn±³ do innych ludzi. Kilka minut pó¼niej
Harper wróci³ do tego m³odzieñca i doprowadzi³ go do nawrócenia.
Z 1528 ludzi, którzy wskoczyli do wody tej nocy, sze¶cioro
uratowano. Jednym z nich by³ ten m³ody cz³owiek trzymaj±cy siê
drewna. Cztery lata pó¼niej, na spotkaniu ocalonych z katastrofy,
ten sam m³odzieniec wsta³ i we ³zach wspomina³, jak John Harper
przyprowadzi³ go do Chrystusa. Zanim intensywne zimno sprawi³o, ¿e
Harper pogr±¿y³ siê w lodowatym oceanie, zd±¿y³ on powiedzieæ:
„Uwierz w Pana Jezusa a bêdziesz zbawiony.“
„Nie ma wiêkszej mi³o¶ci, jak to, gdy cz³owiek oddaje ¿ycie swoje za
przyjació³ swoich...“ - powiedzia³ Jezus. Mo¿na ¶mia³o powiedzieæ,
¿e to nie para romantycznych kochanków, lecz John Harper by³
prawdziwym bohaterem Titanica!
¬ród³o:
„The Titanic's Last Hero“, Moody Press 1997
przedruk: S³owo Tygodnia, Australia - Perth
t³um. Marcin Grabiñski
Pobrano z nowasol.kz.pl |